Skocz do zawartości

Kasa nie zrobi z Ciebie astrofotografa


Gość wessel

Rekomendowane odpowiedzi

34 minuty temu, wimmer napisał:

Ale powinniśmy to zostawić. Im dłużej piszemy do siebie o sobie, tym bardziej w to brniemy. Możemy nawet uznac to za zwykły offtop i wrócić do temu wątku.

Ok, wracamy.

Spróbuję skwantyfikować dyskusję do najmniejszego składnika. Wybacz uproszczenie, ale tak będzie łatwiej zrozumieć to, o co pytasz.

 

Ja napisałem, że "każdy ma prawo w życiu robić, co lubi" (w kwestii fotografii jako takiej). W międzyczasie pojawiło się zdjęcie M31 z desktopu MacOS'a. Dziki odpisał, że sam z radością by takie zrobił, jakby mu apple zapłaciło 100K dolarów. Ty napisałeś "chyba żartujecie" - oraz zaapelowałeś o wyjaśnienia.

 

Pytanie: dlaczego Dziki miałby nie zrobić takiego zdjęcia i czemu? Ale jeżeli chodziło ci tylko o manifestację faktu "nie podoba mi się takie zdjęcie" - to nie ma tematu. Masz prawo nie lubić i nic nikomu do tego. Mi też się nie podoba i dla siebie takiego zdjęcia raczej nie zrobię (raczej, bo człowiek się starzeje i demencja różne rzeczy może z nami zrobić), ale w żaden sposób nie wywołuje to we mnie emocji i chęci zastanawiania się, dlaczego "Dziki" nie powinien takiego zdjęcia zrobić (czy ja - jeżeli Apple przyjdzie i zamówi).

 

Puentując - chciałbym tylko przekazać potrzebę większej tolerancji na ludzkie odmienności. Nie powinniśmy zakładać, że nasz sposób patrzenia na kosmos i astrofotografię jest jedynym prawidłowym i inne powinny zostać spalone - niezależnie od tego, jak bardzo nam się to nie podoba. To chciałem przekazać postem, który zacytowałeś i do którego się odniosłeś. 


PS. W Astrography.com wkrótce otwieram nowy dział plakatów - Space Art. Tam to w ogóle jest odlot kreatywny :D Gwiazdy, planety, mgławice - bywa, że wymieszane na bliskich orbitach :P

 

 

  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Adam_Jesion napisał:

PS. W Astrography.com wkrótce otwieram nowy dział plakatów - Space Art. Tam to w ogóle jest odlot kreatywny :D Gwiazdy, planety, mgławice - bywa, że wymieszane na bliskich orbitach :P

Zawsze byłem fanem tego typu grafik :P

fulla_stars_cats.jpeg

  • Haha 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Krzychoo226 napisał:

Zawsze byłem fanem tego typu grafik :P

fulla_stars_cats.jpeg

Jak ci się takie podobają, to niestety będziesz musiał otworzyć własną galerię :P

 

Ja bardziej preferuję tego szkicownika. Pewnie wielu by się tu do niego przyczepiło, że niezbyt dokładnie odwzorował topografię nieba, ale mi się podoba.

1280px-Van_Gogh_-_Starry_Night_-_Google_Art_Project.jpg

  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Adam_Jesion napisał:

Jak ci się takie podobają, to niestety będziesz musiał otworzyć własną galerię :P

 

Ja bardziej preferuję tego szkicownika. Pewnie wielu by się tu do niego przyczepiło, że niezbyt dokładnie odwzorował topografię nieba, ale mi się podoba.

1280px-Van_Gogh_-_Starry_Night_-_Google_Art_Project.jpg

Niezły szkicownik. Ja jednak zamiast tego szkicownika ( VvG) wolę nieco innego RvR :) Obaj z kraju tulipanów, ale jakże inni :)

Edytowane przez wessel
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze jedna rzecz mnie uderzyła w tych ostatnich postach - skojarzenie, że "rynek" to jest coś gorszego, wręcz "upadek" jakości. Absurdalne założenie. Zastanawiam się, z czego ono w ogóle wynika? Przecież rynek to my, odbiorcy i naszej potrzeby (wszystkie - dosłownie). Serio mnie to zastanawia, bo od dziecka zawsze uważałem, że robienie czegoś komercyjnie zawsze podnosi poziom i wymagania wobec nas i naszej pracy.

Jak robię sobie sprzęt dla siebie, to na wiele elementów mogę przymknąć oko (nie musi być piękne i dopracowane) - jak ten sprzęt skieruję na rynek, to musi być tip-top, do tego pięknie zaprojektowany. Jak piszę tekst dla siebie (do pamiętnika), to mogę olać błędy stylistyczne - ale jak wydam to jako książkę, to muszę dramatycznie podnieść jakość utworu. Jak robie sobie astrofotkę dla siebie na dysk, to wiele aspektów jakościowych mogę pominąć, bo cieszy mnie sam proces, a nie super-hiper-dopracowanie - jeżeli wystawię to zdjęcie w Astrography komercyjnie, to... nie ma litości, muszę dołożyć wiele kolejnych godzin, żeby zdjęcie dopracować w każdym pikselu, każdym detalu, muszę zrobić wiele proofów, wydruków próbnych, żeby być pewnym jakości. Mógłbym tak bez końca.

A to, że na rynku znaleźć można też badziewie, to nie świadczy o przedsiębiorcach, tylko o konsumentach, którzy to badziewie od nich kupują. Ja w RYNKU widzę profesjonalizm, a więc i jakość. 

  • Lubię 1
  • Kocham 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Adam, rozumiem.
Moja odpowiedź będzie dość prosta (aczkolwiek długa. Niestety, ponieważ czuję, że muszę wyjaśnić każde zdanie, żebyśmy się tu nie pokłócili).
(Wzięliśmy Dzikiego i Ciebie za przykład, ale owe zdanie mógłby wyrazić jakikolwiek inny astrofotograf, więc będę pisał o jakimś nieokreślonym astrofotografie).

-Jak w każdej dziedzinie, tak i w astrofoto istnieją wielbiciele "innych szkół". To znaczy jedni preferują formę bliską naturalności. To znaczy, że jeśli ciemna mgławica jest zaledwie czarno-brązowo-brunatnym obłokiem przysłaniającym gwiazdy, to tak ją prezentują. Oczywiście poprawnie technicznie.

-Inni preferują szkołę "cukierkową", to znaczy, że nie zawahają się aby za mgławicą dać jakiś fiolet, cokolwiek, co na maksa wyeksponuje obiekt. Być może ich zdaniem to ma być "oczojebne", bo wtedy będzie się podobać "publiczności".

-Latami astrofotograf zdobywa doświadczenie i serca oglądających, prezentując astrofotografie wyglądające naturalnie. Nie wykluczając tego, że są dopracowane technicznie.
-Nagle ktoś prezentuje "twór" podobny do tego wspomnianego z tapety Mac OS.

-Ktoś z oglądających lub iluś tam oglądających ma prawo się zdziwić: "Coś ty wyprodukował? Co to za landryna? O Boże! To nie Twój poziom!"
-Astrofotograf odpowiada: "A rąbnąłem sobie takie cuś dla zabawy i na pocztówkę. W Applu zaproponowali 100 tysięcy USD. Zarobiłem sobie na lepszy sprzęt, samochód, czy też wyremontuję sobie łazienkę, bo długo się noszę z tym zamiarem" (przy czym to tylko przykład, bo nie musi tłumaczyć na co wyda swoje zarobione pieniądze. Niech choćby i na alkohol i tancerki ;) )
-Ja takie podejście popieram i rozumiem. Oczywiście, Adam, masz tutaj rację: Każdy ma prawo robić to, co mu się podoba. W takim celu, jaki mu się podoba. Cel zarobkowy jest również w moim mniemaniu celem normalnym, rozsądnym i pokazuje również dobrą cechę, jaką jest zaradność życiowa. 

-Ale to jest jedna osoba, bądź kilka, które znam, i które potrafią wyjaśnić w jakim celu powstają takie landryny. Argument typu: "Nudziło mi się, i takie sobie trzasnąłem landrynkowate dla zabawy" również do mnie przemawia. Ponieważ bez zabawy nie ma zabawy i czasem trzeba się po prostu pobawić :)
-Najważniejsze: Temat wątku: kasa nie zrobi z ciebie astrofotografa" - bez obycia ze sprzętem, bez obycia z dobrą, naturalną, szczerą astrofotografią, bez obycia z godzinami nauki obróbki mogą powstawać zdjęcia słabe, ale "przecurkierkowane", ponieważ osoba nie znająca się, ale rzucająca się z fortuną na najlepszy sprzęt zapragnie robić pod publikę. Skoro nie chce jej się uczyć, a jedynie skrócić drogę poprzez ten hipotetyczny samorobiący zdjęcia sprzęt, na który go przecież stać, to nie ma co wymagać dobrego, precyzyjnego foto, a jedynie barwy na maksa.

-osoby z czołówki naszej forumowej astrofotografii, myślę, że długo pracowali na to, żeby pokazać prawdziwy, dobry poziom.

-I teraz jeśli dwie osoby z czołówki tego poziomu powiedzą coś, co rozumiem: "Nie widzę problemu. Mogę sobie robić cukierki pod publikę. Czemu nie?"
-No to się zdziwiłem i grzecznie poprosiłem o wyjaśnienie, o co chodzi. Się zląkłem, że jest aprobata dla słabych, nieprawdziwych i przecukierkowanych zdjęć. Dlatego zapytałem, czy dobrze zrozumiałem.

-To wszystko

 

 

1 godzinę temu, dziki napisał:

Jak najbardziej serio. Użyję Twojego języka: raz napiszesz książkę bo chcesz uzewnętrznić siebie i masz w nosie ilość szt sprzedanych egzemplarzy, a raz napiszesz coś bardziej pod publikę (nie mówię tu o Harlequinie :D) licząc, że się sprzeda w ilości x1000 większej. Czy ta druga książka sprawi, że przestaniesz być pisarzem? A to już kwestia indywidualna, jeśli sam w swoich oczach się zdeprecjonujesz jako pisarz - Twój wybór.

 

Ten przykład szczególnie do mnie przemawia.

Odpowiem Ci jak najbardziej szczerze:
W mojej dziedzinie również “rynek” jest obecny. Co więcej, to “rynek” decyduje o moim być, albo nie być.

Mam dwa wyjścia:

Mieć to w dupie albo na uwadze.
Jeśli będę miał to gdzieś, to mam swobodę w twórczości. Mogę pisać o czym chce, nawet jakieś prywatne filozoficzne wywody w powieści o czymś, ale jednak o czymś innym, bo to “autor miał na myśli”. Wtedy pochwalę się, że robię to co chcę, i co czuję. Może ktoś, dziesięć, czy dwadzieścia osób doceni to i dla nich będę pisarzem wartościowym… ale nieznanym, niewidocznym i w pewnym sensie nieobecnym.
Jeśli natomiast będę miał rynek na uwadze, to przyjrzę się temu “rynkowi” (już się przyglądałem) i popełnię coś “sprzedajnego”. Np. kryminał, za którymi osobiście nie przepadam. Albo też miałki erotyk z motywami zboczenia, z nieco-na-siłę wstawioną jakąś tam warstwą niby-psychologiczną-bohatera. Kontrowersja też się dobrze sprzedaje. Myślę, że książka o pedofilii dałaby mi rozgłos i "sprzedawalność". Wiadomo, że temat chodliwy. Dalej w to brnął nie będę, bo równie chodliwy jak brzydki.


Odwieczne pytanie jednak pozostaje: Pozbawiłem się artystycznej godności, ale dobrze sprzedałem i zdobyłem rozgłos, czy staram się pisać ciekawie i mądrze, w ramach własnej godności, ale jestem niewidoczny na rynku książki?
(to było o mnie. Nie o żadnym z Was)
 

Oczywiście istnieje jeszcze ta dość trudna sztuka, jaką jest umiejętność nie tracenia granicy z oczu i utrzymywanie się pomiędzy “być” i “mieć”. Bardzo szanuję twórców, w każdej dziedzinie, którzy są widoczni, znani, ale między innymi z tego, że trzymają dobry, merytoryczny poziom wykazujący się szacunkiem do tejże własnej dziedziny. To chyba mniej więcej odpowiada temu co napisałeś o tym, żeby trzymać się pomiędzy dobrą, rzetelną astrofotografią, a tą "M31 za 100 tysięcy USD" wytworzoną okazyjnie, na pocztówkę, do sprzedaży itp.

Wracając do ścisłego tematu, jak i również do słowa "rynek": Teraz to jest jeszcze nic, ale podejrzewam, że za kilka, co najwyżej kilkanaście lat wielu z nas stanie w obliczu zmiany zdania na temat astrofotografii estetycznej albo "prawdziwej". Temat wątku mówi: "kasa nie zrobi z ciebie astrofotografa". Jeśli astrofotografia spowszednieje (moim zdaniem nadal jeszcze jest wyjątkową dziedziną), a sprzęt stanie się po prostu dobrze dostępny i tani, to więcej ludzi będzie mogło "być astrofotografami". To trochę jak z tym ukrywanym żalem fotografów (mam przyjaciela fachowca, fotografika, z dużym wykształceniem w tej dziedzinie. Zwrócił mi uwagę na to, już dawno). Kiedyś dobrym fotografem był człowiek potrafiący zrobić dobre zdjęcie. Miał dużo pracy, na weselach, fotografując obiekty na zlecenie, sprzedając swoje dobre zdjęcia do czasopism itp. Obecnie aparat na szyi może mieć każdy i może "być fotografem". Co więcej - obecnie zaawansowane aparaty posiadają opcję korekcji ostrości po zrobieniu zdjęcia. Czyli nawet jak ktoś nie ma umiejętności pozwalającej na poprawne ustawienie ostrości i zrozumienia zasad punktu ostrzenia, to sobie rozjechaną na maksa ostrość skoryguje już po pstryknięciu i mu wyjdzie dobre zdjęcie.

Mowa jest o warsztacie astrofotograficznym - o godzinach nauki obróbki. Co jeśli za 5 lat zaczną sprzedawać oprogramowanie do astrofoto z predefiniowanymi ustawieniami, gotowymi zestawami ustawień?

Edytowane przez wimmer
  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako ktoś, kto patrzy na to z pewnego dystansu, ale mając jakieś tam ogólne pojęcie, jakimi prawidłami astrofotografia się rządzi, mam tylko jedną prostą zasadę, która mi mówi czy dla mnie zdjęcie jest akceptowalne czy nie - szczerość (autentyczność, rzetelność), która nawet nie musi zawierać się w samym zdjęciu, ale musi być kluczowa w podejściu autora do swojego dzieła i w konsekwencji - do odbiorcy. Dzięki temu wiadomo w jakich kategoriach oceniać daną pracę.

 

Jeśli ktoś wrzuci odpustowego kleksa, który jest po prostu efektowny i się z taką koncepcją nie kryje - fajnie. Jeśli ktoś tworzy coś tylko dla tego, że 'jest zapotrzebowanie na rynku' - bez problemu. Jeśli ktoś wrzuci niezbyt efektowną pracę, która może nie wygląda najlepiej ale jest efektem ciężkiej pracy nad trudnym obiektem - super. Jeśli ktoś wrzuci niedokończone zdjęcie, które ma wiele problemów ale akurat sprzęt czy software jest w fazie testów - świetnie. Każda z tych opcji wnosi pewne wartości poznawcze i dopóki nikt nie udaje, że dane zdjęcie nie jest tym czym jest, nie rozumiem gdzie mógłby być problem. 

 

Między innymi dlatego bardzo cenię sobie nawet krótkie kilka zdań od autora (pomijając dane techniczne) dołączone do zdjęcia, w których opisuje skąd pomysł, jakie miał priorytety, co chciał uzyskać...To bardzo pomaga.

 

Szczerość. Tylko tyle i aż tyle

 

  • Lubię 4
  • Kocham 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

46 minut temu, wimmer napisał:

to nie ma co wymagać dobrego, precyzyjnego foto, a jedynie barwy na maksa.

Mała uwaga uświadamiająca - kolor w zaawansowanej astrofotografii to jeden z najtrudniejszych aspektów pracy. Czy to RGB, czy narrowband - to generalnie rzeźnia. Dużo łatwiej zrobić zdjęcie mono, czy stonowane. Ja na swoim poziomie na barwę i jej intensywność patrzę dokładnie tak samo, jak na wydobywanie innych elementów ze zdjęcia (ciemne detal np.). Uwidocznienie słabego koloru z mgławicy jest dla mnie challengem i bardzo ważnym elementem warsztatu. Nie koloruję zdjęć (czyli nie dodaję fioletu do mgławicy, żeby była bardziej oczojebna). To tak dla jasności w kwestii koloru moich zdjęć. Można tego nie akceptować - nie ma przymusu :P

 

46 minut temu, wimmer napisał:

Się zląkłem, że jest aprobata dla słabych, nieprawdziwych i przecukierkowanych zdjęć. Dlatego zapytałem, czy dobrze zrozumiałem.

Nie sądzę, żeby istniało coś takiego jak "aprobata". To trochę megalomańskie podejście (faktycznie je obserwuję tu i ówdzie), że mamy jakieś prawo do pozwalania/nie pozwalania, czy delikatniej mówiąc "aprobaty". Możemy jedynie inspirować innych swoimi pracami, a to oznacza, że powinniśmy dyskutować tylko o swoich pracach, ew. o pracach, które "źle inspirują" (choć ja tak nie uważam).

 

46 minut temu, wimmer napisał:

Mieć to w dupie albo na uwadze.
Jeśli będę miał to gdzieś, to mam swobodę w twórczości. Mogę pisać o czym chce, nawet jakieś prywatne filozoficzne wywody w powieści o czymś, ale jednak o czymś innym, bo to “autor miał na myśli”. Wtedy pochwalę się, że robię to co chcę, i co czuję. Może ktoś, dziesięć, czy dwadzieścia osób doceni to i dla nich będę pisarzem wartościowym… ale nieznanym, niewidocznym i w pewnym sensie nieobecnym.
Jeśli natomiast będę miał rynek na uwadze, to przyjrzę się temu “rynkowi” (już się przyglądałem) i popełnię coś “sprzedajnego”. Np. kryminał, za którymi osobiście nie przepadam. Albo też miałki erotyk z motywami zboczenia, z nieco-na-siłę wstawioną jakąś tam warstwą niby-psychologiczną-bohatera. Kontrowersja też się dobrze sprzedaje. Myślę, że książka o pedofilii dałaby mi rozgłos i "sprzedawalność". Wiadomo, że temat chodliwy. Dalej w to brnął nie będę, bo równie chodliwy jak brzydki.

Dotykasz tu zupełnie innej kwestii - czyli zrobienia czegoś wbrew sobie, może nawet wbrew etyce (to też jest względne), żeby tylko zarobić, do tego na kontrowersji (pedofilia). Szczerze, tego typu twórczości nie lubię. Zarabianie na niskich emocjach jest słabe i godne piętnowania. Ale... nadal zrobienie takiego dzieła może być wartościowe, przełomowe i wysokiej jakości. Wszystko zależy od intencji i umiejętności twórcy. Ta dziwna M31 na desktopie nikomu krzywdy nie zrobiła, a wręcz przeciwnie, pewnie wielu ludzi skusiła do zerknięcia na kosmos i pogooglowania. Zaś źle napisana książka o pedofilach może zrobić komuś krzywdę :( To jednak zupełnie inna waga problemu.

A to, że swoje książki dostosowujesz do odbiorcy, żeby ktoś je mógł kupić - nic w tym złego i znowu - to nie musi oznaczać, że wydasz coś tragicznego jakościowo. Ja osobiście uważam, że to jest mit (wydawanie gówna, które sprzedaje się masowo). Tak krytycy-zazdrośnicy oceniają prace, które sprzedały się w milionach sztuk i oni tego nie kumają, wszak ich wspaniałych dzieł nikt nie kupuje ("ból dupy").


 

Cytat

To trochę jak z tym ukrywanym żalem fotografów (mam przyjaciela fachowca, fotografika, z dużym wykształceniem w tej dziedzinie. Zwrócił mi uwagę na to, już dawno). Kiedyś dobrym fotografem był człowiek potrafiący zrobić dobre zdjęcie. Miał dużo pracy. na weselach, fotografując obiekty na zlecenie, sprzedając swoje dobre zdjęcia do czasopism itp. Obecnie aparat na szyi może mieć każdy i może "być fotografem". Co więcej - obecnie zaawansowane aparaty posiadają opcję korekcji ostrości po zrobieniu zdjęcia. Czyli nawet jak ktoś nie ma umiejętności pozwalającej na poprawne ustawienie ostrości i zrozumienia zasad punktu ostrzenia, to sobie rozjechaną na maksa ostrość skoryguje już po pstryknięciu i mu wyjdzie dobre zdjęcie.

Tu byłbym ostrożny w wyciąganiu jakichkolwiek racjonalnych wniosków i mówię to jako absolwent Akademii Fotografii. Są ludzie, którzy nie zdążyli się przystosować do tempa zmian (shift paradygmatu) i po prostu nie nadążają. Kiedyś wystarczył warsztat żeby zrobić coś i być za to docenionym, a dzisiaj warsztat zniknął, więc trzeba zaoferować znacznie więcej. Paradoksalnie poziom dramatycznie wzrósł i już samo poprawne, czy nawet genialne techniczne zdjęcie nie wystarczy do zbudowania szacunki, czy nawet zarabiania. Poza tym nastąpiła znaczna demokratyzacja, więc fotograficy mają dzisiaj ogromną konkurencję. Ja osobiście uważam, że to dobrze - wierzę silnie w demokratyzację. 

Samo narzędzie nic za ciebie nie zrobi. Ołówek ma każdy w domu i generalnie potrafi się nim posługiwać. Niewielu jest w stanie zrobić z niego dzieło na widok którego masy ludzi uklękną, a jeszcze inni zapragną go kupić. Podobnie ze znajomością alfabetu nie zrobi z nikogo pisarza.

Jeżeli astrofotografia spowszednieje, to jej siła inspiracji również wzrośnie. Wielu nowych ludzi zainteresuje się kosmosem, a więc i pośrednio nauką. Oby tak się stało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

6 minut temu, Adam_Jesion napisał:

Nie sądzę, żeby istniało coś takiego jak "aprobata". To trochę megalomańskie podejście (faktycznie je obserwuję tu i ówdzie), że mamy jakieś prawo do pozwalania/nie pozwalania, czy delikatniej mówiąc "aprobaty". Możemy jedynie inspirować innych swoimi pracami, a to oznacza, że powinniśmy dyskutować tylko o swoich pracach, ew. o pracach, które "źle inspirują" (choć ja tak nie uważam).

Ja natomiast sądzę, że wyraziłeś bardzo łagodne podejście do tematu "aprobaty". Może to i dobrze, bo lepiej jest widzieć dobre cechy ludzi, niż te złe.
Fakty są jednak takie, że aprobata i dezaprobata istnieje i rozrosła się w Internecie do ogromnej skali. W zasadzie prawie niemożliwej do opanowania. Jej wynikiem jest np. zjawisko "hejtu". Brak aprobaty w obecnych czasach potrafi doprowadzić do tragedii. Ludzie z młodego pokolenia, jeśli coś publikują, to najczęściej to, co jest "fajne". A to co jest "fajne" wyznacza im środowisko. Oni zastąpią nas za chwilę i będą publikować to, co jest fajne.
Mam nadzieję, że nie przejdzie to do świata astrofotografii, bo jeśli przejdzie, to ci ludzie z młodego pokolenia nauczeni publikować to, co jest fajne nie będą mieli odwagi publikować czegoś, co spotka się z dezaprobatą. Być może będą zdecydowani publikować po prostu to, co się podoba.

Niepochwalanie, dezaprobata słabych zdjęć jest obecna w naszej dziedzinie. Chyba, że odwrócisz wzrok ;)

 

6 minut temu, Adam_Jesion napisał:

Ta dziwna M31 na desktopie nikomu krzywdy nie zrobiła, a wręcz przeciwnie, pewnie wielu ludzi skusiła do zerknięcia na kosmos i pogooglowania. 

To dziwne, ponieważ zawsze wydawało mi się, że astronomowie wyrażali dużą aprobatę w stosunku to pokazywania prawdziwego piękna kosmosu. Oraz wyrażali dezaprobatę w stosunku do pokazywania nieprawdziwego, zakrawąjacego o fałsz obrazu kosmosu.
Kto wie, może to się zmieniło, a ja zostałem w tyle?

 

6 minut temu, Adam_Jesion napisał:

Samo narzędzie nic za ciebie nie zrobi. Ołówek ma każdy w domu i generalnie potrafi się nim posługiwać. Niewielu jest w stanie zrobić z niego dzieło na widok którego masy ludzi uklękną, a jeszcze inni zapragną go kupić.

 

Nie jestem pewien, czy to takie uogólnienie omawianego problemu. Jeśli tak, to ok, zgadzam się.
Jeśli natomiast wyrażasz się dosłownie, to owszem, są przypadki, gdy ktoś jest marnym (albo w ogóle) artystą, ale z dobrą promocją staje się wielkim artystą. Co więcej może przez oszustwo stać się znanym artystą. Najlepszy przykład to chyba Walter Keane. To nie on malował "swoje" obrazy. Wspomnę jeszcze, że szałowy, absolutnie lubiany zespół z lat 80-90 Milli Vanilli, to nie są w cale ci dwaj przystojni czarnoskórzy panowie. To modele, a głosy nagrań należą do innych osób. Zatem duet "muzyków" jest całkowicie fikcyjny. O ghostwritingu pewnie słyszałeś. Większość dobrze sprzedających się, popularnych książek muzyków, polityków, sportowców pisze za nich ktoś inny, a na okładce jako autorzy widnieją oni. To zjawisko powszechne. W sumie ciężko wymagać, żeby piłkarz, który na grę w piłkę poświecił całe życie był pisarzem jednocześnie.

To właśnie robią te "narzędzia". Jednym z głównych narzędzi są pieniądze. To narzędzie pozwala zaistnieć szeroko w świecie jako pisarz, nawet jeśli nie napisało się książki. Autorzy widmo piszą również piosenki dla wokalistów oraz znane przemówienia znanych osobistości.

Takiego czegoś dopuścił się również Mozart. Napisał utwór dla bogatego hrabiego i przyjął za to pieniądze, a hrabia von Walsegg miał uchodzić za muzycznie uzdolnionego.
Jednakże ze względu na całkowitą poufność i bardzo restrykcyjne umowy pomiędzy "autorem" a autorem widmo, takiego zajścia nie da się całkowicie i formalnie udowodnić. A więc jestem zmuszony ten argument uznać za niebyły :)
 

Jakoś tak wyszło, że temat zabrzmiał jak: "kasa nie zrobi z ciebie artysty?". Kończę już off-top, sorki! Nawiązując do tematu: Plagiaty w astrofotografii również się zdarzały. Z tego co pamiętam, to kiedyś nawet tutaj ktoś obnażył takiego "artystę astrofotografika", który kradł cudze prace i wrzucał jako swoje. Czyli jak najbardziej jest możliwe również to, że gość nie ma ani kasy, ani sprzętu, ani warsztatu, a lata po fejsbookach i Internecie jako zdolny astrofotograf :)
Ale teraz chyba poleciałem w zupełnie innym, niepotrzebnym kierunku. Nie to było podstawą dyskusji.

 

6 minut temu, Adam_Jesion napisał:

Jeżeli astrofotografia spowszednieje, to też jej siła inspirująca też wzrośnie. Wielu nowych ludzi zainteresuje się kosmosem, a więc i pośrednio nauką. Oby tak się stało.

Pełna zgoda. Oby. Z obserwatoriów pod dachy zwykłych domów!

  • Kocham 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, wimmer napisał:

To dziwne, ponieważ zawsze wydawało mi się, że astronomowie wyrażali dużą aprobatę w stosunku to pokazywania prawdziwego piękna kosmosu. Oraz wyrażali dezaprobatę w stosunku do pokazywania nieprawdziwego, zakrawąjacego o fałsz obrazu kosmosu.
Kto wie, może to się zmieniło, a ja zostałem w tyle?

A to astronomowie mają oceniać fotografię? A co oni o niej wiedzą? Przypominam, że astronomowie potrafili krytykować nawet wykorzystywanie teleskopu Hubble'a do astrofotografii estetycznej (vide legendarne zdjęcie np. Pillars of Creation, które stało się ikoną i wychowało całe pokolenie naukowców) - w obliczu trudu dostania się do tego teleskopu. Oni po prostu nie rozumieją roli tego typu estetycznej prezentacji kosmosu. Dla jasności - dla mnie to oczywiste, bo ich rolą i ich światem jest zupełnie inna rzeczywistość i trudno wymagać od specjalistów z jednej dziedziny, żeby rozumieli inną.~

Myślę, że cała ta dyskusja wynika z niezrozumienia faktu istnienia 2 specjalizacji w astrofotografii. Jakby ktoś chciał pomyśleć, że dzielenie astrofotografii na różne dziedziny jest nienormalne i niepotrzebne, to pragnę przypomnieć, że podobnie jest w tradycyjnej fotografii i takie rozdzielenie jest konieczne.

1. Astrofotografia naukowa (vide fotografia reporterska, czy jako narzędzie naukowe np. spod mikroskopu) - rola jest jasna. Tak jak przy fotografii reporterskiej bezcelowe jest fałszowanie rzeczywistości, bo ma ją przedstawiać najwierniej, jak się da. Służy do np. fotometrii, astrometrii, czy innych badań, a wartość estetyczna nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

 

2. Astrofotografia artystyczna (vide większość domen typowej fotografii) - jej celem jest przekazywanie piękna, budowanie emocji, inspirowanie, zachwycanie, czyli pobudzanie zupełnie innych regionów mózgu, niż ta pierwsza.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że świat nie jest binarny i wielu z nas leży gdzieś pomiędzy tymi dwoma biegunami. Ja sam postrzegam siebie gdzieś bliżej tej pierwszej (mam silny kodeks zabraniający mi kreowania w astrofotografii czegoś, czego mi fotony nie zarejestrowały), ale dzisiaj (od lat) bezwględnym celem mojej działalności jest pkt. 2 (w 100%). Moje zdjęcia nie mają służyć żadnej pracy naukowej. Mają budzić emocje, pokazywać piękno kosmosu, choć poprzez używanie rygorystycznych narzędzi astrofotograficznych (ale równie dobrze mógłbym tu np. malować farbami olejnymi).

Z drugiej strony bardzo podoba mi się świat nauki więc nawet nie potrafię stawiać tych 2 rzeczywistości astrofotograficznych naprzeciwko siebie. Uważam je za komplementarne i bezkonkurencyjne wobec siebie - podobnie, jak fotograf zdjęć erotycznych nie konkuruje z ginekologiem badającym fizjonomię genitaliów. Co więcej, jako astrofotograf czuję się bardziej popularyzatorem nauki, niż fotografii (o ironio).

  • Lubię 1
  • Kocham 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

37 minut temu, wimmer napisał:

Ja natomiast sądzę, że wyraziłeś bardzo łagodne podejście do tematu "aprobaty".

Myślę ,Wimmer,  że póki co nie musisz się obawiać o rozpasaną aprobatę dla kiepskich landrynkowatych zdjęć na naszym forum.

Tendencja jest raczej odwrotna. Zdjęcia na forum są coraz lepsze, a i wymagania co do jakości coraz wyższe.  Tak więc wasza gorąca dyskusja na temat rzekomo nadchodzącej, "rynkowej" pop-astro tandety jest czysto akademicka.

Bo co prawda "zwykli" ludzie zachwycą się być może utopioną w sztucznym fioleciku M31, ale przecież nie o ich opinie nam chodzi i nigdy zresztą nie chodziło. 

Tak jak "Jeleń na rykowisku" nigdy nie zdetronizuje dokonań Rembrandta czy van Gogha , chociaż najprawdopodobniej wygrałby w otwartym plebiscycie na najpiękniejszy obraz :)

A zarobić na pochwałę od "astro-branżowców" będzie raczej coraz trudniej.

Tak że spokojnie Panowie  :D

 

  • Lubię 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, wimmer napisał:

Ja natomiast sądzę, że wyraziłeś bardzo łagodne podejście do tematu "aprobaty". Może to i dobrze, bo lepiej jest widzieć dobre cechy ludzi, niż te złe.
Fakty są jednak takie, że aprobata i dezaprobata istnieje i rozrosła się w Internecie do ogromnej skali. W zasadzie prawie niemożliwej do opanowania. Jej wynikiem jest np. zjawisko "hejtu". Brak aprobaty w obecnych czasach potrafi doprowadzić do tragedii. Ludzie z młodego pokolenia, jeśli coś publikują, to najczęściej to, co jest "fajne". A to co jest "fajne" wyznacza im środowisko. Oni zastąpią nas za chwilę i będą publikować to, co jest fajne.

A to postanowiłem wyjąć do osobnego postu. Zupełnie inaczej postrzegam tę kwestię, choć ocenę skutków mam identyczną. Osobiście uważam, że całe to plugastwo zalewające internet bierze się właśnie z tego absurdalnego egocentryzmu, czyli próby wpływania i oceniania innych przez swój pryzmat (moja prawda jest najmojsza). Ludzie przestali "wspierać" (aprobata zanika) - ludzie dzisiaj "się nie zgadzają". Hejt nie jest poparciem, jest właśnie przejawem dezaprobaty. Bardzo chcemy, żeby świat działał tak jak sobie ubzduraliśmy.

Inaczej mówiąc - więcej tolerancji (to nie o tobie, ale o szerokim zjawisku).

  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Adam_Jesion napisał:

A to astronomowie mają oceniać fotografię? A co oni o niej wiedzą?

Przyznam, że jestem zaskoczony tą wypowiedzią.
Czy powinniśmy to uściślić? Astrofotografię oceniają tylko astrofotografowie, a astronomowie, którzy badają obiekty astronomiczne nic o wyglądzie tych obiektów nie wiedzą?
Czy sądzisz (chętnie poznam też zdanie innych astrofotografów), że należałoby także uściślić i w pewnym sensie dopuścić do możliwości oceny astrofotografii przez astrofizyków?
Mowa o takich przypadkach jak na przykład kolor gwiazd wynikający ze składu chemicznego i temperatury.

Czy może:
astrofotografię naukową (1) mogą oceniać astronomowie, gdyż z założenia ma ona dać obraz obiektu astronomicznego.
Natomiast astrofotografii artystycznej (2) astronomowie nie mogą oceniać, gdyż nic o niej nie wiedzą, bo z założenia ma ona dać obraz obiektu astronomicznego, ale z uwzględnieniem artystycznej wartości dodanej autora.

 

Jeśli napisałeś o fakcie istnienia dwóch odrębnych dziedzin astrofotografii, to chętnie poznam czynniki, które te dwie dziedziny rozróżniają.
Serio, jestem bardzo ciekaw.
To interesujący temat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Duser napisał:

Myślę ,Wimmer,  że póki co nie musisz się obawiać o rozpasaną aprobatę dla kiepskich landrynkowatych zdjęć na naszym forum.

Dziękuję za uspokojenie. To moim zdaniem wynika z tego, że mamy tutaj całkiem pokaźny szereg fachowców w dziedzinie astrofotografii. To, że wzajemnie dopingujecie się i pomagacie sobie w szlifowaniu warsztatu faktycznie to pokazuje. Jest spora rozbieżność pomiędzy nami a innymi forami, na przykład zagranicznymi, gdzie przelandrynkowane fotki są gęsto chwalone.
Z resztą już co najmniej kilka razy zachodziliśmy w głowę kto decyduje, że "kiczyki" trafiają na codziennego APODa. Tam chyba tendencja jest odwrotna. Im bardziej fikuśne zdjęcie, tym bardziej się podoba.

  • Lubię 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, wimmer napisał:

Jeśli napisałeś o fakcie istnienia dwóch odrębnych dziedzin astrofotografii, to chętnie poznam czynniki, które te dwie dziedziny rozróżniają.
Serio, jestem bardzo ciekaw.
To interesujący temat.

Wydawało mi się, że bardzo jasno napisałem. Przeczytałeś?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Duser napisał:

Myślę ,Wimmer,  że póki co nie musisz się obawiać o rozpasaną aprobatę dla kiepskich landrynkowatych zdjęć na naszym forum.

Tendencja jest raczej odwrotna. Zdjęcia na forum są coraz lepsze, a i wymagania co do jakości coraz wyższe.  Tak więc wasza gorąca dyskusja na temat rzekomo nadchodzącej, "rynkowej" pop-astro tandety jest czysto akademicka.

Bo co prawda "zwykli" ludzie zachwycą się być może utopioną w sztucznym fioleciku M31, ale przecież nie o ich opinie nam chodzi i nigdy zresztą nie chodziło. 

Tak jak "Jeleń na rykowisku" nigdy nie zdetronizuje dokonań Rembrandta czy van Gogha , chociaż najprawdopodobniej wygrałby w otwartym plebiscycie na najpiękniejszy obraz :)

A zarobić na pochwałę od "astro-branżowców" będzie raczej coraz trudniej.

Tak że spokojnie Panowie  :D

 

Też tak myślę. To fajnie że pośrednio na siebie wpływamy aby podnosić poprzeczkę. To zresztą nawet złe określenie z perspektywy mojego doświadczenia. To bardziej chodzi o to, że ktoś pokazuje, że można jeszcze lepiej/inaczej w naszym małym astroświadku i pojawia się motywacja, jak myślę. Jednocześnie wspólnie wpływamy na postrzeganie prac wymieniając się nimi. Wiem, zaraz ktoś napisze ale pojawia się też frustracja.

Szkoda i żałuję że cholera sobie nie zalinkowałem posty które przypominały o ulotności naszych prac i związanym tym splendorze (kilka razy widziałem niezmiernie wartościowe posty na tym forum super sformułowane) . Im szybciej każdy odpowiednio sobie poukłada w głowie stosowny  dystans do tego co robi tym lepiej dla niego ...i innych :)

Edytowane przez MaPa
  • Lubię 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Adam_Jesion Tak, oczywiście, przeczytałem. Niemniej nie jestem w stanie zastosować tego rozróżnienia do bardzo wielu prac prezentowanych tutaj na forum. Po prostu nie wiem jak umiejscowić niektóre z nich w kategorii 1 i 2.
Ostatnie pytanie: Czy pojedyncza klatka M27 lub M31 (np. z tych w wątku o jednoklatkowcach) będzie w kategorii 1 czy 2? Innymi słowy: Czy czysta klatka jakiegoś obiektu jest fotografią "naukową" a o jej kategorii artystycznej świadczy "obróbka"?

Edytowane przez wimmer
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, wimmer napisał:

Jest spora rozbieżność pomiędzy nami a innymi forami, na przykład zagranicznymi, gdzie przelandrynkowane fotki są gęsto chwalone.

Co to w ogóle za argument? Które fora, gdzie? Brzmi to jak "my to jesteśmy tacy mądrzy i oczytanie, a ci z zachodu to buraki". No nie wimmer - nie tylko czytuję różne fora, ale także poznaję osobiście inne środowiska. Twierdzenie, że oni lubią landrynki, a my nie - jest po prostu głupie. Są astrofotograficy lubiący nasycone kolory, a są tacy, którzy tego nie lubią. Tak samo odbiorcy. Rynek amerykański jest w stosunku do naszego - ogromny, więc dla każdej tezy da się znaleźć tam dowody. W ogóle to żeś się uczepił kolorystyki jakby to była jakaś fundamentalna metryka astrofotografii. Może w ogóle pokażesz jakieś zdjęcie, które uważasz za złe - przez jego "landrynkowatość", bo ja w sumie to nie wiem, kto z nas robi landrynkowe zdjęcia.

Dawanie APODa za przykład, to dosyć zabawnie nielogiczny argument w stosunku do wcześniejszego twierdzenia, że to "naukowcy mają rację". Przecież selekcja APODa jest dokonywana właśnie przez hardcorowych naukowców. Co więcej, to nie jest w ogóle medium astrofotograficzne, a właśnie fotograficzne. To, co jara astrofotografa jest bez znaczenia w kontekście większości odbiorców. Warto zastanowić się, dlaczego Nemiroff i reszta wybiera takie, a nie inne zdjęcia i dlaczego ma w głębokim poważaniu analizę warsztatu astrofotografa.

W innych wątkach płaczemy i ubolewamy, że w astrofotografii za mało mówi się o samych obiektach widocznych na zdjęciach. W tym zaś wątku nagle przestaje to być istotne i zaczynamy priorytetyzować elementy warsztatowe. Magia Panie... magia.

PS. Wśród moich klientów Astrography są też tacy, którzy pytają o zdjęcia B/W (nie mają nic wspólnego z astro, czy nauką - wręcz przeciwnie). Jak to ma się do teorii, że rynek=landrynka? Jak ja nie lubię takiego szufladkowania. Ludzie są naprawdę bardzo różni i to wcale nie jest tak, że bardziej nasycone kolorem zdjęcie jest gorsze, od tego mniej nasyconego (technicznie rzecz biorąc jest nawet odwrotnie).

 

21 minut temu, wimmer napisał:

Ostatnie pytanie: Czy pojedyncza klatka M27 lub M31 (np. z tych w wątku o jednoklatkowcach) będzie w kategorii 1 czy 2? Innymi słowy: Czy czysta klatka jakiegoś obiektu jest fotografią "naukową" a o jej kategorii artystycznej świadczy "obróbka"?

Strasznie techniczny się zrobiłeś :) O przeznaczeniu zdjęcia decyduje... przeznaczenie, czyli cel, w jakim je robisz. Obróbka, technikalia, etc. są tylko pochodną tego celu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Adam_Jesion napisał:

Co to w ogóle za argument? Które fora, gdzie? Brzmi to jak "my to jesteśmy tacy mądrzy i oczytanie, a ci z zachodu to buraki". No nie wimmer - nie tylko czytuję różne fora, ale także poznaję osobiście inne środowiska. Twierdzenie, że oni lubią landrynki, a my nie - jest po prostu głupie. Są astrofotograficy lubiący nasycone kolory, a są tacy, którzy tego nie lubią. Tak samo odbiorcy. Rynek amerykański jest w stosunku do naszego - ogromny, więc dla każdej tezy da się znaleźć tam dowody. W ogóle to żeś się uczepił kolorystyki jakby to była jakaś fundamentalna metryka astrofotografii. Może w ogóle pokażesz jakieś zdjęcie, które uważasz za złe - przez jego "landrynkowatość", bo ja w sumie to nie wiem, kto z nas robi landrynkowe zdjęcia.

Adam, jeszcze jedna prośba: Moje pytania, nawet jeśli naiwne, wynikają z chęci uzyskania odpowiedzi. A uzyskiwanie odpowiedzi na zadanie pytania, to jak dla mnie najciekawsza forma zdobywania wiedzy. Nie sugeruj proszę, że mógłbym kogoś nazwać burakiem. Jeśli tak to dla Ciebie brzmi, to wyjaśniam: Daleko mi do nazywania kogoś burakiem i wywyższania się, że my to jesteśmy oczytani, a ci z zachodu to buraki.
Odczuwam, że od pierwszego mojego posta w tym temacie trochę mnie "wziąłeś na celownik".

 

Zdjęcia z APODa, które w moim poczuciu estetyki jest zbyt landrynkowe znajdę. Daj mi trochę czasu. Muszę przejrzeć.

 

7 minut temu, Adam_Jesion napisał:

Dawanie APODa za przykład, to dosyć zabawnie nielogiczny argument w stosunku do wcześniejszego twierdzenia, że to "naukowcy mają rację". Przecież selekcja APODa jest dokonywana właśnie przez hardcorowych naukowców. Co więcej, to nie jest w ogóle medium astrofotograficzne, a właśnie fotograficzne. To, co jara astrofotografa jest bez znaczenia w kontekście większości odbiorców. Warto zastanowić się, dlaczego Nemiroff i reszta wybiera takie, a nie inne zdjęcia i dlaczego ma w głębokim poważaniu analizę warsztatu astrofotografa.

Również nie zastosowałem żadnego stwierdzenia, że "naukowcy mają rację". Moje pytanie mogło jedynie zasugerować, że dziwi mnie stwierdzenie, jakoby nic a nic się nie znali na astrofotografii.

Obserwowałem kilka razy w komentarzach jak ktoś z forumowiczów dziwił się, że takie coś trafiło na główną APOD. Stąd pytanie. Czy Ty również masz podobne odczucia. Może inni też? A może jedynie nieliczni.

Nie dzielmy jednak włosa na cztery, bo jak się zacznie wyłapywanie pojedynczych słów, to dopiero zrobi się niepotrzebna dyskusja.

 

2 minuty temu, Adam_Jesion napisał:

Strasznie techniczny się zrobiłeś :) O przeznaczeniu zdjęcia decyduje... przeznaczenie, czyli cel, w jakim je robisz. Obróbka, technikalia, etc. są tylko pochodną tego celu.

Jezusmaria! Ciekawiła mnie tylko Twoja (ale i innych) opinia jak postrzegają różnice pomiędzy astrofotografią naukową i artystyczną. Czy w ogóle postrzegają taką różnice, a może i w zasadzie nie czują potrzeby tego rozgraniczać. Rozgraniczyłeś astrofotografię, więc ciekawiła mnie klasyfikacja. Po to rozgraniczenie istnieje, żeby odróżnić i określić dwie dziedziny.

Tylko tyle.

P.S: Może nie powinienem zabierać już głosu w tej dyskusji? Czuję jakieś niepotrzebne napięcie.

  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dyskusja ekspresowo się rozrasta i trudno nadążyć, bo po 10 min już jest kolejna strona. Niemniej spróbuję :) 

 

Moim zdaniem należy wyraźnie i bezwzględnie rozgraniczyć dwie dziedziny - astrofotografię (tą estetyczną) oraz astrografikę (astroart czy jak tam zwał). Astrofotografia w moim rozumieniu powinna bazować na dwóch fundamentach - wierności i bogatości.

Wierność oznacza próbę maksymalnego trzymania się rzeczywistości i prawdziwego wyglądu obiektu. Bogatość oznacza próbę ukazania w jak najwyraźniejszy sposób jak najwięcej "detali" - zarówno informacji o kształci, jak i kolorze obiektu. Chodzi o to, że godząc się na pewne zmiany, jak choćby nieliniowe wyciąganie, czy selektywną obróbkę obiektu, tła i gwiazd, sprawiamy, że lepiej uwydatniają się pewne istniejące cechy tych obiektów, które normalnie są mało widoczne. Możemy pokazać coś o potężnym zakresie tonalnym w sposób, żeby było widać to co ciemne i jasne itp. Zwiększając nasycenie, czy też stosując skomplikowane operacje na kolorach również możemy uwydatnić jakieś słabo widoczne cechy. 

Wierność i bogatość często są ze sobą sprzeczne - cały problem polega na odpowiednim ich wyważeniu. Do tego dochodzi też element artystyczny, pozwalający na pewną dowodność interpretacji - ale powinno się tu zachować umiar!

Teraz mamy astrografikę - tu już wszystkie chwyty dozwolone. Możemy sobie dodawać niebieskie poświaty, wklejać 10x za duży Księżyc, rysować nieistniejący warkocz komety. Nie ma problemu. Jeśli ktoś zrobi to z głową, to powstanie bardzo ładna praca, którą wielu z astrofotografów również doceni. Tutaj możemy już szaleć z sztuką i interpretacjami do woli.

Ale...

2 godziny temu, Paether napisał:

mam tylko jedną prostą zasadę, która mi mówi czy dla mnie zdjęcie jest akceptowalne czy nie - szczerość (autentyczność, rzetelność), która nawet nie musi zawierać się w samym zdjęciu, ale musi być kluczowa w podejściu autora do swojego dzieła i w konsekwencji - do odbiorcy. Dzięki temu wiadomo w jakich kategoriach oceniać daną pracę.

(...) Każda z tych opcji wnosi pewne wartości poznawcze i dopóki nikt nie udaje, że dane zdjęcie nie jest tym czym jest, nie rozumiem gdzie mógłby być problem. 

Szczerość. Czyli nazywanie rzeczy po imieniu. Jeśli wkleiliśmy 10x za duży Księżyc, bo tego wymagał nasz "artystyczny koncept", to ok - ale napiszmy, że powiększyliśmy sztucznie Księżyc, żeby podnieść walory artystyczne zdjęcia. Jeśli dorobiliśmy niebieską poświatę do M31 to napiszmy, że to jest "wizja artystyczna inspirowana M31", a nie jej zdjęcie. Jeśli wkleiliśmy Obłoki Magellana nad Polską, to napiszmy, że to fotomontaż. A nie udawajmy, że te wszystkie prace miały niby pokazać rzeczywistość.

Takie udawanie może być też szkodliwe. Jeśli ktoś, kto zobaczy tapetę z M31 na swoim pulpicie pomyśli, że "tak wygląda M31", a później się okaże, że jednak nie, to wyrządziliśmy mu krzywdę - okszukaliśmy go. Ten ktoś może się potem zrazić do astrofotografii, która powiedzmy go zaciekawiła, bo dowie się, że na niebie nie ma takich "artystycznych tworów", jakich naoglądał się w internecie. Ktoś kto zobaczy astrokrajobraz z wklejonym za dużym Księżycem zawiedzie się, gdy wyjdzie na pole i zobaczy, że jest on w istocie mały.
Gdy mamy jakiś totalnie abstrakcyjny obrazek, to nie ma problemu, bo każdy wie, że to grafika. Problem jest właśnie z takimi grafikami którym jednak blisko do fotografii - na tyle, że laik nie potrafi rozróżnić czy to zdjęcie, czy nie. Wtedy brak informowania jest szkodliwy i powinien być tępiony z pełną surowością!

  • Lubię 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, wimmer napisał:

P.S: Może nie powinienem zabierać już głosu w tej dyskusji? Czuję jakieś niepotrzebne napięcie.

Bardzo dokładnie wskazuję w twoich postach, co mi się nie podoba i z czym się nie zgadzam. To dyskusja, nie musisz się doszukiwać napięcia, czy się obrażać - w końcu nie jesteś astrofotografem, więc nie musisz być taki wrażliwy ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja  wepchnąłem tutaj pojęcie landrynki i będę niestety się upierał przy nim. Przesycone kolorami na maksa zdjęcia Kosmosu jakoś mi nie pasują do tych opisów ciemnych czeluści Kosmosu, czarnych dziur i gęstych rojów meteorytów polujących na cnotę Pirxa. Tak, właśnie Pirxa i astrogatorów z "Obłoku Magellana" bo na tych książkach się wychowywałem. Przestrzeń kosmiczna nie jest środowiskiem przyjaznym dla człowieka i przestawianie go w tak pięknych, nasyconych , wesołych kolorach nie pasuje mi do mojej wizji. Może tylko mojej, ale mam do niej prawo jak każdy......no ale pewnie nie wszyscy zgadzają się z Lemem i jemu podobnymi.

Edytowane przez wessel
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, wessel napisał:

To ja będę wepchnąłem tutaj pojęcie landrynki i będę niestety się upierał przy nim. Przesycone kolorami na maksa zdjęcia Kosmosu jakoś mi nie pasują do tych opisów ciemnych czeluści Kosmosu, czarnych dziur i gęstych rojów meteorytów polujących na cnotę Pirxa. Tak, właśnie Pirxa i astrogatorów z "Obłoku Magellana" bo na tych książkach się wychowywałem. Przestrzeń kosmiczna nie jest środowiskiem przyjaznym dla człowieka i przestawianie go w tak pięknych, nasyconych , wesołych kolorach nie pasuje mi do mojej wizji. Może tylko mojej, ale mam do niej prawo jak każdy......no ale pewnie nie wszyscy zgadzają się z Lemem i jemu podobnymi.

Jasne. Super. Nie sądzę, żeby ktoś miał z tym problem.

 

Z drugiej strony, nie chcę ciebie martwić, ale ty z kolorami bardzo szybko ewoluujesz i w porównaniu ze starymi te nowe są dużo bardzo nasycone (szczególnie czerwienie). :)

 

A co do kosmosu to on jest bardzo kolorowy. Rozejrzyj się dookoła - Ziemia to przecież tez kosmos :P Szczerze mówiąc - wszystkie nasze zdjęcia są saturowane i mocno rozjaśnianie. Z tej perspektywy zwiększanie koloru 100x vs 130x to już subtelna różnica :) (z perspektywy akademickiej dysputy).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, Adam_Jesion napisał:

Jasne. Super. Nie sądzę, żeby ktoś miał z tym problem.

 

Z drugiej strony, nie chcę ciebie martwić, ale ty z kolorami bardzo szybko ewoluujesz i w porównaniu ze starymi te nowe są dużo bardzo nasycone (szczególnie czerwienie). :)

 

A co do kosmosu to on jest bardzo kolorowy. Rozejrzyj się dookoła - Ziemia to przecież tez kosmos :P Szczerze mówiąc - wszystkie nasze zdjęcia są saturowane i mocno rozjaśnianie. Z tej perspektywy zwiększanie koloru 100x vs 130x to już subtelna różnica :) (z perspektywy akademickiej dysputy).

Z konieczności zająłem się NB, bo z Wawy inaczej się nie da. Ale długo broniłem się przed tak sztucznym zdefiniowaniem barw. Teraz to chyba bardziej kwestia przyzwyczajenia, już mi to nie przeszkadza. To chyba ewolucja, przystosowanie się do warunków środowiska  :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.