nie wiedziałem gdzie umiescic ten temat, poniewaz jestem tutaj 1 raz, a opcji szukaj nie znalazłem.
chodzi mi o to ze ostatnio ogladalem program na discovery science program o wszechswiecie i w nim bylo powiedziane ze galaktyki w wszechswiecie sa skupione w pewnym miejscu, a dalej nic nie ma. Wiec pomyslałem sobie ze moze jednak jest, a to ze tego nie widzimy spowodowane moze byc tym ze wszechswiat ( tak ja podczas powstawania gdy w ciagu 1 sekundy rozszerzył sie milion milionow raz, lub jeszcze syzbciej ) rozszerza sie z predkoscia wieksza od predkosci swiatła ( co wedłog wiekszosci fizykow jest niemozliwe, ale jak narazie zapomnijmy o tym ) dlatego swiatlo wygenerowane przez te galaktyki ktore znamy nie moze dotrzec do innych galaktyk i odbic sie do nas poniewaz one za szybko oddalaja sie od nas ? a swiatło z tamtych galakty nie dociera do nas bo rowniez za szybko sie oddalaja ? to tak jak jadac samochodem z predkoscia okolo 230 km/h rzucimy kamieniem w kierunek przeciny do kierunku jazdy, kamien bedzie oddalal sie od nas, ale caly czas bedzie poruszal sie w nasza strone bo nie bedziemy w stanie rzucic go z predkoscia wieksza od predkosci jazdy samochodu.
nastepnie zastanawiałem sie nad tym iz predkosci swiatła nie da sie przekroczyc, a moze sie da, bo jesli wszechswiat rozszerzyl sie na poczatku w tak wielkim tempie to jakis punkt na jego obrzezu musial poruszac sie z predkoscia wieksza od predkosci swiatała :/
nie wiem czy dobrze rozumuje, ale moze jest ktos kto potrafi mi poiwedziec ze sie mysle i naprowadzic mnie na jakis inny tok myslenia ??
z gory dziekuje za odpowiedz