Witam, chciałbym tutaj poruszyć temat widzenia pewnych jasnych mgławic, które jeszcze kilka lat temu, z uwagi na ich niewielką jasność powierzchniową, w literaturze były opisywane jako - "tylko fotografowalne".
Zacznę od dwóch przykładów, zresztą już wiele razy wałkowane na forum, ale piszę tutaj, aby wszystko było w kupie :]
Veil - widać
I to nie tylko przez teleskop. Mój rekord, to dostrzeżenie go przez lornetkę 7x50, to było w listopadzie 2005, przy zasięgu gołym okiem około 7.0mag.
EDIT: Oczywiście Veil składa się z trzech części. Należałoby tutaj dodać, że przez teleskop 20cm widywałem wyraźnie tą najjaśniejszą grubszą część w kształcie półokręgu oraz te cieniutkie włókienka w pobliżu jasnej gwiazdy. Natomiast w opisanej wyżej obserwacji lornetką - tylko tą pierwszą najjaśniejszą część udało mi się dostrzec. Środkowej części Veila, widocznej bardzo dobrze na fotografiach jeszcze nigdy nie widziałem wizualnie.
Flame - widać
Również nietylko przez teleskop. Mój rekord - widziałem go przez lornetkę 22x50 przy zasięgu gołym okiem około 6.6 mag. W lornetce 4x30 nie był widoczny.
Galaktyka Barnarda (NGC6822) - widać
Ale już naprawde na granicy widoczności... Przy zasięgu gołego oka ok 6.5 mag w zenicie (nie pamiętam ile było na wysokości tej galaktyki) ledwo ledwo, ale napewno widoczna w teleskopie 20cm
Helix - widać
I to nietylko przez teleskop, nietylko przez normalne lornetki ... Widziałem go końcem października 2008 przez lornetkę 4x30, przy zasięgu około 6.5mag w zenicie.
M108 i M97 (Mgł. Planet. Sowa i pobliska galaktyka) - widać
Przy zasięgu gołym okiem 6.5 mag wystarczy na nie teleskop 11cm
Tyle mogę w tej chwili wnieść do tematu.
Kilka przykładów do obgadania (tzn, zasięg gołego oka, jaki teleskop, ewentualnie filtr):
Koński łeb, Pętla Barnarda, Głowa czarownicy, Mgławica Merope, California, Ameryka + wasze inne przykłady i refleksje.