ja osobiście miałem dwie takie burze.
1. czasy małolata ( około 12-14 roku życia ) klasyczna burza...pioruny ulewa itd. wracam z ministrantury przemoczony do ostatniej nitki dzwonie dzwonkiem do domu.......o kurcze prąd wyłączyli, wiec pukam...w ciemnościach drzwi otwiera mi mama która ma całą twarz we krwi..tak dziewczyny...............to była maseczka z truskawek....a ja przeżyłem swój pierwszy zawał
2. wracałem samolotem z wakacji, lipiec 1997. wielka burza nad Polską. Kraków nie chce nas przyjąć, lecimy do Katowic. Katowice nie przyjmują, lecimy do Warszawy. Warszawa nie przyjmuje, wracamy do Krakowa. Kraków też sie zaparł że nie przyjmie. Podobno paliwa już zaczęło brakować. Katowice zdecydowały że przyjmą ale na krótszym pasie. Jak dobrze pamiętam to liny rozciągali w poprzek pasu aby hamować samolot. Jednak najlepsza to była pompowana zjeżdżalnia z samolotu. Wcześniej przed lądowaniem przywitały nas dość konkretne turbulencje w samolocie które szybko załatwiły cwaniaków stwierdzających że oni pasów nie zapinają ( połamane ręce i porozbijane głowy )