Skocz do zawartości

Kuba J.

Społeczność Astropolis
  • Postów

    1 787
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Wpisy na blogu opublikowane przez Kuba J.

  1. Kuba J.
    Tiaa... Nie wiem co mnie nakłoniło do napisania tego krótkiego, ale dosłownego wpisu... Może to, że nienawidzę być obojętnym w wielu sprawach.
     
    Nie będę się tutaj rozpisywał na niewiadomo ile. Będzie krótko, bo wiem, że zrozumiecie .
     
    Internet schodzi na psy, to widać. Chciałem tutaj nawiązać do FilmWeb i komentarzy dotyczących filmu... Tak, zgadliście - Avatar.
     
    Otóż wielcy panowie, krytycy filmowi, co nie znają nawet podstawowych zasad składni zdania w języku polskim, uważają ten film za bezwartościowy, wypełniony efektami. Samego Jamesa Camerona uważają natomiast za "Pana bez wyobraźni z impotencją". Sami za to wychwalają filmy, w których trzeba doszukiwać się 68 dna.
     
    Otóż panowie "krytycy" popełniają podstawowy błąd. Porównują film S-F do innych gatunków co jest równoznaczne ze strzeleniem sobie w łeb. Ponadto nie wiedzą, że nurtów S-F jest kilkanaście.
     
    Druga sprawa. Kto kiedykolwiek powiedział, że Avatar to film, gdzie człowiek ma wyjść zdołowany*? Ta produkcja pozwoliła mi się odprężyć, związać z bohaterami. W dodatku pięknie przedstawiony (i spójnie - co "krytycy" uważają za fałsz, bo jedyne ich źródło informacji to Łojnet) świat spowodował, że poczułem się jak we śnie. Uwierzcie mi. Do tej pory dziwnie się czuję i żałuję, że przygoda nie trwała dłużej. 2,5 godziny przy tym filmie zleciało bardzo szybko.
     
    Ja wiem, że są filmy, które mają odprężać i są filmy po których wychodzi się smutnym*. Avatar jest pomiędzy tymi dwoma punktami. Dlaczego? Bo jest doskonały, żeby się odprężyć, ale również zawiera ukryte przesłanie, którego zdaje się, że tak często wymieniani przeze mnie "krytycy", nie są w stanie pojąć. Kurcze, rzeczywiście jest tak trudno. Fakt. Aż 3/4 dzieci w wieku 12 lat po seansie zrozumiało, co było tym przekazem ukrytym. Więc kim Ci ludzie (krytycy - już bez cudzysłowia)są? Niemowlakami? Czy może udają tylko takich poważnych pisząc w Internecie pierdoły? A może zatracili tą specyficzną wyobraźnię?
     
    Wiem, że można filmu nie lubić, nie trawić z różnych powodów. Ale zachowywać się jak gówniarz i obniżać ocenę filmu, zakładając po 156 kont na FilmWebie? Tylko dlatego, że mój ulubiony film z 42 dnami spadł z Top10? Proszę was bardzo serdecznie. Już w piaskownicy dzieci lepiej się zachowują.
     
    A tak właśnie robią Ci... "Krytycy". Ktoś mi powiedział paręnaście minut temu "Stary, nie przejmuj się liczbami! Jak film ci się podoba to podoba!". No tak, ok. Tylko jeżeli chcę zebrać ekipę na ciekawy film, dam im link, żeby zobaczyli... to co otrzymam? Odpowiedź w stylu" Łee! W życiu nie pójdę na taki szit, co ma ocenę 6,50/10". Dziękuję trollom. Udowodnić? Ok. Jak mnie pamięć nie myli, Avatar miał na Filmwebie przed premierą (dwa dni bodajże) w Polsce, średnia 9.34/10. W dniu premiery. 9.14/10. A dzisiaj? 8.75/10. Dziwne? Bardzo. 31-23= 8. W ciągu 8 dni spadł o ponad połowę punktu.
     
    Więc podsumowując. Po pierwsze, przerzuciłem się na Internet Movie Database (przynajmniej angielski sobie podszkolę). Po drugie, jeżeli ktoś nie weźmie się za ten bałagan, to w końcu Internet będzie jak śmietnisko (jeżeli już się nim nie stał).
     
    *Cóż, nie chodziło mi tutaj o zdołowanie w dosłownym znaczeniu. To samo tyczy się smutku.
     
    Pozdrawiam Was bardzo serdecznie
     
    P.S. Mam nadzieję, że tym wpisem nikogo nie uraziłem/wkurzyłem/rozwścieczyłem/wywołałem nienawisć do mojej osoby/zrobiłem wrażenie debila (niepotrzebne skreślić). Chcę po prostu opisać swoje uczucia. Robię to trochę chaotycznie. Ale ponoć blog to taki mały światek...
  2. Kuba J.
    Witajcie
     
    W końcu przełamałem się, aby napisać swój pierwszy wpis. Co mnie do tego skłoniło? Sam nie wiem. Być może jest to sprawa pewnego przejawu dorastania, a co za tym idzie, pokazania swoich odczuć.
     
    O czym będzie? Będzie o forum. To zaczynamy.
     
    Luty 2007 roku. Kolega z sąsiedniego forum zachęcił mnie, abym zarejestrował się na o wiele większym miejscu, gdzie skupiają się pasjonaci gwiaździstego nieba. Po paru minutach wpisałem adres w przeglądarce. Otworzyła się strona. Już sama ilość działów i zarejestrowanych użytkowników mówiła sama za siebie. Zarejestrowałem się. W pierwszej chwili wstydziłem się napisać wiadomość, bo widziałem, że tu sami starsi są, a ja taki młody trzynastolatek. W końcu powiedziałem sobie "a co mi tam" i wystukałem na klawiaturze w dziale "Nowi użytkownicy" swój pierwszy post, w którym przywitałem się z Wami. Zostałem przywitany ciepło i to mnie skłoniło do dalszego zagłębiania się w astronomii.
     
    Mijały dni, tygodnie... Nie bałem się pytać o rzeczy, nawet te podstawowe. Byłem coraz aktywniejszy na forum. Chociaż ta aktywność przejawiała się bardziej zadawaniem pytań o teleskop. Mimo wszystko, cieszyłem się, że tu jestem.
     
    Wreszcie zakupiłem teleskop. Dzięki Waszym radom wybór był dobry. Nawet nie potraficie sobie wyobrazić, z jaką niecierpliwością (!) czekałem na przesyłkę, która spóźniła się o dwa tygodnie (problemy z dostawą do sklepu). Wpłynęło to nawet na moje oceny z kartkówek z matmy . Ale w końcu po przyjściu ze szkoły ujrzałem dwa duże kartony. Wystarczyło, że tato przyszedł z pracy. Doprowadzałem go do białej gorączki, pytając, kiedy złożymy teleskop. W końcu to zrobiliśmy. Synta okazała się armatą. A jako, że u mnie nie sprawdził się przesąd o niepogodzie po zakupie sprzętu, to od razu w ten sam dzień wycelowałem sprzęcik na Księżyc i Wenus. Widok mnie oszołomił. Następnie była pora na Saturna (zwalił na kolana... ta niecierpliwość, to ta gwiazda. To musi być ta gwiazda w szukaczu!!). Następnie pierwsze DeSki...
     
    Przez ten czas, forum rozwijało się. Żyłem razem z nim. Aktywnie udzielałem się, radziłem innym co i jak robić. Były zgody z moimi opiniami lecz czasem dostawałem opierdziel . W tym czasie pojawił się bardzo burzliwy wątek, w którym nie potrzebnie wziąłem udział. Jednak wszystko dobrze się skończyło.
     
    Przez cały 2007 rok "scalałem" się z forum. Podsumowując. Pierwsze 11 miesięcy spędziłem na uczeniu się, zaznajamianiu z innymi i pogłębianiu swojej wiedzy. Były dobre i złe chwile. Pochwały i no właśnie. Naganami tego nazwać nie można. Powiedzmy, że były pochwały i pouczenia. Tak, słowo pouczenia będzie dobrym wyrazem tego, co czasem robili inni, bardziej doświadczeni użytkownicy.
     
    2008 rok zaczął się dla mnie bardzo dobrze. Cały czas dochodzili nowi użytkownicy. W tym czasie nabierałem coraz większego doświadczenia. Wiedziałem kiedy coś powiedzieć, a kiedy lepiej przemilczeć sprawę i pozostawić ją innym. Często nie było to łatwe do zrobienia. W tamtym okresie chciało się mieć dużo postów, bo jak tylko koledzy widzieli licznik, to mówili "łee co tak mało". Szybko nauczyłem się ignorować takich, hm... przygłupów. Wiedziałem, że nie ILOŚĆ lecz JAKOŚĆ jest tutaj najważniejsza. Czasem znikałem na kilka dni z forum, bo według mnie nie było nic, co pozwoliłoby włączyć się do dyskusji.
     
    Ten czas był również czasem zadawania pytań na temat astrofotografii. Myślałem, że to takie łatwe i proste. Oj jak grubo się myliłem! Krótko mówiąc. Dałem sobie z tym spokój, ponieważ jako dziecko, nie potrafiłbym siłą rzeczy wyższych uzbierać takiej kasy. Ciężko było mi się z tym pogodzić. Zdarzało mi się, że wyobrażałem sobie moje fotografie i to, że byłem najmłodszym astrofotografem. Dziecięce marzenia, nieprawdaż? Na szczęście przeminęły.
     
    Najważniejszymi momentami w życiu prywatno-astronomicznym w 2008 roku był zakup Hyperiona i pierwsze obserwacje ze znajomymi z Wrocławia na Tąpadłach (do końca życia zapamiętam tę noc... ) oraz wcześniejsze obserwacje zaćmienia Słońca. Co do Hipopotama. Pierwsze obserwacje z niego przyniosły mi dużą radość. W KITowych okularach dostrzegałem wady. Knockoutem było dla mnie porównanie M57 w KITowcu i Hyperionie. Wtedy wiedziałem co kupiłem. Jednak to sierpniowe obserwy zmasakrowały mnie na tyle, że aż łezka w oku się zakręciła. Ogólnie rzec biorąc mogłem już wcześniej pojechać na obserwacje ze znajomymi. Problemem było jednak... nieporozumienie z rodzicami. Oni myśleli, że ja chcę jechać sam a oni mnie nie puszczali. Dopiero w sierpniu się sprawa rozwiązała. Poprosiłem dziadka czy ze mną pojedzie. Zgodził się. Powiedziałem mu jednak, że musi być gotowy na wszystko, bo nie wiadomo, kiedy warunki się nadarzą. W końcu, 30 sierpnia na forum pojawił się temacik. Warunki były OK, więc uzgodniliśmy, że 21.30 spotykamy się w wyznaczonym miejscu. Jako, że byłem wtedy u babci, stwierdziłem, że wrócę do domciu i się prześpię. Ta... sen? Nie u mnie. Byłem tak "podjarany", że cały się trzęsłem . I ze snu były nici. W końcu spakowałem teleskop i pojechaliśmy. W czasie drogi na miejscówkę (o 21.30 wyruszaliśmy dopiero na nią całą ekipą) troszkę pobłądziliśmy i zląkłem się, że obserwy mogą nie wypalić. Jednak w miarę szybko rozwiązaliśmy problem i o 22.30 byliśmy na miejscu. Droga Mleczna bardzo wyraźnie oddzielała się od reszty nieba, Księżyc zachodził, był jakieś 5-10* nad horyzontem. Rozłożyliśmy sprzęt i zaczęliśmy obserwować. Widoki niektórych obiektów z 10" Synty po prostu powodowały, że gubiliśmy szczęki. Troszkę przeszkadzała nam grupka osób, która zrobiła sobie ognisko. Na szczęście w miarę szybko sobie pojechali, wcześniej prosząc nas, abyśmy dali im poobserwować. Jako, że byli po paru piwkach, epitety były wulgarne. Pamiętam, jak zgubiłem Wimmerowi zaślepkę od okularu Co żeśmy się jej naszukali... Nie znaleźliśmy jej.
     
    W drugiej połowie 2008 roku doszło do DUŻYCH zmian na forum. Ja również się bardzo zmieniłem. Patrząc tak na swoje posty teraz i te z przed roku, widzę potężną zmianę w stylu pisania, tonie wypowiedzi i pewnej formy dojrzałości.
     
    Teraz zaczął się rok 2009. Zobaczymy, co przyniesie.
     
    Czas na podsumowanie. Przez te dwa lata spędzone na forum, poznałem bardzo wielu ciekawych ludzi, nauczyłem się więcej, o wiele więcej. Również społeczność nauczyła mnie dystansu do siebie i innych, dojrzałem psychicznie. Nauczyłem się przełamywać bariery i dzięki temu zmieniło się moje życie. Może gdyby nie Wy, siedziałbym teraz w gronie "kapturników" i sam takim został?
     
    Pisząc o forum jako o userach. Dużo się zmieniło. Ludzie przychodzili i odchodzili. Były kłótnie i wojny. Jednak sprawna administracja i odpowiednie zachowanie użytkowników sprawiało, że problemy szybko odchodziły w niepamięć. Czasem zdarzało się, że nowego użytkownika potraktowaliśmy nie tak jak trzeba. To się zdarza każdemu. Nikt nie jest przecież idealny. A-F jako web page bardzo się zmieniło. Plebiscyty, konkursy, moderacja społeczna i wiele, wiele innych...
     
    Dlatego też chciałbym podziękować Adamowi, założycielowi forum, jego towarzyszom i wszystkim użytkownikom, moim kolegom i koleżankom, że jesteśmy tutaj wszyscy i przechodząc trudy życia codziennego, tworzymy społeczność, która posiada najpiękniejsze hobby... Dziękuję, że mogę z Wami przebywać. Często czuję się tutaj jak w drugim domu.
     
    Teraz tylko na zlot i będzie gites majonez
  3. Kuba J.
    Tak, czuję głód obserwacji. Cholernie duży.
     
    Nieraz w tym roku dane mi było widzieć prawdziwie piękne, rozgwieżdżone niebo. Szkoda tylko, że nie miałem sprzętu.
     
    Najgorsze jest to, że w tym czasie słuchałem swojej ulubionej muzyki z X3: Reunion i Terran Conflict, co spowodowało, że trzeba było mnie siłą zaciągać do ośrodka, żebym nie przemarzł.
     
    Naprawdę, żałuję, że nie mogę wyjść ze statywem i lornetką przed dom i podziwiać Drogę Mleczną. Nie we Wrocławiu. U mnie niedługo nie będzie się dało niczego obserwować.
     
    Teraz oczekuję łaski/niełaski rodziny, która obiecała mi swego czasu pieniądze na bino 20x80. Byłbym niezmiernie szczęśliwy, gdybym mógł wejść w posiadanie takiego sprzętu.
     
    No cóż, wracam słuchać muzyki i oglądać Wasze piękne fotografie kosmosu. W połączeniu z jednym soundtrackiem wciska mnie to w fotel i przyprawia o łezkę w oku. Nie dlatego, że jest to po prostu piękna chwila. Ale dlatego, że nie będzie mi (i wielu innym pokoleniom) dane polecieć chociażby na Księżyc, Mars. Bo takie skojarzenia teraz sobie przywołuję.
     
    Kończę, bo późno.
     
    Trzymajcie się!
  4. Kuba J.
    Taak... Weszliśmy w 2010 rok. Pierwsza dekada XXI w. za nami. Jednak czego tak naprawdę możemy teraz oczekiwać(ogólnie po pierwszym dziesięcioleciu, nie tylko w tej dekadzie)?
     
    Pamiętacie filmy z lat 80.? Latające samochody, broń laserowa, potężne budowle, nikt nie cierpi głodu - wszystkie te produkcje pokazywały te osiągnięcia jako sukces pierwszej i drugiej dekady XXI wieku.
     
    Co mamy jednak teraz? W sumie dwie rzeczy z tej listy się spełniają - potężne budowle i zanik głodu. 4 stycznia oficjalne otwarcie Burj Dubai, przeszło 800 metrowej wieży mieszkalno-biurowej, której Taipei 101 (do niedawna uważany za prawdziwy sukces budowlany) może tylko skoczyć. No, ale to w naprawdę bogatym kraju, Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Najlepsze jest to, że ledwo zdążyli zbudować potwora(Burj Dubai) a już mają projekt na jeszcze większego!
     
    Co z innymi krajami? Państwa takie jak Japonia czy USA chciałby zbudować potężne konstrukcje mieszkalne (w sumie jest to wymagane w niektórych przypadkach), ale na razie czekają na umożliwienie budowy używając nanorurek węglowych. Brzmi przyszłościowo? Owszem
     
    W Polsce nie mamy na takie rzeczy za bardzo co liczyć. Sukcesem dla nas będzie budowa takich budynków jak SkyTower.
     
    A co z resztą? Latające samochody - marzenie większości z nas. Pytanie tylko, czy w najbliższej przyszłości możliwe do spełnienia. Moim zdaniem, prędzej powstaną samochody z napędem magnetycznym, które będą prowadzone po a właściwie nad specjalnymi drogami.
     
    Co do broni laserowej - raczej na nic takiego nie warto mieć nadziei. Wydaje mi się, że ludzkość cały czas będzie udoskonalać tradycyjną broń, nowością może być rozpowszechnienie broni magnetycznej (RailGun'y i inne tego typu).
     
    Głodu nie dało się opanować do tej pory, ale to może się zmienić dzięki żywności modyfikowanej. Niektórzy uważają ją za szkodliwą, a przecież wcale nie jest. Ba, może być bardzo przydatna!
     
    Tak patrząc na astronautykę. Mam nadzieję, że ludzkość tak szybko jak tylko się da, wróci na Księżyc i zacznie coraz intensywniej eksplorować kosmos. Nie tylko w poszukiwaniu życia. Trzeba tylko przekonać głowy państw, że powinni finansować (choćby "co łaska") takie projekty. Kto nie marzy o sięgnięciu gwiazd?
     
    To w sumie tyle. Trochę pomarzyłem, napisałem... Polubiłem prowadzenie bloga. Wpisy będą pojawiać się tutaj teraz regularnie.
     
    Pozdrawiam Was ciepło
     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.