16-17.06.2006 - działka
Działka rodziców - miejsce może niezbyt nadające się na obserwy astro, ale zawsze lepsze to niż blokowy balkon. Dużo drzew wokoło i praktycznie na obrzeżach Warszawy (przy aeroklubie na Chomiczówce). Postanowiliśmy z żoną, że zabieramy wszystko co niezbedne na grilla i obserwacje i ruszamy. Jako że nie dysponujemy samochodem, musieliśmy zawezwać taryfę, gdyż paczek wyszło: plecak full size, 2x plecaczki "szkolne", siatka z jedzeniem i dobson do ręki . No cóż, jakoś się dowlekliśmy. Szybko rozpakowałem bagaże i przygotowałem sprzęt do akcji. Miałem tej piątkowej nocy w końcu okazję żeby się napatrzeć na Jowisza do woli. Seeing był taki sobie, ale co tam... ważne że była okazja przewietrzyć sprzęt. Dobson pod SCT pomyślany jest właśnie na takie miejsca, postawiłem go na dużym biesiadnym stole i oglądałem gwiazdy na stojąco/ przyklękując na krześle. W sumie całkiem wygodnie, dobry dostęp do zenitu. Ale szukacz to przydałby się również z kątówką bo okazuje się że nie cierpię się tak strasznie wykręcać, by użyć konwencjonalnego. Jowisz skrył się za drzewami, a ja przerzuciłem się na te rejony nieba, w których umiałem cokolwiek odnaleźć. Przed tym, jak mi kompletnie zarosiał teleskop (suszarka się niestety nie zmieściła ) odnalazłem M57. Obwarzanek był duży (power 160x) delikatny i trudno dostrzegalny, ale był
W sobotę od rana męczyłem Słońce, ale chmur było dużo, widoczność w przerwach średniacka, a i na tarczy ledwo widoczna tylko jedna grupka plam.
Podsumowując, hmmmmm... bez własnego samochodu ani rusz z takim sprzętem. Niestety nie jest to zestaw podróżny.
PS. skrzydełka, mówiąc nieskromnie, wyszły mi jak zwykle zaje@#$cie.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia