Ścigać mnie nie trzeba, już pokazuję, co udało się tego dnia wyciągnąć.
Po pierwsze Tarnowskie Góry to świetny rejon do dalekich obserwacji. Można spokojnie powiedzieć, że są tam punkt z dostepem do wszystkich obserwowanych przez nas gór ze Śląska. Charakterystyczna budowa terenu w postaci rozległych pagórów sprzyja dobrej ekspozycji horyzontu. Mnóstwo pól i poletek uprawnych oraz dróżek, które aż proszą się o eksploracje. A każdy metr zmienia wygląd i dostepność horyzontu.
Wczoraj trafiliśmy, że to tak powiem, widocznościowo idealnie, ale nie mieliśmy szczęścia. Otóż przejrzystość powietrza była idealna, widoczny fragment Jesenika jak na dłoni, jednak nad Sudetami przetaczał się front z deszczem, którego końcowy fragment zahaczył także o TG (widzieliśmy pas chmur ciągnący się na całej długości obserwacji). Przez moment pojawiła się przełęcz między Vysokim holem a Pradedem i cały czas pojawiałsię i znikał południowy fragment Jesenika. Bez rewelacji, ale miejscówka sama w sobie RE-WE-LA-CJA. Powrót w to miejsce jest konieczny! Nic nie zasłania zachodniego horyzontu, a widać nawet Śnieżnika. Jedyny minus to dojaz. Samochodem, w dzień wolny od pracy, z Katowic to co najmniej 45 minut drogi. To praktycznie jak do Częstochowy czy Bielska. Czy warto? Owszem.
Fotki poniżej, reszta na DO.
PS. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło Okazało się, że mały fragment Jesenika, który wczoraj wystawał z chmur, był jednocześnie najbardziej oddalonym fragmentem Sudetów z tego miejsca - 126 km To dla mnie szok, gdyż widoczny był tak, jakby stał 60 km bliżej. Tylko Śnieżnik ze 140 km mógł zrobić większe zamieszanie.