Aaaa, ok. Pardon, ja też nie chcę być jakiś napastliwy, wojującym ateistą też nie jestem, tylko chyba lubię jakąś precyzję w wykazywaniu różnych rzeczy (może jestem spaczony przez wykształcenie matematyczne). Z tym prowokacyjnym wydźwiękiem, możesz mieć rację, bo pewnie jakby to odwrócić i do osoby wierzącej mówić, że tak naprawdę nie wierzy, tylko jej się np. coś wydaje, to też by na nią to działało prowokacyjnie. Może to po prostu jak rozmowa z Anglikiem i spieranie się czy ten przedmiot to chair czy krzesło, a tak naprawdę to jest to samo, tylko każdy rozumie po swojemu.
Nadal jednak podtrzymuję, że Twój niepobyt na Księżycu jest nieweryfikowalny, Twoje bezpośrednie doświadczenie nie wystarcza do ogólnego dowodu... Ale specjalnie taki przykład podałem, żeby z pozoru oczywista rzecz, skomplikowała się, kiedy się jej głębiej przyjrzeć. Nie musimy tego jednak drążyć