Skocz do zawartości

Słoneczne zagrożenie


sawes1

Rekomendowane odpowiedzi

Potężny wybuch słoneczny. Ludzie na Ziemi nie zdają sobie z tego sprawy. Głowy mają zaprzątnięte zwykłymi, codziennymi sprawami. Zrobić zakupy, odebrać dzieci z przedszkola, odstawić samochód do mechanika… Naukowcy podnoszą alarm. Rządy największych państw zostają poinformowane o nadchodzącym z kosmosu niebezpieczeństwie. Pozostali, no cóż, muszą liczyć na siebie. Zresztą nie ma czasu na powiadomienie . Masy energii pędzą w kierunku naszej planety z olbrzymią prędkością. Co zrobić w pierwszej kolejności? Wyłączyć systemy energetyczne. Ale nie jest to takie proste. Elektrownie pospinane są ze sobą sieciami gęstszymi niż pajęcze… Poza tym elektrowni nie wyłącza się wciskając po prostu guzik. Czasu jest coraz mniej. Kolejne firmy energetyczne są powiadamiane o nadchodzącym zagrożeniu. Dyspozytorzy zaczynają proces zatrzymywania generatorów. Ale właśnie wybiła ”Godzina Zero”. Pędzący strumień energii uderza w pole magnetyczne Ziemi. To nie wytrzymuje naporu i częściowo przepuszcza ją w kierunku powierzchni.

Pan Kowalski w swoim telefonie zaczyna słyszeć trzaski i szumy. Hehe… przypomina mu się Centertel… Ale jakość  Rozmowa się urywa. Włączony telewizor zaczyna migać i gaśnie. To samo dzieje się ze światłem.

-Przeklęte korki – myśli Kowalski. Wychodzi na korytarz i zagląda do szafki. Korki są w położeniu ON.

- O rety, znowu coś robią w piwnicy… Wraca do mieszkania i wygląda przez okno.

- O, padła cała dzielnica – komentuje obraz widziany przez okno. Chyba będzie musiał dzisiejszy wieczór spędzić przy świecach.

Metro, którym jedzie mr. Smith, nagle zatrzymuje się w środku tunelu. Ciemność ogarnia wagon. TERRORYŚCI!!! – ktoś krzyczy. Wybucha panika. Ludzie zaczynają w popłochu przepychać się w kierunku wyjścia, tratując się w ciemnościach. Są ranni.

W zakładach chemicznych wyłącza się instalacja, utrzymująca amoniak w stanie ciekłym. Z powodu zaniedbań, nie włącza się instalacja awaryjna. Temperatura w zbiorniku rośnie. Zbiornik eksploduje, wypuszczając śmiercionośną chmurę… W ciągu następnych godzin chaos w uprzemysłowionych regionach świata narasta. Staje kolej, Przestają pracować lotniska. Samoloty z powodu awarii systemów spadają jeden po drugim…

W ciagu miesiąca ludzkość cofa się do epoki kamienia łupanego.

 

Czy taki scenariusz jest możliwy? Jak najbardziej. Przeglądając sieć natrafiłem na pojęcie „Rozbłysk Carringtona”. Był on astronomem – amatorem, który w 1859r. zaobserwował wielki rozbłysk słoneczny. Burza trwała osiem dni, a jej skutkami były zakłócenia w sieci telegraficznej, a także zjawiska zorzy polarnej widzianej na… równiku. Co najciekawsze, zdarzenie to miało miejsce w czasie, gdy na Słońcu panował spokój. Współczesną namiastkę tego zjawiska mieliśmy w 1989r. w Kanadzie, gdzie sześć milionów ludzi zostało pozbawione prądu. W obecnych czasach nasze uzależnienie od techniki jest niebotyczne. A będzie jeszcze większe. Czy to dobrze? Hmm… Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno technika ułatwia nam życie, ale człowiek pozbawiony jej nagle, zaczyna się zachowywać jak dziecko w gęstej mgle. Spójrzcie na siebie. Dwadzieścia lat temu „telefony z antenką” oglądało się w amerykańskich filmach. A mieli je zwykle szefowie mafii. A dzisiaj…komórkę ma każde dziecko. I nie wyobraża sobie jak można było bez niej żyć. Na szczęście naukowcy zaczynają uzmysławiać rządom zagrożenie jakie może nam przynieść Słońce. I co najważniejsze, rządzący przyjmują to do wiadomości. Tak więc miejmy nadzieję, że Słonko nie spłata nam „figla” w postaci potężnego wybuchu, a my dalej będziemy cieszyć się jego obserwowaniem.

  • Lubię 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, już widziałem w kinie reklamę nowego filmu pt. "2012" opowiadającym o końcu świata ;) Coś chyba będzie mniej więcej w ten deseń ;)

 

A tak na poważnie. Rozbłyski słoneczne powodujące potężne awarie systemów elektronicznych i elektrycznych są oczywiście możliwe, ale uważam, że sporo przesadziłeś z tym cofaniem się do epoki kamienia łupanego i uzależnieniem od techniki. Gdyby doszło do takiego rozbłysku, jaki opisujesz, to owszem wielu ludzi poniosło by śmierć i wielu ludzi zostało by rannych w tych rozpędzonych pociągach, samolotach, czy innych wybuchach w fabrykach. Na pewno wielka część ludzi popłakałaby się też z tego powodu, że straciłaby fortunę - giełda, wall street i te sprawy.

Jednak poza miesięcznym, czy też dwumiesięcznym chaosem nigdzie ludzkość by się nie cofnęła. Co najwyżej ludzie by zmądrzeli i uważali bardziej na przyszłość, planując swe życie. Nie dałbyś rady wytrzymać miesiąca bez internetu, bez prądu i sieci komórkowej? Ja to bym w pewnym sensie ucieszył się z takiego "urlopu" (oczywiście zależnie od tego, jak poważne by były skutki rozbłysku). To troszkę tak, jakby pojechać sobie na taki miesięczny biwak i wyłączyć telefon, żeby szef nie wydzwaniał. W koło są ludzie, a rodzaj ludzki ma to do siebie, że w obliczu zagrożenia i nieszczęścia ma dar łączenia się we współpracujące grupy. Razem z kilkoma, bądź kilkunastoma sąsiadami połączylibyście swe siły, żeby załatwić jedzenie i środki potrzebne do życia, a kobiety pewnie zebrałyby się aby zapewnić dzieciom bezpieczeństwo. Z pewnością ludzie w całych miastach zorganizowaliby miejsca, w których można otrzymać pomoc, zebraliby zapasy, dzielili je między mieszkańców. Wiadomo, anarchia by się szerzyła, napady na sklepy i wyciąganie sprzętów i pieniędzy, ale z tym też można sobie poradzić. Jeżeli z powodu rozbłysku nie ginęli by masowo ludzie, to świat bez problemu poradziłby sobie z brakiem prądu. Ludzie wytrzymywali powodzie, trzęsienia ziemi, a nawet wojny światowe. I nikt nie cofnął się w rozwoju.

Trzy miesiące bez komórki, internetu, telewizora, radia i regularnej kąpieli 2 razy dziennie nie uczynią Cię jaskiniowcem. Bo to, co ludzkość zdobyła, ma w swoich głowach. Na szczęście jeszcze nie jesteśmy bezpośrednio uzależnieni od maszyn. Bo wtedy byłoby gorzej. Ale to już s-f.

:)

 

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Olo, opisujesz tutaj wiariant optymistyczny. Świat jeszcze nigdy nie był w takiej sytuacji. Weźmy przykład z innej beczki. Amerykańscy spekulanci nakręcili bańkę z nieruchomościami. Odbiła się ona czkawką całemu światu. Co niby taka Polska miała z tym wspólnego? Dlatego jeśli coś takiego dotknęłoby cały świat i znikąd nie byłoby nadziei na pomoc, to wtedy zaczęłaby się prawdziwa anarchia. Tylko zasady moralne i prawo trzyma ludzi w ryzach. Po padnięciu banków danych osobowych (typu ZUS, US i takie tam...) co powstrzymałoby ludzi przed dokonywaniem przestępstw. Każdy tłumaczyłby się chęcią przetrwania. Na pewno tak jak mówisz ludzie organizowaliby się w grupy samopomocy, ale na jak długo? Dopóki wystarczy żywności. A skąd ją wziąć? Najprościej ukraść. Więc to, co Ty napisałeś jest realne, gdyby wydarzyło się na małym obszarze, a nie w skali planety. I dlatego moim zdaniem po słonecznym wybryku z 89r. należałoby się poważniej zastanowić nad bezpieczeństwem energetycznym. Nowe sieci powinny być konstruowane w taki sposób, aby były odporne na takie zakłócenia. Poza tym należałoby wysłać większą liczbę satelitów śledzących Słońce i ostrzegających przed niebezpieczeństwem. W końcu najlepszym (dzisiaj) rozwiązaniem byłoby chyba właśnie wyłączenie sieci na czas burzy. W międzyczasie i tak dochodziłoby do aktów przemocy, ale po włączeniu, wszystko dość szybko wróciłoby do normy. Odbudowanie spalonych transformatorów, stacji itp. zajęłoby tygodnie, miesiące, kto wie może i lata. A co działoby się przez ten czas? Któż to wie...

PS. Filmu "2012" nie widziałem, ale po tytule domyślam się, że chodzi o planetę Nibimbru :lol:

I tym optymistycznym akcentem kończę tę wypowiedź :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Są dobrzy ludzie i źli ludzie. Osobiście uważam, że dobrych jest znacznie więcej niż złych. Moja pesymistyczna wizja nadal nie przewiduje całkowitego upadku cywilizacji. Zwykle bywa tak, że grupa wybiera przywódcę. A większa grupa - przywódcę większej grupy. "Co powstrzymywałoby ludzi od dokonywania przestępstw. Każdy tłumaczyłby się chęcią przetrwania". Czy Ty, gdybyś był bardzo głodny odebrałbyś puszkę z mięsem kobiecie z dzieckiem na ręku? A gdybym to był ja i Ty? Odebralibyśmy kobiecie jej jedzenie? A gdybyśmy byli w grupie? W grupie mielibyśmy siłę. A najprawdopodobniej pomoglibyśmy owej kobiecie z dzieckiem na ręku. A jeżeli nie byłoby takiej możliwości, to z pewnością poszukalibyśmy pożywienia gdzieś indziej. To nas odróżnia od zwierząt, że potrafimy współczuć. Np. odróżnia nas też taka nietypowa rzecz, jak altruizm.

Masz rację, z pewnością były by akty anarchii. Podobnie jak dobrzy ludzie łączą się w grupy, źli ludzie też łaczą się w grupy.

Jak zdobyć pożywienie i środki do życia na skalę masową? Nawet gdyby pieniądze straciły swoją wartość, to handel wymienny mógłby nie okazać się taki przestarzały. My im 100 ton zboża, a oni nam wagon bandaży i medykamentów. Naprawdę, ludzkość potrafi znieść bardzo duże przeciwności. Inaczej już dawno by nas tutaj nie było. Moim zdaniem dopóki coś (albo my sami) nie zmiecie nas z powierzchni planety, to ludzkość będzie trwać... Przetrwamy masowe braki prądu, powodzie, trzęsienia ziemi itp.

 

Ale wydaje mi się, że bardzo odbiegłem od tematu, który chciałeś tu podjąć. Ty o zagrożeniu jakie niosą rozbłyski na Słońcu, także z technicznego punktu widzenia, a ja o scenariuszu uchronienia cywilizacji przed upadkiem. Takie wywody to ja sobie powinienem na swoim blogu prowadzić :D Zatem przepraszam, ale po prostu uczepiłem się tego cofnięcia ludzkości do epoki łupanego kamienia. Już nie będę ;)

 

pozdrawiam

 

P.S:

Ten film "2012" to dopiero zapowiedź. Jeszcze go nie było w kinach :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie jedno z drugim się wiąże. Jak bez prądu byłyby wytwarzane nowoczesne leki, przeprowadzane operacje, przetwarzana żywność, transport, wydobycie węgla, ropy itd? Nie mówię już o komunikacji na duże odległości. Satelitów już by nie było. One pierwsze padłyby ofiarą wybuchu. Skutków nie odczułyby tylko tereny w dzisiejszym pojęciu zacofane. Tak jak wczoraj chłop orałby ziemię pługiem zaprzęgnietym w woła. A my musielibyśmy sie tych rzeczy uczyć od nowa. Zniknęłyby przy okazji niektóre zawody. Bo na co komu makler giełdowy jeśli nie ma i nie bedzie prądu? :D Kurcze, dopiero teraz zacząłem sie zastanawiać, jakby wyglądało życie bez prądu... Ale wśród tylu minusów, byłby jeden plus. Nie miałbym daleko do ciemnego nieba. Telep przed blok i jazda do 12mag. :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zgadzam sie z wimmerem, nawet taka katastrofa to o wiele za mało żeby doprowadzić do upadku cywilizacji.

updadek niektórych z jej najnowszych wytworów i tragedia bardzo wielu ludzi - owszem, ale cywilizacja to coś więcej niż tylko elektryczność, internet, telewizja :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgoda szuu, w dalszym ciągu bylibyśmy cywilizacją. Pytanie tylko na jakim poziomie. Podejrzewam, że cofnęlibyśmy się do epoki przedindustrialnej. Na pewno upadłyby miasta. Już w tej chwili są przeludnione. Nastąpiłby exodus na wieś, ponieważ tam łatwiej o pożywienie. Ci, którzy zostaliby w ośrodkach miejskich, borykaliby się z problemami braku wody pitnej, żywności i pewnie gangami :szczerbaty: Przykładem może być blackout w Nowym Jorku w 1977r. Tam prądu nie było tylko dwa dni, a za przestępstwa popełnione w tym czasie aresztowano 3800 osób. Okradziono 1700 sklepów i wywołano ponad 1000 pożarów. Straty oszacowano na ponad 300 mln. ówczesnych dolarów. Przypomnę - DWA DNI!!! To było 30 lat temu, gdy uzależnienie od energi elektrycznej było dużo mniejsze niż dzisiaj. Dlaczego uważacie, ze w dniu dzisiejszym byłoby inaczej? W takich warunkach ludzie spokojni (w naszym pojęciu - normalni) zamykają się w swoich domach i czekają, aż kryzys minie. Ulice zaś opanowuje wyjąca, żądna krwi tłuszcza, która chce się zemścić za krzywdy doznane i urojone (bieda, brak pracy, brak poszanowania przez innych, prześladowanie przez policję). To teraz wyobraźcie sobie coś takiego na skalę światową przez kilka miesięcy.... Dodatkowo kto miałby naprawiać szkody wyrządzone przez burzę? Fachowcy, którzy się na tym znają zajęci by byli zdobywaniem pożywienia i ochroną swych rodzin. Policji i wojska nie ma, bo zajęli się tym co fachowcy, itd. Szerzyłaby sie anarchia na niespotykaną dotychczas skalę. Czy to nie byłby upadek cywilizacji i cofnięcie się w rozwoju? A wszystko przez jeden wybuch 150 mln km stąd...

 

PS. Wimmer, robimy Ci klimat do kolejnego opowiadania :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem też warto spojrzeć bardziej ogólnie na katastrofy i przypomnieć jak potoczyły się wypadki w zalanym Nowym Orleanie. Wszyscy przecież widzieliśmy relacje jak zorganizowana społeczność i władza przeistoczyły się w całkowity chaos, bandy z bronia na ulicach, głód, choroby, brak wody pitnej i co ważniejsze izolacja od wszelkich informacji z szerszego świata co przełożyło się na brak nadzieji i zdezorientowanie. Sprawa jest dużo bardziej poważniejsza, a w gre wchodzi tyle czynników iż nie sposób ogarnąć całej panoramy tak "doświadczonego" świata.

 

To że ludzkość przeżyje większość kataklizmów to się nie martwie, ale prawda jest taka jak z upadkiem (tak tutaj mocno skruciłem i spłaszczyłem historie xD) Cesarstwa Rzymskiego, przetrwałby silniejszy, sprytniejszy, brutalniejszy, nieobliczalny, gotowy na wszystko motłoch a nie wysoko rozwinięta cywilizacja pełna cnut i techniki.

 

. Ale wśród tylu minusów, byłby jeden plus. Nie miałbym daleko do ciemnego nieba. Telep przed blok i jazda do 12mag.

 

Oj nie zgadzam się! Jak byś był w dolinie to chmura dymu z pieców i palenisk całkowicie by ją wypełniła i miałbyś fige z tych 12 mag :P

Edytowane przez Kurak
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

cóż za czarnowidztwo

moim zdaniem całkowicie nieuzasadnione. Chociaż jesteśmy uzależnieni od energii elektrycznej to wątpię by skutki olbrzymiej awarii były aż tak okropne. Nie ma pewności jak wielkie byłyby uszkodzenia ani jak długo trwałoby ich usuwanie. Zniszczenia satelitów trudno byłoby naprawić ale uszkodzenia linii przesyłowych znacznie łatwiej. Bez satelitów nasza cywilizacja powinna sobie poradzić

 

Ci, którzy zostaliby w ośrodkach miejskich, borykaliby się z problemami braku wody pitnej, żywności i pewnie gangami :szczerbaty: Przykładem może być blackout w Nowym Jorku w 1977r. Tam prądu nie było tylko dwa dni, a za przestępstwa popełnione w tym czasie aresztowano 3800 osób. Okradziono 1700 sklepów i wywołano ponad 1000 pożarów. Straty oszacowano na ponad 300 mln. ówczesnych dolarów. Przypomnę - DWA DNI!!! To było 30 lat temu, gdy uzależnienie od energi elektrycznej było dużo mniejsze niż dzisiaj

po niedawnym trzęsieniu we Włoszech nie zanotowano podobnych problemów. Podobnie w Chinach. Z autopsji znam powódź we Wrocławiu w 1997 i tu też podobnych historii nie było. Kurak przypomniał wydarzenia w Nowym Orleanie. Dziwnym trafem dotyczą one tego samego państwa. Dlaczego? Bo Stany to dziki kraj :D

 

chciałbym nieśmiało przypomnieć, że w poprzednim stuleciu ludzkość przeszła gigantyczne kataklizmy na skalę światową w postaci dwu Wojen Światowych i wychodziła po nich znacznie zmieniona ale chyba silniejsza

 

pozdrawiam

 

EDIT

o żywność najłatwiej nie na wsi tylko w supermarkecie :szczerbaty:

Edytowane przez ZbyT
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o żywność najłatwiej nie na wsi tylko w supermarkecie :szczerbaty:

 

Cóż, jak zabraknie prądu, nawet na trochę, to żywność z supermarketów zacznie sama się poruszać, i nie pomogą nawet techniki "powtórnego" przystosowywania tego do sprzedaży ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbyt, powtórzę znowu - kataklizm na skalę światową. W 97, kiedy Wrocław i spora część kraju była pod wodą, cała reszta społeczeństwa zmobilizowała się do pomocy. Ja mówię o sytuacji nie powodziowej czy wojnie na ograniczonym obszarze, ale o braku prądu na całym świecie i co za tym idzie, totalnym odcięciu (jak wspomniał kurak) od informacji. Wszyscy czekają na pomoc, która nie nadejdzie, bo każdy ma ten sam problem. Chaos wzmaga niewiedza co do przyczyny. Może zostaliśmy zaatakowani przez Rosjan? Może kosmitów? Nie wiadomo. W tym momencie każdy zdaje sobie sprawę, że jest zdany tylko na siebie. Tak jak wspomniał wimmer, tworzą się grupy samopomocy. Ale do czasu wyczerpania zapasów. Potem silniejsi zaczynaja dominować nad słabszymi. Wspomniałeś Olo, że nie okradłbyś matki karmiącej dziecko. Ty nie, ale inni nie mieliby takich skrupułów. Człowiek w sytuacji stresowej jest w stanie poważyć się na rzeczy, których nigdy by nie zrobił. I są to zarówno dobre uczynki, jak i złe. Niestety, jesteśmy tylko zbiorem komórek, jakimś cudem obdarzonym inteligencją. A przecież naczelną zasadą każdej istoty żywej jest przeżycie. Jedni pogodzą się ze swym losem i potulnie będą czekać na koniec (swój), a inni będą robić wszystko, aby przetrwać. I nie będą się liczyć z nikim i niczym.

 

PS. Robi się coraz straszniej. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za dużo Mad Maxa :P

 

Mnie zastanawia jeszcze coś: Nie znam się na tym i przydałaby się wypowiedź jakiegoś "słonecznika", ale czy ten hipotetyczny mega-rozbłysk słoneczny objąłby swym działaniem całą planetę? Czy fala rozpędzonych cząsteczek robi sieczkę elektromagnetyczną tam, gdzie akurat trafi? Bo jak by taki rozbłysk sięgnął, powiedzmy, jak z bicza, obydwie Ameryki, to przecież druga strona planety nie cierpi tak bardzo. Czy cierpi? :rolleyes: Ile może trwać taki rozbłysk? Na tyle długo, aż Ziemia odwróci się także tą "bezpieczną" stroną?

Bo jakby objął swym destrukcyjnym elektromagnetycznym działaniem tylko część planety, to reszta świata ma szansę na znacznie mniejsze starty i jednocześnie pomoc tym, których dotknęło to najbardziej.

pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Olo, siedzisz w mojej głowie czy co? :D Mad Max cały czas mi chodzi pod sklepieniem. Rozbłysk Carringtona trwał osiem dni, więc gdyby dzisiaj zdarzyłoby się coś podobnego, to cała Ziemia znalazłaby się pod działaniem owego strumienia. Jedyna szansa, to gdyby na terenach leżących po przeciwnej stronie uderzenia, wyłączono w odpowiednim czasie prąd. Ale kto miałby ostrzec i w jaki sposób, jeśli po stronie uderzenia wszystko by padło. Oczywiście zakładając, że takie uderzenie zniszczy tylko infrastukturę energetyczną na jednej półkuli.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

myślę że założenie że wszędzie nie będzie prądu to gruba przesada. w jednych miejscach będzie a w innych nie. w jednych miejscach szybciej będzie to naprawione, w innych później.

 

nie jest prawdą że bez prądu zaniknie władza państwowa i nie będzie żadnej możliwości komunikacji - zawsze można posłać kuriera i to nie pieszego. wojsko ma służby łączności których zadaniem jest działanie własnie w takich warunkach.

 

tak, człowiek bez skrupułów zabierze kobiecie jedzenie i mam nadzieję że wkrótce po tym dostanie kulkę od policjanta lub członka ochotniczej służby obywatelskiej na mocy przepisów stanu wyjątkowego.

 

tak, bez chłodziarek zepsują się tony żywności ale konserwom to nie zaszkodzi. żyjemy w epoce nadprodukcji, również żywności, to że wyrzuci się trochę więcej jedzenia niż zazwyczaj nie zrobi większej różnicy.

 

naprawa sieci elektrycznej nie będzie przecież trwać w nieskończoność. dopiero długa anarchia może doprowadzić do scenariusza typu Mad Max, ale nie ma szansy żeby doszło do tego z tak błahego powodu jak awaria prądu. do tego potrzebna byłaby prawdziwa katastrofa.

 

zgadzam się, że "cofnięcie" się w rozwoju jest nieuniknione, ale nie w tym sensie że wraca średniowiecze, a tylko większość wysiłków trzeba będzie kierować na odbudowę zniszczeń zamiast na rozwój i konsumpcję - zupełnie jak po wojnie lub powodzi - i to będzie bardzo bolesne no ale bez przesady...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ciekawy temat. Każdy ma tu trochę racji. Prawdopodobnie ofiar byłoby dużo i potężny chaos. Ale skłania też do przemyśleń - chyba dobrze mieć trochę gotówki, jakiegoś wymiennego kruszcu i trochę przetworów w piwnicy zamiast zamrożonych łakoci z supermarketu.

 

Pożyjemy zobaczymy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 tygodni później...

Całkiem się wszystko nie posypie, bo będą jeszcze generatory. Duże centra danych i szpitale przynajmniej w teorii powinny sobie poradzić. Jakby jeszcze udało się na czas odłączyć główne transformatory w sieciach przesyłowych to pewnie nic wielkiego by się nie stało. Może warto już zacząć oszczędzać na własny generator i beczkę paliwa? Postawi się na balkonie i będzie można przetrwać najcięższe chwile ;)

Z drugiej strony może zamiast namawiania ludzi do ładowania kasy w ściemę zwaną Efektem Cieplarnianym zająć się na serio zabezpieczaniem sieci przesyłowych? No, ale wtedy "wielki" Al Gore nie zarobi na handlu emisjami C02 ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słońce śpi

 

Aktywność Słońca zmienia się co około 11 lat, a jedną z jej miar jest liczba plam słonecznych. W maksimum normalnego cyklu w ciągu miesiąca można ich dostrzec na tarczy około 120. Są to obszary ogromnej aktywności pól magnetycznych. Przyczyn ich fluktuacji ciągle nie znamy, wiemy natomiast, że istotnie wpływają na to, co dzieje się na Ziemi. Obecny cykl słoneczny (23, odkąd zaczęliśmy je liczyć w 1755 r.) miał swoje maksimum we wrześniu 2001 r. (150 plam), a NASA ogłosiła, że jego minimum skończy się w 2006 r. i wtedy zacznie się następny cykl, który będzie o 50 proc. gwałtowniejszy od obecnego. Jednak się nie skończył – liczba plam niespodziewanie nadal maleje – i nowy, 24 cykl ciągle się nie pojawia. Od 50 lat 2008 r. był rokiem najczystszego Słońca: w ciągu 266 dni nie zaobserwowano wtedy ani jednej plamy, a w pierwszym półroczu bieżącego roku pokazało się ich jeszcze mniej. Jak dotąd, w całym cyklu 23 (do 29 lipca 2009 r.) było już 671 dni bez plam. Średnio w okresach minimum cyklu słonecznego jest 485 takich dni.

 

Już zdawało się, że Słońce budzi się z drzemki (na początku lipca zaobserwowano 20 plam), ale pod koniec miesiąca tarcza Słońca znowu była czysta. Do tej pory, po osiągnięciu minimum cyklu, aktywność Słońca rosła zwykle bardzo szybko, zmierzając stromo ku maksimum. Tym razem jest inaczej – Słońce śpi. Cieszy to radiowców i ludzi korzystających z satelitów, gdyż mała aktywność słoneczna oznacza mało burz magnetycznych i mało zakłóceń w pracy ich urządzeń.

 

Panel uczonych, zorganizowany przez National Oceanic and Atmospheric Administration (NOAA) i NASA, ogłosił 29 maja, że maksimum 24 cyklu można spodziewać się w maju 2013 r. i będzie wtedy 90 plam (link na naszej stronie internetowej). Ma to być najsłabsze maksimum od 1928 r., kiedy to pokazało się tylko 78 plam. Ale tej opinii nie podzielili wszyscy paneliści – niektórzy uważają, że w maksimum będzie zaledwie 70 plam. Takie przepowiednie słabo się sprawdzają, ponieważ nastąpiła zmiana magnetyzmu Słońca, której przyczyn nie znamy. Dlatego obserwacje z poprzednich dziesięcioleci nie pasują do dzisiejszej sytuacji.

 

CAŁOŚĆ TUTAJ:

http://wiadomosci.onet.pl/1570048,242,1,te_plamy_nas_wykoncza,kioskart.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Artykul nieglupi, choc miejscami naciagany. Byly cykle w ktorych bylo i ponad 1000 dni bez plam i nic niesamowitego sie nie dzialo. Oczywiscie zagrozenie istnieje, ale od 1995 aktywnosc Slonca jest monitorowana, powstaly obserwacji, monitorowania i przewidywania 'pogody' Slonecznej. Mysle, ze gdyby wykryto taki potezny wybuch, to bez problemu mozna by odlaczyc narazone transformatory.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dla mnie to nowość nie jest <_< . Wiele żeczy na ten temat jest już pisane na wszystkich prawie forach astronomicznych. Na naszym forum jesteś chyba pierwszy...

 

Dla przykładu

 

kliknij tu ;)

 

Słońce śpi

 

Aktywność Słońca zmienia się co około 11 lat, a jedną z jej miar jest liczba plam słonecznych. W maksimum normalnego cyklu w ciągu miesiąca można ich dostrzec na tarczy około 120. Są to obszary ogromnej aktywności pól magnetycznych. Przyczyn ich fluktuacji ciągle nie znamy, wiemy natomiast, że istotnie wpływają na to, co dzieje się na Ziemi. Obecny cykl słoneczny (23, odkąd zaczęliśmy je liczyć w 1755 r.) miał swoje maksimum we wrześniu 2001 r. (150 plam), a NASA ogłosiła, że jego minimum skończy się w 2006 r. i wtedy zacznie się następny cykl, który będzie o 50 proc. gwałtowniejszy od obecnego. Jednak się nie skończył – liczba plam niespodziewanie nadal maleje – i nowy, 24 cykl ciągle się nie pojawia. Od 50 lat 2008 r. był rokiem najczystszego Słońca: w ciągu 266 dni nie zaobserwowano wtedy ani jednej plamy, a w pierwszym półroczu bieżącego roku pokazało się ich jeszcze mniej. Jak dotąd, w całym cyklu 23 (do 29 lipca 2009 r.) było już 671 dni bez plam. Średnio w okresach minimum cyklu słonecznego jest 485 takich dni.

 

Już zdawało się, że Słońce budzi się z drzemki (na początku lipca zaobserwowano 20 plam), ale pod koniec miesiąca tarcza Słońca znowu była czysta. Do tej pory, po osiągnięciu minimum cyklu, aktywność Słońca rosła zwykle bardzo szybko, zmierzając stromo ku maksimum. Tym razem jest inaczej – Słońce śpi. Cieszy to radiowców i ludzi korzystających z satelitów, gdyż mała aktywność słoneczna oznacza mało burz magnetycznych i mało zakłóceń w pracy ich urządzeń.

 

Panel uczonych, zorganizowany przez National Oceanic and Atmospheric Administration (NOAA) i NASA, ogłosił 29 maja, że maksimum 24 cyklu można spodziewać się w maju 2013 r. i będzie wtedy 90 plam (link na naszej stronie internetowej). Ma to być najsłabsze maksimum od 1928 r., kiedy to pokazało się tylko 78 plam. Ale tej opinii nie podzielili wszyscy paneliści – niektórzy uważają, że w maksimum będzie zaledwie 70 plam. Takie przepowiednie słabo się sprawdzają, ponieważ nastąpiła zmiana magnetyzmu Słońca, której przyczyn nie znamy. Dlatego obserwacje z poprzednich dziesięcioleci nie pasują do dzisiejszej sytuacji.

 

CAŁOŚĆ TUTAJ:

http://wiadomosci.onet.pl/1570048,242,1,te_plamy_nas_wykoncza,kioskart.html

No właśnie

 

 

PS.Mnie kiedyś też kusiło żeby napisać coś w tym stylu.

 

Pozdrawiam

 

anga

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 miesięcy temu...

A jednak… Stało się… Potężny rozbłysk został zauważony przez SOHO i potwierdzony przez SDO. Fala upiornej energii pędzi w kierunku Ziemi. Naukowcy zaczynają informować swoje rządy o nadchodzącej katastrofie…

 

Jan Kowalski już dawno nie był świadkiem tak gorącego lata. W telewizji, radiu i gazetach wszyscy trąbią o jakiejś niespodziewanie wielkiej aktywności słonecznej. – Co tam? – myśli Jan – Mam dzisiaj znów ciężki dzień w pracy. Wsiada do samochodu i rusza w miasto, odpracować kolejny dzień w firmie. Głowę zaprząta mu gderająca żona, mecząca go o wymianę mebli kuchni. Dojeżdżając do skrzyżowania, zatrzymuje się na czerwonym świetle. Pokornie czeka na zmianę. Światła zaczynają migać po czym gasną.

 

Tymczasem w pole magnetyczne Ziemi uderza fala wiatru słonecznego. Pole potężnie się ugina, po czym zaczyna słabnąć. Nie daje rady powstrzymać takiej masy energii. W górze zaczyna się taniec naładowanych cząstek….

 

Kowalski wychyla się przez otwarte okno i przeciera oczy ze zdumienia. Nie wierzy to co widzi. To zorza polarna. – W dzień? W Polsce? Przecież to nie Norwegia - uśmiecha się pod nosem, obserwując kolorowy spektakl. Nawet nie zauważa, gdy silnik jego samochodu gaśnie. Podobnie dzieje się z innymi pojazdami. Gasną światła w witrynach i przydrożne reklamy. Nie pojmuje co się dzieje. W podobnej sytuacji znajdują się miliardy ziemian. Tylko nieliczni wiedzą na co się zanosi. W mieście ustaje wszelki ruch. Zapada niespotykana cisza. Nawet ptaki gdzieś się pochowały. Jan jest coraz bardziej zaniepokojony. Ze zdenerwowania coraz trudniej mu oddychać. Próbuje wziąć głębszy oddech, ale powietrze zrobiło się jakby rzadsze. Patrząc na ludzi wokół dostrzega, że nie tylko on ma kłopoty z oddychaniem. Feria barw na niebie zdaje się być coraz bliżej powierzchni gruntu. Jan walczy o każdy oddech. Pada na kolana i podpiera się o stojący samochód. Wokół niego ludzie wiją się błagając o jeszcze jeden oddech. Zamyka oczy i odlatuje w niebyt…

 

Energia wiatru naciska na Ziemię coraz silniej. Padła pierwsza linia obrony – pole magnetyczne. Druga linia – atmosfera – właśnie jest zdmuchiwana z błękitnej planety. Ta w mgnieniu oka zaczyna pokrywać się lodem. Nawet jej wewnętrzne ciepło nie jest w stanie zrównoważyć zimnej próżni. Nie ma już nikogo, kto mógłby to opowiedzieć. Jedyna znana nam we wszechświecie żyjąca planeta zamieniła się w lodową pustynię.

 

Odczuwam duszności. Padam na kolana obok Kowalskiego. Jak i on walczę o oddech. W ostatnim przebłysku próbuję otworzyć oczy, aby zapamiętać ten świat. Coś mi jednak je skleiło. Odzyskuję świadomość, lecz nie oddech. CHOLERA!!! Znów ten kocur położył mi się na twarzy jak zdrzemnąłem się po obiedzie… :D

 

Scenariusz jak najbardziej możliwy. Oprócz ostatniego zdania. Nie mam kota, tylko królika. :D

 

 

Obraz 210.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CO do tego zamrożenia niemożliwe żeby ziemia błyskawicznie zamarzła, gdyby nasza planeta wypadła z układu słonecznego (To może spotkać Merkurego) to cała jej powierzchnia zamarzłaby w ciągu tysiąca lat, tak samo atmosferę nie tak łatwo zdmuchnąć potrzeba by kilku lat żeby znikła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.