Dawno to już było, lata dziewięćdziesiąte, posiadłem marzenie jak na tamte czasy - "żółty" newton 150/900.
Dzwonek do drzwi, matka woła, że do mnie.
Idę, a tam... chłopak, którego znałem z podstawówki jako mocnego rozrabiakę, uczestnika wielu szkolnych bójek.
Mówi, że słyszał, że mam teleskop, chciałby dołączyć i popatrzeć....
Sprzęt ten nie należał do lekkich, więc umówiliśmy się tak, że ów jegomość przybył z kilkoma równej reputacji znajomymi, pojechaliśmy na miejscówkę.
Towarzystwo odpaliło trawkę... rozpoczęliśmy obserwacje... mina chłopaków pierwszy raz widzących Saturna - bezcenna.
A bohater tej mojej krótkiej opowieści, Artur, do dzisiaj jest moim serdecznym przyjacielem, sam pokryty niemalże w całości tatuażami, prowadzi salon tatuażu w Holandii i jest zaangażowanym ojcem.
Ot... bardzo pozytywne zaskoczenie z dawnych lat :-)