Zjawiliśmy się z Wielkim niemalże jednocześnie - około 22. Ilość śniegu na "naszej" polnej drodze była na granicy bezpieczeństwa wjazdu, ale ja jako odwieczny ryzykant zastanawiałem się jedynie krótką chwilę. Wjechałem przodem lekko zbierając przednim spojlerem nadwyżkę białego puchu wystającą powyżej niego. Jak otwrzyłem drzwi i spojrzałem w górę, zakląłem delikatnie i włączyłem wsteczny - niebo spowite było gęstymi chmurami o bardzo niskim pułapie. Sodowa latarnia zza lasku za polem, która daje nam czasem po gałkach, rozświetlała tą mgłę i dawała taki blask, jakbym był na Długim Targu. Odwracam się i widzę, że ktoś wjeżdża za mną. Marcin - jak się okazało - krążył już po okolicy od kilkunastu minut. Wsiedliśmy do niego, aby naradzić się co dalej. Oglądaliśmy jego nowe eESy, gadaliśmy o wszystkim po trochu, a zwiezdy czasem pojawiały się zza chmur, ale tylko na moment. Daliśmy im czas do 23. No i pomogło. Przejaśniło się aż do momentu rozstawienia sprzętu. Siadam na stołku i ... plaża - znowu nic nie widać - tym razem zakląłem ciut dosadniej. Wtedy zadzwonił PanAsMaras, że zaraz nam to przegoni - nie wiem jak to zrobił, ale za 10 minut miałem już w soczewce M42. Stopni było - 6, -8 ale wiatr potęgował nasze marznięcie conajmniej dwukrotnie. Więc do dzieła. M35, 2169, 2264, 2244, 2232, M50, M41, M47 i do domu. Reszta cudeniek na następny raz. Jakoś wycofaliśmy. Po drodze jeszcze - zaraz za Blizinami - przeleciało mi stado jeleni - nawet był jeden samiec z porożem - byłem w szoku, bo musiałem dość gwałtownie hamować, a droga tam jest biała.
Sorry że się rozpisałem, ale to mój pierwszy zimowy wypad pod niebo, stąd tyle wrażeń. Podsumowując - przygoda fajna, konstelacje wyśmienite, ale szkoda, że palce mi lekko posiniały