Skocz do zawartości

WilkFenris - czyli, co Wilki robią gdy nie śpią...


Rekomendowane odpowiedzi

To samo miałem jak pierwszy raz w życiu odpaliłem mój teleskop 90/900 180x Księżyc nad Wrocławiem.

Normalnie prawie się zawstydziem, że podglądam Księżyc :)

 

A szczegółowość wydawała mi się taka, że zacząłem wypatrywać czy tam jakiejś drobnej kropki nie zobaczę co się RUSZY!

A bo to wiemy kiedy i gdzie i CO się kiedyś ruszy na Księżycu?

 

I rzeczywiście - jednak trójwymiar! Tak się to czuje. Od razu widać, że nie martwa fotografia - zdeflorowana okiem fotografa i wydawcy, gdzie już nic nie masz szans odkryć ! :P

 

Pozdrawiam

 

 

 

Edytowane przez ekolog
  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prosimy nie regulować teleskopów.
________________________________

Niedawno, kiedy pierwszy raz patrzyłem na niebo przez swój świeżo zakupiony teleskop, napotkałem pewien problem. Zacznijmy może od początku...

Oczywiście po długiej i zapewne pełnej podskoków i wybojów drodze w bagażniku kuriera, teleskop kompletnie się rozregulował. Cela sie poluźniła i zwierciadło główne kolebało się minimalnie na boki. Widząc potrzebę regulacji i wyczyszczenia całości (w końcu to teleskop używany) po prostu rozebrałem wszystko na części, wyczyściłem i złożyłem ponownie niwelując wszelkie luzy. Po zrobieniu sobie kolimatora z dekielka od wyciągu (wiertarka i podkładka od zwykłej śruby robią cuda) zabrałem się za kolimację.

Pierwsze próby były niezbyt udane i raczej frustrujące, do póki nie zorientowałem sie, że w poradniku do kolimacji coś jest nie w porządku. Otóż po głębszej analizie okazało sie, że mój teleskop ma offset, a poradnik dotyczył kolimacji teleskopu bez offsetu. Oczywiście możecie sobie wyobrazić jak staram sie wycentrować wszelkie odbicia. Po odkryciu tego, co robię źle, kolimacja zajęła pięć minut. Cóż... nauczyło mnie to, że trzeba bardziej uważać przy doborze "poradników".

Po szczęśliwym ustawieniu całości przyszedł czas na obserwację... o ile pogoda się poprawi. Tymczasem chmury zdaje sie upodobały sobie moją okolicę i za nic nie chciały sobie odpuścić. Trwało to jakiś tydzień. Cierpliwości... tak sobie powtarzałem. Chmury to zjawisko naturalne i na 100% nie robią tego specjalnie. Jeszcze raz potwierdziło się, że człowiek ma naturalne tendencje do personifikacji zjawisk naturalnych i nadawania im intencji... z reguły złośliwych. Wielka tygodniowa smuta, została spożytkowana na znalezienie odpowiednich toreb, które posłużą do transportu i przenoszenia teleskopu. Tuba w worek marynarski, do którego wszyłem wyściółkę ze starego śpiwora dla ochrony przed uderzeniami i amortyzacji wybojów w transporcie. Montaż, okulary i kilka innych pierdółek, trafiły do torby, która wymiarem idealnie pasowała do EQ 3-2 i pozwalała umieścić go tam w całości. Przeciwwagi trafiły do małego plecaka, gdzie miejsce znajdzie też latarka i kilka innych niezbędnych w obserwacjach astronomicznych rzeczy, jak np. woda do picia i awaryjny papier toaletowy. Warto sie przygotować na wszelkie ewentualności.

Chmury nareszcie ustąpiły... no może nie całkiem, ale na tyle, aby dało się już obserwować. Szczęśliwy rozstawiam teleskop przy oknie i liczę na fajne widoczki. Uprzedzając reakcję... mieszkam na poddaszu (w sporym oddaleniu od centrum miasta, w domku jednorodzinnym) i moje okna wychodzą idealnie na południe. Nic nie zasłania mi widoku aż po sam horyzont. Oczywiście ogranicza mnie to tylko do obserwacji w jednym kierunku, ale na pierwsze próby wystarczy. Nie chciałem nosić teleskopu poza dom, aby na miejscu odkryć, że np. kolimacja poszła nie tak, albo coś innego nie gra i cała wyprawa na marne. Postawiłem na bezpieczny wariant. Do testów wystarczy. Wszystko więc było gotowe...

Pierwsze cele to gromady otwarte w Wężowniku. Wybrałem je dlatego, że dobrze znam te obiekty. Gromady otwarte i większe gromady kuliste obserwuję od dawna przez lornetkę i znam ich pozycje dość dobrze, więc nie musiałem ich długo szukać. Przez lornetkę 10x50 były dość dobrze widoczne, ale w teleskopie musiały przecież wyglądać znacznie lepiej. Zakładam okular 25mm, żeby ogarniać całe gromady i do dzieła. Na pierwszy cel poszła IC 4665. Heh... może nie jest to najefektowniejszy obiekt na niebie, ale widok był przedni. Zachęcony wynikiem przeskoczyłem na wpierw na IC 4756, a następnie na NGC 6633. Wszytko było piękne, a widoki bogate i szczegółowe. Ilość gwiazd robiła wrażenie, a przy ostatniej dodatkowo zachwyca kształt, który przypomina warkocz z maleńkich gwiazd, który oplata jedną jaśniejszą gwiazdę w centrum. Nic nie zdradzało tego, co miało zaraz nastąpić. Powiększenie rzędu 30x i punktowe obrazy gwiazd skutecznie kamuflowały ukrytego wroga.

Teraz przyszła kolej na M5. Cieszyłem sie, że wreszcie zobaczę gromadę kulistą w pełnej krasie. Najpierw odszukałem gromadę w okularze 32mm. Wyglądała tylko na nieco większą niż w lornetce. OK. Tak ma być. Chodziło tylko o znalezienie obiektu. Celujemy... zakładamy okular 10mm... łapiemy obiekt... ostrzymy i... zaraz zaraz... co jest grane. Mogę wyłapać tylko co jaśniejsze gwiazdy z gromady, a reszta tonie w jakiejś mgiełce i nie sposób wyostrzyć dobrze obrazu. Coś mi tu nie pasuje. Sprawdzamy kolimację. OK. Dorzucamy barlowa x2 i łapiemy ponownie M5. To samo. To dość rozczarowujące. Miałem wrażenie jak by ktoś mi wsadził M5 do garnka z ciepłą wodą. Detali nie zobaczyłem.

Dla testu ustawiłem się na Saturna. Zobaczyłem mniej więcej to:



Jak się domyślacie, nie byłem zadowolony.
Obraz był nieostry i wykazywał wyraźne oznaki falowania, rozmywania sie i rozdwajania. Tylko od czasu do czasu na ułamek sekundy wydawał się klarowny. Co się właściwie dzieje? Skojarzenia z drgającym powietrzem, jakie widać w słoneczne dni na plaży, czy nad większymi powierzchniami asfaltowo - betonowymi, nasuwało się samo. Atmosfera... Dzień nie był jakaś przesadnie gorący, ale wiało, było sporo chmur, a temperatura w dzień zmieniała się kilka razy to na wyższą, to na niższą w zależności od zachmurzenia. Raz nawet padał drobny deszczyk. Ogólnie pogoda była kapryśna i niespokojna.

Seeing. To pojęcie, które było mi do tej pory zupełnie obce, nagle nabrało pierwszorzędnego znaczenia. Oto bowiem okazało sie, że jest to rzecz w obserwacjach praktycznie najważniejsza. Zanieczyszczenie światłem pogarsza obraz, ale tylko, jeżeli chodzi o zasięg. Nie uniemożliwia obserwacji jaśniejszych obiektów, po prostu czyni je mniej efektownymi. Słabszych obiektów możemy nie dostrzec, ale na jaśniejszym niebie i tak jest co oglądać. Seeing natomiast, potrafi całkowicie uniemożliwić otrzymanie szczegółowych obrazów w większych powiększeniach i to niezależnie od tego czy jesteśmy w mieście, czy poza nim. Turbulencje jakim podlega atmosfera powodują drastyczny spadek zdolności rozdzielczej teleskopu i stajemy sie ślepi. Umyka nam większość subtelnych detali, to co najważniejsze. Tracimy ten czynnik wow, który przyciąga nas do naszych okien na wszechświat.

Do tej pory niedoceniałem tego zjawiska. Przy powiększeniu 10x jakie uzyskuje moja lornetka seeing świetnie sie kamuflował. Kiedy natomiast użyłem teleskopu i uzyskałem powiększenia rzędu 150x byłem zaskoczony. Nigdy nie podejrzewałem, że atmosfera tak bardzo zaburza obserwacje astronomiczne. Oczywiście słyszałem przy wielu okazjach np. oglądając programy popularnonaukowe o tematyce astronomicznej, że atmosfera pogarsza obraz. Wydawało się to logiczne i sensowne. Nie miałem jednak pojęcia jak duży jest to wpływ, dopóki sam nie spojrzałem w teleskop.

Niestety przez ostatni tydzień, może półtora, pogoda nie rozpieszcza. Chmury, deszcz, silne wiatry, fatalny seeing. Nie miałem tak naprawdę okazji do tego, aby sprawdzić teleskop w dobrych warunkach. Zawsze coś staje na przeszkodzie. Pokusa do personifikacji i osobowych oskarżeń wobec matki natury rośnie z każdym dniem...

___________________________________

Trafiłem też na świetnie zobrazowane różnice jakie daje dobry i zły seeing. Każdy początkujący powinien to zobaczyć, żeby wiedzieć czego może oczekiwać i nie popadać w szał regulacji i kolejnych kolimacji. Teleskop nie jest tutaj niczemu winny.

 

 

 

  • Lubię 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak to właśnie jest z kosmosem. Mogę przesiadywać w nieskończoność w jednej pozycji wpatrzony w Jowisza i obserwujący jego ruch. Następnego dnia to samo, kolejnego też. Niby obiekt ten sam, ale jednak zawsze coś nowego : ) Przez ostatnie chyba ponad 3 miesiące nie dane byłoby mi pobawić się teleskopem ze względu na brak czasu. Jednak powoli kończy się zap***ol i będę mógł wreszcie nacieszyć oczy : )

 

Ale jaka była uciecha kiedy pierwszy raz zobaczyłem Jowisza, Andromedę czy też mgławicę Oriona... Nie to samo co na kolorowych, wypasionych zdjęciach z internetu ale za pomocą moich oczu : )

Edytowane przez oedippus
  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Laserem po oczach

__________________________

 

Sprawiłem sobie mały prezencik w postaci kolimatora laserowego. Ostatecznie działa on wyśmienicie, ale na początku (jak zwykle) były małe problemy.

 

Po tym, jak kolimator własnej produkcji okazał się niedostatecznie dokładny i do tego trudny w użyciu wieczorem, zamówiłem sobie kolimator laserowy. Koszt kolimatorów optycznych troszeczkę mnie zaskoczył, dlatego dopłaciłem te 60zł i kupiłem sobie kolimator, którego będę mógł używać w zimowych ciemnościach, gdy będę wybierał się na obserwacje. Jak się przekonałem po wyprawie nad morze, o której napiszę nieco później, teleskop po nawet 30 - 40 minutowej jeździe samochodem po naszych jakże równych drogach, potrafi nieco zgubić kolimację. W lato to nie problem, do długo jest widno, ale na jesieni i w zimę, ciemno robi się już jak wychodzę z pracy. Jak wybiorę się gdzieś dalej samochodem, to nie będzie jak na miejscu skorygować ewentualnych błędów, a aż taki zaawansowany nie jestem, żeby korygować większe błędy na gwiazdach. W takich warunkach kolimator optyczny jest mało użyteczny, więc padło na laser.

 

Jak taki kolimator może wyglądać każdy wie, wiec nie ma się co rozpisywać. Żeby mieć pewność, że laser jest ustawiony poprawnie, postanowiłem trochę pokulać kolimator po biurku. Jakież było moje zdziwienie, gdy laserek zataczał niewielką sinusoidę. Tak być przecież nie może... no ale dobra. Kolimator można przecież kolimować :wassat:

 

Tylko jak... na ślepo nie ma co, bo wyjdzie z tego kiszka i będę kręcił śrubami pół dnia i nic z tego nic będzie. W przebłysku geniuszu postawiłem kolimator na lusterku. No tak. To pozwala skorygować laser na tyle, aby znikał w otworze w centralnej części tarczy. Ale... po ponownym rolowaniu po blacie nadal była widoczna niewielka sinusoida. Taka tyci tyci, ale jednak... Trzeba było zwiększyć dokładność kolimacji kolimatora :P Po chwili namysłu założyłem na kolimator barlowa x2 i ponownie postawiłem na lusterku. Ha!!! To jest to. Plamka lasera uległa powiększeniu do takich rozmiarów, że już nie mieściła się w centralnym otworze. Teraz mogłem idealnie wycentrować plamkę lasera. Po zakończeniu procesu i ponownym kulaniu po blacie uzyskałem prostą linię.

 

Teraz można kolimować rozkolimowany teleskop przy użyciu skolimowanego kolimatora :rofl:

  • Lubię 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WilkFenris,

 

Jako miłośnik kosmosu, widziałem niesamowite zdjęcia i filmy, zarówno te realne, jak i te generowane komputerowo. Piękne... kolorowe... szczegółowe... ale kiedy wychodzę na ogród, aby popatrzeć w gwiazdy moją starą i rozklekotaną lornetką made in ZSRR czuję coś zupełnie innego. Coś nowego. Taką niezrozumiałą, naiwną, dziecięcą radość z robienia rzeczy prostych, z pozoru bezcelowych. Przecież już widziałem wszystkie te obiekty, na które teraz patrzę. Widziałem je znacznie lepiej niż widzę je teraz. A jednak... patrząc w gwiazdy własnymi oczami czuję się inaczej. Czuję się tak, jak by cały kosmos był tu w tej chwili tylko i wyłącznie dla mnie. To właśnie to uczucie intymności kiedy patrzę w gwiazdy tak mnie do nich przyciąga. To doświadczenie bardzo osobiste. Zupełnie jak dotyk ukochanej kobiety. Prawdziwy i ciepły, taki, który jest przeznaczony tylko dla moich palców i ust...

 

Fotografie są piękne, ale to tylko fotografie. Kawałek zadrukowanego papieru, lub obraz na monitorze. Patrząc na nie, nie czuje z nimi więzi, nie potrafię czerpać z nich emocji. Niebo, które teleskop przede mną otwiera jest autentyczne. Nikt go nie upiększa, nie obrabia komputerowo, nie łączy ze zdjęć w różnych pasmach fal, nie dokonuje korekt niedoskonałości obrazu. Tego nieba nikt przede mną nie widział. Tylko takie niebo daje się poczuć... tylko takie niebo daje się dotknąć... tylko takie niebo potrafi odwzajemnić spojrzenie... tylko takie niebo jest dla mnie prawdziwe. Wszystko inne jest już tylko jego kopią.

 

Myślę, że napisałeś coś bardzo ważnego - coś co "gra w duszy" każdemu miłośnikowi obserwacji nieba, choć bardzo rzadko o tym mówimy czy piszemy... Ja od dawna w moich dziennikach gwiazdowych planuje przemycić tego typu treści, jednak zawsze i tak kończę na "suchej relacji". Masz u mnie dużego plusa za ten post ;).

 

Pozdrawiam

Piotrek Guzik

Edytowane przez Piotrek Guzik
  • Lubię 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Witajcie ponownie...

 

Dwa tygodnie nad morzem to całkiem niezły urlop. Człowiek morze odpocząć, polenić się, wypić piwko w dobrym towarzystwie i nie martwić się o czas i pracę. Pod tym względem nie mogę narzekać i jestem z wyjazdu zadowolony. Nie ma to jak...

 

DSC09742.JPG

 

...szum morza i wiatru ;)

 

Astronomicznie jednak nie było już tak dobrze, chociaż byłbym niewdzięcznym obserwatorem, gdybym za nadto narzekał. Spodziewałem się złych warunków, bo jakże by mogło być inaczej pod koniec czerwca i na początku lipca, podczas najjaśniejszych nocy w całym roku i to w dodatku na wybrzeżu. Liczyłem jednak na więcej bezchmurnych dni. Niestety z całych dwóch tygodni były tylko trzy dobre noce, z czego w pełni wykorzystałem dwie. Wprawdzie pojawiały się większe dziury w chmurach w ciągu kilku innych, jednak szczerze mówiąc, czekanie z teleskopem na przerwy między leniwie sunącymi po niebie obłoczkami tylko po to, żeby stwierdzić, że i tak jest za jasno na większość obiektów, wydała mi się mało sensowna. Poleżałem więc sobie trochę na leżaku przy ognisku z lornetką i od czasu do czasu zerkałem w niebo przez 10x50 gdy w żarze skwierczały ziemniaczki, a obok piwko zachodziło rosą na butelce. Mniej to frustrujące, a widoki równie piękne, a w tych warunkach chyba nawet przez lornetkę ładniejsze niż w teleskopie. Nie zawsze rozgwieżdżone niebo lepiej wygląda w detalach. Czasami dobrze jest spojrzeć na nie z szerszej perspektywy i podziwiać jednocześnie setki gwiazd np. w Łabędziu. Widok niezapomniany i bez zbędnych komplikacji. Czysta przyjemność...

 

Postaram się zrelacjonować co widziałem i w jakich warunkach, ale nie oczekujcie szczegółowego sprawozdania i nadmiaru faktów, czy przesadnie literackiej formy ;) Fakty dotyczące każdego z wymienionych tu obiektów, każdy w Internecie może odszukać sam. Nie jestem do tego potrzebny. To wrażenia moim zdaniem są bezcenne i to nimi powinniśmy się dzielić przede wszystkim, bo to one trzymają nas przy astronomii.

 

Do dzieła więc...

 

----------

 

Noce 21, 22 i 23 czerwca minęły dość leniwie. W piątek 21 było sporo chmur układających sie na niebie w pasy niczym pręgi na ciele tygrysa. Taki stan rzeczy nie pozwalał na zbyt wiele, ale obserwacje księżyca ze względu na jego dużą jasność i dość cienkie chmury były możliwe. Detale w prawdzie umykały w delikatnej mgiełce, jednak ogólny efekt był ciekawy. Księżyc przebijający się przez pasy chmur i otoczony w około mglistą poświatą robił wręcz mistyczne wrażenie. Trochę jak z legend o wilkołakach ;) Piękny obrazek, choć zapewne z punktu widzenia czysto technicznego mało wartościowy. 22 czerwca musiałem jechać na lotnisko do trójmiasta odebrać ciotkę i zawieźć ją z powrotem do Elbląga, więc niestety wieczór i część nocy spędziłem za kółkiem. 23 natomiast wieczorem przeszły burze. Cóż... takie w Polsce mamy lato ;)

 

DSC09703.JPG

 

----------

 

Na szczęście nadszedł 24 czerwca i stała się jasność. I to dosłownie, ponieważ niebo było naprawdę jasne. Całkowity brak chmur i względnie dobra widoczność zdawały się dodatkowo potęgować ten efekt. Księżyc niemal w pełni też specjalnie nie pomagał. Było bardzo widno. Nie musiałem nawet używać latarki. No ale pogoda dopisywała. Powietrze było przejrzyste, a do tego wiał całkiem silny i bardzo ciepły wiatr od morza. Byłem zaskoczony jego temperaturą. Zupełnie jak by ktoś skierował na mnie suszarkę. Całą noc spędziłem na zewnątrz tylko w bawełnianej koszulce z długimi rękawami i nie zmarzłem. Do tego kompletnie nie było wilgoci. Mogłem spokojnie położyć się na trawniku bez narażania się na przemoczenie. Nie było też ani jednego komara. O tej porze roku to wręcz zakrawa na cud. Po prostu... boski wiatr ;)

 

Z obserwacjami wystartowałem po godzinie 23 i standardowo zacząłem od Saturna. Seeing nie był może perfekcyjny (ciepły wiatr ma jednak swoje konsekwencje, a dodatkowo Saturn jest już dość nisko nad horyzontem), ale był znośny. Przy powiększeniu około 250x na pierścieniach majaczyła mi gdzieś przez turbulencje atmosfery przerwa Cassiniego (albo to moja wyobraźnia) a na tarczy planety dało się wyłapać zmiany natężenia barw, chociaż bez szczegółów. Do tego cztery księżyce. Dobrze widoczny Tytan i Rhea, oraz słabiej Dione i Tethys. Enceladus i Japetus już mi umknęły, chociaż wydawało mi się kilka razy, że zerkaniem widzę tego ostatniego. Ale ponownie... może to wyobraźnia płata mi figle. Widok Saturna pierwszy raz był niezapomniany, a teraz, póki jeszcze mam sposobność, staram się zaczynać od niego każde swoje obserwacje. Niedługo na jakiś czas zniknie nam z nieba i powiem szczerze, będzie mi go brakowało. Nie wolno być jednak zachłannym, niech ci na półkuli południowej też się nim nacieszą. Mam nadzieję, że Jowisz mi to wkrótce wynagrodzi...

 

Po Saturnie przyszła kolej na sprawdzenie, czy da radę zobaczyć jakieś mgławice. Południe odpadało, ponieważ księżyc świecił bardzo okazale i nie było szans na ciekawe widoki (drań usadowił się w okolicach Tarczy i Strzelca), natomiast na północy promienie słońca mocno dawały się we znaki rozświetlając horyzont. Skierowałem więc teleskop w jedynym sensownym kierunku... w górę.

 

Tam czekała na mnie M 57 w Lutni. Przypominała nieco okrąg z tytoniowego dymu z dziurą w środku, jaki na filmach często puszczają wytrawni palacze cygar lub amatorzy fajek. Wyraźny pierścień z ciemnym wnętrzem nie był jednak zbyt ostry. Brzegi mgławicy za sprawą jasnego tła bardzo sie rozmywały i obraz nie był szczegółowy. Starałem się nie przesadzać z powiększeniem i zatrzymałem się na 125x. Zastosowanie większego nie miało sensu. Pomimo niedoskonałości obrazu, widok mgławic planetarnych zawsze robił na mnie wrażenie. Może to kwestia świadomości tego, na co tak właściwie patrzę, świadomości odległości i znaczenia zjawiska dla ewolucji wszechświata i nas samych.

 

Skoro już byłem w tych okolicach, przeskoczyłem na M 27. Zdecydowanie dało się wyróżnić dwa jaśniejsze brzegi z nieco ciemniejszymi pasami materii schodzącymi się do wnętrza mgławicy. Mnie osobiście bardziej przypomina klepsydrę niż hantle. Jasne tło nie pozwalało mi na uzyskanie zbyt wielu szczegółów, jednak bez problemu wyodrębniłem ogólny kształt mgławicy. Popróbowałem chwilę i wypatrzyłem ją przez lornetkę 10x50, jednak nie bez kłopotów. Może to nie zbyt wiele, ale w tych warunkach nie oczekiwałem cudów w obserwacjach wizualnych.

 

Po szybkim "rzucie okiem" na Herkulesowe gromady kuliste, które jak zawsze prezentują się okazale, zrezygnowałem z obiektów o większej powierzchni własnej jak mgławice czy gromady kuliste (było jednak zbyt jasno by się nimi w pełni cieszyć) i skupiłem się na gromadach otwartych. W tym celu wycelowałem w okolicę Kasjopei, które obfitują w tego typu obiekty. Kasjopea była już na tyle wysoko nad horyzontem, że słońce nie smagało jej swoimi promieniami zbyt mocno i dało się całkiem komfortowo prowadzić obserwacje.

 

Na początek poszła M 103, która jest dość łatwa do znalezienia i przyjemna w obserwacji. Nie jest to jednak mój ulubiony typ gromad. Znacznie bardziej wolę duże, bardziej rozlegle gromady z dużą ilością gwiazd zarówno w gromadzie, jak i w otoczeniu. Dlatego właśnie większą uwagę poświęciłem C10, która o wiele bardziej wpasowuje się w moje gusta. Według Stellarium w okularze 25mm mieściły mi się jeszcze pobliskie NGC 659 i NGC 654, jednak szczerze mówiąc, to ja tam niczego nie widziałem ;) Może na fotkach coś wychodzi, ale wizualnie nie stwierdziłem tam żadnych gromad.

 

Następnym celem była "ważka" czyi C 13. Kształt rzeczywiście dość sugestywny i wyraźny. Zdecydowanie może się podobać, a sama nazwa nie jest na wyrost, jak to czasami bywa. Na uwagę zasługują zwłaszcza oczy "ważki". Bez nich ta gromada nie byłaby już tak ciekawa. Pomijając niewidoczne NGC 436 i 381, udałem się wprost do "żaglówki" czyli NGC 225. Kolejna gromada o wyraźnym kształcie i zasłużonej nazwie, chociaż maszt trzeba dobudować w wyobraźni, ponieważ mamy tylko jego szczyt. W około było jeszcze sporo gromad, ale widoczne i warte poświęcenia im chwili okazały się tylko NGC 129 i NGC 7788 z sąsiadującą NGC 7790.

 

Na nich się zatrzymałem. Przeskoczyłem jeszcze do Cefeusza i odszukałem NGC 7160, która moim zdaniem powinna nosi przydomek "grot" ze względu na swój kształt, który mi jako łucznikowi, niemal natychmiast skojarzył się z kamiennym grotem neolitycznym lub grotem myśliwskim. Próbowałem odszukać jeszcze NGC 7129, jednak znalazłem tylko same gwiazdy. Mgławica była niewidoczna.

 

Nie było w tym jednak niczego niezwykłego. Dochodziła godzina 2:00 i zaczynało robić się jaśniej z każdą upływającą minutą. Żeby nie marnować pogody postanowiłem skupić się na jedynym obiekcie, którego obserwacja miała jeszcze jaki sens, czyli na księżycu.

 

Nasz naturalny satelita był niemal w pełni i tylko jedna krawędź lekko przykryta była cieniem Ziemi. To właśnie ona była najbardziej widowiskowa, ponieważ rzucane na powierzchnie cienie czyniły kratery i skały obiektami trójwymiarowymi. Patrząc na nie, czuło się niemal fakturę powierzchni. Szczególnie widowiskowo wyglądało Morze Przesileń, gdy jego gładkie ciemniejsze wnętrze kontrastowało z otaczającymi je brzegami krateru, którego strome zbocza układały się w piękny okrąg. Całość była niezwykle plastyczna. Doskwierał mi tylko brak filtra księżycowego, który ograniczałby jasność powierzchni i zwiększ kontrast. Musiałem ratować się barlowem, który w pewnym stopniu ogranicza jasność obrazu. Muszę sobie czym prędzej sprawić takie cacko. Drogie nie jest, a bez niego czasami aż oczy łzawią od nadmiaru światła.

 

----------

 

Kolejne noce były pochmurne, czasami pokropiło, tu i ówdzie zagrzmiało. Innymi słowy lato w pełni. 27 czerwca zapowiadał się świetnie. Było ciepło i bezchmurnie, wiał leki wiatr i wszystko wskazywało na to, że będzie piękna noc. Około 23 rozstawiłem się z teleskopem i... musiałem się za pól godziny złożyć. Zanim cokolwiek zdołałem wziąć na cel, naszły chmury. Postanowiłem odczekać troszeczkę, ale nic z tego. Chmury nie odpuszczały i nie pozostało mi nic innego jak zwinąć sprzęt. Sprawdziłem jak się sprawy mają około 00:30. Trafiłem na małą przerwę w chmurach i zadowolony poszedłem po lornetkę... i musiałem za 5 minut wracać do domu. Nic z tego. Natura robiła mi psikusy. Zrehabilitowała się już następnego dnia...

 

----------

 

28 czerwca niebo było piękne. Brak nawet jednego obłoczka i zero wiatru dawały świetne warunki. Mały ruch powietrza oznaczał jednak dużą wilgoć, która dała o sobie znać nieco później.

 

Plan był taki... poobserwować Saturna, a jak już zrobi się dostatecznie ciemno zabrać się za Łabędzia i jego gromady otwarte. Saturn był piękny jak zawsze, a kiedy zaczynał kryć się za drzewem sąsiada, nastała godzina 23:30 i rozpoczęły się właściwe obserwacje.

 

Zacząłem od M 29. Sympatyczna, niewielka gromada otwarta, która wprawdzie przypomina kształtem wieżę, jednak mi osobiście kojarzyła się bardziej z układem dwóch nawiasów i przecinka " ')( ". Jako, że mgławica C 27 była niewidoczna, przeskoczyłem na IC 4996, która choć dużo większa niż M 29, jest trudna do wyodrębnienia z powodu sporej ilości gwiazd wokoło. NGC 6883 również okazała się mało ciekawa. Dużo ciekawszy jest układ gwiazd w kształcie trójramiennego wiatraczka niczym z celtyckiego wzoru, z b3 Cyg jako szczytem jednego z ramion i HIP 99719 jako centrum. NGC 6871 to klasyczna gromada otwarta z nieregularnie rozłożonymi gwiazdami. Daleko jej jeszcze do najładniejszych gromad jak np. żłóbek w Raku, ale w porównaniu do poprzedniczek jest ciekawa. Przy granicy Łabędzia z Liskiem znalazłem jeszcze NGC 6834. Jest to bardzo mała gromada w której dostrzegłem trzy gwiazdy układające się w kształt robaczka.

 

Kolejnym celem była gromada NGC 6910. Mi osobiście kojarzy się z haczykiem wędkarskim. Wszystkie gwiazdy skupiły się w dwóch liniach dając ciekawy efekt. Następna w kolejce była IC 1311. Stellarium podaje, że jest powiązana z obszarem mgławicowym, jednak mnie nie było dane go zobaczyć. Sama gromada zawiera sporo gwiazd i jest dość rozległa, jednak nie powala i nie zaskakuje niczym wyjątkowym. NGC 6866 okazała się typowym celem ćwiczebnym. Fajnie wyszukać dla wprawienia się w przeczesywaniu nieba, ale widok nie jest niczym szczególnym. Jest wiele obszarów nieba, które są ciekawsze, a nie są oznaczone jako gromady. NGC 6819 jest o wiele bardziej interesująca. To co przykuło moją uwagę to kilka par gwiazd ułożonych blisko siebie. Oczywiście nie są to gwiazdy podwójne, jednak zawsze to jakiś wyróżniający się detal na tle innych gromad.

Spod skrzydeł Łabędzia postanowiłem przeskoczyć w okolice głowy. NGC 6997 to taki kolejny cel ćwiczebny. Miałem wrażenie, że tam gdzie powinna być gromada nie ma nic, a gwiazdy w około tworzą pierścień otaczający czarna pustkę. NGC 7039 to dość duża gromada, chociaż pomiędzy jej gwiazdami jest sporo wolnego miejsca, co powoduje, że sprawia wrażenie rozwleczonej i nijakiej. NGC 7062 jest o tyle ciekawa, że jej gwiazdy układają się w literę S, ale nie taką zwyczajną, a taką prosto z hełmów nazistowskiej SS. NGC 7082 jest bardzo podobna do NGC 7039 i potraktowałem ją jako kolejny cel ćwiczebny.

 

Tą metodą swoistych "żabich skoków" dotarłem do M 39, która jest klasyczną gromadą otwartą i przypomina szczyptę cukru, którą ktoś rozsypał na blacie stołu. Takie właśnie gromady lubię najbardziej i do takich gromad będę wracał przy okazji sesji z lornetką, gdy akurat nie ma pod ręką teleskopu. Tego typu gromady mają to do siebie, że im mniejsze mamy powiększenie (oczywiście w rozsądnych granicach) tym lepiej się prezentują. Dobra lornetka 15x czy 20x byłaby tutaj nieoceniona.

 

Próbowałem odszukać C19, a później C16 jednak kontynuowanie obserwacji przerwała mi coraz intensywniej skraplająca się rosa i na potęgę zaparowujące lustro wtórne, szukacz i okulary. Nawet lustro główne zaczęło powoli, acz systematycznie zaparowywać. Lornetka była jak wyjęta z wody i stwierdziłem, że w takich warunkach nie ma co dalej obserwować zwłaszcza, że było już około 2:00 i robiło się widno. Postawiłem cały sprzęt na werandzie, żeby rano mógł odparować całą wilgoć i poszedłem spać.

 

----------

 

Niestety jak się później okazało były to ostatnie podczas tego urlopu (zakończonego 7 lipca) obserwacje o takiej intensywności. Wprawdzie zdarzało mi sie na chwilę wystawiać teleskop i obserwować Saturna, jednak takie warunki już się nie powtórzyły. Za dużo chmur i wilgoci, aby komfortowo dało się cokolwiek zobaczyć, więc tak w praktyce to wszystkie obserwacje jakich dokonałem podczas całego wyjazdu. Nie liczę oczywiście obserwacji lornetowych, bo jak wspomniałem na początku, zdarzało mi się przy ognisku nie raz coś ogadać, ale ani nie notowałem tych obserwacji, ani nie były one w jakikolwiek sposób warte tegoż odnotowania. Ot... zwyczajne podziwianie piękna otaczającego mnie świata. Z drugiej strony życzę zarówno wam, jak i sobie, żebym znalazł w życiu jak najwięcej czasu właśnie na takie nieskrępowane i nie obciążone zbędnymi technicznymi detalami obserwowanie nieba. Tego właśni nam wszystkim życzę :)

 

Ps. I cierpliwości, bo właśnie zauważyłem, jakiego tasiemca naskrobałem ;)

 

Ps 2. Oczywiście wszystkie wrażenia z obserwacji odnoszą się do konkretnych warunków astronomicznych i pogodowych. Być może te gromady, które teraz są nijakie i puste, pod ciemnym niebem na jesieni i w zimę, okażą się dużo bardziej interesujące. Tego nie wiem, ponieważ to mój pierwszy sezon z teleskopem :) Pożyjemy, zobaczymy...

 

----------

 

Wspomnę tu jeszcze o małym epizodzie z DeltaOptical. Tak się złożyło, że 4 lipca byłem w Trójmieście. Łaziliśmy z żoną po różnych sklepach (nawet wzbogaciła mi się nieco garderoba) i postanowiłem zajść do Delty. Chciałem zobaczyć jak wyglądają w realu te tanie lornetki 15x70 (Celestrona i Delty) i niestety spotkała mnie przykra niespodzianka. Sklep był zamknięty. Przed wyjazdem na urlop dwa tygodnie wcześniej sprawdzałem adres sklepu w trójmieście, żeby później nie mieć kłopotów z trafieniem, ale nie przypominam sobie, żebym widział gdzieś na stronie informację o tym, że sklep będzie nieczynny. Może po prostu przeoczyłem informację, a może wystawili ją zbyt późno, żebym ją przeczytał przed wyjazdem. Byłem zawiedziony, ale trudno się mówi. Nie będę zwalał winy na nikogo, bo to nie ma sensu. Po prostu przykry epizod. Szkoda, bo przez jakiś czas nie będę gościł w trójmieście, a chciałem się osobiście podpytać o kilka rzeczy i zapoznać się ze sprzętem, który mam zamiar nabyć w przyszłym roku. Nie da się na zdjęciach w Internecie dokładnie zapoznać z gabarytami teleskopu, wagą itp. a to właśnie chciałem ocenić w sklepie i zdecydować, który teleskop by mi najbardziej pasował. Przy okazji żona mogłaby wszystko obejrzeć i nie musiałbym później tłumaczyć co jak wygląda, jakie jest duże i dlaczego tak a nie inaczej ;) Szkoda, szkoda, szkoda...

  • Lubię 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy opis, ale dość wyraźnie potwierdza jedno - że nie jest prawdą, że gromady otwarte stosunkowo niewiele tracą w białe noce. Tracą, i to bardzo dużo.

Wiele z tych opisanych jako niewidoczne są dobrze widoczne już w średnich lornetkach (np. 659, 654, 6997). Kolejne pokażą więcej słabych gwiazd (np. 7039), co może zmienić twoje postrzeganie tychże gromad (w kategoriach ciekawa–nieciekawa).

Moim zdaniem dobrą sprawą jest podchodzenie do części tych obiektów i potraktowanie obserwacji opisanego rejonu jako rekonesansu - gdy nadejdą ciemniejsze noce będziesz miał do czego wracać i łatwiej będzie Tobie ogarnąć mnogość gwiazd w tym rejonie.

 

Jeszcze tylko jedno:

 

Nasz naturalny satelita był niemal w pełni i tylko jedna krawędź lekko przykryta była cieniem Ziemi.

 

To nie jest cień Ziemi...

 

 

Edytowane przez panasmaras
  • Lubię 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przy powiększeniu około 250x na pierścieniach majaczyła mi gdzieś przez turbulencje atmosfery przerwa Cassiniego (albo to moja wyobraźnia) (...) Enceladus i Japetus już mi umknęły, chociaż wydawało mi się kilka razy, że zerkaniem widzę tego ostatniego. Ale ponownie... może to wyobraźnia płata mi figle.

 

Z wyobraźnią różnie bywa. Ja raz wykonałem zdjęcie nieba aparatem kompaktowym (bez żadnego innego sprzętu, i też bez statywu- opierałem go na różne sposoby na kamieniach i włączałem samowyzwalacz, żeby nie było drgań przy włączaniu) i akurat w tym fragmencie znajdował się Jowisz. Jakie było moje zdziwienie, gdy po powiększeniu zdjęcia do pikseli zobaczyłem kilka równoległych "pasów" na "powierzchni" ! Cieszyłem się ja(k) głupi, że można pasy Jowisza zobaczyć ot tak - do momentu, gdy zobaczyłem zadziwiająco podobne "pasy" na innej gwieździe! Nawet mam chyba jeszcze gdzieś to zdjęcie.

 

 

WilkFenris- twój pierwszy post to poezja, i to całkiem dosłownie. Też dopiero niedawno nabyłem teleskop (choć już wcześniej wielokrotnie obserwowałem) i doskonale to wszystko rozumiem (ale chyba nie ja jeden). W każdym razie - wielki plus. I uważaj na wyobraźnię!

  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie jest cień Ziemi...

 

Ahhh... ale gafa ;)

 

Oczywiście, to nie jest cień Ziemi, a fragment oświetlonej części Księżyca, którą widać z ziemi. Musicie mi wybaczyć ten drobny błąd ;) Wcześniej oglądałem program, gdzie był spory fragment o zaćmieniach i jakąś mi się w pamięci pomieszało, a że pisałem tekst ciągiem, to po prostu to przeoczyłem. Dzięki za zwrócenie uwagi. Muszę się bardziej pilnować przy takich długich tekstach, bo łatwo coś przeoczyć.

 

Zrobię też tak jak mówisz. Postaram się za jakiś czas, kiedy niebo nie będzie takie nieprzyjazne jak obecnie, ponownie "rzucić okiem" na gromady w Łabędziu i Kasjopei. Porównanie tego co zobaczę z tym, co widziałem teraz, będzie ciekawym doświadczeniem. Mam nadzieję, że wywoła to u mnie taki oto efekt... :astronom:

Edytowane przez WilkFenris
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z wyobraźnią różnie bywa. Ja raz wykonałem zdjęcie nieba aparatem kompaktowym (bez żadnego innego sprzętu, i też bez statywu- opierałem go na różne sposoby na kamieniach i włączałem samowyzwalacz, żeby nie było drgań przy włączaniu) i akurat w tym fragmencie znajdował się Jowisz. Jakie było moje zdziwienie, gdy po powiększeniu zdjęcia do pikseli zobaczyłem kilka równoległych "pasów" na "powierzchni" ! Cieszyłem się ja(k) głupi, że można pasy Jowisza zobaczyć ot tak - do momentu, gdy zobaczyłem zadziwiająco podobne "pasy" na innej gwieździe! Nawet mam chyba jeszcze gdzieś to zdjęcie.

 

 

WilkFenris- twój pierwszy post to poezja, i to całkiem dosłownie. Też dopiero niedawno nabyłem teleskop (choć już wcześniej wielokrotnie obserwowałem) i doskonale to wszystko rozumiem (ale chyba nie ja jeden). W każdym razie - wielki plus. I uważaj na wyobraźnię!

 

Z ciekawości sprawdzałem w Stellarium jak przedstawiony zostanie obraz Saturna w powiększeniu 250x. Teoretycznie w idealnych warunkach powinno być widać przerwę w pierścieniach. Teoretycznie mogłem ją więc zobaczyć. Oczywiście, nie była to obserwacja jednoznaczna. Warunki nie były idealne, a atmosfera nie była spokojna i obraz wyraźnie lekko drgał i tracił ostrość, dlatego nie potrafię ze 100% pewnością powiedzieć "tak, widziałem przerwę Cassiniego". To by było zwyczajne oszukiwanie siebie. Niemniej... jakąś tak człowiek się wewnętrznie raduje na myśl o tym, że zaobserwował coś tak wspaniałego. Nie potrafię tego do końca opisać. Myślę, że sam wiesz (i wy wszyscy też ;) ) o czym mówię.

 

Saturn niedługo zniknie z nocnego nieba i nie będzie możliwości podziwiania go przez kilka miesięcy. Dla mnie to spora strata, ponieważ "weszło mi w krew" zaczynanie obserwacji od Saturna. Taki mały hołd dla tej pięknej planety.

 

Co do wyobraźni, to nigdy mnie nie zawodziła, w przeciwieństwie do pamięci ;)

 

 

PS. Nigdy nie starałem się zostać "poetą". Nie traktuję też niektórych swoich tekstów jak poezji. Raczej jak filozofię, taki wewnętrzny drogowskaz, który wskazuje mi kierunek, w jakim powinienem iść. Staram się przy ich pomocy nie zapomnieć, po co żyję. Dużo łatwiej człowiekowi odkryć siebie w rozmowie, czy podczas pisania. Mówiąc nieskromnie, mam do pisania tego typu treści naturalne predyspozycje ;) Staram się szczerze podchodzić do ich treści, pilnować, aby przekazać dokładnie to co chcę, a jednocześnie zostawić miejsce na samego siebie temu, kto to czyta.

 

Niestety opisy obserwacji astronomicznych nie wychodzą mi już tak dobrze. Mam spore braki w wiedzy i doświadczeniu. Wszystko przyjdzie z czasem i pewnie za kilka lat będę miał niezły ubaw czytając, co też płodziłem na początku ^_^

Edytowane przez WilkFenris
  • Lubię 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, jaka jest definicja poezji, czy poety. Wiem jednak, że tekst, który napisałeś, poruszył całkiem sporą grupę ludzi, więc to na pewno jest "coś". Zwłaszcza przemawia do mnie fragment o fotografiach - dlatego wciąż marzę o zbudowaniu 10- metrowego teleskopu do wizuala. I nie chodzi tylko o powera- dzięki kolorom (ale tym w 100% naturalnym) można zobaczyć rzeczywisty wygląd świata (dla nas). A jednocześnie taki teleskop, w przeciwieństwie do fotografii, nie usunąłby tego wrażenia dotykania kosmosu, o którym wcześniej pisałeś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Czy duże jest lepsze, czyli przyczyny dwucalicy złośliwej :P

____________________________________________

 

Pogoda ostatnio dopisuje i był w końcu czas na dobre zapoznanie się z 10" teleskopem, którego jestem szczęśliwym posiadaczem. Efekty tego zapoznawania nie są niestety jednoznaczne, ale może mieć to kilka przyczyn, które mam nadzieję pomożecie mi zweryfikować. Zacznijmy po kolei...

 

Miejsce...

Pierwszym moim typem był punkt widokowy w Suchaczu 20km od Elbląga. Piękna miejscówka z ciemnym niebem i ładnymi widokami. Niestety zadzwoniłem do dalszej części rodziny, która akurat tam mieszka i dowiedziałem się, że punkt jest obecnie praktycznie niedostępny. W okolicy trwają roboty drogowe (czy coś w tym stylu), dlatego teren jest ogrodzony i jest tam trochę materiałów budowlanych, a do tego musiał bym po nocy przebijać się przez rozkopane drogi. Podarowałem sobie taki wyjazd w ciemno. Znalazłem niedaleko Elbląga ciekawsze i pewne miejsce...

 

https://www.google.pl/maps/preview#!data=!1m8!1m3!1d3!2d19.504204!3d54.171058!2m2!1f161.06!2f80.79!4f84.98!2m4!1e1!2m2!1sPVIa37gGUgUSjB__700-MQ!2e0&fid=5

 

...z łatwym dojazdem i pustką w około. Nie ma tam żadnych świateł za wyjątkiem samochodów, które z rzadka przemykają drogą obok, chociaż nie jest to specjalnie uciążliwe. Po 23 ruch bardzo maleje i nie przeszkadza w obserwacjach. Teren też sprzyja. Kilka drzewek nie zasłania za nadto widoku na niebo, a podłoże zdaje się dobrze ubite. Nie wiem jak zachowa się po długich deszczach na jesieni, ale powinno być znośnie. Niebo jest świetne. Wprawdzie gdybym odjechał jeszcze kilka kilometrów było by pewnie lepiej, ale i tak nie ma żadnego porównania do nieba przy moim domu. Droga mleczna zdaje się rozciągać nad nami niczym wielki łuk okalający nieboskłon. Widok jest wspaniały, wokoło grają świerszcze i co jakiś czas słychać ptaki, których odgłosów w mieście próżno szukać. Na pewno będę to miejsce odwiedzał regularnie.

 

Jedynym akcentem, który dawał wrażenie stałej obecności ludzi w okolicy to kombajn, który wytrwale obrabiał pobliskie pola. Słychać było co jakiś czas ludzkie głosy, uderzenia metalu o metal (trudno powiedzieć, czy to odgłosy młota, czy czegoś innego) i cichy warkot silnika. Mój podziw budzi fakt, że kiedy zwijałem manatki z powodu narastającej wilgoci (coś koło 1 w nocy - wiem... wcześnie, ale zmęczenie po pracy, chłód i rosnąca wilgoć dawały o sobie znać), ludzie nadal pracowali na polach.

 

Sprzęt...

No więc właśnie. Posiadam obecnie Meade Lightbridge 10". Porządny sprzęt, który ma tą zaletę, że się rozkłada i nie trzeba wozić wielkiej tuby. Jest to raczej teleskop docelowy, ale nigdy nie wiadomo, kiedy symptomy chorobowe się nasilą ;) W każdym razie sprzęt daje radę i jestem z niego zadowolony. Sam montaż dobsona też się sprawdza. Jest "szybszy" od EQ3-2 w tym sensie, że łatwiej wycelować w dany obiekt. Mniej techniczne, a bardziej intuicyjne prowadzenie w wizualu pomaga. Jest po prostu łatwiej. Prowadzenie ręką nie sprawia problemu i przy odrobinie wyczucia, może być bardzo dokładne.

 

Gorzej ma się sprawa z okularami. Nowe (nowe używane ;) ) które już mam zaklepane jeszcze nie dojechały i byłem skazany na swoje stare okulary w spadku po SW 150/750. Kitowce 10mm i 25mm, plossl Vixena 12mm i SW 6mm 66 stopni. Innymi słowy... kaszana. Niestety przy tak jasnym teleskopie (bo w 6" nie było tego widać) okulary nie dały rady. Każda jasna gwiazda miała w koło otoczkę ze światła, korekcja (o ile w ogóle jakaś była) obejmowała mały wycinek środka pola, które same w sobie też duże nie jest. Im dalej od środka tym było gorzej. 30 - 40% pole w środku było jako tako poprawnych, ale dalej gwiazdy zaczynały wykazywać tendencję do robienia kreseczek promieniście od środka pola, a przy brzegach miałem prawdziwą inwazję komet i małych galaktyk. Do tego dochodziła jasna otoczka rozciągająca się od krawędzi pola do wewnątrz. Nie było to komfortowe i psuło wszystko, co pozwalał uzyskać teleskop.

Z kolei na okularze 6mm miałem problem z wyłapaniem ostrości. Nie wiem, czy to kwestia za mało dokładnej kolimacji (chociaż sprawdzałem kolimatorem Cheshire i wszystko było jak należy) czy czegoś innego, ale obrazy były nieostre i mało kontrastowe.

 

Przy takich kłopotach to, co udało mi się wyłapać, nie było zbyt imponujące. Obrazy mgławic nie były kontrastowe i nie dawały żadnego szczegółu, natomiast galaktyki typu M33 były tylko bezkształtną mgiełką w tle. C33 i C34 (Veil) to były delikatne pasy mgiełki... ledwo, ledwo widoczne. Nie wiem na ile to jest kwestia okularów, a na ile błędnego ustawienia teleskopu, a na ile samego nieba, ale obrazy nie powalały. Jak już dostane nowe okulary i zrobię testy, będę wiedział gdzie jest problem. Tymczasem nieodpowiednio zestawiony sprzęt (co jest chwilowe, ale jednak jest) odbiera sporo z przyjemności patrzenia w niebo. Trudno skupić się na wyławianiu tej magii z widoków przed naszymi oczami, kiedy co chwila coś ci przeszkadza. Szczypanie się odbiera frajdę ;)

 

Obserwacje...

Cieszy to, że widziałem to, czego wcześniej nie mogłem dostrzec w 6". Czasami trudno się było zorientować na jakie dokładnie gwiazdy patrzę, a to ze względu na ich ilość. Potrafią nieźle człowieka zmylić. Cieszyły kolory gwiazd w gromadach, chociaż okulary robiły wszystko, żeby je stłumić. Jasność mgławic podniosła się w stosunku do 6", chociaż detal pozostał słaby. Zrzucam to na karb słabych okularów i mam nadzieję, że nowe zmienią ich oblicze ukazując detal i kształt. Opiszę tylko najistotniejsze obiekty i wrażenia tym razem bardziej pod kątem różnic pomiędzy 6" a 10" i tak też prowadziłem obserwacje. Zaplanowałem je jako test porównawczy, stąd raczej popularne i proste obiekty. Na obserwacje bardziej wymagające przyjdzie jeszcze czas. Używałem głównie okularu 25mm, rzadko 12mm i 6mm. Kitowy 10mm był bezrobotny.

 

C14 pokazała kilka kolorowych gwiazd pomiędzy mrowiem białych, czego wcześniej nie widziałem tak wyraźnie. Ogólnie byłem zadowolony z jasności i ilości gwiazd, gorzej jednak z detalami. Okular wyraźnie tutaj nie domagał i gwiazdy dalej od centrum nie były już punktowe, przez co całość była nijaka tym bardziej, że to gromada podwójna, a więc zajmowała nie tylko część centralną pola widzenia. Nie pomagał też fakt, że jest jasna.

 

C10 była ładna i szczegółowa, ale wreszcie jej sąsiadki, czyli NGC 654 i 659 nie były takie puste. Ciemniejsze noce i większa apertura zrobiły swoje. Niestety w kitowym 25mm nie mieściły mi się w polu widzenia. Szkoda. Takie rozdzielanie odbiera cały urok ciasno ułożonych gromad. W nowym okularze nie będą już sierotami (zamiast 52 będę miał 80 stopni) i czekam na chwilę, gdy zobaczę je wszystkie razem ;)

 

M103 była zwarta i bardzo jasna. Dużo jaśniejsza niż z obserwacji w 6". Kilka dodatkowych "drobnic" w tle zwiększa ogólny efekt i znacznie poprawia wrażenia wizualne. Wszystkie gromady stały się "pełniejsze". Przyjemny dla oka efekt...

 

C13 i NGC 225, czyli ważka i żaglówka, pokazały swoje nowe oblicza równie chętnie, jak poprzednie gromady. Wprawdzie przez większą ilość gwiazd trudniej jest dostrzec kształt żaglówki, to ważka zyskała znacząco, a do tego pokazała trochę kolorków. Tu pomarańcz, tam błękit. Już dla samego odbioru kolorów gwiazd warto było przesiadać się z 6" na 10". Niby różnica niewielka, ale jednak w odbiorze wydaje się znacząca.

 

Dwie grupy gromad, które ja traktuję jak podwójne, czyli NGC 133 i 146, oraz NGC 7788 i 7790 narodziły się na nowo podobnie jak reszta towarzystwa.

 

Andromeda i jej sąsiadki, czyli M110 i M32 także nabrały nowych kształtów. Wprawdzie M31 nadal pozostała tylko dyskiem mgły (niestety nie widziałem ciemniejszych pasów w dysku galaktyki) i różnicy znaczącej między tym co widziałem w 6" nie było, to już na galaktykach sąsiednich dało się odczuć wzrost jasności i były wyraźniejsze.

 

Co ciekawe... M33 była znacznie słabiej widoczna (ledwo ledwo co ją widziałem), niż np. M110. Dziwne, ponieważ M110 w Stellarium ma podaną jasność 8 mag, a M33 5,7 mag. Ciekawe to o tyle, że w teleskopie M110 jest bardzo wyraźna i widać ją jak na dłoni, a M33 jest widoczna jako lekka ulotna poświata na tle gwiazd. Ja wiem, że jasność M33 jest rozproszona na dużym obszarze, jednak mimo wszystko nie spodziewałem się tak słabego efektu. Może to okular, który przy słabszych obiektach zwyczajnie je "zagłusza", a może coś innego, niemniej efekt jest słaby i spodziewałem się lepszych rezultatów. Niedawno w 6" w ogóle jej nie widziałem. W 10" jest widoczna, ale bardzo słabo. Tutaj byłem zawiedziony.

 

M81 i M82 były widoczne doskonale, ale okular popsuł mi efekt. Nie pierwszy raz zawiódł tej nocy. Galaktyki razem ledwo się mieściły w polu widzenia i znajdowały się już w części pola, które nie grzeszyło dokładnością. To sprawiło, że musiałem je oglądać osobno co odebrało im urok. niemniej efekt był ciekawy. Ładnie widoczne cygaro i dobrze widoczny dysk z jasnym jądrem galaktyki Bodego nie rozczarowały.

 

Przyszła pora na mgławice i kulki. M27 była bardzo jasna, jednak niezbyt szczegółowa. Różnica między 10" a 6" była w samej jasności. Liczyłem na więcej detalu, ale niestety nie uświadczyłem go wiele. Szkoda.

Skoro już byłem niedaleko, to postanowiłem zahaczyć o M71. Dla 6" nie była to łatwa gromada kulista. Nie jest ona już tak jasna jak np. gromada w Herkulesie i w 6" nie było łatwo dopatrzeć się szczegółów (a przy jaśniejszym niebie ciężko było w ogóle dopatrzeć się samej gromady). 10" pokazał tutaj wyższość rozbijając gromadkę na gwiazdki.

 

Pomimo kitowego okularu, który nie radził sobie w tym teleskopie zupełnie, udało mi się dostrzec Veil. Mgławica była widoczna bardzo słabo (ale bezpośrednio, bez jakiś szopek z zerkaniem) i niczym ulotny welon rozciągała się w tle za gwiazdami. W 6" nie widziałem jej wcale. Tutaj była widoczna, niemniej okular bardzo to utrudniał.

 

M57 była bardzo jasna, niemniej przy użyciu 6mm okularu miałem kłopot z wyostrzeniem obrazu. Sprawdzałem kolimację optycznie, ale wszystko wydawało się w porządku. Obraz w kolimatorze był taki, jaki być powinien i otworek z kolimatora znajdował się dokładnie po środku znacznika na lustrze (pozostałe odbicia także poprawnie i zgodnie ze schematem). Pomimo tego ostrości nie było. Dało się wyczuć, że ten punkt ostrości jest niedostępny. Nie wiem czy to kwestia kolimacji czy okularu, ale w 6" także miałem podobny problem i tam także kolimacja wydawała się dobra. Nie wiem czy coś robię nie tak... kolimację prowadzę idealnie z instrukcją... może to kwestia zbyt słabego wychłodzenia LG... albo po prostu okular jest do bani... nie przychodzi mi nic innego do głowy.

 

Było po drodze jeszcze kilka obiektów, ale to mniej istotne. Ogólnie rzecz biorąc... nie do końca jestem przekonany co do różnicy w jakości obrazów pomiędzy 10" a 6". Owszem, gromady rozbija, gwiazdy są bardziej kolorowe i jest ich więcej... niemniej trochę zawodzą mgławice i galaktyki, zwłaszcza te o dużej powierzchni. Rozczarowuje też poziom detali na nich. Możliwe, że jest to wina kitowych okularów i jak już w przyszłym tygodniu dostanę swoje "nowe oczy", to wiekszość problemów i wątpliwości uleci za okno wraz z kitowcami. Nie wykluczam tego. Póki co jednak mam nadal wątpliwości i widzę tutaj ogromne pole do dalszego rozwoju nieuleczalnej choroby astronoma amatora ;) Zawsze przecież może być lepiej. Te dwa cale więcej w końcu dadzą mi różnicę o jakiej mażę. Jeszcze tylko dwa cale i wtedy zobaczę wszystko ;) Wymienię ten okular na inny, a tu dołożę filtry i będzie o niebo lepiej ;) Tylko czy na pewno ;) Chyba każdy zna odpowiedź...

Edytowane przez WilkFenris
  • Lubię 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Witajcie...

 

Trochę zaniedbałem dzienniki gwiazdowe, ale w międzyczasie naszło mnie kilka refleksji na ich temat. Po pierwsze nie będę tutaj wstawiał szczegółów obserwacji, ani opisywał obiektów jakie widziałem. To raczej nie jest odpowiedni dział do tego. Tym zajmę się w Obserwacjach Astronomicznych. Tu bardziej chodzi o wrażenia, przemyślenia, o to co się czuje, o przedstawianie zabawnych i nietypowych sytuacji podczas obserwacji, jakie się nam przytrafiły. Zatem mała zmiana kursu i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze stworzyć coś, co poruszy więcej osób ;) Tymczasem coś bardziej przyziemnego, czyli moje ostatnie średnio udane obserwacje i przygody z wiatrem...

 

 

________________________________________________________

 

Wichrowe wzgórza - czyli wyciskacz łez...

________________________________________________________

 

Ostatnimi czasy pogoda mnie nie rozpieszcza, ale cóż... to jest jedna z tych rzeczy na które wpływu nie mamy i jedyne co nam pozostaje to ćwiczyć naszą cierpliwości i dostosować się do sytuacji. Ma to o tyle plus, że człowiek nie jedną pasją żyje i ma wczas na rozwijanie innych zainteresowań. Gorzej, gdy te zainteresowania (jak np. łucznictwo) również w sporym stopniu zależą od pogody. Przynajmniej jest czas na zajęcie się sprzętem (po sezonie strzały mam w strzępach i wypadało by je trochę podreperować), modyfikacje i inne ulepszenia (nowy hamulec na dobsonie) wprowadzane po to, aby lepiej się pracowało w przyszłości. A przynajmniej tak sobie wmawiamy, bo w istocie robimy to wszystko głównie po to, żeby zabić czas i ukoić nerwy ;) No ale człowiek jak chce, potrafi sobie wiele wytłumaczyć, więc prace postępują, a posucha trwa...

 

Ostatnie obserwacje prowadziłem już dość dawno temu, ale nie miałem weny, żeby przepisać zapiski z dziennika. Z braku lepszych zajęć, zrobię to więc teraz, przy czym nie będę koncentrował się na obiektach, ponieważ widoki i tak były marne, a w zamian skoncentruję się na oddaniu przeszkód i trudności, z jakimi się spotkałem. To będzie o wiele ciekawsze ;) A więc do rzeczy...

 

Nastał 4 Października... ładny i w miarę bezchmurny dzień zapowiadał dobre warunki obserwacyjne po wielu dniach posuchy. Zachęcony warunkami przygotowałem cały sprzęt i czekałem na odpowiednią porę. W międzyczasie Sat24 pokazywał szybki i nieubłagany marsz chmur znad Niemiec. Nie byłem zachwycony, kiedy przed zachodem słońca dostrzegłem chmury tuż nad horyzontem. Na całe szczęście pochód został zatrzymany na linii Wisły i chmury nie dotarły tej nocy nad Elbląg majacząc tylko w oddali. Ulga... O 21 wystawiłem cały sprzęt do chłodzenia i zabijałem czas myszkowaniem w Stellarium i wybieraniem obiektów do obserwacji. To będzie dobra noc...

 

O 22;30 Zebrałem wszystko z podestu, wpakowałem do samochodu i wyjechałem z 8km za miasto na upatrzone wcześniej miejsce. Był to mały, utwardzony gruzem placyk na środku pola, z którego droga prowadziła do oddalonego i kilkaset metrów lasu. Całość położona na wzgórzach wysoczyzny Elbląskiej robi przyjemne wrażenie. Dojazd jest łatwy, w pobliżu nie ma żadnych świateł, ani większych drzew zasłaniających widok (nie licząc kilku wyższych krzaków). Łuna od Elbląga jest widoczna na południowym zachodzie, ale nie jest uciążliwa. Elblag nie jest wielkim i jasnym miastem, dlatego wystarczy odjechać kilka kilometrów, aby mieć przyzwoite niebo zwłaszcza, że miasto od tej strony zasłaniają wspomniane wcześniej wzgórza. Droga mleczna malowała się nad głową niczym biała wstęga, wiał wiatr, który nie wydawał się jednak uciążliwy, i zapowiadało się świetnie. To będzie dobra noc...

 

Teleskop udało się poskładać w miarę szybko, bo już zdążyłem "otrzaskać" się ze sprzętem i bardzo przyjemnie mi się go używa. Problemy zaczęły się już przy kolimacji. Niby nie było większego kłopotu z kolimacją przy pomocy kolimatora optycznego, ale gdy chciałem sprawdzić jak działa maska Hartmanna którą wyciąłem sobie ostatnio z kartonu zauważyłem, że są problemy z drganiami. Zgadliście... Wiatr coraz bardziej dawał się we znaki. Stałem na środku pola bez większej osłony, a podmuchy były coraz silniejsze. Postanowiłem odpuścić próby z Maską i pozostałem przy standardowej kolimacji.

 

Tymczasem wiało coraz gorzej. Szperałem po gromadach w Perseuszu i Woźnicy, ale wiatr coraz bardziej mi przeszkadzał. Czasami zrywały się takie porywy wiatru, że obraz w teleskopie był bardziej stabilny jak trzymałem go ręką, niż jak stał sam z siebie ;) Widoczność też nie była najlepsza. We wrześniu widziałem Vail'a bez kłopotu na wprost. Tej nocy niestety nie widziałem go wcale. Byłem zawiedziony, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie, tymczasem atmosfera rozczarowywała na wszelkie możliwe sposoby ;) Wiało jak cholera... przejrzystość, seeing i ogólnie wszystko co możliwe, było tego dnia lekko mówiąc takie sobie :P Pozostałem więc przy gromadach, bo to łatwiejsze obiekty i w tych warunkach możliwe do oglądania, choć nie powiem, żebym był zadowolony.

 

Postanowiłem poczekać na Oriona i Jowisza, żeby chociaż rzucić okiem na te łatwo dostępne wspaniałości. I dotrwałem, ale efekt nie był zbyt ciekawy, a odpowiadały za to... moje oczy. Zdrada! Moje własne oczy...

 

Było około 1 w nocy. Zrobiło się naprawdę zimno. Nie przeszkadzało mi to tak bardzo, ponieważ byłem odpowiednio ubrany, ale... moje oczy miały inne zdanie. Wiatr nadal silnie wiał i czasami potrafił naprawdę solidnie dmuchnąć. Moje oczy stwierdziły nagle, że mają dosyć i... zaczęły łzawić jak oszalałe. Przetarłem oko... przyłożyłem do okularu i... bach... silny podmuch lodowatego wiatru spowodował, że moje oko zalało się łzami z taką siłą, jak by mi ktoś nad głową rozgniatał wyjątkowo "zjadliwe" cebule. Chwila przerwy. Czekam na chwilowe wyciszenie wiatru... oko w okular... JEST! Jowisz w całej okazałości... dość jasny (prawie oślepiający, ponieważ zapomniałem filtrów), ale widać było dwa pasy... już chciałem się pocieszyć widokiem... bach... widok zmienił się w rozmazane plamy... chwila przerwy... wytarłem łzy z oka... OK... OK... nie łzawi... nie wieje... przykładam oko do szkła... bach... słuchać świst i na sam ten dźwięk moje oczy postanowiły wypuścić nową fontannę słonej wody. Nawet nie zdążyłem spojrzeć osiowo w okular. No ja #########...

 

Ostatnim razem przypominam sobie dwie sytuacje, gdy tak łzawiły mi oczy. Pierwsza, to jak próbowałem jeździć na nartach bez gogli... Druga, jak jechałem na rowerze w październikowy mroźny wieczór. Zimne powietrze + prędkość przemieszczania się tegoż powietrza (przy czym okazało się, że to nie koniecznie ty musisz się przemieszczać) = potok łez. Mogłem zabrać swoje narciarskie gogle... tylko trudno w nich prowadzić obserwacje ;)

 

W takich warunkach z bólem serca, łzami w oczach i bluzgami na ustach, udało mi się jeszcze spojrzeć na mgławicę w Orionie. Trochę to trwało, ale się udało... Widok nie był może fantastyczny, bo jak już wspomniałem warunki nie były za dobre, ale 10" robi swoje nawet przy złej pogodzie i widoczki były przyjemne.

 

Jak już uznałem, że nacieszyłem wzrok, to czym prędzej spakowałem graty i udałem się do domu. Nie było sensu wylewać łez na próżno. Przecież pogoda nie może być zła cały czas... tak przynajmniej wtedy myślałem ;)

 

Niestety od tamtej pory nie było mi dane spoglądać w niebo przez teleskop. Rzuciłem tylko kilka razy okiem na księżyc, jak akurat chmury były na tyle rzadkie, że cokolwiek było widać. Bywały przyzwoite dni, ale mimo wszystko dość pochmurne i nie nadawały się do obserwacji. Szkoda czasu i paliwa. Czas nie obserwacyjny wykorzystam na rozbudowę bazy informatycznej (mam już tablet 7" od znajomego... teraz tylko waham się jaką wersję Sky Safari zakupić), modyfikacje teleskopu (hamulec idzie do przerobienia, bo nie sprawuje się tak, jak bym sobie tego życzył) i poszukiwania względnie małego traveler'ka do plecaka.

 

_____________________________________________

 

Poluję na SW 102/500 właśnie na takie dni, żeby na godzinkę wyskoczyć za dom, pocieszyć się księżycem, czy gromadami w szerokich polach. 10" słabo nadaje się na krótkie, spontaniczne obserwacje. Za duża... nieporęczna... za długo się chłodzi, żeby dawać przyzwoite obrazy w krótkim przedziale czasu... to teleskop do planowych obserwacji i dobrej pogody. No chyba, że ktoś ma obserwatorium i teleskop cały czas gotowy do obserwacji. Niestety... ja nie mam tego komfortu i muszę radzić sobie z tym, co mam. Może w końcu trafię używany... a jak nie, to na koniec roku kupuję nowy ;) W sam raz pod choinkę ;)

  • Lubię 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polecam ten wspaniały film, choćby ze względu na wizualizację. Materiały tam pokazane są po prostu wspaniałe. No i jakość samego filmu też nie jest zła. Najlepiej ustawić 720p na starcie i podziwiać...

 

http://www.youtube.com/watch?v=ZDaFQsdNNgU

  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A konkretnie szuu, to chodzi ci o...? Masz pretensje, że ktoś wstawił tapetę jako ekran startowy, bo ładnie wyglądała?

Nie sądzę, żeby materiały w tym filmie były zmyślone. Jest tam sporo symulacji komputerowej, ale nie da się tego uniknąć, gdy prezentuje się coś, czego fotki nie da się wykonać ;) Poza tym, to zdjęcia obiektów są autentyczne, więc nie wiem gdzie masz problem. Moim zdaniem to jedna z ciekawszych produkcji telewizyjnych ostatnich lat.

 

PS. To nie jest miejsce do takich dyskusji szuu, więc staraj się odpowiedzieć zwięźle, bo nie mam zamiaru w tym wątku ciągnąć offtopu o filmie przez kilka stron.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no po prostu nie mogłem nie nawiązać do tej słynnej tapety, o której był wątek na 4 strony :D

 

a film rzeczywiście ładny i też mi się podobał (oprócz tej strasznej sensacyjnej maniery amerykańskiej, ale można sobie wyobrażać że oglądamy zrobiony tak samo film dla dzieci o ułamkach i od razu jest zabawnie) ^_^

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Witajcie.

 

Z racji braku warunków do obserwacji niestety nie ma czym uzupełniać wpisów, dlatego postanowiłem, że wrzucę tutaj kilka ciekawych serii różnych programów z YT. Może komuś się przydadzą, może ktoś w te smutne, smętne listopadowe POCHMURNE wieczory uzna, że chciałby sobie coś ciekawego pooglądać. Ale najpierw...

 

Bardzo ciekawy film! Nie wiedziałem, że zrobiono już symulację, ktróra idealnie pokrywa się z obecnymi obserwacjami, to robi ogromne wrażenie.

 

Wilku, jak Ty znajdujesz te filmy?

 

Sporo oglądam na YT (i nie tylko) i to nie tylko filmów, ale także kanałów różnych interesujących osób, które mają moc inspirowania, które potrafią pokazać inne sposoby patrzenia na świat. Jak się coś pojawia to po prostu łatwiej mi to odszukać ;)

 

Co ostatnio ciekawego udało mi się wyłapać?

Poniżej kilka serii o tematyce związanej z kosmosem, które mi się spodobały. Jeżeli wam też, to piszcie... będę regularnie co jakiś czas wrzucał kilka ciekawych propozycji :)

Spieszcie się oglądać. Często wartościowe serie znikają po pewnym czasie w YT, dlatego ja osobiście zrzucam sobie wszystkie wartościowe rzeczy na dysk. Jak komuś się podoba i chciałby sobie zachować te filmy... radzę ściągać. No i miłego oglądania :flirt:

 

Kosmiczny Front

Odcinek 1

Odcinek 2

Odcinek 3

Odcinek 4

Odcinek 5

Odcinek 6

Odcinek 7

Odcinek 8

Odcinek 9

 

Wyścig w Kosmos

 

Droga na księżyc

Odcinek 1

Odcinek 2

Odcinek 3

Odcinek 4

Odcinek 5

Odcinek 6

 

Psy w kosmosie

Film

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

__________________________________________

 

Kto rano wstaje... czyli pozytywne aspekty bólu zęba.

__________________________________________

 

 

Po przejściu "Ksawerego" pogoda miała się na krótki czas poprawić i z nadzieją wyczekiwałem sobotniego wieczoru. Jak to niestety często bywa pogoda choć była piękna, to nie w taki sposób, jakiego oczekiwałem. Zamiast czystego nieba wieczorem prószył śnieżek, a raczej bardzo drobne, zmarznięte kuleczki. Wyglądało to uroczo, wręcz świątecznie, ale z astronomicznego punktu widzenia powodów do zadowolenia brakło. Kiedy kładłem się spać około godziny 1:30 nadal niebo zasnute było chmurami i na poprawę się nie zanosiło. Nieco rozczarowany poszedłem spać.

 

Obudził mnie około 6:10 rano ból zęba. Ehhhh... ósemka wyrosła nie dokładnie tak, jak powinna i choć jest zdrowa, to będę musiał ją usunąć. Czasami o tym fakcie ząb mi dobitnie przypomina. Trzeba iść na kontrolę i ustawić sobie termin usunięcia, bo coraz częściej trafiają sie takie losowe epizody. No trudno... bywa... płakać nad tym nie będę. Ale zaraz... chwileczkę... wprawdzie widzę jakieś maleńkie obłoczki, ale niebo w zasadzie jest czyste. Przylepiłem się do okna i oceniłem sytuację. Szybka decyzja... i tak nie zasnę, to przynajmniej coś upoluję w lornetce.

 

Pędem ubrałem co tam znalazłem pierwszego, w biegu złapałem lornetkę, roboczy telefon który akurat leżał na biurku, okulary, przelatując przez kuchnię łyknąłem coś przeciwbólowego i wyskoczyłem przed dom. Było zimno (pewnie dlatego, że niedawno jeszcze smacznie spałem), ale prawie bez wiatru. Pod podeszwami butów chrupały efekty wczorajszych opadów, z których mróz przez noc stworzył zmarzniętą, chrupiącą przy każdym kroku warstwę, pod którą był nieco bardziej puszysty śnieg. Spojrzałem na zegarek... niemal 6:30. Późno... ale nie aż tak, żeby wracać do domu.

 

Pierwszy rzut oka w górę... jest nieźle. Wprawdzie od wschodu widać już jaśniejący horyzont, ale niebo jest czyste. Chmury majaczą w oddali na południu i ma wschodzie. Widać zeszły całkiem niedawno. Ząbek się nieźle wstrzelił w warunki pogodowe. "Wóz" wysoko, niemal w zenicie. Haaa... będzie dobry widok na C/2013 R1 (Lovejoy). Odszedłem kawałeczek od ulicy, żeby uciec od świateł latarni i znaleźć się lekko powyżej swojego osiedla. Po chwili miałem już całkiem przyjemny widok na kometę. Niestety pora już nie ta, ale i tak kometa była jeszcze przez parę minut dość dobrze widoczna. Na jaśniejącym szybko tle dało się zobaczyć głowę komety z jasną kondensacją w środku, oraz całkiem spory warkocz, który choć bardzo niewyraźny, to jednak widoczny bez większych ceregieli. Widok był przyjemny, ale kolejny raz nie udało mi się złapać tej komety w optymalnych warunkach i widok nie był tak dobry, jak by mógł być. Mimo to przy komecie zostałem dłuższy czas ciesząc oko jej widokiem.

 

Niebo szybko jaśniało, ale z jakiś bliżej mi nieznanych powodów postanowiłem nie wracać do domu. Zaczynało być za jasno na jakiekolwiek DS'owe obiekty więc całkowicie je odpuściłem. Zacząłem szukać planet. Wprawdzie nie miałem żadnej mapy, ale pozycję planet pamiętałem. Jowisz na zachodzie był sprawą oczywistą i chyba każdy by go znalazł. W prawdzie w lornetce 10x50 szczegółów nie zobaczymy, jednak widać wyraźnie tarczę planety oraz wszystkie cztery galileuszowe księżyce gazowego olbrzyma, które dzisiaj znalazły się po jednej stronie, tworząc ciekawy układ. Saturn był mniej uchwytny, z racji tego, że jest jeszcze dość nisko i w dodatku blisko słońca, co o tej porze (a była już niemal 7:00) nie daje dużych szans na ciekawe widoki. Nawet go nie szukałem. Za to Mars świecił wysoko swoim charakterystycznym pomarańczowym światłem i był doskonale widoczny. Miał też równorzędnego kompana. Między Koroną Północną, a Marsem, świecił równie pomarańczowy Arctur, który dotrzymywał Marsowi towarzystwa. Te dwa pomarańczowe punkty stały się moimi towarzyszami przez następnych 25 minut, chociaż to nie na nich skupiałem swoją uwagę.

 

Jako, że Elbląg leży niemal na poziomie morza, a ja mieszkam na początku wysoczyzny, mam świetny widok na sporą część miasta. Latarnie rozświetlały niemal puste ulice, a granicę miasta wyznaczała obwodnica, która dzięki swojemu oświetleniu tworzy wyraźną linię świateł, odcinając ciągnącą się po łuku kreską teren zurbanizowany, od pól i łąk. Z kominów leniwie unosiły się smużki dymu. Z każdą upływającą minutą robiło się coraz widniej. Na wschodzie ciemne sylwetki chmur wyraźnie odcinały się od niebieskiego nieba. Na południu, tuż nad miastem cienkie wstęgi cirrusów zaczynały nabierać lekkiego fioletu i różu. Na północy i na zachodzie horyzont ciągle przykrywał ciemnogranatowy płaszcz nocy. Moją uwagę przykuła karetka, która na sygnale przemieszczała się po jednej z odległych ulic przerywając poranną ciszę dźwiękiem syreny. Cały czas z lornetką w ręku obserwowałem jak pokonuje kolejne puste skrzyżowania i znika za drzewami. Naszła mnie dziwna myśl... ludzie mogą umierać i umierają każdego dnia, ale Ziemia nadal krąży w kosmicznym tańcu... z nami lub bez nas. Wbrew pozorom, to bardzo pocieszające. W głowie, takich myśli krążyło mi coraz więcej... Ten poranek stawał się coraz bardziej magiczny... jakby z innego świata.

 

Z zamyślenia wyrwały mnie ptaki, które zaczęły się odzywać coraz bardziej energicznie. Niepostrzeżenie zrobiło się widno, a niebo nabrało pięknej intensywnie niebieskiej barwy. Rzut okiem na godzinę... 7:20. W tym samym momencie zgasły latarnie uliczne. Parę minut po nich zniknęła mi z oczu linia obwodnicy miejskiej. Arctur był ledwo widoczny, a Mars praktycznie zniknął z pola widzenia i gołym okiem trzeba się było namęczyć, żeby go dostrzec. W lornetce był doskonale widoczny, chociaż z każdą chwilą słabł i coraz trudniej było go odszukać. Na antenach najbliższego domu urzędowały dwie sroki. Nieco napuszone skakały po antenie, co i róż rytmicznie potrząsając swoimi długimi ogonami. Na pobliskich drzewach szalały sikorki, łatwe do poznania dzięki żółtym brzuszkom i jakieś inne małe ptaki, których nie zidentyfikowałem. Wstęgi chmur na południu nabrały intensywnie różowej barwy, która bliżej zachodniej strony przechodziła w fiolety i szarości. Pomiędzy obłokami a horyzontem dostrzegłem w lornetce samolot, który zostawiał za sobą białą, kłębiącą się smugę kondensacyjną, która nieodparcie kojarzyła mi się z dymem z komina parowozu sunącego nad linią widnokręgu.

 

Tymczasem na wschodzie horyzont zrobił się najpierw różowawy, a następnie zaczął przechodzić w czerwień i pomarańcz. Drzewa rosnące na linii pobliskiego wzgórza były doskonale widoczne na tle tej poświaty. Czarne linie gałęzi cięły żółtopomarańczowe niebo, a pomiędzy nimi, niczym gromady kuliste na tle gwiazd, odznaczały się gęste kępy jemioły. O godzinie 7:40 było już zupełnie widno, jednak słońce jeszcze nie wstało. Arctur i Mars zniknęły już z zasięgu wzroku i lornetki. Za drzewami szybko rosła kula złotego światła, jednak sama tarcza słońca ciągle była niewidoczna. Dokładnie nad punktem wschodu słońca, tym razem znacznie bliżej mnie przeleciał samolot rejsowy, ciągnąc za sobą białą smugę kondensacyjną, która jednak szybko się rozpraszała. Chmury na południu były już niemal białe, z wyraźnymi pasemkami różu i fioletu. Z kominów domów ulatywał szarawy dym, a miasto spowijała delikatna mgiełka. Cała panorama prezentowała się przepięknie. Niebo było niczym malowane pastelami od złocistego horyzontu, poprzez błękit po białoróżowe chmury. Dokładnie o 7:58 słońce wychyliło swoje oblicze zza wzgórza i na dobre rozgościło się między gałęziami drzew.

 

Posiedziałem jeszcze troszeczkę i poczekałem, aż słońce na dobre wyszło nad linię horyzontu, po czym udałem się do domu. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Chciałem po prostu popatrzeć na kometę żeby nie myśleć o wkurzającym zębie, a natura zafundowała mi wspaniały spektakl ukazując, jak świat budzi się do życia, jak nabiera barw, dźwięków i ruchu. I pomyśleć, że wszystko dzięki pobudce wymuszonej bólem zęba. Los bywa przewrotny. Nauka z tego taka, że nawet jak coś zaczyna się źle, można swoimi wyborami obrócić to w coś dobrego.

 

Ps. Ząb przestał boleć, ale nie wiem kiedy ;)

  • Lubię 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...

_________________________________

 

Astronomiczny wyścig zbrojeń...

_________________________________

 

Czasami, kiedy przegląda się fora astronomiczne i czyta wątki z poradami dla początkujących, człowiek zaczyna czuć, że coś tutaj jest nie w porządku. Wszyscy mówią o propagowaniu astronomii w społeczeństwie, o zachęcaniu ludzi do tego, żeby wyszli wieczorem na zewnątrz i podziwiali nocne niebo, ale jednocześnie zniechęca się ich do tego sztucznie stawiając bariery, które nie istnieją i tłocząc im do głowy fałszywe przekonania. O czym mowa? A no mowa o sprzęcie i jego wyborze...

 

"Kup pan Syntę 8", będziesz zadowolony"

Synta 8"... magiczna odpowiedź na wszystkie problemy. Ten teleskop, całkiem słusznie zresztą, uważany jest za jeden z bardziej uniwersalnych (ale tylko pod względem obserwacyjnym), a jednocześnie cenowo bardzo przystępnych teleskopów. Pokaże bardzo dużo i jest tani. W czym więc problem? Cóż... jest po prostu duży. Moim zdaniem jest to jego największa wada. Nie można go zabrać pod pachę i pójść sobie do parku, czy przejść się w jakieś ciemne miejsce w najbliższej okolicy. Jedna osoba nie przeniesie tego zestawu. Tu pozostaje tylko albo mieszkanie na wsi, albo transport samochodem, a to ma swoje implikacje z których ludzie nie muszą nawet zdawać sobie sprawy. Astronom z 10 letnim stażem i kilkoma newtonami powyżej 10" w życiorysie, inaczej rozumie "mobilność" niż człowiek, który 8" newtona na oczy nie widział. Tymczasem początkujący często nieświadomie oczekują łatwości w przemieszczaniu się z zestawem... oczekują teleskopu, który da im dużo swobody i pozwoli obserwować w wielu różnych okolicznościach, np. na rybach, czy na wyjeździe z rodziną. 8" Newton na dobsonie po prostu tego nie zapewnia i zapał umiera śmiercią naturalną przegrywając starcie z topornością konstrukcji, gabarytami i wagą. Tylko mi nie mówicie, że to mały teleskop, bo to czysta bujda. Mały to jest MAK 127 który wchodzi w plecak, powieszony na AZ4 którego można zabrać pod pachę, a nie 120cm tuba o średnicy solidnego wkładu kominowego, osadzona na montażu wielkości szafki nocnej. Na wyjeździe z rodziną w bagażniku małego Hatchbacka będzie jeszcze miejsce na jakieś rzeczy poza teleskopem... np. na kocyk... tylko gdzie zabrać resztę bagaży, wózek dla dziecka, czy walizkę z ubraniami żony? Hmmm... chyba trzeba teleskop w domu zostawić. Nastolatek będzie miał ten sam problem tylko w innych proporcjach, bo cóż z tego, że jesteśmy sami, skoro Synta nam na rower nie wchodzi ;)

Sam sprzedałem 10" Newtona i zamieniłem go na SW 120/600 na AZ4. Wariactwo prawda? A może po prostu rozsądek? Najlepszy teleskop to taki, którego możemy używać tak często, jak chcemy. 10" Newton nie zapewniał mi tego komfortu i dopiero po jego zakupie przekonałem się, że nie warto... czasami lepiej jest poświęcić część możliwości obserwacyjnych po to, aby umożliwić w ogóle jakiekolwiek obserwacje. Nie niszczmy swojego hobby zachłannością, parciem na aperturę i płonnymi nadziejami na wspaniałe widoki. Co ważniejsze... nie zarażajmy tym samym początkujących już u samego progu ich przygody z astronomią. Nie zachowujmy się jak rodzic, który pod przymusem wysyła córeczkę na zajęcia z baletu, bo zawsze chciał być baletnicą. W mojej opinii wyrządza się tym sporo szkody i wiele osób straciło zapał właśnie w tak banalny sposób. Wmówiono im, że muszą mieć duży teleskop, bo inaczej niczego nie zobaczą... i faktycznie... niczego nie zobaczą...

 

"Aberracja, czyli samo zło"

Tym akapitem narażę się zapewne całkiem dużej grupie ludzi, ale trudno ;) Często nie podoba mi się sposób w jaki traktowani są ludzie szukający porady, czy pytający o jakiś teleskop z niskiej półki cenowej. Często słyszą "radę", która brzmi mniej więcej tak; "radzę ci, pozbądź się tego teleskopu i kup sobie .............. (dowolny teleskop w cenie przekraczającej 5 minimalnych krajowych), a nie będziesz miał kłopotów i zobaczysz dopiero co to jakość obrazu". WTF? Co to do cholery za rada? Czy na serio ktokolwiek uważa, że to jest rozwiązanie problemu? Czy takiemu wujkowi dobra rada przeszło w ogóle przez myśl, że dany człowiek może po prostu nie mieć pieniędzy na tego typu zakupy i tak naprawdę taki sprzęt nie jest temu człowiekowi potrzebny? Beztroska niektórych ludzi potrafi powalać na łopatki. Później taki nieszczęśnik bombardowany tego typu radami odnosi wrażenie, że lepiej jest nie kupić niczego, bo nie stać jest go na "porządny" teleskop i szkoda jest jego czasu. To jest moim zdaniem ogromny błąd i wielka strata dla społeczności astronomicznej w Polsce. Deprecjonowanie wartości tanich teleskopów jest dość powszechne, chociaż jest zupełnie bezzasadne.

Na zlocie w Zatomiu naoglądałem się Jowiszy do woli w bardzo wielu, bardzo różnych teleskopach. Niektóre z nich były dość drogie. Przyznam, że zdarzyło mi się spojrzeć nieco niepewnie na swój biedny achromacik, bo jak taki skromny teleskop może mierzyć się ze sprzętem, który jest 10x droższy. Niemniej później przyszło pewne otrzeźwienie. Bo oto okazuje sie, że jeżeli pominąć pewne aspekty estetyczne, to generalnie na Jowiszu widać dokładnie to samo. Jak to? Co ja tu za herezje opowiadam? Cóż... wszystko jest kwestią podejścia.

Nie chcę być źle zrozumiany. Nie twierdzę, że achromat jest tak samo dobry jak APO o tej samej aperturze i świetłosile. Różnice są oczywiste i estetyka obrazu nie pozostawia złudzeń, która konstrukcja jest doskonalsza optycznie. Gdybym miał więcej gotówki, to sam bym sobie kupił taki teleskop. Z drugiej jednak strony jeżeli podchodzimy do sprawy czysto praktycznie i jesteśmy skłonni zaakceptować pewne kompromisy, to obserwacyjnie z obu teleskopów wyniesiemy dokładnie to samo. Obiektyw APO nie ma magicznych właściwości i jeżeli ma te same podstawowe parametry co achromat, nie ma szans na to, aby "pokazał więcej". Pokaże to lepiej, wyraźniej, bardziej estetycznie... ale nie więcej. Wszystko jest kwestią nastawienia obserwatora. Nie obserwujemy przecież aberracji chromatycznej, tylko np. detale na tarczy planety. Jeżeli skupimy się nie na niedoskonałościach, a na detalach obiektu który obserwujemy, to okaże się, że wydając na sprzęt 10x mniej, możemy zaobserwować dokładnie te same zjawiska i te same szczegóły.

Przypomina mi to nieco sytuację z samochodami. Wysokiej klasy Mercedes jest pięknym autem. Przyjemnie się na niego patrzy, przyjemnie się go prowadzi... stanowi obiekt pożądania innych i możemy się nim pochwalić. Nie ma w tym nic złego. Jednak kiedy przychodzi do przyziemnego przemieszczania się po drogach, okazuje się, że powszechny i przystępny cenowo Fiacik, czy Skoda dowiozą tyle samo osób, w to samo miejsce, w tym samym czasie, a na drogach spotkają takie same korki, dziury, idiotycznie ustawione fotoradary i znaki drogowe. Innymi słowy wypełnią dokładnie to samo zadanie co Mercedes... a, że nie z taką klasą i komfortem? Cóż... czy to wystarcza, aby stwierdzić, że Skoda nie nadaje się do niczego?

 

Wniosek mi się nasuwa jeden. Nie bądźmy tacy wyrywni w mówieniu ludziom, że ich teleskop nadaje się tylko do wymiany. Nie wbijajmy im do głowy, że mają słabe narzędzie obserwacyjne i nic nim nie zobaczą. Nie zniechęcajmy ich do zakupu taniego teleskopu, tylko dlatego, że w porównaniu z naszym własnym sprzętem to jest złom i my takiego byśmy za darmo nie chcieli. Jaki z tego przyjdzie pożytek? Ktoś się nad tym zastanowił? Moim zdaniem nie warto zniechęcać ludzi, wytykając im wszystkie niedoskonałości teleskopu jaki aktualnie posiadają... warto ich zachęcać mówiąc im jakie ma zalety i jak go najlepiej wykorzystać. Efekt takiego postępowania będzie znacznie bardziej pozytywny, bo z bezsensownego krytykowania nic dobrego jeszcze nie wynikło.

  • Lubię 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.