Skocz do zawartości

BBwro

Społeczność Astropolis
  • Postów

    1 008
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez BBwro

  1. Proponuje aby w Polsce nie bylo wiecej urzedu Prezydenta Polski . Walęsa z Wachowskim , Kwasniewski wystarczajaco pokazali ze niepotrzebny .

    Nie, prezydent jest potrzebny. Ktoś musi te ordery w klapy wpinać.

    Tak samo po co senat sejm ? Wystarczy aby szefowie partii co wygrali wybory zebrali sie przy kawie i w/g posiadanych % sami dawali tej wielkosci glos. Teraz dyscyplina glosowania sprowadza te instytucje do takiej grotestki . Zlikwiduje to przekupstwo poslow np. tak jak Miller zrobil gdy chcial cos przeforsowac .

    W sumoie jak rzad zajmuje sie soba to Polska sie rozwija , a jak nia to pada .

    A to akurat, niestety, prawda. Ale skoro to rozumiesz, to czemu nakłaniasz do głosowania na człowieka, który twierdzi, że "wie lepiej", czego każdemu potrzeba?

  2. Czytajac Twoje analizy astrologiczne latwo zobaczyc jak rzuczasz duzo komplemetow osoba ktorym stawiasz horoskop.Mowisz same wspaniale rzeczy,tak zeby oni sobie pomyslieli "och, jaki dobry ten astrolog"

     

    Nie sądziłem, że nadejdzie dzień, kiedy zgodzę się z Elwirą (co do horoskopu Astroneta)...

     

    Bbwro: astrologia „dawna” bez transaturników opisywała życie które było daleko bardziej prymitywne. Większość ludzi była słabo wykształcona. Nie było mowy o rozwoju indywidualnym jednostki. Instynkt był dominującym czynnikiem

     

    ...a rozśmieszą mnie poglądy tak poważnie przedstawiane przez Jacka... Przypominam, że odkrycie Urana to połowa XIX wieku a Plutona - XX. No po prostu mroki średniowiecza.

     

    Czy po uznaniu jednego z odkrytych niedawno obiektów pasa Kuipera za planetę, horoskopy znów się skomplikują? A może konieczne jest nadanie jej odpowiednio mrocznej Nazwy?

  3. Natomiast ewidentne sa tranzyty Plutona. To jest potezna planeta i jej tranzyty widac w zyciorysach.

     

    Ja rozumiem, że mówimy w kategoriach magicznych a nie naukowych, ale i tak jakoś mnie nie przekonałeś.

    To jak stawiano horoskopy przez te setki/tysiące lat, kiedy Plutona nie znano? :blink:

  4. Jacku,

    Wciąż z zainteresowaniem śledzę ten "eksperyment" i wydaje mi się, że spełniają się pewne moje obawy.

    To znaczy, wszystko wygląda bardzo profesjonalnie, przemawia do mnie i robi wrażenie ten naukowy język, którym przedstawiasz horoskop Zbiga, choć ostatnio juz przesadzasz. Ale nie przemawiają do mnie wyniki. Jak dla mnie, Ty przedstawiasz Zbigowi wachlarz możliwości, które on ma sobie dopasować do swojego życia. Niektóre dają się dopasować lepiej, inne gorzej. Mam wrażenie, że opieramy się to bardziej na dobrej lub gorszej woli "obiektu badań". Jeśli Zbig jest pozytywnie nastawiony, dopasowuje swoje życie do horoskopu Jacka. Data przeprowadzki "z grubsza" się zgadza, "pierwszy raz" okazuje się "pierwszym prawie razem", budowa ciała - trafienie 100%, ale znów "słuch muzyczny", to tak na zasadzie komplementu został przyjęty.

     

    Ale to tylko część horoskopu postawionego przez Jacka. Pozostałe sugestie zostały pominięte przez Zbiga milczeniem.

    No i tego właśnie się obawiałem. Każdy z nas ma jakieś wyobrażenie siebie i swojego życia i możemy dość elastycznie dopasować się do mglistej opowieści, jeśli tego zechcemy.

     

    Jacku - piszesz, że na podstawie zgodności horoskopu z życiem potrafisz wyznaczyć dokładną datę urodzenia. Pokaż całą moc swoich narzędzi, jeśli ją naprawdę mają. Podaj jakieś charakterystyczne daty z życia Zbiga, tak z tolerancją chociaż do miesiąca. Kiedy poznał swoją żonę, kiedy się ożenił, kiedy urodziły mu się dzieci (oczywiście, zakładając, że ma żonę i dzieci). Ile razy zmieniał pracę i kiedy.Kiedy rozbił pierwszy samochód a kiedy pierwszy raz spojrzał w gwiazdy przez teleskop.

     

    Bo na razie, to bardzo miło mi się to wszystko czyta, ale powiem Ci, że czuję, że do mnie pasowałoby równie wiele faktów z horoskopu Zbiga, co do niego (choć może innych, niż te, do których Zbig się tu przyznał). I co Ty na to?

  5. Bełkot bez sensu wydobywają z siebie ci, którzy wypowiadają się o rzeczach, których nie studiowali osobiście, więc kierują się irracjonalnymi uprzedzeniami i totalną niewiedzą. I tacy własnie ludzie się kompromitują wypisując bzdury, np. myląc znaki zodiaku z gwiazdozbiorami.

     

    A co powiesz o takich, którzy piszą, że

    Jak dla mnie nauka jest teraz gotowa na spotkanie z magią, a właściwie osiągnęła taką wiedzę, że może tę magię wyjaśnić naukowo. Fizycy ostanio kombinują takie rzeczy, że to naprawdę pachnie magią i cudami.
    ?

    Wiesz, ja też rozumiem fizykę kwantową, bo sądzę, że to ją masz zapewne na myśli, raczej na poziomie

    popularnym niż naukowym. Dlatego oddam głos fachowcowi i zacytuję fragment jednej z moich ulubionych książek: "Boskiej cząstki" Ledermana:

     

    W ciągu ostatnich kilku lat ukazało się mnóstwo publikacji – Tao fizyki Fritjofa Capry może być kolejnym przykładem – które usiłują wyjaśniać współczesną fizykę w kategoriach pojęciowych właściwych wschodnim religiom i mistycyzmowi. Ich autorzy mają skłonność do formułowania ekstatycznych konkluzji typu: wszyscy jesteśmy częścią kosmosu, kosmos jest częścią nas. Wszyscy jesteśmy jednością! (A bank, nie wiadomo dlaczego, przysyła rachunki każdemu z osobna).

    [...]

    Natchnieniem dla tych książek jest zazwyczaj teoria kwantowa i jej wrodzona niesamowitość. Jedna z nich – niech na zawsze pozostanie bezimienna – przedstawia trzeźwe rozważania na temat zasady nieoznaczoności Heisenberga, eksperymentu myślowego EPR i twierdzenia Bella, a następnie przechodzi do entuzjastycznej dyskusji nad doznaniami psychicznymi wywołanymi przez LSD, opowiada o duchach i zmarłej dawno temu istocie o imieniu Seth, która przekazywała swoje idee za pośrednictwem pewnej gospodyni domowej zamieszkałej w Elmira, w stanie Nowy Jork. Najwyraźniej przesłanką tego dzieła i innych jemu podobnych jest przekonanie, że skoro teoria kwantowa jest niesamowita, to czemuż by nie podnieść do rangi faktów naukowych także i innych dziwnych rzeczy?

     

    Nie warto byłoby zawracać sobie głowy takimi książkami, gdyby w księgarniach leżały one w działach poświęconych zjawiskom paranormalnym czy ezoterycznym. Niestety, często bywają umieszczane w dziale wydawnictw naukowych, być może dlatego, że ich tytuły zawierają słowo „kwant” lub „nauka”. Zbyt wiele z tego, co czytelnicy wiedzą na temat fizyki, czerpią właśnie z książek tego typu. Przyczepię się tutaj do dwóch z nich, najbardziej wybitnych w swojej kategorii: Tao fizyki i Tańczący Mistrzowie Wu Li. Obie zostały opublikowane w latach siedemdziesiątych. Trzeba przyznać, że te książki – Tao Fritjofa Capry, który otrzymał doktorat na Uniwersytecie Wiedeńskim i Mistrzowie Gary'ego Zukava – pozwoliły wielu ludziom zapoznać się z fizyką. To bardzo dobrze. I z pewnością nie ma nic złego w doszukiwaniu się paralel między nową fizyką kwantową a hinduizmem, buddyzmem, taoizmem, filozofią Zen, czy choćby tradycyjną kuchnią kantońską. Ponadto Capra i Zukav wiele zagadnień przedstawili poprawnie. Każda z tych książek jest miejscami całkiem nieźle napisana i dobrze popularyzuje zagadnienia fizyczne, przez co wydaje się wiarygodna. Niestety, autorzy przeskakują od pewnych udowodnionych pojęć naukowych do takich, które leżą daleko poza granicami fizyki, a logiczny pomost łączący jedne z drugimi, jeśli w ogóle istnieje, jest nadzwyczaj chwiejny.

     

    Na przykład Zukav całkiem nieźle uporał się z wyjaśnieniem słynnego eksperymentu Younga z podwójną szczeliną. Ale podana przez niego analiza wyników jest zadziwiająca. Jak już mówiliśmy, w zależności od tego, czy jedna, czy dwie szczeliny są otwarte, otrzymuje się różny rozkład fotonów (albo elektronów). Eksperymentator mógłby zatem zadać sobie pytanie: skąd cząstka „wie”, ile szczelin jest otwartych? Jest to, oczywiście, dość cudaczny sposób pytania o mechanizm zjawiska. Zasada nieoznaczoności Heisenberga, pojęcie leżące u podstaw teorii kwantowej, mówi, że nie można określić, którą szczeliną przechodzi cząstka, nie niwecząc całego eksperymentu. Za sprawą może dziwacznych, ale efektywnych rygorów nałożonych przez teorię kwantową, pytania tego rodzaju są zupełnie pozbawione sensu.

     

    Ale Zukav dowiedział się z tego eksperymentu czegoś zupełnie innego: cząstka wie, czy otwarta jest jedna szczelina, czy dwie. Fotony są inteligentne! Ale to jeszcze nie wszystko: „Jesteśmy zmuszeni przyznać – pisze Zukav – że fotony, będące energią, przypuszczalnie przetwarzają informację i dostosowują swoje zachowanie do wymogów sytuacji, a także, choć może to zabrzmieć dziwnie, wydają się tworami organicznymi”. To są zabawne rozważania, może nawet filozoficzne, ale dawno już opuściliśmy obszar nauki.

     

    Dopiszę jeszcze coś: Nie mam nic przeciwko astrologii, ani innym magicznym działaniom. Nie odmawiam im (hipotetycznej) skuteczności, napisałem też, że nie ma w nich nic gorszego. Są po prostu nieweryfikowalne naukowo.

    Z założenia i definicji, magią nazwałem tę część prawdy, która nie poddaje się naukowej weryfikacji. Jeśli twierdzisz, że astrologia jest weryfikowalna przy pomocy metod naukowych, to ok, ale wskaż wówczas te eksperymenty, które dowodzą jej poprawności. Pamiętaj, że eksperyment w nauce musi być powtarzalny, samo "dla mnie to działa", to za mało.

  6. Ale wkurza mnie, gdy zamiast powiedzieć "tak, to magia i dla mnie ona działa", co jest wyrażeniem subiektywnego prawdy i trudno z tym polemizować, próbuje szukać pseudonaukowych uzasadnień. Arbo rybka, albo pipka.

     

    To ja jeszcze krótki dopisek.

    Po pierwsze, przepraszam za błędy i literówki w poprzednim tekście. Nie jestem żadnym dyslektykiem czy dysgrafikiem, przywiązuję sporą wagę do poprawności pisanych tekstów. Pisałem po prosru w pewnym pośpiechu, a gdy po godzinie miałem czas to przeczytać, edycja była już niemożliwa.

     

    Po drugie, chciałem wyjaśnić jeszcze raz, o co mi chodzi z tą "nauką" i "magią".

    Uważam, że każdy z nas ma swoją subiektywną prawdę. Bo każdy ma własne zmysły i własny umysł, który ich doznania interpretuje. Nie możemy być pewni, że to, co widzimy i uznajemy za prawdziwe jest tym samym, co widzą inni.

    Ale ponieważ dobrze jest czasem wspólnie coś uzgodnić i mieć chociaż pozór obiektywizmu, wymyślono "prawdę naukową". Czyli ten podzbiór prawdy, który można przekazać innemu człowiekowi za pomocą powtarzalnego eksperymentu lub podobnych mechanizmów.

    Wobec tego "prawdy naukowe" nie wyczerpują pojęcia prawdy. Oprócz nich są, równie prawdziwe, prawdy nienaukowe, które nazwałem tu "magią". Po prostu nie mamy sposobów, żeby przekonać innych do ich prawdziwości. Ale mogą być (jak sądzę) równie dobre. W niektórych dziedzinach życia nawet lepsze, bo, jako nieznane innym ludziom, dają nam nad nimi przewagę.

     

    Pozdrawiam obowiązkowym w tym dziale "oczywiście, zawsze mogę się mylić".

     

    Dopisek:

    Tak mi się skojarzyło: "Dlaczego nie należy wierzyć doradcom giełdowym? Bo gdyby byli dobrzy, graliby na giełdzie sami, zamiast doradzać innym." Czy z astrologami jest tak samo? Ci naprawdę dobrzy nie zarabiają stawianiem horoskopów ani pisaniem o tym książek, tylko wygrywają na giełdzie albo w inny sposób wykorzystują swoje zdolności przewidywania przyszłości?

  7. A ja witam tu Mayę, jak również dawno tu niewidzianego Jacka. Z przyjemnością przejrzałem jego wypowiedzi sprzed roku w wątku "Granice gwiazdozbiorów". Przyznam się, że choć z natury jestem sceptykiem, to po tej lekturze zapałałem chęcią poznania profesjonalnego horoskopu swojego i swoich bliskich.

     

    Choć wygląda to szokująco, to mam wrażenie, że piszecie ciekawsze rzeczy, niż w wielu innych ostatnio tu pojawiających się wątkach.

     

    Trochę mniej podobają mi się wypowiedzi Mayi na temat naukowości astrologii i tego, że jeśli ktoś uważa, że astrologia się myli, niech to udowodni. Nie mam nic przeciwko temu, że astrologia może być skuteczna. Podobnie jak wiele innych metod nie zweryfikowanych przez naukę, które nazywacie z Jackiem "synchronicznymi, a nie przyczynowo-skutkowymi", a ja nazwę po prostu "magią".

    Ale wkurza mnie, gdy zamiast powiedzieć "tak, to magia i dla mnie ona działa", co jest wyrażeniem subiektywnego prawdy i trudno z tym polemizować, próbuje szukać pseudonaukowych uzasadnień. Arbo rybka, albo pipka. Jeśli coś jest nauką, proszę, zastosuj metodę naukową, określ, jakie powinny być konsekwencje prezentowanej teorii, wykonaj esperyment itede. To bardzo proste w przypadku astrologii, wystarczy coś przewidzieć, powierzyć w zapieczętowenej kopercie notariuszowi, poprosić o rozpieczętowanie i poinformowanie opinii publicznej po fakcie.

    A jeśli tak się nie da, to ok, tylko nie nazywajcie tego nauką.

     

    Ja wierzę, że astrologia to być dla niektórych albo nawet dla wielu ludzi dobra i pożyteczna, podobnie jak religia, homeopatia, tarot czy I-Cing. Albo tak jak zwykła, niekoniecznie kobieca, intuicja.

    Powiedziałbym nawet, że może być prawdziwa.

    Ale, jak zawsze, mogę się mylić :)

  8. Pomocy :)

    Ja Ci pomogę. Po prostu najpierw znajdź w swojej okolicy kogoś, kto ma sprzęt astronomiczny, dobrą lornetkę czy teleskop, nieważne, umów się i popatrz na Jowisza, Saturna, Plejady czy kilka galaktyk. Będziesz wiedział, o co chodzi, zamiast zaczynać od wydawania pieniędzy.

    To nie szczoteczka do zębów, nie musisz mieć własnej od razu.

  9. Moim zdaniem nie masz racji. Wręcz przeciwnie, fakt że Otylia jest znaną i doskonałą polską pływaczką wiele zmienia. Bo ona swoją osobowością oddziałuje na nas i tragedia która ją spotyka dotyka też nas.

     

    Do tego co napisałeś podstaw księżnę Dianę lub Jana Pawła II. Czy to że były to znane osoby niczego nie zmienia ?

     

    Wiesz, już chciałem napisać, że nie zmienia, ale przypomniałem sobie, jak przykro mi było po śmierci Jacka Kuronia i trochę zrozumiałem, o czym mówisz.

    Ale i tak uważam, że dotyczy to tylko niewielkiej grupy osób, która potrafiła zrozumieć naukę Jana Pawła II, przeczytała książki Kuronia, czy (być może są tacy), którzy znają Otylię na tyle dobrze, że jest ona dla nich wzorcem sportowca czy człowieka.

    Nie jest to obowiązkowe, jak próbują nam wmówić mass-media, że tragedia dotykająca kogoś znanego musi dotykać każdego z nas. Nie musi. A w każdym razie nie bardziej niż tragedia każdego innego, znanego nam, lub nieznanego, człowieka.

  10. :D

    kurcze miałeś swoje 5 minut, trza było chyba wtedy działać, przerobić wieką puszkę na skarbonkę, z napisem, że zbierasz na porządny teleskop, jakby tak musiała stać w kadrze tych tylu wywiadów których udzieliłeś, to napewno byś już na tahakasia uzbierał :lol:

    No, nawet Piotrowi tu list do sponsorów dyktowałem, ale nie chciał słuchać. Tylko talent i atrament marnowałem :blink:

    może by się przydała jakaś akcja w stylu, że wojewoda chce się wykpić i jeszcze taki talent zmarnować, chcąc ufundować zabawkę, zamiast profesjonalnego sprzętu? :szczerbaty:

    Teraz to już wojewodzie na pi-arze nie zależy, i tak jest na wylocie. Bierz, co dają, sprzedaj na allegro, będziesz miał na wakacje z dziewczyną pod namiotem. :banan:

    A przynajmniej dowiedziałeś się, że polityk zawsze dotrzymuje słowa: jak mówi, że zabierze, to zabierze. A jak mówi, że da - to mówi. Dlatego lepiej głosować na takich, co nic nie "dają".

  11. If your System don´t see FDD, CD and HD I would check it from the console prompt (commands see srm_reference or type in "HELP"); maybe you have set wrong SCSI-ID´s.

    "Jeśli system nie widzi stacji dyskietek, napędu CD lub twardego dysku, sprawdziłbym je z konsoli (komendy opisano w pliku srm_reference" lub wpisz HELP); być może ustawiono błędny numer SCSI-ID"

     

    Nieszczególnie znam się na Alfach. Może jednak poszukaj fachowca na jakimś forum użytkowników tych maszyn? O ile wiem, stacje dyskietek raczej nie są SCSI, więc SCSI-ID ich nie dotyczy. Może po prostu coś nie styka z tą stacją lub rzeczywiście nie masz na dyskietce potrzebnych plików?

     

    Masz dostęp do tej konsoli SRM czy AlphaBIOS-u? Powinien, o ile rozumiem, uruchomić się po starcie i naciśnięciu F2. Tak mówi, jak widzę, mb_nt_inst_gde.pdf

    Zaś srm_cnsol_users_gde.pdf na stronie 31 mówi, jak uruchomić upgrade BIOS z dyskietki czy sprawdzić dostępne urządzenia (show dev)

  12. Jeśli chodzi o metale, są teleskopy z obracającej się płynnej rtęci. ale nie próbuj tego w domu :D

    Nie słuszałem o innych możliwościach, co nie znaczy, że ich nie ma, zawsze też możesz być pionierem.

    Metale mają przykrą cechę dużej rozszerzalności cieplnej. Inne materiały mogą być kłopotliwe w obróbce lub trwałej aluminizacji. Szkło to naprawdę wyjątkowy materiał...

  13. Polecam, jak zwykle, komentarz Emily Lakdawalla na The Planetary Society Weblog.

     

    Dla zachęty i dla nieangielskojęzycznych przetłumaczę ostatni akapit, podpisując się pod nim wszystkimi kończynami:

     

    Jak dla mnie, cała ta debata jest męcząca. Nie obchodzi mnie, jaka jest definicja "planety" i czy Pluton jest nią, czy nie. Pluton jest ciekawy i wart zbadania. Należy do klasy obiektów, która zawiera 2003 UB313, Quaoar i zapewne także księżyc Neptuna, Tryton, więc zbadanie jednego z tych obiektów, czy porównanie ich ze sobą, dużo nam powie o pozostałych. Poza tym, zbytnie przejmowanie się tym, czym są planety, powoduje, że tracimy z pola widzenia wiele innych, najciekawszych obiektów układu słonecznego, jak Tytan, Europa, Enceladus czy Miranda. Dla mnie wszystkie one są "światami" -- miejscami do dotarcia, odwiedzenia, zbadania, odzwierciedlenia na mapach, miejscami do kontemplowania i wyobrażania sobie, namalowania, narysowania lub opisania.

  14. Powiedzcie czym są te "Blogi", to rodzaj dzienników , prywatnych pamiętników pisanych publicznie ? Coś słyszałem ale nie wiem o co chodzi tak do końca . Są jakieś zasady ich pisania ?

    Ja myślę, że, tradycyjnie, Wikipedia, całkiem nieźle je definiuje.

    Wg mnie blog, to takie jednoosobowe forum. Tzn tylko jedna osoba pisze główne tematy, inne mogą je skomentować. To tylko narzędzie, sposób taniej i dostępnej dla każdego laika prezentacji treści w internecie.

     

    Są blogi osobiste, rodzaj pamiętników, w tym, jak napisał Mirek, również psychologicznie ekshibicjonistyczne. Są blogi polityczne, naukowe czy na dowolny inny temat, na który ktoś zechce je pisać. Niektóre czytane są tylko przez autora i kilku znajomych, inne mają setki komentatorów.

     

    Wreszcie, są blogi głupie, lub po prostu infantylne, pisane przez niedojrzałe nastolatki językiem w stylu "cze! SUpcio blogaseq!" i są blogi mądre, pisane przez ludzi, którzy chcą się podzielić z innymi swoją wiedzą czy opiniami.

    W sumie to już całkiem dojrzałe zjawisko w internecie, nie tylko zabawa nastolatek, poważnie ludzie blogi prowadzą, inni o blogach prace magisterskie i doktorskie piszą...

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.