Search the Community
Showing results for tags 'cetus'.
-
Jeden z moich głównych zamysłów jesiennej wyprawy w Bieszczady - pyły w okolicy głowy Krakena (gr. Cetus) - mitycznego potwora morskiego, często nazywanego, diabli wiedzą czemu, Wielorybem (i pod tą nazwą funkcjonuje w polskim nazewnictwie ta konstelacja). Gwiazdozbiór ten słynie z wielu ładnych galaktyk, ale mało kto kojarzy go z dużymi pyłowymi mgławicami - a jak widać, jest tam tego kurzu od groma. Co ciekawe, miejsce to musi być chyba takim swoistym "zadupiem kosmosu", gdyż żaden z tych pyłowych obiektów nie ma swojego wpisu w tak popularnych katalogach jak Barnard, van der Bergh, LBN czy LDN, że o NGC i IC nie wspomnę. 91 klatek po 120s + Samyang 135/2 + Nikon D610mod
-
Oprócz udanych, jakże detalicznych przygotowań - dzisiejszy wypad na obserwacje zakończył się niemal totalną porażką. Niemal – gdyż najnowsza prognoza i tak wskazuje klapę w rejonie, gdzie miałem dziś się dostać ze swym ultramobilnym teleskopem. Przed chwilą dane mi było dojechać rowerem na peron, z którego to majestatycznie oddalał się... MÓJ OSTATNI pociąg. Pora więc wrócić do przyjemniejszej rzeczywistości: dokończyć retrospekcję z poprzedniej obserwacyjnej sesji (5/6.10.2019). A przed ww terminem długo już wyczekiwałem pogody, która raz za razem psuła mi się w ostatnim momencie. Szlag mnie już trafiał, lecz ostatecznie padło na wyjazd na północ od Warszawy – tak, by moje obserwatorium było gotowe do pracy około 1.30. Tradycyjnie, obładowanym czarno-białą Syntą 12 - Flex samochodem, pod sam koniec - wyboistymi drogami. Miejsce zaliczyło zaś swój debiut – co wynikło także z faktu, w jakim rejonie miało dziś nastąpić najszybsze wypogodzenie. Z odsłoniętym horyzontem pośród pól, po około godzinie jazdy. Łuna co prawda na południu – jednak nie przerażała mnie zasięgiem. Nie martwiły mnie też chmurwy na 90% nieba, gdyż szybki północny wiatr robił swoje: podczas wywalania gratów z auta, ponad czarnymi sosnami pojawiał się już charakterystyczny dyszel Wielkiego Wozu… no pięknie. Wietrznie i dość sucho. Odczuwalna około zera. Musiałem jeszcze zaaplikować ręcznik na przedniej szybie w środku odpowiednio ustawionego samochodu – chroniło mnie to całkiem skutecznie przed natarczywym światłem jedynej, widocznej z odległości 400 metrów latarni. Sesja trwała dwie godziny, przy całkowicie już czystym niebie – dopóty, dopóki nie zmarzło mi dupsko (a dokładniej – klatka, z lekka też dłonie i stopy) – tej jesieni pierwszy raz. Sesja o tyle zacna, że na amen oddaliła ode mnie chęć sprzedaży ww teleskopu – który im ciemniejsze noce – tym piękniejsze obrazy daje (ponad długo już nie wyciąganą Syntę 8). Na pierwszy ogień poszedł dostatecznie wysoko jeszcze lecący Łabędź i NGC6826 Blinking Planetary. Wreszcie, przy czystym niebie i zacnym seeingu – udało się skierować nań 12-calówkę; hell yeah! Imponujący widok, zwłaszcza w 300x – super ostre jądro, a dookoła – fajna, mieniąca się fakturka. Pomimo, iż może to być trochę spowodowane atmosferą – to jednak udało się też pierwszy raz dostrzec tu ładne odcienie kolorów. Skoro już nadwyrężam zoom, to od razu potem kolejna planetarka: Andromeda NGC7662 Blue Snowball, a więc ładna, jasna kula. 300X tylko tyle w tym wypadku dało, że niebieska mgławica stała się większa. Nadeszła jednak długo wyczekiwana chwila zaatakowania przeze mnie Pani Orionowej - M42 - po raz pierwszy mając do dyspozycji lustro 305cm. Kres cudowności tego obiektu osiągnąłem wiosną w Gołubowszczyźnie, Newtonem 8… dopóki na M42 nie spojrzałem tutaj - raptem po drodze do Pułtuska – jednakże już przez teleskop 12 cali! Widok przez większą rurkę okazał się jeszcze lepszy; nawet pod niebem o wiele słabszym, niż przy ciemnej, wschodniej granicy. Progres jest! Wielka Orionowa nabrała plastyczności! A i zyskała koloru – ewidentnie niebieskiego! Błękit ten zbliżony był do barwy niniejszej czcionki. Na medal spisał się zwłaszcza okular MaxVission 28mm. Trochę więcej przybyło kłaków – tych słabszych mgiełek. No i uwidoczniła się masa przestrzennej czerni, która uwypukliła prawdziwy, trójwymiarowy obraz mgławicy! Czerń ta wyskoczyła oczywiście najbardziej pomiędzy jasnymi światłami M42 / M43. Gwiezdny Trapez też pokazał się super - trzeba będzie nad nim jeszcze popracować next time - z dużymi zoomami. Mogłem więc już w spokoju zająć się słabymi niedobitkami, jak NGC7448 w Pegazie. Rozmyta, ale w miarę intensywna galaktyczka, z jaśniejszym środkiem. Lekko wydłużona i ukośna. Nieopodal zaś, poza polem widzenia: NGC7465 i NGC7463 - obie galaktyki tylko po 13 mag. Malutkie, widoczne bardzo słabo i podobne. Stopniem swej separacji przypominają szerszy, podwójny układ gwiazd. Same są jak maleńkie (użyty okular: 13 mm), rozmyte gwiazdki, tworząc, co najwyżej krótkie kreseczki. By różnicować emocje – przeplatałem te słabizny jasnymi perłami, znów więc wróciłem do Oriona – przyglądając się M42 – a po chwili również jej okolicom, zahaczającym o pole widzenia długoogniskowego okularu. Tuż obok znajduje się NGC1977 - to już jednak nie tak wielka mgławica – umiarkowanie jasna mgiełka wokół trzech gwiazd. Klei się doń NGC1973 - mniejsza od niej. Po przeciwnej zaś stronie Wielkiej Mgławicy Oriona, debiutancko (znów za sprawą apertury) - dało zauważyć się bardzo subtelne zamglenie NGC1980 - wokół gwiazdy, lepiej widoczne z SW13. To był już czas perełki ponad pasem Oriona - M78, o wiele lepszej w SW13 (niż MV28); w stosunku do widoku mniejszym teleskopem - urosła, pokazała ostrzejsze kształty. Chociaż nic szczegółowego nie wykiełkowało wewnątrz światła mgławicy. Najfajniejsza natomiast stała się jedna z krawędzi – pierwszy raz tak ostra i równa, jakby była precyzyjnie przycięta przez kosmicznego stolarza! Dalej, pomimo stopniowego marznięcia, kontynuowałem poszukiwania Trytona z poprzedniej sesji – wymagany lepszy seeing dziś wystąpił. W końcu, 12-calowka / powiększenie 300x pozwoliło prawdopodobnie wyzerkać ów „jasny” księżyc przemierzającego gwiazdozbiór Wodnika po stronie zachodniej - Neptuna. Majaczył dosłownie przez ułamek sekundy – w odległości od planety, jakie dzielą gwiazdy trochę szerszych układów binarnych. Wielorybi challange: NGC908 – ledwie dostrzeżona małym zoomem, po chwili była trochę lepiej widoczna w SW 13, ale i tak wolę wyobrażenie, jak ta galaktyka wyglądałaby w Bieszczadach. Niestety, w Polsce zbyt wysoko nie wzejdzie. Niemniej, udało się ją dostrzec pomimo bliskości łuny na południu. NGC908 ukazała się jako spore pojaśnienie nieba; wydłużona mgiełka. Chwilami zdaje się być widoczny mały, również wydłużony, jaśniejszy obszar centralny. Zdjęcie potwierdza ów charakter tej spiralnej. Zanim straciłem ochotę na dalsze oglądanie – (a szron wokół lustra wtórnego wskazywał już na nadchodzące kłopoty) – pojawił się kolejny debiutancki obiekcior; za to jaki!!! NGC 2371/2, czyli mgławica planetrana zwana “Cukierek”, w wysoko już świecących Bliźniętach. Jeżeli przypowerować – jest to znakomita planetarka! Najlepsza z okularem TMB 8, choć 5mm też przydatne. Po przyjrzeniu się – sporo widocznych detali (!) środkowego obszaru tej mgławicy (krawędzi “cukierka” nie zauważyłem). Część widoczna trochę większa od tej w mgławicy “Jajko”, a dużo “dzieje się”, gdy skupimy na niej wzrok na dłużej. Kształtem przypomina bałwana, ale w mniejszym zoomie kojarzy się też ze wspomnianą mgławicą “Egg”; po jednej stronie jest jaśniejsza. Przymrozek… bieganie… 3.30 w nocy – zakończenie, pakowanie, powrót. Oby tego typu obserwacyjne uniesienia spotykały nas jeszcze w tym roku.