No witam, witam....
Bakcylem obserwacji nieba zaraziłam się na pustyni... gdy pierwszy raz w życiu zobaczyłam niebo przy idealnych ciemnościach... pełne gwiazd, doskonale widoczne ramię Drogi Mlecznej... jakby na wyciągnięcie ręki.
"Choroba" pogłębiła się w ciagu ostatnich miesięcy gdy w tym roku, przez rosyjską lunetę (właściwie to pamięta jeszcze czasy ZSRR) oglądałam zarys pierścieni Saturna.
Nigdy nie ukrywałam, że w dzieciństwie, moim ulubionym muzeum było Muzeum Techniki, a tam salka dedykowana tematyce kosmicznej i podboju kosmosu. A także, że jarały mnie filmy i programy o Nasa i ich projektach oraz misjach.
Zamarzyłam sobie teleskop, ale po długim studiowaniu tegoż forum doszłam do wniosku, że lepiej poczekam z zakupem. Na razie będę się uczyć i dogłębnie studiować mapy nieba, jeżdżąc palcem po nieboskłonie. Jest też stara, wysłużona luneta, ewentualnie zakupię dobrą lornetkę. Nie ma co się śpieszyć.
Niestety mieszkam w Warszawie więc cięzko o dobre widoki (aczkolwiek Saturn dał się oglądać).
A więc witam i dziękuję za tyle światłych i mądrych porad -> pierwsze kroki stawiane w kosmosie są dużo prostsze dzięki Wam