Mam również rodowitych znajomych we Włoszech. Goszczę ich rocznie kilkakrotnie w swoim domu. Humor i śmiech nie wywołał epidemii, tylko humorystyczne z uśmiechem podejście do życia typu "śmierć jest naturalnym elementem naszego życia" dopóki nie zrobi się naokoło naprawdę gorąco. Wiedziałem, że dobrychemik nie będzie zadowolony, gdy wykorzystam jego humor do przekazania kilku faktów na temat wirusa. Dopytywanie i sprawdzanie ich wiarygodności przyniosło zamierzane efekty. Jedni uważają że i tak umrzemy więc jeden wte a w tamą to nic dla dobra np. gospodarki, nowego samochodu, smartfona, inni rzucą się bez namysłu na ratunek każdego życia z narażeniem własnego. Gdybym się topił, raczej wolał bym mieć przyjaciela na brzegu z tymi drugimi poglądami.
Gdybyś dopisał, że te optymistyczne prognozy są raczej wynikiem narzuconych prawnie ograniczeniem, nie czepiał bym się. Bez ograniczeń, widząc parkingi przerobione na kostnice w pewnym momencie ludzie sami zaczęli by się bać wychodzić z domu i raczej nie przeszło by to bez wpływu na gospodarkę. Moi znajomi z Włoch zamknęli swój sklep z meblami jeszcze przed spóźnionymi, prawnymi ograniczeniami. Między średnio 11 dziennie śmiertelnymi ofiarami w wypadkach samochodowych, a 500-1000 na wirusa, z czego prawdopodobnie duży procent można by uratować, gdyby były wolne respiratory, jest przynajmniej dla mnie różnica.
Przez niektóre doniesienia, włos jeży się na głowie https://zdrowie.wprost.pl/koronawirus/10311783/koronawirus-prezydent-filipin-dopuszcza-mozliwosc-strzelania-do-osob-lamiacych-kwarantanne.html
Na Filipinach waćpan z koronawirusem raczej nie odważył by się wyjść ze szpitala po piwo do pobliskiego sklepu.