Siedzę w motelu w Roswell popijając piwo i zastanawiam się czy nie jestem już za stary na taką nerwówę Ale po kolei.
Po przylocie do Houston mieliśmy sporo czasu. Zwiedziliśmy Space Center, gdzie spełniłem swoje marzenie i zobaczyłem na własne oczy rakietę Saturn V. Nie da się opowiedzieć słowami jak wielkie jest to ustrojstwo. Oprócz tego można oglądnąć z bliska statek Apollo 17 i zatrzęsienie rozmaitych artefaktów z amerykańskiego programu kosmicznego.
Później pojechaliśmy daleko na południe nad Zatokę Meksykańską, znowu trochę na północ, to tu, to tam. Generalnie kręciliśmy się przez parę dni po południowym Teksasie, w miejscu gdzie planowaliśmy oglądać zaćmienie. A dlaczego tam? Bo tam było statystycznie największe prawdopodobieństwo czystego nieba w pasie zaćmienia w całych Stanach i tam wykupiliśmy pokój w hotelu na noc przed zaćmieniem.
Prognozy pogody już od naszego przylotu wyglądały trochę niepokojąco, w dodatku były coraz gorsze z każdym dniem. Rano w przeddzień zaćmienia wszystkie modele numeryczne przewidywały całkowite lub prawie całkowite zachmurzenie dla całego środkowego i południowego Teksasu. Zostały wydane "severe weather warnings" dla znacznej części stanu. Pierwsze w miarę czyste obszary pojawiały w prognozach daleko na NE, na pograniczu Teksasu, Oklahomy, Arkansas i Luizjany. Po krótkiej burzy mózgów wsiedliśmy w auto i ruszyliśmy ponad 700 km do Shreveport w Luizjanie. Rano po szybkim śniadaniu w auto i na północ do Arkansas. Niebo zamiast spodziewanego błękitu pokrywały szare stratocumulusy, przez które momentami prześwitywało słońce.
Po dojechaniu w okolice miasteczka De Queen w Arkansas okazało się, że nie mamy pomysłu co robić dalej. Obrazy satelitarne pokazywały, że ławice chmur poruszają się w dość przypadkowych kierunkach, pojawiają się i zanikają, podobnie jak niezbyt duże obszary rozpogodzeń. Przez godzinę staliśmy przed Burger Kingiem jedząc frytki i zmieniając co parę minut zdanie, w którą stronę lepiej pojechać. Popylać na NE w głąb Arkansas, wrócić kawałek na południe, a może 50 km na zachód do Oklahomy? Mózgownica zaczęła mi się lekko przegrzewać i doszliśmy do wniosku, że przy takiej niepewności najlepiej będzie zostać na miejscu. Niekoniecznie miałem ochotę oglądać zaćmienie na pakingu przed Burger Kingiem, więc znalazłem w pobliżu jakiś camping nad jeziorem. Nie spodziewałem się, że będą wolne miejsca, ale okazało się, że za opłatą w wysokości całych 5 USD mogliśmy rozbić sprzęt nad jeziorem w pięknych okolicznościach przyrody i czekać na nieuniknione.
Po jakimś czasie na chwilę w prześwicie pojawiło się nadgryzione Słońce. Lepsze to niż nic. Z biegiem czasu przerw w chmurach było coraz więcej. Mogliśmy coraz częściej oglądać jak Słońce znika za krawędzią Księżyca. Już dwadzieścia minut przed drugim kontaktem wyraźnie się ściemniło i otoczenie zaczęło nabierać tego charakterystycznego ciepłego, "zaćmieniowego" odcienia.
Pierwszy kontakt był słabo widoczny przez chmury. Musiałem trochę "podciągnąć" to zdjęcie, żeby było widać wewnętrzną koronę.
Na szczęście to zaćmienie było bardzo długie. Byliśmy niemal dokładnie w centrum pasa i trwało ono tam aż 4 minuty i 19 sekund. Przesuwająca się tarcza Księżyca zaczęła po zachodniej stronie Słońca okrywać piękne protuberancje. Niedługo przed trzecim kontaktem chmury na chwilę mocno się przerzedziły, tak że i gołym okiem widać było jasną protuberancję i kawał korony. W Pentaksie PF-65 wyglądało to absolutnie zachwycająco.
Sam trzeci kontakt znowu przykryły gęstsze chmury. Jak na złość kilka minut później nagle chmury zanikły i pokazało się czyste, niebieskie niebo i takie już zostało...
No cóż, pozostał lekki niedosyt, ale naprawdę mogło być dużo gorzej. Mogliśmy jak w 2015 na Wyspach Owczych nie zobaczyć nic oprócz deszczu.
Dzisiaj rano w hotelu w Wichita Falls spotkaliśmy trójkę zaćmieniowców z Polski i ucięliśmy sobie sympatyczną rozmowę przy śniadaniu. Okazało się, że tak jak my uciekali z Teksasu i obserwowali zaćmienie w Arkansas. Im się trochę bardziej poszczęściło, bo widzieli wszystko tylko przez cienkie cirrusy. Loteria.
(Focenie: Nikkor 300/4 PF + konw. Sigma 1.4 + Nikon Z 7II)