Wczoraj, jak zobaczyłem, że przestał padać śnieg i pokazały się gwiazdy wytaszczyłem sprzęt na balkon, by się trochę wychłodził. Przed północą postanowiłem zabrać się za obserwacje, ponieważ wtedy dopiero widać z mojej miejscówki Syriusza. Na domiar złego wysiadły mi wiatraczki chłodzące teleskop. Po chyba godzinie, może dwóch... walki ze sprzętem stwierdziłem, pora wystawić starego dobrego Maczka127. Poczekałem pół godzinki by się schłodził i ustawiłem telepka na Rigiela by zobaczyć separację składników, jak wcześniej sugerował Paweł, na początku tego wątku. Używałem okularu ES11mm, który bez problemu rozdzielił składniki bety Orionis, więc od razu "pobiegłem" do Syriusza i... nic. Za 'chiny' nie mogłem dostrzec karzełka - co mnie trochę frustrowało, biorąc pod uwagę problemy z poprzednim teleskopem - stwierdziłem wtedy, kurcze mam przecież jeszcze orciaka (7mm Celestron). To było rozwiązanie nawet nie musiałem się domyślać, że tam jest - był widoczny jak na dłoni, malutki ale bardzo wyraźny. Przy takim widoku faktycznie czas jakby się zatrzymuje albo przynajmniej nie odczuwa się upływu, polecam każdemu.
Na koniec spróbowałem go jeszcze uwiecznić na fotce.
Orion MAK127; ASI290MM