To było dosyć dawno, byłem małym chłopcem i akurat spędzałem wakacje u wujka na wiosce pomagając w jakichś pracach w polu. Nagle zebrały się chmury i zaczęło kropić i wiać coraz mocniej.
Zaczęliśmy się zbierać z pola, wsiedliśmy na traktor i ruszyliśmy w stronę domu. Po drodze rozpętała się wichura, którą pamiętam do dziś. Gałęzie spadały tuż przed kołami,
deszcz padał tak obfity, że nie było widać dobrze drogi (chociaż padał to złe słowo - przesuwał się poziomo, tak silny był wiatr), deszcz padał poziomo . Od uderzeń grubymi kroplami aż piekła skóra. To było coś niesamowitego