Witam serdecznie,
Mam już pewne doświadczenie w obserwacjach poprzez kilka teleskopów, które przewinęły się przez moje ręce, ale zawsze były to teleskopy na montażach paralaktycznych. Obecnie rolę podstawowego narzędzia pełni TAL100 RS OTA na montażu SkyLuxa (przepraszam - nie bijcie ). Rozwiązanie to trudno nazwać stabilnym a i chciałoby się mieć do dyspozycji "trochę" więcej apertury. Zainteresowanie swoje kieruję w stronę tak zachwalanej Synty 8" na montażu Dobsona. No, ale właśnie... ten montaż...
Generalnie widzę, że dobsony są polecane wszystkim początkującym astroamatorom jako prostsze i bardziej intuicyjne w obsłudze. Ja, przyzwyczajony jednak do montaży paralaktycznych, zupełnie sobie nie wyobrażam pracy z dobsonem. Jak to w praktyce wygląda, szczególnie przy większych powiększeniach? W przypadku paralaktyka obiekt odnajduję przy pomocy szukacza, centruję go w okularze dającym małe powiększenie i następnie stopniowo zwiększam power. Nawet jeśli w czasie tej operacji obiekt zniknie z pola widzenia (nie posiadam napędu), to jego ponowne odszukanie sprowadza się do lekkiego obrócenia teleskopu wokół jednej osi (no... jak montaż jest niezbyt dokładnie ustawiony to jesze lekko wokół drugiej, ale chodzi o zasadę działania paralaktyka). Jak doskonale wiecie analogicznie wygląda śledzenie obiektu podczas obserwacji. Jeśli pokazuję jakiś obiekt córce (10 lat) i sygnalizuje mi "Znikło!", to wiem "którą gałą kręcić", żeby po chwili usłyszeć radosne "O! Jest znowu!" No, a w przypadku dobsona konieczny jest jednoczesny ruch w dwóch osiach (niestety, nie mieszkam na biegunie ani na równiku, co rozwiązałoby ten problem). Czy przy powiększeniach rzędu 200x można w ogóle mówić o w miarę komfortowej obserwacji zamiast ciągłej "walki" o utrzymanie obiektu w polu widzenia? Czy dziecko w wieku mojej córki jest w stanie opanować dobsona w celu samodzielnego nadążania za obiektem?
I jeszcze pytanko odnośnie montażu w konkretnym modelu Synta 8" (Sorry! Już widzę, że zaczyna się robić przydługaśnie). Opinie na temat jakości tego montażu są, jak widzę, podzielone. Według jednych jest OK, według innych - nadaje się do natychmiastowego upgrade'u. Jako, że do ATM-u mam raczej dwie lewe ręce te drugie opinie mnie trochę niepokoją, szczególnie biorąc pod uwagę mój dystans do dobsonów w ogóle. Czy na tych oryginalnych podkładkach montaż porusza się płynnie (lekki opór jest wg mnie akceptowalny, a nawet niezbędny), czy też przypomina to raczej próby wycelowania w coś aparatu foto z ogniskową 300mm na statywie za 99 zł w promocji? A w przypadku dokonania ewentualnej zmiany podkładek na łożyska jak to wtedy działa w praktyce? Przecież telep będzie się wtedy przewracał (lub stawał dęba - w zależności od wyważenia) pod własnym ciężarem??
Z góry dziękuję za pomoc w rozstrzygnięciu powyższych dylematów!
Pozdrawiam,
Alex