Skocz do zawartości

Kwestia śmierci - a w zasadzie tego co po nas zostanie


Rekomendowane odpowiedzi

Godzinę temu, dobrychemik napisał:

Kto wytłumaczy mi jak można bez cienia wstydu, zażenowania i przerażenia mówić dziecku, że:

sorry taki mamy klimat, ale też nie ma powodu się tak bardzo tym przerażać, już małe dzieci uczą się, że świat w szkole różni się od świata w telewizji, który różni się od świata z książek, który różni się od świata w filmach animowanych i różni się od świata z lekcji religii. mitologia dobra jak każda inna...

 

kompasy etyczne tak się teraz szybko przekręcają że nawet młodziutkie stany zjednoczone mają już problemy z trwałością bohaterstwa swoich bohaterów z czasów założenia państwa a co dopiero mówić o religiach trwających tysiące lat :szczerbaty:

 

 

33 minuty temu, Behlur_Olderys napisał:

Wydaje mi się, że byłoby to zbliżone do różnicy pomiędzy systemem, w którym w razie braku danych do podjęcia decyzji nie jest w stanie jej podjąć a systemem, który w tej samej sytuacji stosuje generator losowy :)

no, może!

choć to nie takie proste, bo ta fundamentalna decyzja ("czy wierzyć w rzeczy bez dowodów") jest podejmowana zawsze bez dowodów że jest właściwa.

i jak zaklasyfikować "sieć neuronową", która wierzy w boga, bo uważa, że znalazła wiarygodne dowody?

  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, cahirr napisał:

Pisał o tym Dawkins w "Bogu urojonym", straszna rzecz, do tego taka przed którą dziecko nie ma żadnej możliwości obrony :( Niestety, ten imprint często staje się nieusuwalny...

To właśnie spowodowało spokój "duszy mojej" w wieku 7 lat. Stwierdziłem wtedy, że osoba, która mnie uczy jest idiotą.

  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdyby Boga można było udowodnić lub wykazać empirycznie to wiara byłaby zbędna, bo z faktem empirycznym nikt rozsądny się nie będzie spierał.

Skoro nie da się udowodnić, to pozostaje obszar dla wiary.

Jednak daleki byłbym od szukania źródeł wiary w swoistym generatorze losowym, jak to sugerował @Behlur_Olderys

Wtedy liczba wierzących i ateistów rozkładałaby się po równo. Tak chyba jednak nie jest. Sądzę jednak, że ateiści są w mniejszości. Oczywiście jeśli chodzi o rzeczywistych ateistów, a nie takich co to w piątek jadają mięso, choć im szkodzi, aby zrobić na złość Temu, w Którego, jak twierdzą, nie wierzą ;-)

Prawdziwy ateizm to pogląd tak samo nieuzasadniony naukowo jak i wiara w Boga.

Nie da się naukowo wykazać ani też zaprzeczyć czemuś co z definicji pozostaje poza domeną nauki i empirycznego poznania.

Ciekawe, że nasza techniczna cywilizacja poznanie empiryczne stawia tak wysoko, skoro jest z definicji nieprzydatne do rozwiązania tak fundamentalnego problemu, przed którym każdy z ludzi staje i musi go rozwiązać, wybierając wiarę w istnienie Boga lub wiarę w Jego nieistnienie.

A jednak człowiek potrzebuje i żąda istnienia Pierwszej Przyczyny. Dlaczego?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, piotrfie napisał:

Prawdziwy ateizm to pogląd tak samo nieuzasadniony naukowo jak i wiara w Boga.

Nie da się naukowo wykazać ani też zaprzeczyć czemuś co z definicji pozostaje poza domeną nauki i empirycznego poznania.

Z tego bierze się potęga religii. Pierwotnie jako nadanie władzy.

3 minuty temu, piotrfie napisał:

A jednak człowiek potrzebuje i żąda istnienia Pierwszej Przyczyny. Dlaczego?

Ponieważ wszystko, co poznajemy w życiu codziennym ma swoją przyczynę. Uogólnianie tego doświadczenia jest mocno ryzykowne...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, ryszardo napisał:

Z tego bierze się potęga religii. Pierwotnie jako nadanie władzy

Żeby to chciało być takie proste.

 

Patrzysz na religie w pełni rozkwitu instytucjonalnego. Wtedy wiara często schodzi tam na plan dalszy, a nawet zanika. Przestaje się liczyć.

Jednak religia to też męczennicy - ludzie oddający życie za swe poglądy.

Gdzie tam jest miejsce na "nadanie władzy"?

Nie myl wiary z religią, a szczególnie z instytucjami religijnymi.

Pomieszanie tych pojęć prowadzi do łatwych uproszczeń, a co za tym idzie wniosków, które nie dają się obronić.

 

24 minuty temu, ryszardo napisał:

Uogólnianie tego doświadczenia jest mocno ryzykowne...

Czy to oznacza, że kwestionujesz przyczynowość jako taką?

Zakładasz, że przyczyny i skutki w rzeczywistości nie istnieją, że nie są powiązane? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

40 minut temu, piotrfie napisał:

Żeby to chciało być takie proste.

 

To jest dosyć proste. Religia zawsze była " w rozkwicie instytucjonalnym". Wiara nie,ale stawała się ofiarą religii i instytucji. Nie mylę wiary z religią, o nie!

Męczennicy - no tak, wielu ludzi oddawało życie za idee. Zawsze jest się wtedy ofiarą jakiegoś systemu, który te idee sekuje. I to właśnie dyskredytuje religię, prawda? Bo za co właściwie męczennik oddaje życie?

40 minut temu, piotrfie napisał:

Czy to oznacza, że kwestionujesz przyczynowość jako taką?

Zakładasz, że przyczyny i skutki w rzeczywistości nie istnieją, że nie są powiązane? 

Mamy dwie teorie pozwalające na przewidywanie wyników doświadczeń. Jedna z nich nie opiera się na determinizmie. Przyczynowość to jest nasze doświadczenie, bardzo lokalne w każdym znaczeniu. Może nie być "kosmologiczne", podobnie jak zasada zachowania energii. Tak, jestem pewien, że nasze istnienie nie wymaga "Pierwszej Przyczyny". To tomistyczny dowód (fałszywy) na istnienie Boga. Relikt średniowiecza :) .

EDit:

Ciekawe, że ilekroć mówimy o wierze i religii, na myśl przychodzą ofiary...

Edytowane przez ryszardo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, ryszardo napisał:

Ponieważ wszystko, co poznajemy w życiu codziennym ma swoją przyczynę. Uogólnianie tego doświadczenia jest mocno ryzykowne...

jak coś małego się porusza to instynktem kota jest to upolować a jak coś nieznanego się pojawia to instynktem człowieka jest to wytłumaczyć.

instynkt działa nawet gdy nie da się upolować lub wytłumaczyć :)

  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, ryszardo napisał:

Bo za co właściwie męczennik oddaje życie?

Za to w co wierzy. Czy to takie trudne do pojęcia? Nie za religię czy instytucję.

 

Coś uciekasz od tematu. Zaczęło się od dylematu istnienia bądź nieistnienia Boga, a ty sprowadzasz to do kwestii instytucji religijnych.

 

A na marginesie dowodu tomistycznego, z którym się nie zgadzam, z tego względu, że jak pisałem, istnienia Boga ani Jego nieistnienia nie można naukowo udowodnić ani obalić, a tylko można uwierzyć w to, że jest, lub uwierzyć, że Go nie ma, to pomimo tego twój argument, że to zły dowód bo "jest reliktem średniowiecza" nie jest żadnym argumentem. Stąd pomimo pewnych różnic moich poglądów z Tomaszem, muszę wziąć go w obronę.

Schopenhauer pisał w swojej "Erystyce", że  jeśli nie masz argumentów ad rem, to użyj ad personam. Stosujesz tę zasadę:  "Tomasz nie mógł mieć racji bo żył w średniowieczu". No nie. Ja tego nie kupuję. Znalazłbym wiele argumentów, że nie miał racji, ale nie argumenty ad personam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, piotrfie napisał:

Schopenhauer pisał w swojej "Erystyce", że  jeśli nie masz argumentów ad rem, to użyj ad personam. Stosujesz tę zasadę:  "Tomasz nie mógł mieć racji bo żył w średniowieczu". No nie. Ja tego nie kupuję. Znalazłbym wiele argumentów, że nie miał racji, ale nie argumenty ad personam.

Absolutnie nie użyłem argumentu "ad personam". Byłoby to hańbiące. Odniosłem się tylko do postępu nauki. Obaj przecież krytykujemy Tomasza. :). I nie dlatego, że był np.monstrualnie  gruby ( a był...)

Wielu posługiwało się  "dowodem pierwszej przyczyny" , np.  Heller w książce "Wobec Wszechświata" - to jest pierwotna potrzeba, instynkt - szuu to zauważył.

Nawiasem mówiąc po przeczytaniu tej książki, co prawda popularnej, jakoś sceptycznie podchodziłem do późniejszych jego publikacji. Tamten "dowód Hellera" oparty był na pojęciu symboli nieoznaczonych.

2 godziny temu, piotrfie napisał:

Coś uciekasz od tematu. Zaczęło się od dylematu istnienia bądź nieistnienia Boga, a ty sprowadzasz to do kwestii instytucji religijnych.

Nie uciekam, sam zauważyłeś, że jest to pojęcie z definicji poza dowodzeniem. Nie zajmuję się tym

"Gdybym wiedział, nie mógłbym mówić o wierze" :) . Prawda? Wiedząc o istnieniu Boga byłbym przecież ateistą - sprowadziłbym Boga do istoty poznawalnej, a więc nie wszechmocnej, a więc znowu prawdziwy Bóg pozostawałby poza poznawaniem.

Co do męczenników - oczywiście - oddają życie za wiarę. Ale co ich do tego zmusza? Moim zdaniem istnienie religii. To tak trudno zrozumieć? Przecież religia pozbawia wolności, wiara nie. Oddajemy więc życie za potrzebę wolności. Zawsze oddając życie za poglądy - oddajemy je za potrzebę wolności!.

P.S.

Przyznaję, że wymieniając tutaj poglądy, znalazłem się na obszarze o którym nie mam większego pojęcia. Zatem przepraszam wszystkich tych, których uraziłem swoja ignorancją.

 

 

Edytowane przez ryszardo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy ktoś zupełnie przypadkiem umrze dokładnie w chwili przekroczenia horyzontu zdarzeń, to i tak dla dalekich obserwatorów będzie żył wiecznie :)

 

W świecie gdzie istnieją czarne dziury i kwantowe splątanie kategoryczne deklaracje w tematach nieweryfikowalnych wydają się cokolwiek pochopne :)

 

Pozdrawiam

  • Lubię 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, piotrfie napisał:

Ciekawe, że nasza techniczna cywilizacja poznanie empiryczne stawia tak wysoko, skoro jest z definicji nieprzydatne do rozwiązania tak fundamentalnego problemu, przed którym każdy z ludzi staje i musi go rozwiązać, wybierając wiarę w istnienie Boga lub wiarę w Jego nieistnienie.

 

A czemu akurat tym "fundamentalnym problemem" nie jest istnienie Wróżki Zębuszki, elfów, wilkołaków, albo aniołów? Zgodnie z Twoim wywodem liczba osób wierzących w te byty powinna być zbliżona do liczby niewierzących. A może jednak liczba wierzących we Wróżkę Zębuszkę powinna być raczej zbliżona do liczby wierzących w boga - w końcu nawet tzw. religie monoteistyczne są de facto kryptopoliteistyczne. Przykład: liczba istot o boskich prerogatywach jest w mitologii chrześcijańskiej większa niż to było w wierzeniach antycznych: anioły, archanioły, diabły, demony, cherubini, święci, błogosławieni i cholera wie co jeszcze. Przecież to żywcem wzięte klony z mitologii antycznej!

Dla jednych wierzyć w boga lub nie wierzyć to "fundamentalny problem", a dla innych to problem tej samej rangi co wiara lub niewiara w chatkę z piernika na kurzej nodze. Powinienem mieć za złe nauce, że nie wypowiada się na temat tej chatki?

Edytowane przez dobrychemik
  • Lubię 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, piotrfie napisał:

Ciekawe, że nasza techniczna cywilizacja poznanie empiryczne stawia tak wysoko, skoro jest z definicji nieprzydatne do rozwiązania tak fundamentalnego problemu

żeby zajmować się takimi fundamentalnymi problemami człowiek musi najpierw zaspokoić niższe potrzeby żeby nie burczało w brzuchu i do tego właśnie służy cywilizacja techniczna!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, piotrfie napisał:

Ciekawe, że nasza techniczna cywilizacja poznanie empiryczne stawia tak wysoko, skoro jest z definicji nieprzydatne do rozwiązania tak fundamentalnego problemu, przed którym każdy z ludzi staje i musi go rozwiązać, wybierając wiarę w istnienie Boga lub wiarę w Jego nieistnienie.

 

Może ten problem nie jest wcale fundamentalny, tylko się go każdemu wciska od najwcześniejszych chwil. Wiary w Boga się nie wybiera, ona jest narzucana, a następnie przez długi czas egzekwowana. Pilnuje tego cała masa ludzi i wielka instytucja. Wybrać można odrzucenie argumentu o istnieniu Boga i przyjęcie jego nieistnienia jako fakt, a nie żadną wiarę w nieistnienie.

Edytowane przez cahirr
Błędne przypisanie cytatu
  • Lubię 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, cahirr napisał:

Może ten problem nie jest wcale fundamentalny, tylko się go każdemu wciska od najwcześniejszych chwil. Wiary w Boga się nie wybiera, ona jest narzucana, a następnie przez długi czas egzekwowana. Pilnuje tego cała masa ludzi i wielka instytucja. Wybrać można odrzucenie argumentu o istnieniu Boga i przyjęcie jego nieistnienia jako fakt, a nie żadną wiarę w nieistnienie.

Ej, wypraszam sobie przypisywanie mi słów kogoś innego. @cahirr, bardzo proszę o poprawienie postu.

Edytowane przez dobrychemik
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, dobrychemik napisał:

I jak tu grzecznie wytłumaczyć Adminowi, że nie jestem bogiem? Z drugiej strony jak uwierzy w moją nieboskość to straci też bojaźń bożą powstrzymującą go przez zbanowaniem mnie... 

Nie wytłumaczysz Adminowi bo ten łącznie z wszystkim co uważasz za rzeczywistość, to tylko chemia i impulsy elektryczne w Twojej głowie ;) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, cahirr napisał:

Ale niby jak?

Aby odpowiedzieć na pytanie gdzie nie byłem, wystarczy ustalić gdzie byłem, a to można zweryfikować na wiele sposobów. Tu mamy do czynienia z weryfikowalnymi faktami. Mogę udowodnić gdzie byłem.

 

4 godziny temu, cahirr napisał:

[...]  Wybrać można odrzucenie argumentu o istnieniu Boga i przyjęcie jego nieistnienia jako fakt, a nie żadną wiarę w nieistnienie.

Jedni przyjmują za fakt, że Bóg istnieje, inni że nie. Przyjęcie czegoś za fakt to ledwie postawienie hipotezy. Niestety, przetestujesz ją dopiero po śmierci. Póki co, pozostaje Ci wiara, że tak jest ;)

 

Edit: ...pozostaje Ci wiara (=przeświadczenie, przekonanie), że tak jest

Niekoniecznie trzeba tą wiarą tak epatować. Widzę, że to słowo działa prowokująco, a nie o prowokację mi chodzi, ale o pokazanie, że wierzący i niewierzący są w podobnej sytuacji w odniesieniu do możliwości weryfikacji swoich przekonań.

Edytowane przez Arek_P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, Arek_P napisał:

Aby odpowiedzieć na pytanie gdzie nie byłem, wystarczy ustalić gdzie byłem, a to można zweryfikować na wiele sposobów. Tu mamy do czynienia z weryfikowalnymi faktami. Mogę udowodnić gdzie byłem.

No jak potrafisz udowodnić, gdzie byłeś w każdej milisekundzie z 24 godzin, to pozostaje pogratulować. Moim zdaniem nie ma możliwości tego teraz zweryfikować. Ale nie o to tutaj chodzi, to tylko przykład na to, że niektórych rzeczy jesteś pewien i nie musisz w nie wierzyć. Tak samo ja jestem pewien.

 

39 minut temu, Arek_P napisał:

Niekoniecznie trzeba tą wiarą tak epatować.

A tu nie wiem, co masz na myśli, szczerze mówiąc :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, cahirr napisał:

No jak potrafisz udowodnić, gdzie byłeś w każdej milisekundzie z 24 godzin, to pozostaje pogratulować. Moim zdaniem nie ma możliwości tego teraz zweryfikować. Ale nie o to tutaj chodzi, to tylko przykład na to, że niektórych rzeczy jesteś pewien i nie musisz w nie wierzyć. Tak samo ja jestem pewien.

 

A tu nie wiem, co masz na myśli, szczerze mówiąc :)

Z mojej perspektywy nie muszę udowadniać gdzie byłem, ani gdzie nie byłem, bo wiem to dzięki bezpośredniemu doświadczeniu, które było mi dane. Mogę być tego absolutnie pewien, pomijając porwanie kosmitów we śnie itp. W tej kwestii mogę więc być pewien, ale w odniesieniu do tego, co będzie po śmierci już nie. Nawet Ci, którzy otarli się o śmierć i mieli różne przeżycia /ciekawie brzmi to słowo w tym konteście :)/ z tym związane, nie mogą być pewni, czy to już było "to", czy jednak może coś innego. Można być pewnym/przekonanym o różnych rzeczach, np. o płaskiej Ziemi. Tu akurat da się zweryfikować kulistość naszej planety, więc ta wiara pozostaje tylko dla tych, którzy odrzucają poznanie naukowe.

 

Jeśli chodzi o epatowanie "wiarą", to miałem na myśli siebie samego. To słowo w odniesieniu do ateistów działa jakoś prowokacyjnie. Dlatego uznałem, że nie ma potrzeby się przy nim upierać, bo nie o to mi chodzi, ale o to, że ich możliwości weryfikacji swoich przekonań są takie jak wierzących w Boga.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, dobrychemik napisał:

Nauka religii w umyśle młodego dziecka czyni takie spustoszenie, że później nie jest w stanie racjonalnie rozmawiać na tematy choć trochę związane z religią, w tym np. o śmierci.

 

Kto wytłumaczy mi jak można bez cienia wstydu, zażenowania i przerażenia mówić dziecku, że:

- zbiorowa rzeź niemal całej ludzkości jest dobra?

- kazanie ojcu zabić swoje dziecko jako dowód posłuszeństwa jest dobre?

(...)

Jakiż to gargantuicznie chory poziom dwójmyślenia trzeba uprawiać, by takie czyny identyfikować z absolutnym dobrem?

Można, pod warunkiem, że rozumie co mówi. Od strony wierzącego to nie jest "zbiorowa rzeź" i nie ma wstydu o tym mówić dziecku.

Mi nikt nie tłumaczył, zrozumiałem tą "rzeź" nie dawno. 

Przyznam rację jednak, że mało kto to rozumie i tłumaczy dziecku jak należy. I tu jest problem.

14 godzin temu, ryszardo napisał:

Ale co ich do tego zmusza? Moim zdaniem istnienie religii

Moim zdaniem religia pozwala ludziom, w tym męczenikom na poznanie wiary. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Arek_P napisał:

Z mojej perspektywy nie muszę udowadniać gdzie byłem, ani gdzie nie byłem, bo wiem to dzięki bezpośredniemu doświadczeniu, które było mi dane. Mogę być tego absolutnie pewien, pomijając porwanie kosmitów we śnie itp. W tej kwestii mogę więc być pewien, ale w odniesieniu do tego, co będzie po śmierci już nie. Nawet Ci, którzy otarli się o śmierć i mieli różne przeżycia /ciekawie brzmi to słowo w tym konteście :)/ z tym związane, nie mogą być pewni, czy to już było "to", czy jednak może coś innego. Można być pewnym/przekonanym o różnych rzeczach, np. o płaskiej Ziemi. Tu akurat da się zweryfikować kulistość naszej planety, więc ta wiara pozostaje tylko dla tych, którzy odrzucają poznanie naukowe.

 

Jeśli chodzi o epatowanie "wiarą", to miałem na myśli siebie samego. To słowo w odniesieniu do ateistów działa jakoś prowokacyjnie. Dlatego uznałem, że nie ma potrzeby się przy nim upierać, bo nie o to mi chodzi, ale o to, że ich możliwości weryfikacji swoich przekonań są takie jak wierzących w Boga.

Aaaa, ok. Pardon, ja też nie chcę być jakiś napastliwy, wojującym ateistą też nie jestem, tylko chyba lubię jakąś precyzję w wykazywaniu różnych rzeczy (może jestem spaczony przez wykształcenie matematyczne). Z tym prowokacyjnym wydźwiękiem, możesz mieć rację, bo pewnie jakby to odwrócić i do osoby wierzącej mówić, że tak naprawdę nie wierzy, tylko jej się np. coś wydaje, to też by na nią to działało prowokacyjnie. Może to po prostu jak rozmowa z Anglikiem i spieranie się czy ten przedmiot to chair czy krzesło, a tak naprawdę to jest to samo, tylko każdy rozumie po swojemu.

 

Nadal jednak podtrzymuję, że Twój niepobyt na Księżycu jest nieweryfikowalny, Twoje bezpośrednie doświadczenie nie wystarcza do ogólnego dowodu... Ale specjalnie taki przykład podałem, żeby z pozoru oczywista rzecz, skomplikowała się, kiedy się jej głębiej przyjrzeć. Nie musimy tego jednak drążyć ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Arek_P napisał:

Jeśli chodzi o epatowanie "wiarą", to miałem na myśli siebie samego. To słowo w odniesieniu do ateistów działa jakoś prowokacyjnie

Nie sądzę, aby było to prowokacyjne dla ateistów, chyba, że dla tych co to muszą robić Bogu na złość, choć w niego ponoć nie wierzą ;-) a czują potrzebę zwalczania wiary i innych.

Ale takich nie zaliczyłbym do ateistów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wątek skręcił w stronę oceny idei z filmu Matrix. Jakoby jakiś system tylko dla nas generował obraz otaczającego świata tworząc w dodatku fikcyjne postaci (nawet żony).

 

To jest tak mało prawdopodobne, że po prostu nie warto się tym zajmować tak samo jak nie spędza nam snu z powiek pytanie

co by się stało  gdyby przez 15 lat w każdym losowaniu dużego Lotto wygrywał zawsze ten sam człowiek.

 

Znowu pojawiła się tu teza, że o tym czy Bóg istnieje "dowiedzą  się" po śmierci. No nie!

Jest spore prawdopodobieństwo, że ten Bóg który uruchomił nasz wszechświat nie organizuje życia pozagrobowego bo rodzi to absurdalne sytuacje.

Ktoś był szczęśliwy najpierw z jednym mężem, a po jego śmierci w wypadku z drugim. Dla tych mężów ich zona była najukochańszą, najwspanialszą,

najciekawszą istotą w kosmosie. I co potem. Będą siedzieli zawsze we troje? A co z pierwszą żoną drugiego męża?

 

I widzę, że pojawił się tu matematyk.

Otóż nie może być zorganizowanego społeczeństwa osób unieśmiertelnionych bo cała ta społeczność potem istniała by w nieskończoność.

Tymczasem nikt (matematyka) nie może rozpoznać do końca czegoś, w szczególności historii jakiejś społeczności jeśli ta nie ma ograniczenia czasowego.

Zatem taki Bóg nie znałby przyszłości jak to się wszystko potoczy i czy go nie zaskoczy jakąś niemiła niespodzianką.

To jest sprzeczne z definicją najczęściej przyjmowaną ("wszechwiedzący"). I tym samym udowodniłem, że takiej społeczności nie zorganizuje się.

 

Siema

 

Edytowane przez ekolog
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.