Skocz do zawartości

lulu

Społeczność Astropolis
  • Postów

    1 539
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    10

Odpowiedzi opublikowane przez lulu

  1. Godzinę temu, Frywenn napisał:

    Bardzo dziękuję za dosyć wyczerpujący opis! Właśnie ten początek astrofoto może przeważyć chęć robienia zdjęć. Jeszcze mam sporo czasu na namysł ale zaczynam wczesna analizę tematu. 
     

    Wybrałeś dwa modele w podobnej cenie, jednak w wypadku Newtona 150/750 i planów fotograficznych jest dodatkowy, ukryty koszt - napędu, który trzeba dokupić aby w ogóle powiedzieć "a". To jeśli chodzi o sam teleskop, bo pozostaje oczywiście kwestia kosztów sprzętu i osprzętu fotograficznego. No i chyba najważniejsze jeśli robisz tego typu plany: w astrofotografii apetyt rośnie bardzo szybko w miarę jedzenia, a z tym montażem szybko dojdziesz do "ściany" i jest spora szansa, że zniechęcisz się do niego znacznie szybciej niż się na niego nakręcałeś ;-) EQ3 to w miarę przyzwoity montaż do wizuala - przyzwoity, tzn. że i tak wszystko się telepie od każdego dotknięcia...

  2. Mateusz, jeśli chcesz porównać oba te teleskopy to są to w gruncie rzeczy takie same instrumenty jeśli nie liczyć różnicy ogniskowej. Ten na montażu Dobsona jest nieco większy ale przeznaczony wyłącznie do obserwacji wizualnych i jeśli chcesz przy nich pozostać to wybierz ten wariant. Wersja 150/750 jest mniejsza, ale montaż EQ3 to teoretycznie minimum pozwalające spróbować zabawy w bardzo elementarną astrofotografię. W praktyce z pewnością wielu kolegów zakwestionuje tę możliwość jako bardziej marketingowe hasło niż realna szansę na sensowne zdjęcia obiektów głębokiego nieba.

     

    Ocena czy montaż paralaktyczny z mikroruchami jest w obserwacjach wizualnych ułatwieniem czy utrudnieniem będzie pewnie zależeć od upodobań i doświadczenia obserwatora, ale generalnie można chyba uznać, że koszt w postaci mniejszej średnicy na rzecz montażu EQ3 może się "zwrócić" w postaci szansy spróbowania astrofotografii. Jak nie chcesz tego próbować - nie warto płacić mniejszym lustrem. Wbrew pozorom te "o 2 cale więcej" to prawie dwukrotnie większa powierzchnia i dwukrotnie więcej światła! W wypadku Dobsona masz nadal możliwość fotografowania Księżyca, Słońca, niektórych planet.

    • Lubię 1
    • Dziękuję 1
  3. Na początek to co się da zdmuchnąć usuń gruszką. Potem płyn np. Baader + szmatka, przeciągasz tak aby nie ciągnąć tym samym fragmentem szmatki dwa razy tylko obracasz szmatkę żeby każde ciągnięcie po optyce odbywało się nowym, czystym fragmentem: jedno pociągnięcie -> jeden nowy fragment szmatki. To co po takiej operacji pozostanie można doczyścić lens-penem. Każdy dostawca ma dział z gadżetami do czyszczenia gdzie kupisz gruszkę, płyn, szmatki i lens pen.

  4. Nie masz czego żałować bo te okulary i soczewki dołączane do zestawu są nic nie warte. Jest to typowo planetarno-księżycowy sprzęt z którego powinno dać się wycisnąć całkiem przyzwoite powiększenie 140 razy. Aby je uzyskać potrzebujesz przyzwoitego okularu 5mm, albo lepiej - okularu 10mm plus przyzwoita soczewka Barlowa 2x.

     

    Dlaczego lepiej? Po pierwsze okular 10 mm wydaje się "bezpieczniejszy" bo jego parametry są mniej wyśrubowane i szansa na zaobserwowanie mankamentów jego optyki mniejsza. Obiektyw tego Skyluxa jest znośny, ale daje aberrację chromatyczną. Ważne aby mankamenty okularu nie dokładały się do tego, a przy krótkich ogniskowych okularu o to nie trudno.

     

    Po drugie i ważniejsze - bo w tym drugim wypadku masz również dostępne powiększenie 70x bez soczewki Barlowa. Podobnie gdybyś dokupił sobie np. okular 25 mm dający powiększenie 28x dobrze nadające się do oglądania szerszych pól i obiektów głębokiego nieba, miałbyś dzięki soczewce dodatkowo dostępne powiększenie 56 razy. Czyli komplet okular 10 i 25 mm + soczewka dałby Ci powiększenia 28, 56, 70 i 140 razy - wydaje się, że dość sensowny zestaw na początek.

  5. Nie czekałbym na pogodę tylko poobserwował obiekty na horyzoncie w dzień. Nawet jeśli będą na tyle bliskie że okular ostrzy poza wyciągiem, to przecież nawet trzymając go w ręku powinno się trafić na moment obrazu o którym można powiedzieć "ostry"...

    • Lubię 1
  6. "Naciąganie kolorów" czyli całościowe podkręcanie wartości barwnych, tonalnych, wyostrzanie itd. - tego nie traktowałbym jako odejścia od "realu". Dopóki zmiany wynikają z zastosowanego filtra i samego obrazu - to nadal jest wyciskanie "faktów" ze zdjęcia. Ale obróbka zdjęć często idzie dalej - tam gdzie zaczyna się tworzenie *artefaktów*. Ręczne ingerowanie w obraz, ręczne usuwanie "gumką" przepalonych fragmentów na warstwach w Photoshopie, ręczne korygowanie kształtu gwiazdek, zabawa maskami i dodawanie nieistniejących rozmyć itp. efektów - to już twórczość artystyczna, a nie dokumentacja stanu faktycznego. Zabawa ta miewa równie mało wspólnego z "rzeczywistością" co szkice - tyle że tym razem odstępstwa od "rzeczywistości" dokonywane są już całkiem świadomie.

    • Lubię 1
  7. Moje uwagi na temat psychofizjologii widzenia i percepcji wzrokowej nie miały w żadnym razie deprecjonować zabawy w szkicowanie, były jedynie odpowiedzią na pytanie o rzetelność i wiarygodność takich notatek. Odpowiedź jest taka że są one obarczone dużym błędem wynikającym z tego, że na drodze między okiem a kartką stoi ludzki mózg. Tyle - nie oceniam czy szkicowanie ma sens czy nie, bo na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.

  8. Problem z ręcznym szkicowaniem i relacją tych szkiców do rzeczywistości pokazuje dobrze przykład "kanałów na Marsie". To co widzimy to bardziej wytwór mózgu niż obiektywny obraz zebrany z siatkówki oka - składa się na to pewne podstawowe, wbudowane w głowę wyposażenie pozwalające np. rozpoznawać elementarne kształty takie jak linia prosta, okrąg itp., do tego zebrane w głowie doświadczenia, wyobraźnia itd. Nie da się od tego uciec i nie łatwo kontrolować, zachowując świadomy dystans. Po przekroczeniu pewnej sumy krytycznej bodźców sprawiających, że obserwowany obraz zawiera szczegóły pasujące najlepiej do wzorca linii prostej, zaczynamy ją "widzieć" mimo że obiektywnie jest to tylko pewna optymalizacja polegająca na wyborze najlepiej pasującego wzorca.

     

    Widzimy bardziej to co mamy w głowie niż to co dociera do oka, a niektórzy są w tym procederze tak zatwardziali, że widzą głównie to co chcą widzieć. Tak przynajmniej twierdzą niektóre małżonki ;-)

  9. 15 minut temu, OBERON RD napisał:

    (...) I już wtedy przerzuciłem się na ORWO 27 czy FOTOPAN HL i próbowałem zrobić zdjęcia planet i Księżyca. (...)

    Jeśli ktoś pamięta tamte czasy, łatwo zrozumie pokusę zabawy w fotografię cyfrową. Wówczas nie było mowy o natychmiastowym obejrzeniu zdjęcia. Wywoływanie filmu (męczarnia z koreksem w ciemnej szafie), potem zabawa pod powiększalnikiem... Film można było wywołać dopiero gdy się go skończyło, więc od momentu zrobienia zdjęcia do chwili kiedy można było sprawdzić co z tego wyszło, mijały dni a czasem tygodnie. No i oczywiście kwestia jakości, kwestia koloru... W zasięgu własnych możliwości była wyłącznie fotografia czarno-biała. O żadnym stackowaniu nie było mowy. Ktoś kto zaliczy te ćwiczenia, fotografię cyfrową traktuje jak Dar Niebios. A rysowanie... cóż, ołówki są takie same jak w latach 80-tych :-)

    • Lubię 1
  10. Moim zdaniem szkicowanie to zupełnie osobny rodzaj satysfakcji, który może, ale nie musi towarzyszyć satysfakcji z osobistych, wizualnych obserwacji. Tak jak nie każdy miłośnik wizuala czuje potrzebę fotografowania, tak nie każdy czuje się dobrze z ołówkiem w ręku i nie każdego cieszy to co jest w stanie taką ręczną pracą uzyskać. To nie świadczy wcale o odejściu od wizuala. Może raczej o odchodzeniu od szkicowania na rzecz fotografii, która stała się po prostu bardziej dostępna.

    • Lubię 1
  11. Zdarza się, że pod szkłem jest umieszczana "dekoracyjna" przesłona zasłaniająca plecy zwierciadła, wykonana z jakiegoś wrażliwego na wilgoć materiału. Spotkałem się nawet z zadrukowanym na czarno papierem, który potrafił się pod wpływem wilgoci pofalować i pozaginać, tak, że farba drukarska na krawędziach tych załamań zwyczajnie się skruszyła i odpadła. Ale w takiej sytuacji lepiej chyba zastanowić się nad usunięciem takiego materiału będącego potencjalnym źródłem wilgoci, brudu i siedliskiem jakichś drobnoustrojów...

  12. Nie jestem pewien czy bez sensu skoro widzimy że nie są to wcale oczywiste kwestie i są np. tacy, którzy dotykają optyki raz na kilka lat, a są tacy którzy czyszczą ją codziennie. Zwłaszcza że takie z pozoru banalne kwestie rzadko bywają tematem dyskusji czy porad, ludziom wydaje się często oczywiste że należy postępować tak jak postępują, a tymczasem uszkodzenie czy zagrzybienie optyki należy akurat do najprostszych wyzwań w tej branży. Wytworzenie jakichś standardów postępowania w oparciu o doświadczenie forumowiczów byłoby bardzo cenne.

    • Lubię 1
  13. Tak, chodzi o refraktor. Jakoś z Newtonami nie miałem takich obaw, wydawało mi się że zamknięcie tubusa to żaden problem bo objętość powietrza jest na tyle duża, że optyka spokojnie sobie wyschnie. Z resztą wyjęcie celi z lustrem i wymycie w razie potrzeby też nie było problemem, pajęczyny też czyściłem - a jednak w wypadku refraktora mam opory przed dotykaniem optyki.

  14. Zamiatanie nie zawsze pomoże na to co zdążyło się przykleić do mokrej soczewki w trakcie schnięcia. Poza tym czy codzienne omiatanie soczewki jest wskazane?

    Z drugiej strony wynalazki typu rajstopki same stają się z czasem źródłem kurzu i już samo manewrowanie nimi w pobliżu obiektywu rodzi kolejne ryzyka...

     

    Wiem! Najlepiej sprzedać teleskop :-)

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.