Wielki, ogromny, wielopiętrowy amerykański supermarket, w którym kupicie wszystko. Szef przyjmuje do pracy nowego sprzedawcę, prywatnie miłośnika astronomii, dając mu jeden dzień okresu próbnego żeby go przetestować. Po zamknięciu wzywa szef nowego sprzedawcę do biura: - No to ile dziś zrobił pan transakcji? - pyta sprzedawcę. - Jedną, szefie. - Co? Jedną?! Nasi sprzedawcy mają średnio od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu transakcji w ciągu dnia! Co pan robił przez cały dzień? A właściwie to ile pan utargował? - Trzysta osiemdziesiąt tysięcy dolarów. Szefa zatkało. - Trzy... sta osiem... dziesiąt tysięcy? Na Boga, co pan sprzedał?! - No, na początku sprzedałem atlas nieba... - Atlas nieba? Za trzysta osiemdziesiąt tysięcy? - No nie, potem przekonałem klienta żeby wziął jeszcze lornetkę. Następnie przekonałem go, że powinien wziąć jeszcze duży teleskop i okulary. Sprzedałem mu trzy rodzaje: długo, średnio i krótkoogniskowy.
- I to za 380 tysięcy?!!!
Nie, wdaliśmy się w rozmowę. Spytałem gdzie będzie obserwował. Powiedział, że w naszym mieście. Zdradziłem, że dwadzieścia mil na południe jest niezła miejscówka. Przy okazji przekonałem go do zakupu kilku filtrów, żeby wykorzystać jak najlepiej sprzęt. Na koniec spytałem go jakie ma auto i wydusiłem z niego, że dość małe aby przewieźć teleskop, w związku z czym sprzedałem mu dużo większe. - I wszystko to sprzedał pan człowiekowi, który przyszedł sobie kupić jeden, jedyny atlas nieba?! - Nieee. On przyszedł z zamiarem kupienia podpasek dla swojej żony. Zaproponowałem mu, że skoro w weekend nici z seksu to może przynajmniej niebo poobserwuje.