Wczoraj wieczorem spojrzałem na prognozę zachmurzenia I uśmiechnąłem się pod nosem. Cała noc wspaniała. Chciałem wybiec czym prędzej na podwórze , przygotować teleskop i ruszyć w międzygwiezdną podróż. Niestety, rzeczywistość jak zwykle jest twarda: Księżyc świeci, jutro trzeba być w pracy przytomny. Nie dałem za wygraną. Postanowiłem wstać rano o 3.30 i zrealizować swój plan. Nastawiłem budzik, przygotowałem ubranie i spać.
Budzik dzwoni. Wstaję. Spoglądam przez okno:niebo rozgwieżdżone. Sen klei oczy. Chwila zwątpienia: czy warto? Kładę się do łóżka.
Jednak nie daję za wygraną, wstaję, ubieram się, laptop pod pachę i już pod niebem. Obok mój pies. Lubi marznąć wraz ze mną.
Od czego zacząć? Spojrzenie na zachodzącego Oriona. Ładnie! M42 z kłaczkami.
Spoglądam na M81/M82. Są wysooooooko. Pięknie się prezentują. Szczególnie zaciekawia mnie mniejsza z galaktyk. W dużym powiększeniu widzę wyraźną poprzeczkę pyłową i ciemne nieregularności na brzegach. Wspaniały i niepowtarzalny widok. Jednak w zenicie można dużo więcej zobaczyć! Co dalej myślę sobie? Czasu za wiele nie ma . Spoglądam na mapę nieba. Co fajnego jest nad moją głową? Mój wybór pada na Bear Paw Galaxy (NGC2537) o jasności 11,7mag oraz rozmiarach kątowych 1,7x1,5’ . Obiekt nie jest łatwy, ale spróbuję. Skaczę po gwiazdach aż wiatr szumi w uszach! Po chwili mam mojego „PAWia”. Lekka mgiełka, maleńka lecz odcinająca się od tła. Bez szczegółów. Sukces, szczególnie, że tak blisko latarni: 50m !
Lecę dalej. NGC 2859 o jasności 10.7. Powinno być o niebo łatwiej. Nie jest. Dolecieć, doleciałem szybko. Niestety tło jednolite. NIC. Zmieniam okulary, wytężam wzrok i nic.
Jednak po 3-4 minutach dostrzegam małą plamkę. Jest! Widocznie gdzieś wysoko jakiś cirrus akurat zaparkował w polu widzenia.
Pieją koguty. Skąd one wiedzą o świcie? Patrzę na wschód, niebo nawet nie zmieniło odcienia! Trzeba się śpieszyć, więc szukam czegoś blisko. Wybór pada na NGC2863 (mag. 9.70). Jasny obiekt. Będzie łatwo! Nic z tego. Męczę się 15-20 minut. Sam nie jestem pewien, czy widzę. Oczy łzawią. Koniec końców widzę. Teraz czas na planety.
Zaczynam od Marsa. Obraz faluję, ale jestem pewien. Widzę jasna polarną czapę, ciemniejszy pas obok niej. Na drugim biegunie tez błyska coś białego. Czy to możliwe, pytam sam siebie. Zmieniam okular, robię krótka przerwę. Obraz ten sam. Dwie jasne plamki na biegunach.
Teraz jeszcze Saturn. Tak na dzień dobry. Władca pierścieni prezentuję się ślicznie, choć seeing jest słaby.
To było dobry początek dnia. Życzę wam takich poranków. I nie wierzcie, że słabszy obiekt może być trudniej znaleźć. To jest loteria. Atmosfera lubi płatać niespodzianki. Łatwo zobaczycie obiekt o jasności 11.70, a o jasności 9.70 zniknie bez śladu.