Skocz do zawartości
  • wpisów
    20
  • komentarzy
    329
  • wyświetleń
    59 512

Kamery, kamerki, kamereczki..., czyli słów parę o rewolucji w astrofotografii. Część 1.


Adam_Jesion

2 606 wyświetleń

Kiedy 35 lat temu wyśliznąłem się na świat, pierwsze co moje mikre oczęta zobaczyły, to kamera SBIG. W czasie pierwszej komunii, miast o zegarku elektronicznym z kalkulatorem, jak moi ziomale - o SBIGu marzyłem. Nie inaczej bywało w czasie pierwszych podbojów koedukacyjnych...

 

No tak, bzdury piszę, a może anegdotę? Tym lekko głupawym wstępem chciałem zwrócić uwagę, na pewne interesujące z punktu widzenia socjologicznego, może także handlowego, zjawisko dotykające naszą społeczność od dosyć dawna - w zasadzie od zawsze. Duch Sbiga! Można by odnieść mylne wrażenie, że poza wspomnianą marką w kamerach nie mamy żadnego wyboru. Jeżeli już nasz poziom wtajemniczenia osiągnął rank - "chory nieuleczalnie", zaczynamy myśleć o docelowym rejestratorze fotonów. Czytamy fora, oglądamy galerię i... wybieramy Sbiga. Czy to dobry wybór, czy jedny? Dlaczego tak się dzieje? Na te pytania chciałbym spróbować podyskutować w tym wpisie, a później pod nim - z wami, ofcoz - jak mawia młodzież.

 

Patrząc chłodną na powyższą sytuację, nie sposób zastanowić się nad powodami takich wyborów. Mam to nieszczęście, że naście lat pracuję nad skuteczną manipulacją rynku, czyli ogólnie pojętą reklamą. Cóż - kiedyś mieliśmy do czynienia z dostosowywaniem produktu do rynku, dzisiaj jest dokładnie odwrotnie. Bierny marketing się nie liczy i zajmują się nim już tylko "lamerzy" branży, czyli malutkie agencje robiące popierdółki dla "wujka". W cenie jest "kształtowanie popytu", czyli aktywne wmawianie konsumentowi, że potrzebuje np. IPODa, bo inaczej umrze - czyli wypadnie z "mainstreamu" społecznego. Z jeden strony, praca w takiej branży jest naprawdę fascynująca, z drugiej potwornie męczy, nierzadko moralnie. Ja sobie założyłem, że do póki nie pracuję dla dóbr szybko-niszczących, to sobie poradzę (fajki, gorzałka, fastfoods, etc.). Kiedyś pracowałem dla producentów raka, ale długo nie wytrzymałem. Wystarczył dostęp do badań i tzw. case studies przypadków skutecznych działań (vide inspirowanie x latków poprzez umieszczanie paczek papierosów na wysokości ich wzroku - czyli pod ladą).

 

Przeskakujemy teraz do naszej branży. Całe szczęście, astronomia nie powoduje raka, więc spokojnie i z przyjemnością mogę się nią rozkoszować. A jak sprawa wygląda z producentami? Ogólnie dobrze. Branża jest tak świeża i niedojrzała, że jeszcze daleko nam do działań podprogowych. W tym kontekście rozbawiony jestem kampanią np. TeleVue, która w swojej komunikacji marketingowej używa skojarzeń z rodziną, dzieckiem, nie jest niebezpieczne - produkt dobry, sam się broni. I czy TV zapakuje nam te okulary w dziecięce wózki, czy przywiezie na furmance, jest raczej drugorzędne. Podejrzewam, że jest to nieskalana strategią wizja grafik. Ot tak sobie wymyślił. Może żona akurat w stanie błogosławionym? Who knows... nie ważne.

 

Powyższy przypadek nie jest bez znaczenia dla następnego paragrafu, o którym chciałem napisać. Ilustrował on sympatyczny brak strategii, przypadek, do tego mało skuteczny z pkt widzenia analizy strategii reklamowej. Jest natomiast coś, co zwraca moją tępą uwagę, poszukującą oznak przemyślanych strategii. Myślę i chce powiedzieć o marketingu szeptanym (buzz marketing), gdzieniegdzie zwany wirusowym, choć osobiście rozdzielam te dwa pojęcia. Czym jest buzz? Modą? Hypem? Głupotą? Zazdrością?... Buzz jest wszystkim tym, co w sobie chcielibyśmy widzieć i tym, czego pragniemy od innych. To marketingowy trick manipulujący naszą wrodzoną zazdrością, co gorsza, na bazie całkowicie podprogowych reakcji. Buzz jest skuteczny tylko w jednym przypadku, kiedy zaraża nim autorytet.

 

 

Marketing wirusowy to zjawisko, które istnieje wśród społeczności od zawsze, ale zdiagnozowano i wdrożono w strategię stosunkowo nie dawno. 100 lat temu wszystkie kobiety na jednej ulicy piekły te same ciasta, kupowały identyczne sukienki, panowie mieli te same kosiarki do trawy, nawet papierosy palili te same. Aż w drugiej połowie XX wieku, pewna marka obuwnicza wpadła na genialny pomysł. Był to Reebok, który nie bardzo radząc sobie z ekspansją Adidas'a, postanowił przyjrzeć się bliżej, czemu ludzie chcą nosić buty X, a nie Y. Paradoksem okazały się wyniki badań, bo argument o "lepszości" całkowicie nie istniał. Z jakiegoś powodu, młodzież na college'ach (główny target odbiorców) wybierała Adidas, a nie Reebok, który jeszcze nie był tak znany, jak dzisiaj. Odpowiedź była prosta. Lud w skali masy, społeczności, naśladuje swoich liderów. Jeżeli lider nosi Adidasy, to bez zmiany obuwia u tegoż lidera, nie ma szans na Reeboki u ludu. Co więc trzeba było robić, żeby Reebok stał się wielki? Kupić liderów i obuć ich "lepszymi" - bo Reebokowymi buciorami. Stworzono pierwszą i świadomą kampanię, opartą o Buzz Marketing. Masowo wręczano nowe Reeboki wcześniej typowanym jednostkom. No i bingo... Za chwilę wszyscy w szkołach zaczęli nosić Reeboki.

 

W czasach MTV liderzy na poziomie lokalnych społeczności przestali wystarczać, toteż Nike poszedł wyżej i zaczął sponsorować gwiazdy, m.in. NBA. Proces trwa do dzisiaj i jest przykładem wyjątkowo skutecznych działań marketingowych. Mamy media, nosimy, robimy, naśladujemy celebrytów - chcąc czy nie chcąc. To dzieje się na progu podświadomości. W sondażu nikt się nie przyznaje do faktu, jakby był podatny na marketing wirusowy. Wyniki efektywności kampanii całkowicie przeczą takim odpowiedziom.

 

Pewnie w tej chwili się zastanawiacie, o czym tu Jesion pieprzy. Kogo na forum astronomicznym obchodzi marketing, a tym bardziej sektor obuwniczy. Tak się jednak składa, że mamy co nieco wspólnego. Obserwując rynek kamer astronomicznych (nie tylko kamer) mam nieodparte wrażenie, że witam się ponownie z Buzz marketingiem. Całe szczęście, że w Polsce nie spotkaliśmy się (jeszcze) z próbą świadomego wykorzystania tej techniki sprzedaży, ale ewidentne jest to, że naśladujemy naszych gooru. No dobrze, a skąd nasi gooru czerpią swoje sprzętowe inspiracje? Od większych gooru, najlepiej zaoceanicznych. A skąd gooru zaoceaniczni czerpią swoje wybory? Wybierają po prostu sprzęt najlepszy.

 

No tak, i tu mógłbym artykuł zakończyć, bo wszystko wygląda dobrze, prawidłowo można by rzec. Niestety - żartowałem. Gooru zaoceaniczni nie do końca wybrali sami. Sbig kilkakrotnie przeprowadził akcje buzz marketingu dając swoje nowe kamery Gooru - oficjalnie do testu. Tak jest do dzisiaj. Wszyscy googru dostają kamery od Sbiga. Największa akcja dotyczyła średnio udanej kamery STL11000. Oczywiście, kamery nie są złe, więc większego niesmaku nie ma. Problem tylko w tym, że są też inne, o których pies z kulawą nogą nie zapyta. Mój artykuł, wbrew pierwszemu odczuciu, nie jest próbą czepiania się Sbiga, jego strategii marketingowych, czy Bóg wie, czego jeszcze. Tak jest i to normalne, że każdy producent chce sprzedać swój asortyment, a jeżeli ma jakiekolwiek opcje na uczynienie ze swojego modelu produktu kultowego, to byłby głupi, jeżeli by nie skorzystał.

 

Nasz młody rynek całkowicie zachłysnął się Sbigiem, pewnie dlatego, że jest w wieku niemowlęcym. O bardzo emocjonalnym traktowaniu kamer mogą świadczyć płonne dyskusje, które nie raz odbywały się na forum. Tymczasem, światowy rynek kamer przeżywa najlepszy w historii okres. Tyle ciekawych i rewolucyjnych rozwiązań nie było jeszcze nigdy. Dzieje się sporo, a będzie jeszcze więcej.

 

Ale o tym przeczytacie w kolejnej części artykułu, w którym chciałbym zaprezentować najlepsze, wg mnie, premiery roku. O niektórych słyszeliście, innymi będziecie zaskoczeni.

 

Disclaimer: Powyższy artykuł przedstawia nieobiektywne i całkowicie egoistyczne urojenia autora. Jego forma i cel służyć ma jedynie rozrywce czytelników Astro-Forum.org. Absolutnie nie ma na celu decydowania o tym, jakie kamery należy bądź nie należy kupować.

 

 

14 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Oj "Jesion", "Jesion"... Niezależnie od tego co napisałeś poniżej postu (disclaimer) Ty już kamery od Sbiga nawet po cenie promocyjnej nie dostaniesz... :):):):)

Swoją drogą Sumas jest chodzącym zaprzeczeniem teorii buzz marketingu... :) a może NIE??? !!!! :):):)

Odnośnik do komentarza

ROTFL :) Co wy macie do Sbiga? Ja tylko piszę, że są inne marki. Poza tym, to co ja wiem... Disclaimer jest ważny. Druga część będzie mniej felietonistyczna, a bardziej konkretna - w tym opiszę jeden hit najbliższych lat. Ciekawe, czy domyślacie się, o czym mówię :P

Odnośnik do komentarza
Hm.. a ja z przyjemnością poczekam na część drugą i wtedy dołoże Sbigom :D

A buzz marketing działa i zawsze będzie działał. Atika kupiłem ja, potem namówiłem sumasa, a teraz to już, o ile mi wiadomo, 4 atiki w drodze :) Tylko gdzie moja prowizja od sprzedaży? Hmmm...

Odnośnik do komentarza

Ładnie napisany artykuł poruszający się w tematyce marketingu! Z racji wykonywanego zawodu intensywnie przyglądam się pracy marketingowców i stwierdzam, iż dobra reklama, wsparcie sprzedaży niewiele wnoszą do sprzedaży, jeżeli sam produkt nie spełnia odpowiednio wysokich standardów jakościowych. Tak przynajniej dzieje się w przypadku produktów brandowych, ekskluzowynych, a do takich należy zaliczyć kamery ccd. Tu oczywiście poza samym produktem kupuje się właśnie tzw. "wartość dodaną". Jak to zwykle w marketingu bywa dużo w nim tzw. bla bla bla, które trzeba oddzielić od prawdziwych korzyści dla konsumentów. Czekam zatem z niecierpliwością na kolejną część, tj. premiery roku, a zwłaszcza na produkty znacznie lepsze od kamer od Sbiga, ktore dla mnie osobiście są aktualnie kultowymi z racji wbudowanego chipu guidującego, czym nie mogą pochwalić się inni producenci kamer. Może jednak zmienię zdanie...

 

Pozdrawiam

Paweł

Odnośnik do komentarza

Wyczuwam nutkę ironii w Twoim komentarzu, ale to dobrze, bo po to jest artykuł, żeby trochę się "posprzeczać". Ale na razie jeszcze nie ma o czym dyskutować. Muszę najpierw przedstawić konkret, wtedy ocenisz, czy jest wart uwagi. Ten wpis traktuj jako marketingowy blog, niż stricte o kamerze sbiga, bo zauważ, że de facto nigdzie nie napisałem, że kamery sbiga są złe, lub że mam znacznie lepsze w tej cenie. Prawda?

Odnośnik do komentarza

Tak, może mój wpis to coś w rodzaju podniecania ognia :D ale bez ironii. Staram sie jedynie w życiu łowić prawdziwe korzyści. W dzisiejszych czasach marketingu czasami mamy zbyt wiele... Mam silne wrażenie, że Sbig uprawiając buzz marketing w USA, robi to dlatego, że jest przekonany o wysokiej jakości swoich produktów. W innym wypadku nie przekazywaliby najlepszym astrofotgrafom w branży swoich sampli. Gdyby jakość była kiepska to z pewnością narażaliby się na duże niepowodzenie. W końcu to opinia najlepszych z najlepszych :-) No chyba, że relacje są takie, iż chłopaki milczą, jeżeli Sbig wypuszcza słabszy model, choćby taki jak STL11000 :P:D Oczywiście nie chcę sugerować, że siedzą w kieszeni u Sbiga.... :D

Tak czy inaczej jestem bardzo ciekawy II części artykułu...

P.

Odnośnik do komentarza

Masz rację. Pierwotnym warunkiem marketingu wirusowego jest jakość produktu. Właśnie dlatego nie wszędzie da się taką strategię zastosować. Przecież głównym organizmem, medium i narratorem kampanii opartej na marketingu szeptanym jest jednak sam klient. Problem w takim podejściu może być tylko moralny, choć i nie do końca. Produkt nie musi być najlepszy - musi być dobry. To jest warunek.

 

Celem marketingu nie jest pierwszy poziom piramidy, czyli bezpośredni znajomi nosiciela. To ma iść głębiej, każdy ma zarażać swoje otoczenie. Gdyby produkt był lewy, nie byłoby to realne. Wszystkie próby wciskania g... kończyły się tragicznie. Co więcej, ujawnienie przedwczesne buzz-liderów (tych z pierwszego stopnia, którzy odnoszą korzyści majątkowe) też kończyło kampanie totalną klapą i efekt na ogół był odwrotny. Dzisiaj za liderów często kupuje się bloggerów, oczywiście tych, którzy mają za sobą dużą społeczność. Internet dał nieprawdopodobny rozkwit marketingu szeptanego, bo jest dla niego idealnym organizmem (wirus potrzebuje żywiciela - stąd nazwa).

 

Przy okazji Was uspokoję, że w PL nie spotkałem się w życiu z żadną tego typu propozycją w branży ASTRO. Nie wynika to zapewne z "czystości" i wielkiej dobroczynności firm astronomicznych na naszym rynku. Skłaniam się bardziej ku teorii, że to efekt totalnej niewiedzy, czym jest marketing i jak tworzyć rynek. To typowa cecha rynku młodego, nieukształtowanego. Ale przyjdzie czas, że firmy podrosną, świadomość i wiedza też, a wtedy pojawią się dyrektorzy marketingu, którzy nie oprą się żadnym technikom wspierania sprzedaży.

 

Brzmi to strasznie, ale w istocie tak nie jest. Strach przed reklamową manipulacją w Polsce jest jakoś wyjątkowo napompowany. To nie szkodzi, nie zaraża. Dzięki marketingowi mamy szersze pojęcie o rynku, o jego ofercie. W końcu, na końcu - to my sami podejmujemy decyzję. Trzeba nauczyć się filtrować fałszywy bełkot marketingowy, od informacji istotnych. Bo to wcale nie jest tak, że marketing musi opierać się na wypaczaniu faktów, albo ich kreowaniu. To też cecha młodych rynków, jakim jest ogólnie Polska, dlatego jesteśmy tak mocno uprzedzeniu do reklamy - ogólno pojętej, bo zwyczajnie mamy z nią złe doświadczenia. Kojarzy się z kreowaniem bzdur i robieniem z odbiorcy kretyna. Zgadzam się. Tak jest faktycznie.

 

A tak z ciekawostek, nie wiem, czy słyszeliście, ale w parlamencie europejskim jest projekt ustawy, która z założenia ma karać np. blogi, które nie są prowadzone przez bloggera, a przez np. firmę. Tak samo fora i wszystkie inne przejawy reklamy podprogowej. Jest kraj, w którym to już działa, ale nie pomne, który. Sprawdzę.

 

W każdym razie, takie inicjatywy, jak forum pewnego polskiego producenta astro, będzie w kłopotach. Problem w tym, że faktycznie odbiorca bloga, czy forum, może nie być świadomy, że prowadzone jest przez firmę X, gdzie tworzone są wirtualne byty rekomendujące sprzęt tejże firmy, prowadzące ze sobą sporą polemikę, itp. I nie jest tu ważne, czy tak się w istocie dzieje. Ważny jest fakt zbieżności korzyści i interesów. Oczywiście nikt nie chce nikomu bronić prowadzenia firmowego forum. Skąd że znowu. Musi to być jasne dla użytkownika, że jest na forum, blogu, czy stronie podmiotu komercyjnego.

 

I znowu - w Polsce ten proceder nie jest wcale częsty, to się dopiero zaczyna. Na świecie jest już sporo ciekawych przypadków, włącznie z takim koncernami, jak Sony (przy okazji PS3), które zakładało poprzez podstawione osoby blogi, fora, etc. Docierali w ten sposób do milionów odbiorców manipulując ich potrzebami. Takie lewe blogi są szczególnie niebezpieczne, bo bardzo szybko budują sobie autorytet - mając zwyczajnie dostęp do informacji jako pierwsze, exlusive'y, etc.

 

Podsumowując, kamery Sbiga są bardzo "OK", więc nie widzę powodu, żeby te moje wywody stały się dla kogoś przeszkodą w ich zakupie. Mają swoje wady, ale który produkt ich nie ma?

Odnośnik do komentarza

Dobry tekst, czekam na kolena cześć.

 

Ciekawym czy ktoś zdoła popełnić podobny art o Takahashi bo i tu chyba nie wygląda to tak rózowo, a przynajmniej nie w montażach.

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Dobry tekst, czekam na kolena cześć.

 

Ciekawym czy ktoś zdoła popełnić podobny art o Takahashi bo i tu chyba nie wygląda to tak rózowo, a przynajmniej nie w montażach.

 

Pozdrawiam.

Myślę, że w outro tego tekstu znajdę parę linijek, żeby napomknąć o gorszych przypadkach, niż Sbig. Takahashi należy do kategorii Urban Legends, a w rzeczywistości jest typowym przykładem OVERPRICED gadged, wynikającym głównie z różnic kursowych.

Odnośnik do komentarza
A tak z ciekawostek, nie wiem, czy słyszeliście, ale w parlamencie europejskim jest projekt ustawy, która z założenia ma karać np. blogi, które nie są prowadzone przez bloggera, a przez np. firmę. Tak samo fora i wszystkie inne przejawy reklamy podprogowej. Jest kraj, w którym to już działa, ale nie pomne, który. Sprawdzę.

 

W każdym razie, takie inicjatywy, jak forum pewnego polskiego producenta astro, będzie w kłopotach. Problem w tym, że faktycznie odbiorca bloga, czy forum, może nie być świadomy, że prowadzone jest przez firmę X, gdzie tworzone są wirtualne byty rekomendujące sprzęt tejże firmy, prowadzące ze sobą sporą polemikę, itp. I nie jest tu ważne, czy tak się w istocie dzieje. Ważny jest fakt zbieżności korzyści i interesów. Oczywiście nikt nie chce nikomu bronić prowadzenia firmowego forum. Skąd że znowu. Musi to być jasne dla użytkownika, że jest na forum, blogu, czy stronie podmiotu komercyjnego.

 

W Polsce obowizązuje prawo, że każdy, kto prowadzi stronę internetową, której treść jest zmieniana częściej niż co roku, musi się zarejestrowac w sądzie. Jestem przekonany, ze 99% bloggerów jest zarejestrowanych :szczerbaty:

 

Jeżeli faktycznie jest tak, jak piszesz, to będzie kolejny "urząd" (bez urzędu takie prawo nie ma szans zostać wyegzekwowane. Z urzędem zresztą też), który będzie udawał, że jest potrzebny. Oczywiście wszystko "dla naszego dobra" i za nasze pieniądze. Ale tego drugiego faktu jakoś sie nie podaje do wiadomości. To jest pomysł na miarę mierzenia krzywizny bananów albo obwodu kiwi. Na pewno nie służy "zwykłym obywatelom", których podobno ma chronić.

 

A co do drugiego akapitu, to nie bardzo widzę problem. Jeżeli potrafisz udowodnić, że właściciel portalu z premedytacją wprowadza cię w błąd (tutaj przy okazji chcąc uzyskać przez to wymierne korzyści), to masz przynajmniej artykuł 107 Kodeksu Wykroczeń. Prokuratura teoretycznie powinna zająć się sprawą. Żadne nowe prawo nic tu nie zmieni. Przecież właściciel firmy X może twierdzić, że prowadzi forum jako prywatna osoba ponosząc przy tym koszty, które nie są kosztem firmy, a jego działalność prywatna nie ma nic wspólnego z prowadzeniem biznesu.

 

pozdrawiam,

milosz

Odnośnik do komentarza

Problem jest na pewno. Ja raczej w tej mierze nie będę chciał prezentować swojego zdania, choćby dlatego, że jako właściciel konkurencyjnego forum będę z zasady podejrzany o wbijanie szpili w dupkę konkurencji. Przykład onego producenta podałem tylko dlatego, że jest chyba najbardziej obrazowy, trudno mi zwyczajnie znaleźć lepszy przykład.

 

A w czym problem? W tym, że obserwując rynek, coraz bardziej włosy stają mi dęba. Spokojnie, nie będę już narzekał na polski astro-graj-dołek. Myślę i mówię tu ogólnie o internecie, tendencjach i "korpo-wirusie". Nie jestem żadnym wyznawcą ruchu anty-korporacyjnego, ale jako istota czasami-myśląca nie mogę nie dostrzegać pewnych racji. Do póki Internet był li tylko popierdółką użytkowaną przez dorosłych kawalerów w dużych okularach, z przetłuszczonymi włosami, nie budził niczyjego zainteresowania - tym bardziej "pażernych" korporacji. Dzisiaj to już co innego - nawet naczelny wódz znanej partii wie, że można przy internecie dobrze się zabawić - browar, laski, etc. A to już poważna sprawa. Za chwilę - to moje obawy - z internetem będzie wiązało się wiele sektorów naszego życia. Patrząc w badania zauważam, że w wielu dziedzinach konsumenci, zjadacze bułek nieparyskich, podejmują decyzję na bardzie tego, co mu w Internecie napiszą.

 

A czemu w Internecie? Nooo booo mu przeca w TV głupoty plotą, reklamy, a feee... W necie ma to co chce, czyta recenzje NORMALNYCH userów. No i właśnie, czy a by na pewno NORMALNYCH? Kasa rządzi, rynek niesamowicie się konsoliduje, fuzja za fuzją, a ciekawym zjawiskiem jest przejmowanie przez duże korpo małych serwisików, oczywiście potajemnie, bez afiszowania się tym faktem. Po co - wiadomo - łykną 20 takich miniportali i mamy spory organizm do manipulowania głodnymi konsumentami. Mógłbym dać tu całą talię przykładów, co ciekawe, także z polskiego e-rynku. Ale nie chodzi mi tu o dyskutowanie i analizę konkretnych przykładów. Bardziej o zjawisko.

 

Internet jest bardzo elastyczny. W zderzeniu z grubszą kasą wymięka każdy, a jak wiemy, mimo dużej wirtualności tego medium, kasa od dawna jest już jak najbardziej prawdziwa (vide Maciek Popowicz i Nasza-Klasa).

 

Plotę, plotę, a pewnie nie wiecie o co mi chodzi. Krótko na koniec - chodzi mi o to, że "za chwilę" w internecie nie będzie już tych małych, niezależnych. 99% wszystkich inicjatyw będzie należała w rzeczywistości do firm - korporacji. Czy to sen psychola, czy realna groźba? Obserwujcie to medium, a sami dostrzeżecie tendencję.

 

A tak już zupełnie na koniec końców - ja osobiście chciałbym, żeby fora firmowe oznaczane były - forum firmy X. Ale zgadzam się, że egzekwowanie tego będzie niezwykle trudne, bo przecież prezes może zatrudnić sąsiada, płacąc mu pod parapet. I co wtedy? To co najwyżej można włożyć między teczki zasad moralnych, a nie nakazów prawnych. UE ma tendencje to wymyślania głupich pomysłów na ustawy, to fakt. Ludzi trzeba edukować, zaszczepiać w nich wiedzę. To wystarczy, żeby sami używali swoich galaretek czaszkowych.

 

Uff... ale optymistyczny koniec mi wyszedł. :ha:

Odnośnik do komentarza

Przeczytałem do końca tekst pani Ani, choć nie było łatwo. Jeżeli autorka zaczyna od "finlandzka policja", to jakoś nie mam ochoty kontynuować lektury :)

 

Rozumiem Twoje obawy, ale chyba nie tędy droga. Skoro użytkownicy nauczyli się, że w telewizji "plotą, reklamy, a fee..." to może też nauczą się, że Internet nie jest bez skazy i należy krytycznie podchodzić do przeczytanych/oglądniętych treści. Wprowadzenie cenzury państwowej na pewno nie poprawi stopnia używania "rozumu", bo przecież "już ktoś wcześniej zadbał, żeby było dobrze". Podsumowując, uważam, że należy "cenzurę" pozostawić użytkownikom. Jakakolwiek ingerencja państwowa tylko tu zaszkodzi.

Odnośnik do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.