Postanowiłem opisać moje ostatnie obserwacje na forum. Gdyby była kategoria "Obserwacje dla początkujących" (podobnie jak galeria) to bym na pewno się tam znalazł. W moich obserwacjach jeszcze jest istotnie więcej gonienia króliczka niż samego króliczka, ale tak chyba jest z każdym hobby.
To też zachęta dla innych bardzo początkujących takich jak ja, dla których sukcesem jest zobaczenie po raz pierwszy M31 czy M13. Uznałem arbitralnie i roboczo, że to tak jak z nauką języka, na początku ważna jast komunikacja, a poprawność przyjdzie z czasem Dlatego doświadczonych forumowiczów i obserwatorów proszę o wyrozumiałość i/lub wyrozumiałe prześlizgnięcie się do innych wątków.
Pojechałem w piątek w nocy z Warszawy na miejscówkę w Lisowoli koło Skierniewic. Niedaleko mam działkę i miałem plan tam przenocować, żeby nie jechać na śpiąco do domu. Wziąłem pożyczonego SkyWatchera 1149 (114/900) na EQ2, swoją lornetkę Nikon 10x50 oraz "żoninego" Canona 1000D ze statywem.
Pomny doświadczeń z niedawnych obserwacji Perseidów, ubrałem się jak na ekspedycję polarną, wziąłem koc i coś pod głowę do horyzontalnych obserwacji lornetkowych oraz skrzynkę na ten cały szpej, żeby w nocy wyjmować i wrzucać wszystko w ciemno (pun intended ) w jedno miejsce bez używania latarki.
Plan miałem szczątkowy, a raczej nazwałbym go planem "zachęcającym": taki, żeby na pewno się udał początkującemu i zachęcił do dalszych obserwacji.
Na miejscu wyjąłem teleskop, żeby się zaczął chłodzić (czyta się to forum ), podniosłem szczękę z ziemi po zobaczeniu po raz pierwszy (poza Bieszczadami) takiej Drogi Mlecznej i zacząłem obserwacje przez lornetkę - ok. północy.
Aha, chciałem też zrobić kilka "szerokich jednoklatkowców statywowych", więc statyw poświęciłem na Canona. O zdjęciach nie będę pisał, nie ten wątek, niezbyt wyszły ("niezbyt" jest wyrozumiałe wielce), między innymi dlatego, że aparat się zarosił, a ja tego nie zauważyłem i pstrykałem dalej W międzyczasie kilka razy przemknęło mi przez głowę, po spojrzeniu w ciemnościach na zdjęcie na wyświetlaczu, że "coś niewyraźne", ale nie zaprzątneło to mej uwagi zbytnio, pomimo mgły ścielącej się chwilami na polach. Zamiast "strata czasu", napiszę "spróbuję kiedyś jeszcze raz wykorzystując zdobyte doświadczenia, być może, z pewnością"
Pooglądałem Drogę Mleczną i trochę gwiazdozbiorów lornetką i podziwiałem liczbę widocznych gwiazd - to cały czas wzbudza u mnie zachwyt. Następnym razem będę wiedział żeby sobie ocenić zasięg na jakichś gwiazdach, dla których zapamiętam jasności.
Po kilkudziesięciu minutach dołączyłem teleskop z okularem 25 mm, czasami zamieniany na 10 mm (oba kitowe). Teleskop celowałem głównie tubusem, jak jakieś działko, bo przez szukacz nic nie widziałem i im więcej z niego korzystałem, tym bardziej bolała mnie szyja, a hobby to przecież przyjemność ma być Mikroruchy montażu oraz precyzja ustawiania ostrości swój okres świetności na pewno miały, ale raczej bardzo kiedyś, ale to nie byt określa świadomość i niezrażony przystąpiłem do obserwacji również "działkiem".
- NGC884 i NGC869: DSy zacząłem od Chichotek, które już po kilku minutach adaptacji oczu, były widoczne zerkaniem gołym okiem jako szarawy owalik. Przez lornetkę widać było gromady osobno i osobne źródła światła w obu gromadach. Jakby lekko rozmyte gwiazdy. Przez teleskop z okularem 25 mm bardzo podobnie, z 10 mm nawet gorzej, bardzo trudno było ustawić ostrość
- M31: po zawstydzająco długich poszukiwaniach zobaczyłem przez lornetkę Andromedę (mój pierwszy raz), widoczny był jaśniejszy owal w większej "mgiełce", i znów podobnie przez SW z okularem 25 mm, przez 10 mm tylko wewnętrzny owal; długo podziwiałem naszą sąsiednią galaktykę i jeszcze kilkakrotnie do niej wracałem tej nocy (lornetką, znaczy); potem była już widoczna minimalnym zerkaniem gołym okiem
- M13: regularne kółko przez lornetkę i 25 mm, bez widocznej struktury, przez 10 mm tylko trochę większe kółko i jakby mniej ostre, co ostatecznie zniechęciło mnie do zmiany okularów tej nocy
- M57: nie zobaczyłem lornetką, teleskop w pozycji bliskiej zenitalnej już mnie zmęczył i zrezygnowałem z celowania "działka"
- M45: Plejady jak zwykle zachwycające, choć w stosunkowo zaświetlonym kierunku wschodnim były dobrze widoczne dopiero ok. 15-20 stopni nad horyzontem, super przez teleskop i lornetkę (znaczy dla mnie super, bo dużo gwiazd, ale mgławicy nie było widać), następnym razem policzę widoczne gwiazdy między Mają, Elektrą, Merope i Alkione, żeby obiektywnie oceniać warunki na miejscówce
Potem jeszcze pomyliłem Jowisza z Aldebaranem, spakowałem szpej i pojechałem spać na działce kilkaset metrów dalej. Po rozłożeniu posłania zobaczyłem, że będę zasypiał z Galaktyką nad głową, widocznymi Chichotkami i Andromedą. I już wiedziałem, że nie odpuszczę teraz żadnej pogodnej nocy weekendowej... Jeszcze na wpół śpiąc i na wpół otwartymi oczami oglądałem gwiadozbiory i próbowałem sobie przypomnieć, co to za gwiazdozbiór był po lewej od Łabędzia...