Skocz do zawartości

PiotrTheUniverse

Społeczność Astropolis
  • Postów

    726
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez PiotrTheUniverse

  1. HIP63081 Virgo - binary, pomaranczowy i niebieski, przypadkowo teleskop skierowalem- a raczej wedrując do gromady galaktyk.
  2. Wczoraj oglądałem 12 Lyncis - chyba podobna sytuacja, jak w Albireo. Nie znam się, a tutaj jakże fachowe opracowanie - i ile przykładów do odnalezienia i podziwiania (żeby człowieka znowu szlag nie trafiał w przypadku złej widoczności galaktyk).
  3. Kapitalna robota, o to chodzi by nie przedobrzyć z ilością obiektów. Zważając na kilka czynników - m57 to w porównaniu z 33 bułka z masłem! Super pomysł z wykorzystaniem zoomu w Stellarium. Piękna rzecz z układami podwójnymi i wielokrotnymi- wszystkie cenne info na talerzu. 😺🌟😺🌟😺🌟
  4. This could be heaven for everyone. Pogoda nie na wielkie instalacje - kolejny plus lornetki.

  5. Dorzucę parę mgiełek widzianych przez SM15x70, tylko z rąk i przy Księżycu w pełni (choć krótko po zmroku, więc łysy dosc nisko); M 92, czy galaktyki 81, 82 - wszędzie dość klarowne kształty. Trapez w Orionie, czy Mizar zamazują się ewidentniej - ale jeszcze nie próbowałem z tym regulowanym leżakiem z oparciami pod ręce. Jako lornetkowy leszcz nie mam niestety porównania z innymi modelami - tak czy owak, już się cieszę ze światłosiły i najazdu:)
  6. Waiting for Saggittarius

  7. Mam ją od kilku dni. Chyba nigdy wczesniej nie widziałem tak ładnego Księżyca w okolicy pełni.
  8. ...i oby nie ostatni! Wreszcie udało mi się napisać moje pierwsze obserwacyjne sprawozdanie na Astropolis. W przypadku rzeczonej w tytule sesji – kumulacja rozmaitości była spora, więc czemu nie naskrobać trochę o tym?. Z chęcią powspominam jeszcze nie raz jakże urodzajną 'ostatnią nockę'. Jest to raport z myślą o forumowiczach lubiących temat średnio-zaawansowanego DS-wizual. Życzę Państwu przyjemnej podróży! A więc będzie – punkt po punkcie: 1 Tytułem wstępu – opis miejscówki, sprzętu, cele ogólne, przygotowania do MM. 2 Tytułem (niekoniecznego) końca biadolenia... - przegląd nieba! Szczegółowy opis 10h sesji. 3 Podsumowanie: wyniki MM, satysfakcja czy rozczarowanie? Cenna edukacja na przyszłość. 1 Czas: 1 kwietnia (dobrał jak ulał) / 2 kwietnia 2016 Miejsce: ogród niemobilny, Słupno – wioska na północ od Warszawy (lewa noga w pomarańczowej, prawa w żółtej strefie LP, ale wokół tego sporo lesistego, ledwie zaświetlonego pustostanu) Użyty sprzęt: Synta 8''/200 Dobson, okulary SW13, Plossl25, okazjonalnie – Celestron40, szukacz kątowy GSO 8x50, suszarka zainstalowana w anty-wilgociowym, pokrytym folią pudle. Warunki: niebo przyzwoicie ciemne powyżej około 20-40 stopni nad horyzontem, latem nieźle widoczna droga mleczna; średnie skażenie światłem tam gdzie nisko, największe od str. południa (łuna warszawska). Dzisiejsza widoczność, jak się okazało – fantastyczna! Słabe galaktyki (NGC) powyżej 11 mag sprzęt+oko wyłapywały bezproblemowo. Silny, porywisty, północny wiatr przez pierwszą część nocy, ale mimo tego obraz w okularze był statyczny i chwytałem niesamowite szczegóły gromad, mgławic czy galaktyk; zachmurzenie – prawie zerowe - przelot chmurek w ciągu sesji zabrał łącznie około 20 minut. Przez całą noc nie było śladu mgły. Do maratonu podchodziłem, mając na koncie 90 zaobserwowanych obiektów katalogu pana Charles'a, oraz znacznie więcej innych DS'ów, które to stanowią esencję moich około 9cio- miesięcznych obserwacji. Lukaniem na “to coś błękitnego, do którego przykleiły się świetliki” zajmowałem się również w wieku około 12-14 lat, jednak z racji warszawskich świateł, trudniejszego dostępu do wiedzy i teleskopów – 'świetlików' deep sky pooglądałem wtedy jedynie kilka, przez 'dziecięcy' zestaw: refraktorek 60/700 z dołączonym kitusiostwem. Przed Messierowym pościgiem wyznaczyłem sobie cel: 107 obiektów w jedną noc; z miejsca odpuściłem 3 praktyczne tej nocy niemożliwości – M74, 77, 30. Moja miejscówka: rozległy ogród w Słupnie, zadupiu pod Warszawą, do którego przeprowadziłem się późną jesienią – rezygnując ze wspaniałych (zazwyczaj autobusowych), każdorazowych wojaży poza miasto. Postawiłem tutaj sobie specjalną, niszową, odpowiednio wymierzoną drewnianą plandeko-konstrukcję - schronienie przed światłem, czasem I przed wiatrem, patrz – zdj. Nie miała ona dachu i południowej ściany, zaś od wschodu zabezpieczenie przed światłem stanowiło szczelny, dość wysoki betonowy płot. Dla całkiem niezłego zasięgu mojego Dobcia – jak I wygody obserwacji na stojąco (jaki to styl preferuję z odwiecznego pośpiechu), firmowe pod-telepie ustawione było na dość stabilnym, wytrzymałym 'stole' z trzech średniej wielkości palet, górna przykryta wymiarowym blatem. Przed Maratonem postanowiłem poznajdywać wiele obiektów bez patrzenia ma mapę – poćwiczyłem to trochę ...w Stellarium. Przygotowałem sobie na tej podstawie listę z praktycznym timingiem i możliwymi skrótami – by nie latać bez sensu po całym niebie. Natomiast kiedy doszło do obiektów nad samiuśkim horyzontem - latałem z ledwie uniesionym zestawem Dobson8 (jedną ręką za uchwyt skrzyni, drugą za jej spód) po sporej części wcale niemałego ogródka – aby tylko uzyskać odpowiednią widoczność. Cóż, taka dziwna dyscyplina sportu na daną chwilę. Na koniec wstępu napomnę ogólnikowe przyczyny swoich stanów astro-maniakalnych, jednocześnie wykluczając u siebie bardziej naukowe aspiracje... Oto więc cele ogólne mych dotychczasowych obserwacji: - oderwać się od życia w cywilizacji! Podziwiać jedyne w swoim rodzaju piękno przyrody (nadzwyczaj pasuje do tego przebywanie poza miastem); czynić ucztę dla oczu i duszy, bez konieczności nie wiadomo jakiego sprzętu (za jakiś czas może wystarczyć mi prosta lornetka 15x70, bez opcji statywu nawet). - czerpać satysfakcję z ujrzenia czegoś pierwszy raz, z nabierania umiejętności samego patrzenia przez okular, jak i z uwielbianych, dwóch tradycyjnych systemów wyszukiwania: 'oko-niebo', oraz 'szukacz-mapka' (tutaj maraton okazał się znakomitym testem ich sprawności; w rezultacie korektą błędów na przyszłość). 2 Zaczęło się, jak to czasami bywa: wesoło wstaw w cudzysłów! Przypomniało mi to niektóre sesyjki w różnych miejscach – z naciskiem na zagadnienie pt. “plany a rzeczywistość''. Raz np. z astro-kumpelą szukaliśmy miejsca do obserwacji w Puszczy Kampinoskiej... nie mogąc znaleźć żadnego przejścia na wygooglowane tam łąki, zadowalamy się małą polanką w samym sercu lasu, w końcu nadchodzi burza, a ja przez kolejne kilometry... niosę rozstawiony teleskop o średniej wadze roweru. Wszystko spóźnione - jak wtedy podołać obserwacyjnym planom? Innym to razem, na skraju tej samej pięknej puszczy, oprócz statystycznych przygód z nagle popsutą pogodą, zaistniało spore zagrożenie ze str. nad wyraz 'ekstrawertycznych' łosi, dzików, a wśród akcesoriów na kocyku nie mogło też zabraknąć zainteresowanego tematem lisa. Otóż tym razem, w warunkach niby komfortowych (zawsze schłodzony telep w altanie, ogródek parę metrów od domu, ciepła herbatka, etc.) plany mogły rozbić się o długi kabel do urządzenia suszącego szkła, który to bez uprzedzenia postanowił mi się poplątać! Koniec końców, gdy szczęśliwie uporałem się z nim, jak i z tradycyjnym rozstawianiem Białego Czołgu, powieszeniem na ściance dużego... domowego zegara analogicznego, itepe, niebo było wciąż bardzo jasne (widać musiałem brać wcześniej czasową poprawkę na jakieś typowe dla sztuki opóźnienie). Nawet na pierwsze Plejady było bardzo wcześnie – ledwie wylukałem gołym okiem Aldebaranem, nie mogłem trafić do sedna (ale też – błąd numer 1 - przeoczyłem znaczne pochylenie, typowe dla zachodzących czy wschodzących gwiazdozbiorów). Po małym błądzeniu, gdy w szukaczu pojawiły się już nieliczne słabsze gwiazdki, w końcu trafiłem – I tym razem nie było mowy o pomyłce z innym układem gwiazd! Od początku do końca silny wiatr miotał w otwartej przestrzeni ogrodu moimi coraz dłuższymi glutami z nosa - musiałem jednak tam, poza wiatro-światło-chronami - ulokować się z teleskopem i akcesoriami, by sięgnąć balansujący nisko nad horyzontem, jesienny zestaw Andromeda – Trójkąt. W tzw. Międzyczasie z łatwością dobyłem miecza Oriona – w nim zarys Wielkiej (wylęgarni gwiazd z trapezem w środku), z czasem dość konkretny; a nieco później, skrajnym kątem oka - małą mgławicową sąsiadkę, 43jke. Sukces ten osiągnąłem jednak dopiero za drugim najazdem w środek miecza, kiedy to niebo nabierało już koloru ciemnobłękitnego. Zaraz po tej rozgrzewce - największe wyzwanie wieczoru! Zamiast podziwiania dalekich chmurek po zachodzie Słońca – zdążyć zauważyć M 79 przed jej schyłkiem. Jasność tej mglistej kuleczki oscyluje przy 8 mag. Powędrowałem w pocie czoła do mojego głównego stanowiska. Ku uciesze diabła – okazało się, że (z powodu drobnego opóźnienia?) miejsce gromady kulistej 'zajął' dom sąsiada, wraz z gałęziami i liniami wysokiego. Aby przenieść wszystko - znów chwyciłem więc w pośpiechu Czołg za podwozie, uderzając niestety dość mocno niespionowaną wcześniej lufą o ogródkową spalarnie tuż obok stanowiska... W tym momencie przeszedł mnie dreszcz samej myśli o niby banalnej kolimacji lustra (jak użytkuję dobcia 3 miechy – nie miałem w ogóle takiej potrzeby). Nie uderzyłem lustrem głównym, a od frontu; jak się później okazało, po tym jednorazowym wstrząsie obraz był w dalszym ciągu niemal żyletą. Wokół gwiazdozbioru Zajączka przepływały tymczasem wspomniane chmury. Niecierpliwie wyczekałem chwilę, aż przesuną się o kilka stopni, zrobiła się ta luka na niebie – jak najszybciej postarałem się o pozycję M 79 (pomiędzy liniami, dalekimi domami, drzewami, tuż nad gwiazdą rzędu 5,3 mag.... Założony SW 13 chyba tylko błędnie wydawał mi się za mocny na skrajnie niskie altitude obiektu, rzędu 3ch stopni, no i to to jemu mogę zawdzięczać swój pewien sukces... Otóż nie na 100, a jakieś 60% jestem pewien, że na minimalnie pociemniałym tle dostrzegłem słabiutki zarys ów zanikającego obiektu 79! Zatem jazda szybko dalej (a i przenoszenie teleskopu z powrotem za ścianki): Monoceros i Puppis. Po kolei - gromady otwarte: wspaniała M41, potem 47,46 i skrajnie niska znów - M93 w Rufie. Po krótkim przeglądzie, treściwych zapiskach – znów wychód z obserwatorium i telep rozstawiony na zielonej (jeszcze z czasów tegorocznej pseudo-zimy) trawce; z tej lokacji nieźle widać północno-zachodni horizon; balansujący niziutko, jesienny zestaw Andromedy i Trójkąta. Pierw, gołym okiem - Miriah i spółka, a po chwili szukacz “widzi“ największą i najjaśniejszą ze wszystkich północnych galaktyk; kątem oka wyłapałem w końcu i M110, najsłabsze cacko zestawu trzech galaktyk w Andromedzie, z których ani 32, ani (tym bardziej) nasza słynna spiralka 31 nie dostarczyły najmniejszych problemów. Wszystkie ledwie mieściły się w polu Plossla 25, o średnicy niecałe 1,1 stopnia. W podobnym stylu co 110 - zaksięgowałem skrajnie słabiutką na tej wysokości M33. Swoje dodała jednak... latarka czołowa która w trakcie zabawy z najbardziej wątłymi galaktycznymi światełkami tej nocy – koniecznie musiała popsuć adaptację wzroku! W tej lampce którą mam – pierwsze dwa wciśnięcia guzika oznaczają białe diody, a trzecie to opcja z czerwonymi. Dotychczas wystarczyło więc pstryknąć trzy razy z zamkniętymi oczami. Guziczek staje się jednak coraz to mniej sprawny – a w końcu mechanizm zawiódł tak, że otwierając oczy ujrzałem biały blask i wciskać musiałem jeszcze kilka razy. Do końca obserwacji czerwona lampka świeciła już cały czas – a ja tylko przechylałem ją góra – dół by nie świecić sobie ani trochę w okular. Sklepik z czerwonymi halogenami byłby dobrym pomysłem, ale może nie teraz? Do mapek i tak mam jeszcze dwie inne czerwone latarki w rezerwie – niemniej lubię mieć wolne ręce. Po tym epizodzie z ledwie widocznymi galaktykami, z bijącą po oczach poświatą od czołówki - nastąpiła zmiana kierunku na południowy zachód i z łatwością odnaleziona, słaba, acz 'wyraźna' M78 (malutka mgiełka z parą niby-gwiazdek), wszak za jedyną mapę posłużyła mi skutecznie długość pasa Oriona i znajomość definicji kąta prostego (och bezcenna edukacjo!). W każdym bądź razie - to, co miało być trudne tego wieczora zdecydowanie za mną! UFF... Po tym niespokojnym etapie nie mam nawet specjalnie opóźnienia. Niebo z wolna czernieje – a ja mogę wreszcie schować się za swoją obserwacyjną wiatę, wskoczyć w przygotowaną tam kurteczkę i odpocząć od szalejącego wiatru (mogąc również w spokoju operować dziennikiem I mapkami). ...Nie na długo jednak, bo zaledwie po tym, jak wycelowałem w Z Tau, by z łatwością zrobić lekko jarzącą się mgiełkę Kraba M1 (czyli wybuch supernowej na przestrzeni wieków), oraz znacznie niżej i na wschód - jednorożcowe gromady otwarte M50, M48 – musiałem znowu uznać chwilową przewagę otwartej przestrzeni ogrodu, skąd, oprócz niezasłoniętego rzędu latarni za płotem - widoczne były cały Perseusz i Kasjopeja. M34 po chwili zatwierdzona, (wcale niezła w szerokim polu szukacza, więc bardzo jasne gwiazdy z przydużym jak do tego klastra, 92-krotnym najazdem SW13), natomiast jeśli chodzi o mgławicę Mały Hantel (M76) – widziałem ją wcześniej jedynie w znacznie słabszych warunkach! Ponownie w SW - wcale nie takie małe, mgławicowe cudo i ten dość wyraźny kształt można było skojarzyć z samą nazwą. Przechodzimy zatem kawałek niżej w prawo, gdzie czeka ustawiona tym razem pionowo litera W, nieopodal której to świeci M52 – mała otwarta; preferuję do niej jednak małe powiększenia i cały urok tego typu obiektów, tkwiący w mglistości światła dziesiątek słabszych gwiazd! Następnie nieco w górę: M103 – jeszcze mniejsza gromada, tym razem z mniejszą ilością gwiazd – za to o kształcie kojarzącym się z Plejadami. W tym miejscu powróciłem znów do odgrodzonego obserwatorium, by pozostać tu na dłużej. Po raz kolejny rzuciłem się w zastępy gromad otwartych – dość jasnych, bardzo obfitych! Wysoko świeciła Woźnica - a więc M38, 36 i moja najpiękniejsza, równomiernie świecąca dziesiątkami małych gwiazdek 37. Czas jest jeszcze nawet przytulny – 22; biegnę do domku sprawdzić telefon, licząc się dziś z możliwością towarzystwa do obserwacji, oślepiam telefonem tylko lewe (dużo słabsze, nieużywane przy okularze) oko / albo też zakładam jedne z plastykowych czerwonych okularów (która z ww opcji została tym razem zastosowana - tego akurat nie pamiętam – dop. red.). Przy okazji przejścia przez kuchnię posilam się odruchowo jakimś pseudo-kanapkowym ochłapem. Nici z wizyt – wracam więc samotnie na pole walki... Bliźnięta – 35 zrzeszona ze słabą gromadą NGC (nie uczę się jeszcze ich numerów na pamięć), który to duet stanowi unikatowy, namacalnie przestrzenny widok – warto 'przyjść' tu na dłużej, stosować różne powiększenia… Nie dziś! Teraz Rak, czyli oczywiście wielka Praesepe 44, chociaż bardziej od Żłobka podoba mi się następna w kolejce 67 – mniejsza, słabsza gromada, podobna co nieco do Kasjopejowskiej 52. A zatem, minąwszy już na dobre południowy punkt kardynalny, podążam w kierunku wschodnim, poczynając od pierwszego w kolejności, cudownego zagęszczenia galaktyk w wysoko panującym Lwie (współkróluje tu oślepiający Jowisz), a więc: 66, 65 I słabsza NGC – piękne zróżnicowanie 3ch galaktyk – tworzy trójkąt mieszczący się w polu okulara! 105 i jej słaba sąsiadka NGC 95,96 – to już parka galaktyk bardziej zbliżonych do siebie wyglądem Tym samym, kończąc łatwe i przyjemne manewrowanie, biorę się za przetrzebianie okolic zenitu, którą zaczynają urozmaicać chmury. Nagle do obserwatorium wpadł na chwilę kolega – jego głos ni stąd jakoś mnie przestraszył. Postawiony na baczność chcialem tym szybciej, mimo utrudniających obłoków, zlokalizować dobrodziejstwo Wielkiej Niedźwiedzicy. Udało się bez mapy szybko odnaleźć 81,82 – a to dopiero para galaktyk! Jasnej elipsa, oraz subtelny, przyciemniony w środku pyłami materii kształt cygara! Pole widzenia 1,08 stopnia - w sam raz by pomieścić ten zestaw! Mogłem więc zademonstrować gościowi te oto - soczyste i wyjątkowo jasne - galaktyczne dzieło. ...A teraz już chmurwy wzmagają nery! Ponieważ z Dobsonem stojącym na trzech małych paletach (gdyby nie te wysokie ściany wiaty, postawiłbym tylko na jednej - ale lubię chodzić nie kucając) musiałbym wspinać się na palcach – wybieram manewrowanie z ziemi, co zamienia się w idiotyczne klęczenie na zimnej, wilgotnej, wydeptanej glebie. Nie jest to za wygodne, a mój next step to miała być szybka, kolejna para w pole okulara: 97 i 108. Lekko zdezorientowany, może szybko przeszłymi chmurami, jak i tym dziwnym klęczeniem, (momentami tylko – jakże wygodniejszym siedzeniem na blacie) – błądzę! Wyciąg okularowy przybiera dziwaczne kąty (wyginam śmiało ciało!), manewry gdzieś o włosek od zenitu. Niepotrzebnie też obniżam głowę aż tak nisko, wzdłuż tuby w dół – by namierzyć okiem środek mojego 'red dota' (zamiast tego oślepiającego badziewia ze zbędnym szkłem – jako wstępny celownik mam w użyciu wąską przerwę pomiędzy śrubką a stópką szukacza – ustawiam w niej swój gwiezdny cel kładąc prawy polik na środku szerokości tuby). Pierwsza mignęła M108, następnie mgławica Sowa M97 (w przypadku tej drugiej, słabej, acz sporej kuli nie miałem już żadnej wątpliwości, co widzę!). 109 – słabowita, choć urocza galaktyka o charakterystycznym zgrubieniu w środku, 40 – jedyny, choć pozorny układ podwójny w zestawieniu M. Efektowniejszy widok był w trudniejszych warunkach, mniejszym teleskopem: - bardziej mglisty, przez co słusznie został kiedyś uznany za mogący się pomylić z kometą, 101 – zwykle trudna, teraz jednak wysoko - więc łatwo rozpoznawalna okrągła mgieła (galaktyka spiralna z góry) z delikatnie jaśniejszym środkiem oraz zarysem ramion, 102 fantastycznie intensywna galaktyka! Pokrywa się nietypowo aż z dwiema – teleskopowo całkiem jasnymi - gwiazdkami. Nie do pomylenia; kiedyś obiekt ten widziałem nawet przez dość gęste górne zamglenie. Powinna być łatwa do wytropienia większą lornetką. Opuszczam trochę tubę, ster staje się wygodniejszy. Psy Gończe – niewielki gwiazdozbiór, a jakże bogaty w piękne obiekty! 51 Whirlpool – chyba na miano obiektu nocy! Pierwszy raz, niemal książkowy widok! (chociaż za sprawą averted eye i w ułamkach sekund, to jednak!) Ktoś mądrze wspominał, żeby w korzystnych warunkach dłużej badać tą galaktykę. Niestety – za długie inwestygacje dzisiaj nie możliwe - inne galaktyki bezczelnie ponaglają w tym świetnym skrawku nieba: 63 – ładna, intensywna 94 – znowuż jasna, nieopodal charakterystycznego asteryzmu mini 'delfinka' 106 – mglista Górujące galaktyki są dziś naprawdę ekscytujące, ale w okolicach środka nocy nastał już czas na całkiem odmienny rodzaj wspaniałych widoków: gromady kuliste. Ostatni na dziś obiekt Psów Gończych - M3!!! Cudeńko! Ulubiona gromada kulista, która to niegdyś, namierzona mniejszą Syntą z okna budynku w centrum Warszawy zachęciła mnie do tej całej astronomii. Potem nastała w Polsce jesień i już jakoś nie miałem kiedy z trójką obcować... Ale teraz?! Wiejskie niebo, konkretne altitude = zagęszczona chmara gwiazd, 'ociekająca' nimi wręcz, istne dzieło sztuki (a pełna krasa jak zawsze - w averted eye!). Potem już nastał czas Warkocza Bereniki, 53! inna kulista, może mniej spektakularna od M3, ale wciąż gęsta I ładna, M64 galaxy - w środku zagęszczenia intensywnej, eliptycznej mgły – mała, wyrazista czarna struktura (więc mówi się na nią galaktyka Czarne Oko). Herkules 13! - duża, najjaśniejsza, na pierwszy rzut oka równomierna kotłownia gwiazd, łatwa do podziwiania jakimkolwiek sprzętem. Czy jakoś da się nie zobaczyć tego, będąc astro-amatorem? 92! - piękna, o wiele mniej regularna w kształtach! Nie powinno się jej oszczędzać z powodu sąsiedztwa jeszcze cudowniejszej 13tki. Tymczasem zrobiło się już sporo po północy – a więc zamiast planowanej dłuższej przerwy, zadowoliłem się króciutką – z pseudo-kanapkami i ogrzewającą herbatką. To była ów chwila odpoczynku wskazana przed Coma/Virgo Cluster. Plądrowanie tamtejszych, naćkanych mgiełkami rewirów, zajęło mi i tak o wiele, wiele za długo – zwyczajnie przez... pośpiech; no i własne zapominalstwo. No bo mogłem tak: trzymać się metodycznego poruszania się po konkretnych torach, w dokładnie ustalonej kolejności – patrząc na odwróconą mapę oraz w pole szerszego okularu (niż nawet SW13, który zastosowałem tylko dla lepszej widoczności). Z dobrą mapą można tak dosłownie od galaktyki do galaktyki (w tym „tylko”16 obiektów Messiera, jakieś tam NGC-drogowskazy gdzieniegdzie też). Szukacz? Jedynie sporadycznie, a bo i tamtych galaktyk praktycznie w nim nie widać. A tu było za dużo zastanawiania się; nie przekręciłem nawet do góry nogami mapy – i tak za mało wyraźnej i ...pokreślonej ołówkiem i długopisem podczas wcześniejszej sesji. Na domiar wszystkiego – sprzęt zaczął parować (!), co spotęgowało jeszcze bardziej ww niedociągnięcia. 2:35 – dopiero skończone, ten wynik to prawdziwy początek kataklizmu, który niebawem miał nastąpić! Jako plusik mogę tylko zapisać, że pierwszy raz ujrzałem – jak dla mnie, najciemniejszą z tamtejszych emek - 91. Przed Panną/Comą – myślałem sobie całkiem serio, że oto idzie okazja do nadrobienia nie tak jeszcze dużego opóźnienia. Miało (i mogło) być szybko i sprawnie! Teraz jednak, w obliczu minionego fiasku, czułem już niemal świadomie, że nawet cudem nie nadgonię straconego bezpowrotnie czasu. Wyluzowałem więc co nieco. Szybki i przyjemny był skok w 104 – Sombrero, małe jest piękne, ze swoim czarnym pasem materii – unikatowe, Za rogiem czyhała już pierwsza OFICJALNA porażka: hydrowe 63,83 były za nisko, a co gorsza- krzaki za płotem za wysoko (zła lokacja w ogrodzie, ale wobec prawie trzeciej nad ranem nie ma już co przenosić telepa). Tych właśnie dwóch, których jeszcze nie widziałem – nie zobaczyłem i tym razem. Teraz jednak dużo łatwiej i piękniej: Lutnia, czyli nasz słodki Ring 57! Nad wyraz ostre cudo! A może gdybym miał czas, to wyodrębniłbym nawet gwiazdeczkę w środku? Z lustrem 8'' – chyba piekielnie trudne zadanie, na inny czas. Potem specyficzna, słaba i rozmyta kulista 56, Teraz już urocza na niebie część Węża - z małą główką i kulistą 5, Chwilę potem - cała urzekająca seria kulistych wężownika: 14,10,12 – kapitalna intensywna 10tka, a 12tka godna polecenia ze względu, że jej różnorodna, bardziej rozległa struktura przypomina nawet trochę nieregularną gromadę otwartą skupioną w środku, jak np. któraś ze słynnych “Chichotek” w Perseuszu. Słabiutka 107 – znów pierwszy raz to widzę, chociaż ledwo ...No i lato pełną gębą: Łabędź, gromady otwarte 39,29 (zaś po dwóch tygodniach Droga Mleczna w tej okolicy nabrała bardzo ładnej wyrazistości dla nieuzbrojonego oka – zimą niestety nie widać tej intensywnej części, a i odcinek późno-jesienny nie ma już takiego blasku – toteż bałem się o nadmierne LP po przeprowadzce do mej 'astrowioski' w listopadzie. Teraz już jestem całkowicie spokojny - a to dopiero zapowiedź dominacji najpiękniejszego odcinka naszej Drogi!). Tymczasem, w końcu urodziwa konstelacja Strzałeczki, no I blisko siebie: wyjątkowo subtelna kulista 71 i 27 (mgławica Hantle, już w Lisku; jej widoczność świeżo po zimie jeszcze niespecjalna). Później znów Wężownik - próba schwytania kulistej 9... i co następuje 2-go kwietnia 2016 po raz pierwszy? za widno! Nie ujrzałem. Jestem jeszcze dość spokojny o charakterystyczne 'szczypce' Skorpiona: położone nie tak daleko od siebie gromady kuliste; począwszy od gwiazdy Antares – 4, kawałek dalej 80. Szczypcowe obiekty jeszcze jako tako widoczne, zwłaszcza leżąca wyżej, choć o słabszym magnitudo, mniejsza 80. Kiedy strzałem rozpaczy wymierzyłem w zapamiętaną z ostatniej jesieni okolicę Gromady Dzikiej Kaczki , nie miałem już raczej szansy na znalezienie innych obiektów. Niebo prawie jasne, w kolorze jak wtedy, gdy oglądałem Plejady i Oriona, a szukacz niemal kompletnie zaparował, obiektyw wkrótce też. Zbyt oddalona suszarka, by po nią polecieć - na skrzydłach niezdrowego rozsądku. Szczegółowe mapki też stały się już w zasadzie bezużyteczne, a czasu na zobaczenie czegokolwiek z DS góra kilka minut. Czy dobiję chociaż przepiękną Dziką Kaczuszką?! Unfortunately: failed. Popełniłem też dokładnie tego samego rodzaju błąd w ocenie ustawienia gwiazdozbioru Orła – co wieczorem z Taurusem. Byczek już wtedy “spadał”, a Orzełek jeszcze “leżał”. (Jak można nie zaliczyć M11 w trakcie MM? A otóż właśnie tak!) Nawet już nie pamiętam, czy na pewno zaparował mi wtedy okular w wyciągu, ale raczej tak – skoro, za pięć piąta rano - ZAKOŃCZYŁEM MARATON i... na pocieszenie: wydobyłem z torby suche, wysoce przybliżające okulary TMB Planetary 8 i 5, by rzucić w końcu okiem na coś bardziej ziemskiego – jaśniejącego Marsa (który co prawda dopiero w maju osiągnie apogeum swej bliskości, co pozwoli zaobserwować naprawdę dużą tarczę). Choć planeta świeciła dość nisko, bez problemu odróżniała się malutka czapa lodowa, oraz ciemne obszary bliżej środka widocznej tarczy. A co może być jeszcze większą nagrodą po trudach dzisiejszych 10h na powietrzu? Ano inna 'gwiazdka' obok, Saturn, którego wyglądu nie muszę chyba opisywać, obraz zaś dość statyczny, piękny, just 'dobsonowy'. Ostatnim porannym obiektem był niziutko wznoszący się Księżyc w ostatniej kwadrze, choć jeszcze nie powiem wąziutki, zostało mu parę długich dni i nocy do nowiu. Przy 240x rój kraterów oczywiście pływał, ale Celestron40 pozwolił mi na obraz ostry i równie piękny, co w niewielkiej lunecie, nie wiele dokładniejszy zarys od ołówkowych dzieł Galileusza, to jedyne w swoim rodzaju piękno! Poskładałem wszystkie prawie graty (udało mi się zapomnieć jedynie pudło-suszarki), przykrywając długim ręcznikiem zamarznięty już telep - w innym to, firmowym pudle, tak, aby sobie schnął (wieko od głównej rury odkryte - lustro zawsze i tak paruje w tym kartonie trzymanym w altanie, gdzie niemal brak wilgoci i o kilka stopni cieplej). Każde inne wieko też zdjęte - dla osuszenia wszystkich szkiełek, w kartonie bądź plecaku. Już po chwili pakowania ucieszyłem się pięknym, słonecznym dniem, z niebieściutkim niebem! Mimo, że poza wcześniej wymienionymi wpadkami, nie zdążyłem ujrzeć także numerków z tej oto długaśnej listy: Wężownik 19,62 niziutki, acz 'gęsty' Strzelec: 26,16,17,1824,25,23,21,20,8,28,22, oraz inne poranne skwarki: 6,7, 75 69 70 54,55 (grzechem zaś nie mieć czasu wyłapać) 15 nad ”dziobem” Pegaza inna jasna kulista – M2 w Aquariusie, no i jego słabsze: 73,72 3 Mimo końcowego wyniku - tym słabszego, im bliżej rana - rozczarowany tą troszeczki tragi-komiczną sesją nie jestem! Pierwszy raz jednej nocy napakowałem oczy taką ilością kosmicznego ładunku. Poza krótkim epizodem z chmurami – warunki widokowe powyżej 20-30'' były kapitalne, a obrazy tak piękne, jak różnorodne. Zabrakło co prawda kanonady gromad w okolicach centrum naszej galaktyki - gdzie rzucę się wpław pokrótce – oby gdzieś dalej od miasta, z czystszym horyzontem - w celu zdobycia większej ilości emek, niż mam obecnie (95). Jak wiadomo - mieszkaniec Polski zainteresowany nieco bardziej zaawansowanymi obserwacjami astronomicznymi, przez przeważającą część roku zmuszony jest do niemal nieustannego odkładania swojej praktyki na bok, aż do pojawienia się, zazwyczaj nagłej, okazji – bez przeszkód pogodowych i z dala od okolic pełni Księżyca, bądź też zwykłych obowiązków od świtu do nocy. Owszem, wiąże się to z możliwością wypaczania drobnych technicznych niuansów, jak było w moim wypadku. Planując grubsze obserwacje, jak rzeczony bieg za emkami, należało uwzględnić kilka istotnych przeszkód (chociaż pełna antycypacja byłaby prostsza w przypadku niezmąconej ciągłości obserwacyjnej, a najpewniej - przy nieco dłuższym stażu obserwacyjnym). Jestem pewien, że doświadczenia z tej intensywnej sesji zaprocentują już za niecały rok – kiedy to z chęcią podejdę do biegu ponownie. Jeśli będę wtedy zdolny do płynniejszych i pewniejszych ruchów, przyczyni się to do znacznej poprawki mojego pierwszego wyniku. A może przede wszystkim - da jeszcze bardziej satysfakcjonujące obserwacje. Poprawiłem niektóre swoje mapki (drukowane ze Stellarium + obrabiane w PS) – choćby te które miały niepotrzebnie duży, lub za mały zoom, albo też zbyt mało czytelną kartkę A3 z gromadą Coma/Virgo. Do koszulek w segregatorze dołączyłem teczuszkę do trzymania 'zużytych' mapek. Sporządziłem lepiej widoczną listę obiektów, przygotowałem wygodniejsze ustawienie teleskopu do obserwacji w zenicie, etc, etp; bardziej drobiazgowa organizacja. Wymierzyłem dokładnie 'swój' ogródek co do horyzontu i wygląda na to, że na kolejny maraton będzie trzeba wybrać się jednak dalej od poświaty Warszawy, dla zupełnie płaskiego/ciemnego horyzontu (zabrakło 'tylko' 3-4 stopni widoczności). By nie zmarnować tak dogodnych warunków - wypadało by pozbyć się z czoła zagrożenia białym światłem. Warto by było zamienić tez suszarkę na... drabinki rezystorowe do akumulatora 12V – do szukacza I okularów (mój kolega astronom, technik z powołania, zmajstrował sobie to wspaniałe cudo i z powodzeniem stosował w swoim SCT; oprócz dew-cupa, odrośnika z dobrej maty, który to w mojej akurat konstrukcji - z długą tubą - jest całkiem zbędny). Nie można tracić ani chwili na rosę - kiedy w polu szukacza i okulara i tak ledwie co widać... A jak to będzie za niecały rok? Czas pokaże. A kto z Was próbował swych sił w nocnym maratonie? Wasze spostrzeżenia, maratonowy highlights? Skończyłem pisać – z chęcią coś od Was poczytam! Dziękuję
  9. Hej! Jestem zainteresowany Syntką! Z tego co widzę, jest kompletna (a nawet śrubki)? Bardzo proszę również o krótkie info odnośnie jej ekspoatacji oraz o cenę przesyłki (niestety, tylko wysyłka w okolice Wwa wchodzi w grę) piotrgozdera@gmail.com
  10. Dokladnie ten sam bolido. Vega byla nieco wyzej i na poludnie, skonczyl sie we Wolarzu- jak na moje zaskoczone oko.
  11. ...czasami jeszcze chyba ktoś wyciągnie CAMK'owego dobsona? Inna sprawa, że teraz wieczorami nie ma jasnych planet
  12. Wczoraj, z tego co wiem, nie było obserwacji, jedynie zdjęcie nieba zrobione z parkingu widziałem na fb. Jeśli pokazy są, to niedługo po wykładach. Można też danego dnia zadzwonić do CAMK i się spytać, a nóż coś.
  13. Dziś widziałem to cudo (jak i mniejsze okazy) w CAMK-u; co za niespodziewana, super prezentacja zagadnienia live:) Dziękuję za tą gratkę, Januszu i pozdrawiam!
  14. Patrząc po innych forach - to zdaję się, ze z tego braku miejsca pomysł ze zdjęciem w tle nie jest jednak najlepszy.
  15. Myślałem nad 'planetarium'... Czyli co jakiś (nie za długi) czas wybierać piękne zdjęcia (użytkowników) przedstawiające aktualnie królujące, bardziej ogólne widoki nieba - gwiazdozbiory, czy jak teraz np.- sąsiadujące planety. Byle nie królujące chmury :upset: Cały problem w tym, że (tak jak poniżej trafnie napisał Krzychoo) - dla zdjęciowego tła zdecydowanie nie ma tutaj miejsca - więc o wiele lepsza na to oddzielna galeria pt. "planetarium", czy inna...
  16. Coś ostatnio pogoda nie pozwala, ale może w końcu... Pole to jest - ale w gminie Góra Kalwaria Pole Mokotowskie - w sam raz do tranzytów i całkowitych zaćmień
  17. Przyjemna sala wykładowa. Niechcący spóźniłem się ostatnio, ale pod koniec Pani mgr. Drozd bez tchu opowiadała, jakie "korzyści" wystąpiły by w przypadku ustania ruchu obrotowego Ziemi. Pana dr. Bajtlika i jego cudów z końca Wszechświata nie będzie można przegapić!
  18. znam trochę miejsc, najbliższe dobre są nawet 25 km od centrum, może w następny weekend tam pojedziemy? oto fotka jednego z moich miejsc (wczoraj)
  19. jeśli jest w stanie jak piszesz, to jestem zdecydowany go wziąć.! Priv (odpiszę jutro przed południem, bo dzisiejsza pogoda nagli na obserwacje)
  20. W tym tygodniu, a dokładnie w czwartek zaczyna się seria bliskich ustawień (wizualnych) planet i Księżyca względem siebie. Jak tylko nie będzie chmur - zapraszam na obserwacje w parku Pole Mokotowskie krótko przed świtem, czyli gdzieś 5-6 rano - będę lukał przez teleskop. Btw. te zjawiska w sam raz dla fotografów bez teleskopu:)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.