Skocz do zawartości

Hermes1937

Społeczność Astropolis
  • Postów

    800
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Hermes1937

  1. Witam, pod takim tytułem : "Kupującym ku przestrodze..." Lucjan Newelski, specjalista z optyki astronomicznej i twórca wielu teleskopów - także w Oddziale PTMA w Warszawie - zamieścił krótką historię dotyczącą zakupu fabrycznego teleskopu produkcji chińskiej i jakości jego optyki. Post znajduje się na Forum Astro4u w dziale Teleskopy, obiektywy... Zapewne każdy, kto marzy o tanim (np. 100 zł ) teleskopie, który ma służyć także do astrofotografii , a taka okazja może się trafić np. na Allegro, musi sie liczyć z kupnem sprzętu o takiej jakości , na jaką trafił nabywca tego 8" teleskopu Newtona...
  2. Witam, taka ilość tlenku ceru przy właściwym stosowaniu wystarczy na co najmniej 5 zwierciadeł...
  3. Witam, takie zwierciadło można podeprzeć na 6 punktach (czyli 3 ramiona "wahliwe" po 2 punkty podparcia). Ja w swojej "25" mam zwierciadło podparte tylko w 3 punktach, ale było wyszlifowane z płyty o grubości 35 mm - dzięki temu z dwóch płyt zrobiłem dwa identyczne zwierciadła. Jeśli chodzi o proszki - to zamiast korundu polecam karborund - jest o wiele twardszy (ok. 8 w 10 stopniowej skali twardości) i jego zużycie podczas szlifowania jest znacznie mniejsze. Natomiast dyskusyjne jest mocowanie zwierciadła do oprawy "na klej" (czyli żywicę). Fakt - jest to prostsze niż robienie bardziej złożonej oprawy na 6, 9, 12 (i więcej) punktów. Jednak nawet pomijając względy bezpieczeństwa (zawsze takie "klejenie" może puścić), należy uwzględnić wpływ różnej rozszerzalności termicznej szkła (z którego wykonane jest zwierciadło) i oprawy (aluminium lub żelazo). W Oddziale PTMA w Warszawie żadne zwierciadło nie jest mocowane "na klej". Jak znajdę jakieś zdjęcia takich opraw - to pokażę. Oto przykład mocowania głównego (na 3 punktach) i wtórnego zwierciadła: zwierciadło główne: D = 150mm (f=900 mm) Wykonane w PTMA O/Warszawa przez L. Newelskiego.
  4. Witam, właśnie od księdza Czesława Kozłowskiego dostałem zgodę (serdecznie dziękuję !) na pokazanie jego zdjęć wyciągu "Światowid" po jego runięciu w 1982 roku Zdjęcia zostały wykonane kilka lat po tej katastrofie (w 1989r lub później)
  5. Witam, - duża rozdzielczość (1/425mm) matrycy !! W lustrzance 6mpx wielkość piksela to ok. 1/130 mm, a w kamerach CCD, z których korzystam (a także na przykładzie kamer znajdujących się w wykazie w programie "Guide") przeciętny rozmiar piksela to 0.008-0.010 mm, czyli rozdzielczośc rzędu 1/110 mm. Dla porównania - wielkośc ziarna zwykłego negatywu ma rozmiar rzędu 1 - 2 mikrometrów (niestety, ziarna mają "brzydki" zwyczaj łączyć się w grupy, dlatego uzyskana (wizualna) ziarnistość negatywu może znacznie popsuć efekt końcowy zdjęcia).
  6. Witam, opisując w pierwszym poście ten "niecodzienny" seans nawet nie napisałem, czy była to klasa z gimnazjum, czy z SP. Ale, skoro do dziś poprowadziłem co najmniej 5000 seansów w planetarium, mam "jakieś" rozeznanie w poziomie przygotowania uczniów 20 lat temu, 10 i dziś. Zarówno w SP, gimnazjum a nawet w LO (na marginesie - 20 lat temu nie prowadziliśmy seansów dla klas młodszych niż, powiedzmy, II klasa LO). W każdej grupie w planetarium mogą być uczniowie zarówno z dużą wiedzą (nie tylko astronomiczną) jak i z żadną... Jeśli jednak cała grupa daje się poznać od strony bardzo słabego przygotowania, to na pewno w tym "wina" szkoły. Co ciekawe - zwykle bardziej zainteresowana jest młodzież z innych, często małych miast, niż z dużych (a o Warszawie nie wspomnę). Tak się złożyło, że na następnym seansie (tego samego dnia, 30.10.2008) miałem grupę uczniów z jakiegoś gimnazjum z samych południowych rejonów Polski. I po krótkim czasie, potrzebnym do pozbycia się tremy przez młodzież podczas udzielania odpowiedzi, młodzież aktywnie brała udział w seansie i udzielała odpowiedzi na pytania nawet sporo trudniejsze od tych związanych z programem szkolnym. A na zakończenie seansu nauczycielka podziękowała mi za prawie godzinny seans mówiąc, że na żadnym seansie (z tych, na których ona dotąd była) nie usłyszała tylu ciekawych informacji, a i seans był poprowadzony w nietypowy sposób... Miło to było usłyszeć - zwłaszcza, że nie przypominam sobie, aby w tym roku jakakolwiek nauczycielka z warszawskiej szkoły była zadowolona po (moim) seansie... Ciekawe, co ? Pozostaje mi przytoczyć na zakończenie pewną, nie tak odległą historię z naszego planetarium, a jak później opowiadałem o niej pracownikom innych planetariów w Polsce, to widziałem na ich twarzach niedowierzanie... Była wiosna 2004 roku, my - obserwatorzy PTMA - przygotowywaliśmy się do obserwacji czerwcowego przejścia Wenus przed tarczą Słońca. Akurat w maju miałem zaplanowany w CAMKu odczyt o tym wyjątkowym zjawisku, więc już pod koniec kwietnia podczas seansów zacząłem mówić o tym zjawisku, zachęcając do własnych obserwacji lub przyjścia na nasze pokazy w PTMA, i oczywiście - do przyjścia na odczyt. Chyba po 10 dniach przekazano mi "odgórnie" pewne polecenie "nie do odrzucenia". Okazało się, że kilka nauczycielek poszło dyrekcji z pretensją, że mówię o zjawisku którego nie ma w programie szkolnym, a więc tracę cenny czas (nauczycielek) na mówienie o czymś niepotrzebnym. I tak musiałem zrezygnować na szkolnych seansach dla szkół warszawskich z informowania o tym, że to tak rzadkie i efektowne zjawisko będzie w Polsce widoczne, a uczniowie w Warszawie będą mogli obejrzeć je na pokazach... Hermes
  7. Witam, dodam w takim razie "mały kwiatek" także z teleturnieju "Milionerzy" (jakieś 5 lat temu), pytanie z astronomii: "...Który z wymienionych obiektów może być widoczny z Ziemi w fazie nowiu: ? a. Słońce b. Wenus c. Księżyc d. Mars Proszę pamiętać, tylko jedna odpowiedź jest poprawna ..." Byłem bardzo ciekaw odpowiedzi uczestnika teleturnieju - chyba nawet tę jego odpowiedź uznano (wymienił Księżyc). A przecież mamy tu dwie poprawne odpowiedzi !!! I co by było, gdyby padła nazwa drugiego obiektu, a prowadzący uznał by ją za błędną i tym samym wyeliminował gracza ? Mógłby się pewnie od tej decyzji odwołać. Ale czy w ogóle o tym wiedział ? Hermes
  8. Witam, zastanawiałem się, gdzie umieścić ten post. Zdarza się w naszym planetarium, że prowadzony seans ma niecodzienny przebieg; czasami są nawet zabawne. Ale po dzisiejszym (30.10.2008) seansie w Planetarium w Warszawie uznałem, że jego opis na pewno nie nadaje się do działu z cyklu "śmiechu warte"... Na seans pt: "Ruchy Ziemi" przyszła grupa uczniów jednej ze szkół warszawskich. Nie podam ani z której klasy, ani nawet z której szkoły... Powiem tylko tyle - jednej ze szkół na warszawskim Ursynowie (a dodam, że 10 czy 20 lat temu ta szkoła była wpisywana w planetarium na nieoficjalną "czarną listę" tych szkół, których uczniowie zachowują się czasami wręcz skandalicznie... ) Seans zaczął się od uciszania zbyt głośnej grupy, a nauczycielka kilka razy przesadzała uczniów, aby niektórzy z nich nie siedzieli obok siebie... Kiedy już zaczęło się robić ciemno, usłyszałem wśród kilku uczniów jakby zaniepokojenie, a po chwili nauczycielka zaczęła wyprowadzać tych. którzy chyba spanikowali w ciemności... Kiedy wreszcie przeszedłem do opisu widocznego nieba, reakcja uczniów na moje pytania wskazywała nie tylko na ich brak zainteresowania astronomią, ale także na słabą wiedzę grupy. Stwierdziłem, że kontynuowanie opisu wyglądu jesiennego nieba nie ma sensu, więc postanowiłem seans skrócić i zakończyć go główną częścią poświęconą ruchom Ziemi w kosmosie. Zadałem podstawowe pytanie: - Jakie ruchy wykonuje Ziemia ? (w szkołach uczy się tylko o dwóch - obrotowym i obiegowym) Po chwili dziwnej ciszy słyszę: - Nas jeszcze nie uczono, że Ziemia się porusza... :o - O tym, że Ziemia się obraca wokół osi nie słyszeliście ??? - Nie... W tym momencie dodałem jeszcze pytanie w rodzaju: - To może przybyliście wehikułem czasu z epoki Ptolemeusza ? Cisza.... (chyba milczące potwierdzenie ;D) Pominę szczegóły kilku kolejnych chwil przy pokazie projektora Układu Słonecznego (chociaż nawet nie wiem, po co go włączyłem - to nie miało sensu...) Po kilku minutach zakończyłem seans. Dokładniej objaśniać ruch obiegowy Ziemi wokół Słońca, wyjaśniać, co to są koniunkcje, opozycje etc... nie miało sensu - dla tych uczniów Ziemia była najwyraźniej wielką, płaską i nieruchomą tarczą... Hermes
  9. Rok temu świat nauki obchodził okrągłą - 50 rocznicę - wysłania pierwszego sztucznego satelity Ziemi, a miesiąc później - Sputnika 2. Chyba żaden lot żywego organizmu w kosmos (oczywiście, przed lotem Gagarina) nie wzbudził takiego zainteresowania na świecie, jak lot Łajki i żaden lot nie miał tylu niewiadomych. Niewiele osób mogło się spodziewać, że na wyjaśnienie kluczowych dla tego lotu informacji będziemy czekać aż 45 lat po jego początku ! Przedstawię tutaj przebieg lotu Sputnika 2 i jego pasażera - opierając się zarówno na dokumentach z lat 1957 (i późniejszych), jak i tych ostatnich, podanych do publicznej wiadomości dopiero w 2002 roku. Więcej szczegółów technicznych związanych z tym lotem podałem rok temu na Forum "Astro4u"; tutaj ograniczę się do najważniejszych informacji, uzupełniając kilkoma nowymi szczegółami. Jest 3 listopada 1957 roku. Miesiąc po wysłaniu przez ZSRR pierwszego sztucznego satelity Ziemi (SSZ) - "Sputnika 1", kilka dni przed obchodami w ZSRR 40 rocznicy Rewolucji Październikowej. Tego dnia po południu media (głównie rozgłośnie radiowe) podają sensacyjną informację o wysłaniu przez ZSRR w kosmos drugiego sputnika, jeszcze większego niż ten pierwszy. Prasa (w Polsce) dopiero nazajutrz podaje pełniejsze informacje o tym wydarzeniu. Niżej zamieszczam fragment polskiej gazety o tym sputniku (to najstarsza zachowana w moim archiwum gazeta z wiadomościami astronautycznymi): Nietrudno zauważyć, że jeśli wielkość czcionki odpowiada randze wydarzenia, to najważniejsze są kolejno: 1. "Sputnik 2" został wysłany dla uczczenia tej rocznicy Rewolucji; 2. - ma masę ponad 508 kg i porusza się po wyższej orbicie; 3. - dopiero na 3 miejscu informacja, że na pokładzie "Sputnika 2" w kosmos poleciał pierwszy pasażer - pies Łajka. Start "Sputnika 2" nastąpił 3 listopada 1957 roku o godz. 2h 31m UT. Wszedł na orbitę o początkowych parametrach: perygeum - 211 km, apogeum - 1660 km. W przeciwieństwie do "Sputnika 1", ten "drugi" ma sporo instrumentów naukowych: m. in. do pomiaru promieniowania rentgenowskiego Słońca, kosmicznego i UV. W tekście zawarte są ciekawe informacje - np. o tym, że "Sputnik 2" nie odłączył się od ostatniego członu rakiety nośnej. Awaria, czy może jest to konieczne dla realizacji misji ? "Sputnik 2" podczas montażu Aparatura do rejestracji promieniowania kosmicznego i UV na "Sputniku 2" Jednak świat pasjonuje się głównie lotem Łajki - jak się czuje ? jak zniosła start ? Oficjalne komunikaty TASS są optymistyczne - pies dobrze znosi stan nieważkości. Przez kilka kolejnych dni media codziennie podają informacje o stanie zdrowia psa - wszystko jest w porządku. Podobno niektóre rozgłośnie informowały, że słychać było szczekanie psa !! Te zdjęcia Łajki pojawiły się wiele lat po jej locie, większość dopiero w czasach internetu. Rzadko pokazywany w książkach wykres zależności tętna Łajki na początku jej lotu. Podczas startu tętno Łajki wzrosło do prawie 300 /minutę, potem spadło do poziomu początkowego. Jednak coraz częściej media zadają pytanie - czy Łajka wróci (żywa) na Ziemię ? Chyba trzeciego dnia lotu Rosjanie podają komunikat: powrót Łajki na Ziemię nie jest planowany (tak podały u nas niektóre gazety). A zatem jest to pewna asekuracja - jeśli Łajka wróci żywa - będzie kolejny wielki sukces ZSRR, jeśli nie - to i tak lot się udał zgodnie z ogłoszonym planem. Tylko nieliczni naukowcy i inżynierowie zaangażowani w ten lot wiedzą, że do powrotu Łajki nie wystarczy jedynie włączyć silnik ostatniego członu rakiety... Pojawia się jednak wyjaśnienie agencji TASS - lot Łajki ma trwać tydzień, potem pies zostanie uśpiony. Zapewne mało znany jest forowiczom fakt, że piątego lub szóstego dnia lotu agencje światowe podały o podzieleniu się "Sputnika 2" - pojawił się obok drugi, mały obiekt. Wszyscy są pewni, że to kabina z psem oddzieliła się od ostatniego stopnia rakiety nośnej - a więc ZSRR przygotowuje się do próby sprowadzenia Łajki na Ziemię. Chyba siódmego dnia lotu podano ostateczną informację - o śmierci Łajki. Stopniowo o Łajce pisano coraz mniej. Ponownie "Sputnik 2" pojawił się w mediach w kwietniu 1958 roku, kiedy po dokonaniu 2570 okrążeń i znacznym obniżeniu swojej orbity w perygeum, "Sputnik 2" wszedł w gęste warstwy atmosfery i spłonął.* ZSRR podawał do publicznej wiadomości takie informacje, jak masa sputnika, czasami jego rozmiar, częstotliwość nadajnika, parametry orbity, etc.. Największą tajemnicą były natomiast rakiety nośne i jej parametry. Nie podawano niczego - długości, masy, nawet ilości stopni. Najwyżej można było przeczytać o użyciu "potężnej rakiety wielostopniowej". I właśnie po wysłaniu pierwszych sputników, zwłaszcza "2" i "3" zaczęły się spekulacje i domysły, jakie rakiety zbudowano w ZSRR - masa startowa rakiety powinna mieć aż 500 ton ! * W kolejnych latach świat pasjonował się lotem Gagarina, Tiereszkowej, lądowaniem Armstronga na Księżycu, budową stacji kosmicznych (Skylab, Salut, Mir), wreszcie trwającymi od 1981 roku lotami promów kosmicznych. Rzadko lot Łajki wracał "do życia" - zwykle nie w prasie codziennej, ale naukowej. Teraz fakty: Pierwszą wątpliwość - to imię psa... Dość szybko zorientowano się, że Łajka to rasa psa, a więc było mało prawdopodobne, aby wabił się tak samo (oczywiście, wyżeł mógł się nazywać "Wyżeł", jamnik mógł się wabić "Jamnik" etc...) Już 20 lat temu, pod koniec XX wieku, podano informację, że tak naprawdę Łajka nazywała się "Kudriatka" (czyli po polsku "Loczek"). Ale potem pojawiła się inna informacja, że był to pies (a nie suka!!) i wabił się "Limonczik" ("Cytrynek"). Niedawno, na spotkaniu poświęconym rosyjskim lotom kosmicznym dowiedziałem się, że obsługa wyrzutni nazywała psa "Lejek" (i nie z powodu skojarzenia z naczyniem kuchennym...) Ale niezgodność podawanego imienia psa - to najmniejsze wątpliwości... (imię Łajka jednak się powszechnie przyjęło). Oficjalnie w 1957 roku podawano, że pies został uśpiony wraz z ostatnią porcją jedzenia. Nie tak dawno przeczytałem, że podano psu truciznę, a nie humanitarny środek usypiający. Kilka lat temu przeczytałem jeszcze inną wersję - po prostu pies miał zakończyć życie w momencie wyczerpania się tlenu i pochłaniacza dwutlenku węgla lub momencie wyczerpania się akumulatorów, zasilających urządzenia w kabinie psa. Największą jednak tajemnicę (ale czy ostatnią ?) Rosjanie ujawnili dopiero 45 lat po wysłaniu Łajki - w październiku 2002 roku, podczas 53 Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego w Houston (USA), kiedy przedstawiciel RAK, Dmitrij Małaszenkow ujawnił niepublikowane dotąd szczegóły tego lotu. Kiedy Agencja TASS i oficjalne władze ZSRR podawały informacje o stanie zdrowia Łajki przez pierwszy tydzień lotu, w rzeczywistości pies dawno już nie żył... Jak bowiem było wiadomo, "Sputnik 2" nie oddzielił się od ostatniego członu rakiety, stanowiąc jeden obiekt. Na podstawie analizy toru lotu rakiety "Sputnik 1" oszacowano wówczas masę pustego, ostatniego członu rakiety (także "Sputnika 2") na 300 kg, a długość - ok. 8 metrów (dziś wiemy, że miał o wiele większe rozmiary.* Pusty kadłub rakiety nagrzał się pod wpływem promieniowania Słońca tak znacznie, że całkowicie przestał funkcjonować system podtrzymywania życia w "Sputniku 2" i temperatura w kabinie psa wzrosła do co najmniej 40 stopni. Tętno psa zaczęło ponownie wzrastać (tak jak podczas startu). Po czwartym okrążeniu Ziemi przestały nadchodzić odczyty dotyczące stanu psa. Łajka zginęła więc zaledwie kilka (5-7) godzin po starcie wskutek zbyt wysokiej temperatury i wilgoci. Kiedy zatem 4 listopada 1957 roku agencje światowe, za pośrednictwem TASS, podawały informacje o locie Łajki, ta już nie żyła od kilkunastu godzin. A jeszcze przez kilka kolejnych dni TASS podawał najnowsze informacje o samopoczuciu psa każdej upływającej doby... Na temat lotu "Sputnika 2" można przeczytać też w książce poświęconej S. Korolowowi. Kosmonauta Greczko tak wspomina rozmowę z Korolowem: "... Kilka dni po wysłaniu "Sputnika 1" Korolow został wezwany na Kreml, gdzie N. Chruszczow pogratulował mu wysłania "Sputnika 1" i przedstawił "propozycję nie do odrzucenia": .-..Nie spodziewaliśmy się, że uda się wam wysłać Sputnika przed Amerykanami. Ale wyście tego dokonali. Teraz proszę was o wystrzelenie w kosmos czegoś nowego z okazji czterdziestej rocznicy naszej rewolucji... " Było to niespełna 4 tygodnie przed rocznicą Rewolucji ! I Korolow musiał "ściągać" z urlopu swoich konstruktorów i techników, aby szalonym pośpiechu przygotować kolejną rakietę, a przede wszystkim - samego "Sputnika 2" i kabinę dla psa. Mogło to być przyczyną niesprawności układu klimatyzacyjnego. Aż trudno to sobie dziś wyobrazić, że nie wykonywano rysunków technicznych, a konstruktorzy przygotowywali tylko szkice nowych przyrządów (i całego "Sputnika 2"), a robotnicy na tej podstawie wykonywali te przyrządy ! Nie do końca wiadomo, czy nie odłączenie ostatniego członu rakiety od "Sputnika 2" to awaria, czy było to zamierzone z góry. Według wspomnień Korolowa, nie było czasu na budowę urządzenia separującego, a montaż właściwego "Sputnika 2" bezpośrednio w członie rakiety był łatwiejszy i szybszy. I jeszcze jedna ciekawostka - kiedy Łajka została umieszczona w swoje kabinie, na szczycie potężnej rakiety ? Dziś astronauci amerykańscy zajmują miejsca w kabinie wahadłowca kilka godzin przed startem. Ile zatem potrzeba czasu na umieszczenie tylko jednego psa ? Godzinę, może dwie godziny ? Nie tak dawno znalazłem zaskakującą informację - Łajka została umieszczona prawdopodobnie aż 3 dni przed startem i czekała, aż obsługa naziemna wróci i przystąpi do końcowego odliczania. Czy przez te 3 dni kabina była zasilana ze źródła zewnętrznego, czy już wtedy zużywano energię potrzebną na funkcjonowanie "Sputnika 2" w kosmosie ? Kopie "Sputnika 2" są atrakcją muzeów na świecie (w Polsce jest ich niewiele). Powyżej zdjęcia "Sputnika 2" w muzeach - z prawej wykonane przeze mnie zdjęcie kopii tego sputnika, znajdującego się w Muzeum Techniki w Warszawie. W wielu krajach poczty wydały pamiątkowe znaczki - poniżej znaczek wydany w Polsce: Literatura: M. Subotowicz "Astronautyka" (niezwykle cenna, licząca 570 stron książka, zawierająca matematyczne podstawy wysyłania rakiet i sztucznych satelitów Ziemi). James. Harford "Siergiej Korolow", inne książki astronautyczne wydane po 1957 roku; "Urania" z lat 1957-1961, oraz źródła (także NASA) w internecie. ------------------------------------------------------------------------------ * Szczegóły spłonięcia "Sputnika 2" w atmosferze ziemskiej, jak i dane rosyjskich i amerykańskich rakiet używanych w pierwszych latach "podboju" kosmosu - są na stronie Forum "Astro4u".
  10. Witam, tradycyjnie jak zawsze w poniedziałki, 20 października 2008 r nasz Oddział PTMA w Warszawie przeprowadził pokaz nieba. Dobra pogoda (czyste niebo, bez chmur, choć przy lekkim zamgleniu) sprawiła, że mieliśmy sporą grupę zainteresowanych oglądaniem nieba po odczycie w CAMKu. Pokaz trwał prawie dwie godziny, mimo że zrobiło sie dość chłodno. Jak zwykle, wykorzystany był nasz Newton 250/1400 "Dobson" - wyposażony w nowy wyciąg okularowy (zakupiony w D.O; wkrótce drugi nowy wyciąg - 2" Cryford - dar dla PTMA od D.O. - będzie zainstalowany w TN 350). Celem pokazu był na początku Jowisz, a kiedy się bardziej ściemniło - wiele innych obiektów (gwiazdy podwójne, gromady, mgławice (m. in. M57) czy galaktyka M31 - trudno wymienić wszystkie). Warto dodać, że uczestnikami pokazu były osoby od kilku lat do... powiedzmy, bez górnej granicy . Oto dwa zdjęcia z pokazu (prowadzonego przez co najmniej 3 naszych obserwatorów): Karol Wójcicki za pomocą lasera pokazuje położenia gwiazd na niebie Pokaz Jowisza Hermes (zdjęcia + pokaz)
  11. Witam, szczątki wyciągu leżały na plaży "na wierzchu" jeszcze przez kilkanaście lat. Jedno (lub może kilka) zdjęć tych szczątków pokażę dopiero po zgodzie autora na to pokazanie. Ale komputerowo tak przekształciłem jedno ze zdjęć, że przypomina... rysunek ołówkiem (dlatego będzie pokazane tylko przez kilka dni)
  12. Witam, a ja dodam, że wczasach szkolnych jeździłem tzw. kolejką wilanowską i to wówczas, gdy jej pierwsza stacja była w Warszawie (dziś skrzyżowanie Belwederskiej i Spacerowej), potem przez Czerniaków, Wilanów, kolejno do Powsina, Klarysewa, Jeziorny (znam te okolice z dawnych lat), aż do Piaseczna i Iwicznej. Ciekawe, ile dziś osób pamięta, że w stacji o nieco śmiesznej nazwie "Rozjazd Oborski" była "odnoga" tej linii do Konstancina ?? Też tam jeździłem !!
  13. "...Jastrzębia Góra - kąpielisko morskie i ośrodek wypoczynkowy nad Bałtykiem w woj. Gdańskim. W 1956 roku ok. 250 mieszkańców" - mniej więcej takie informacje podawała "Mała Encyklopedia Powszechna" z 1959 roku. Obecnie, dzięki pomiarom GPS wiemy także, że to położone najbardziej na północ terytorium Polski (54st 50' 0&" N). Więcej informacji można dziś znaleźć w Internecie i różnych prospektach: Nazwa "Jastrzębia Góra" pojawiła się już w I połowie XIX wieku i dotyczyła dużego (prawie 35 m) wzniesienia nad Bałtykiem. W 1920 nazwę tę przyjęła miejscowość i kilka lat później był to szybko rozwijający się i popularny ośrodek wypoczynkowy w niepodległej Polsce. W latach 1958 - 1977 byłem wielokrotnie w Jastrzębiej Górze na wakacjach; prowadziłem tam proste obserwacje astronomiczne, także kilku komet. Tu opiszę historię unikalnej atrakcji Jastrzębiej Góry - atrakcji, której już nie ma, a w internecie są zaledwie kilku zdaniowe informacje.... Dokładnie 70 lat temu, w 1938 roku, firma "Jastgór" rozpoczęła budowę wyciągu plażowego (windy) "Światowid", który miał woził plażowiczów na dół i do góry - niestety działał tylko do wybuchu II Wojny Światowej. Słowo wyciąg, stosowany w tamtych czasach, może dziś wprowadzać w błąd, kojarzony jest raczej w wyciągiem narciarskim, a nie z betonową wieżą wysokości 9 piętrowego budynku. Warto dodać, że była to wtedy jedyna tego typu budowla na całym Bałtyku ! Jedną z pierwszych dla mnie atrakcji w J. Górze (pod koniec lat 50) był wspomniany wcześniej wyciąg plażowy - przypominał niestety słynny "Prudential" w Warszawie zaraz po wojnie. Powybijane były prawie wszystkie szyby, na dole wieży (w jej wejściu na plaży) stała woda, a zapachy kojarzyły się nieomylnie z WC. Jedno z pierwszych moich zdjęć - wyciąg "Światowid" z ok. 1960 roku (aparat "Lubitiel") Na początku lat 60 ub. wieku Jastrzębia Góra się rozbudowywała, przyjeżdżało coraz więcej turystów.. Do tej pory nie było wejścia na wieżę. Kilkudziesięciometrowej długości pomost prowadzący na wieżę od strony "miasta" wykonany był z kratownicy - nie było jednak podłogi. Ewentualne wejście na niego przypominało by wchodzenie na słup wysokiego napięcia. Widać dwie osoby na tarasie widokowym. Po cieniu pomostu widać, że nie było wtedy podłogi... (zdjęcie z internetu) Chyba w 1965 roku zauważyłem pewne zmiany w wyciągu plażowym. Położono podłogę z desek, a platforma wokół wieży spełniała rolę punktu turystyczno-widokowego. Zabezpieczono jedynie otwory do szybów dwóch wind, aby nikt nie wpadł do środka. Zdjęcie przed zachodem Słońca (ok. 1965 rok) Nie znalazłem w Internecie informacji dotyczących rozmiarów wieży, mogę więc podać je przybliżone, na podstawie analizy posiadanych przeze mnie zdjęć. Wieża miała kształt prostokąta o wymiarach (przy podstawie) 3.5 x 5 metrów; wewnątrz były dwa szyby dla dużych, kilkunastoosobowych wind. Wysokość wieży, od wejścia na plaży do poziomy tarasu widokowego to ok. 21 metrów. Wyżej mieściła się maszynownia (dodatkowe ok. 5.5 metra). Wspomniany wyżej taras miał szerokość ok. 1,5 metra, tak więc jego zewnętrzny rozmiar to 6x8 metrów. Skoro górny taras znajdował się na poziomie klifu (ok. 30 metrów n.p.m.) to wejście na plaży było na wysokości co najmniej 8 metrów nad morzem, w odległości >15 metrów od plaży (błąd moich danych jest chyba nie większy, niż 10%). Od strony plaży trzeba było wejść po ponad 20 betonowych stopniach. Wkrótce - niespodzianka: Uruchomiono windy ! Pierwszy raz od 1939 roku można było zjechać dużą windą na samą plażę, potem wygodnie wrócić na górę, bez mozolnej wspinaczki po wysokim, stromym zboczu. Przejechałem się windą kilkakrotnie. Nie wiedziałem wtedy, że równocześnie po raz ostatni... Jedno z kilku moich kolorowych zdjęć wyciągu (1966 rok) Zdjęcie wykonane przez Krzysztofa Wilanda, które wykonał w Jastrzębiej Górze w lipcu 1969 roku. Do Jastrzębiej Góry wróciłem ponownie po kilkuletniej przerwie, w 1972 roku. Tym razem miałem również lepszy aparat formatu 6x6 cm - zostałem bowiem współpracownikiem jednego z tygodników warszawskich jako fotoreporter i wymagania dotyczące jakości technicznej i artystycznej zdjęć były wysokie. W Jastrzębiej Górze poszedłem oczywiście w stronę wyciągu plażowego. I tu czekała mnie przykra niespodzianka. Wejście było zagrodzone siatką, a napis groził śmiercią tym śmiałkom, którzy chcieli by wejść na pomost. Co się stało? Poszedłem wzdłuż skarpy, aby zobaczyć wieżę z boku. I wtedy zobaczyłem, co się stało, dlaczego wkrótce po uruchomieniu wind wszystko stanęło... Wieża przechyliła się w stronę plaży, sądząc po analizie wykonanych przeze mnie zdjęć, o dobre 1.5 m. Omal nie doszło do katastrofy - ważący pewnie co najmniej tonę pomost nie opierał się już o wieżę, ale wisiał w powietrzu utrzymywany tylko dwoma stalowymi prętami i pogiętymi poręczami. Zapewne większy o jeden metr przechył wieży i pomost runąłby na dół, a wówczas mogła by zwalić się i wieża. Przedstawione wyżej zdjęcia wykonałem w 1975 roku, kiedy już miałem teleobiektyw 300mm. Widok wieży i zerwanego pomostu po przechyleniu się wieży. Jest też w przewodnikach zdanie, że w 1971 roku wieża przechyliła się o kilka stopni, ale było niewidoczne gołym okiem (czyżby ? - patrz zdjęcia wyżej...) Przez kolejnych kilka lat byłem w Jastrzębiej Górze rok rocznie. Ostatni raz byłem w Jastrzębiej Górze w sierpniu 1977 roku; w radio usłyszałem informację o śmierci Elvisa Presleya. Wyciąg przez cały czas był nieczynny i nie było widać żadnych prac remontowych przy nim; nie został też wyprostowany. Aż do 2002 roku nie miałem żadnych informacji o jego losach - czy działa, czy tak jak przez ponad 25 od jego zbudowania, stoi znów jako runa? W tym - 2002 roku - zaplanowano w Jastrzębie Górze XXI Konferencją SOPiZ. W Internecie znalazłem interesujące mnie informacje, także o "Światowidzie" - niestety smutne. Wieża podczas sztormu runęła w stronę plaży. Kiedy ? Zaskoczeniem były dla mnie sprzeczne informacje na ten temat, na stronach WWW poświęconych Jastrzębiej Górze. Gdyby chodziło o wydarzenie sprzed 500 lat, to rozumiem, ale tak niedawne ? Sprzeczności dotyczą dwóch faktów: > Ile lat działały windy ? Spotkałem takie liczby - 2 lata, 3 lub 5 lat. Windy chodziły krótko, ale nie 2 lata i chyba nie 3 - dostałem bowiem zdjęcie (patrz wyżej) wykonane przez Krzysztofa Wilanda, które wykonał w Jastrzębiej Górze w lipcu 1969 roku - akurat podczas lotu "Apollo 11". Na wieży widać turystów, wtedy jeszcze windy były czynne. > Jeszcze bardziej rozbieżne są daty, kiedy wieża runęła: 1971 (???) rok, jesień 1981 i styczeń 1982 roku. Tę ostatnią datę widziałem na 3 różnych stronach WWW, ale były inne dni stycznia... Przez kilkanaście lat nie zdążono zabezpieczyć tego unikalnego wyciągu (podobno jedynego na Bałtyku) przed katastrofą... Rankiem 2 czerwca 2002r, spotkałem się z ks. Czesławem Kozłowskim z Jastrzębiej Góry. Ksiądz jest także artystą fotografikiem i ma dużo wspaniałych zdjęć przyrody (także z J. Góry). Jest autorem albumu pt: "Jastrzębia Góra na klifie..", wydanym w 2001 roku. Chociaż spotkanie było krótkie, to informacje dla mnie były bardzo cenne - zwłaszcza, że otrzymałem w prezencie w/w album oraz zdjęcia wyciągu "Światowid" - zarówno z lat jego funkcjonowania, jak i po jego runięciu. Jak się okazuje, winda nie była czynna w 1939 roku ! Latem tego roku, po ukończeniu budowy wieży nie zdążono zainstalować wind i silników. Tak więc inauguracja wind odbyła się dopiero pod koniec lat 60. Kiedy? Nadal informacje na ten temat są sprzeczne. Zdaniem ks. Kozłowskiego (i innych osówindy działały krótko, może 2-3 lata, ale nie 5, jak wynikałoby z podawanych dat: 1966 - otwarcie i 1971 - unieruchomienie wyciągu. A może rok 1966 bardziej pasuje do oddania wieży tylko jako punktu widokowego, a windy uruchomiono później, może w 1968 roku ? Co spowodowało runięcie wyciągu? Chyba jednak nie bezpośrednio przez fale morskie podczas sztormu, o czym wspominają niektóre informatory o Jastrzębiej Górze. Wejście do wind znajdowało się już poza plażą, na wysokości co najmniej 8 metrów nad poziomem morza i mało jest prawdopodobne, aby fale dotarły aż do fundamentów wieży. Bardziej prawdopodobne są dwie inne, niezależne przyczyny, które wystąpiły równolegle. Wibracje silników zainstalowanych na szczycie wysokiej wieży i wody gruntowe, które od lat płynęły jako małe strumyki w sąsiedztwie wyciągu. Spowodowały najpierw odchylenie wieży od pionu (patrz zdjęcia wyżej) wskutek rozmiękczenia gruntu. Wieża runęła na początku stycznia 1982 r podczas mroźnej nocy, sztormu na morzu i bardzo silnego wiatru. Prawdopodobnie nikt nie widział momentu runięcia wieży. Mogę zatem tylko sądzić, że wiatr spowodował wyjątkowo duże kołysanie wieży, potem zerwane zostały pręty podtrzymujące pomost, zwiększył się nagle przechył wieży w stronę plaży. W końcu złamało się 9 betonowych słupów w fundamentach i przechylona wieża runęła, rozbijając się kompletne. Szczyt wieży - maszynownia - znalazł się aż na samej plaży ! Jak widać, takie rozwiązanie budowlane było niewystarczające na te warunki. Podobno od 10 lat są plany odbudowy wyciągu. Ale patrząc na najnowsze zdjęcia satelitarne, nic się tam "nie dzieje". Jeśli będę mógł pokazać zdjęcia "Światowida" po jego runięciu - to chętnie pokażę. A może ktoś z naszych forowiczów ma również swoje zdjęcia tego wyciągu ?
  14. Witam, gdyby użyć barlowów o współczyniku 1.01 to może było by ich 50... Teoretycznie można by dwa - 2.5x i 4x, ale barlowy 4x są chyba rzadko spotykane. Bardziej prawdopodobne będzie rozwiązanie: 3 barlowry (w szereg) - 2x, 2x i 2.5x. A wtedy ich długość (z okularem) mogła by sięgnąć i 40 cm...
  15. Witam, zdjęcie będzie widoczne przez kilka dni, potem je skasuję...) to najdłuższy (patrz podana ogniskowa !!) teleskop przy tej średnicy zwierciadła ! Zapewne Newton zobaczył wcześniej wielki refraktor Heweliusza w Gdańsku... Pytanie konkursowe (ale bez nagród): ile barlowów wstawiono tam w wyciągu, aby uzyskać taką ogniskową ?
  16. Witam, nawiążę do wspomnianego wyżej epizodu z nagraniami Bacha... Jest rok 1969, w moje ręce "wpada" dość niecodzienna płyta - "Bach na moogu". (ciekawa okładka: Johann Bach przy moogu ) Po jej wysłuchaniu podejmuję decyzję - zostanie puszczona na "koncertach muzyki mechanicznej", które razem ze znajomymi z radiowęzła w D.S. Riviera prowadziliśmy w Sali Widowiskowej. Proszę wyobrazić sobie sytuację - po 45 minutach muzyki takich wykonawców, jak "The Rolling Stones". "Ten Years After", "Led Zeppelin" etc, ok. 150 osób słyszy, że po krótkiej przerwie usłyszą... Bacha. "I będzie rzępolenie na smyczkach", jak ktoś to skomentował... Gaśnie światło (muzykę puszczaliśmy przy niemal całkowicie wygaszonym oświetleniu - lepszy był efekt, kiedy na estradzie nie było widać kolumn głośnikowych...) I "leci" pierwszy utwór - "Sinfonia To Cantata No.29". Oto krótki fragment tego utworu: http://members.chello.pl/r.fangor/bach.mp3 (link będzie aktualny przez kilka dni) Co było dalej ? - napisałem w jednym z poprzednich postów. Ciekawostka - płyta ta (wytwórni Columbia) była jedną z pierwszych, zawierająca nagrania muzyki wykonane wyłącznie na moogu. Przypomnę - w 1964 roku, 30-letni muzyk i elektronik Robert Moog zaprezentował (w USA) po raz pierwszy elektroniczny syntezator (potrafiący wytworzyć dźwięk symulujący niemal każdy instrument muzyczny), który od swojego nazwiska nazwał go "moogiem". Jednym z twórców tej płyty był Walter Carlos, który zaprogramował tego mooga do utworów Bacha (a robił we współpracy także z samym R. Moogiem). Dodam - ten fragment nagrania Bacha został przegrany z liczącej 40 lat i nieco "zjechanej" już płyty analogowej.
  17. Witam, W 2007 roku, na "Astro4u" przedstawiłem przebiegi kilku historycznych misji astronautycznych (czasami opowiadam o nich w mojej pracy, w dziale "Astronomii i Astronautyki"). Chciałbym tu przybliżyć przebieg jednej z nich (z niewielkimi skrótami) Przedstawiam niezwykłą - jak na rok 1959 - misję międzyplanetarną (do Księżyca) z użyciem pierwszego laboratorium fotograficznego w kosmosie... Część pierwsza - wstęp. Jakieś 200 lat temu. Do ciężko chorego Williama Herschela oprócz lekarza, zostaje sprowadzony na "wszelki wypadek" pastor. Przygotowując astronoma na śmierć, roztoczył piękny obraz życia pozagrobowego. Na to Herschel: "To interesujące !! Nareszcie będę mógł zobaczyć odwrotną stronę Księżyca !!" Finał. Po 12 próbach (o czym wiemy od niedawna) wysłania w 1958 i 1959 roku przez ZSRR i USA sond do Księżyca (w tym ZSRR 7 prób - większość nieudanych), 4 października 1959 roku (dokładnie 2 lata po "Sputniku 1") o godz. 0:44 UT w ZSRR startuje bezzałogowa sonda "Łuna 3" lub "Łunnik 3" - pierwsze trzy sondy księżycowe nazywały się właśnie "Łunnikami" (przez analogię do ziemskich "sputników"). Celem jej jest Księżyc, choć jeszcze świat nie wie, jaki dokładnie jest program misji. Wiadomo jedynie, że "Łuna 3" ma kształt cylindryczny, jej średnica wynosi 120 cm, wysokość (bez anten) - 130 cm, a masa - 278 kg (bez ostatniego członu rakiety). Rosjanie nie publikują żadnych danych dotyczących rakiety. Dziś o rakiecie o nazwie Luna 8K72 wiemy znacznie więcej. Jest modyfikacją rakiety użytej do wysłania pierwszych sputników przez dodanie drugiego członu. Pierwszy, podstawowy człon rakiety Luna 8K72-1 ma długość 28 metrów i masę startową ponad 95 ton. Do tego członu dołączone są z boku 4 rakiety Luna 8K72-0 - każda z nich ma masę ok. 44 tony i długość 19 metrów. Drugi człon rakiety księżycowej Luna 8K72-2 ma masę 8100 kg, średnicę 2.56m i długość 2.84m. Właśnie dzięki niemu sonda może osiągnąć prędkość prawie 11 km/sek, niezbędną do osiągnięcia Księżyca. W sumie cała rakieta ma masę startową 277 ton i wysokość ponad 30 metrów. Lot rakiety śledzi brytyjski radioteleskop w Jodrell Bank - wówczas największy na świecie. To właśnie Brytyjczycy mogą sprawdzać rzeczywistą trajektorię sondy. Dzięki nim świat dowiaduje się, że "Łuna 3" obleciała Księżyc i znalazła się po niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca. Pojawiają się przypuszczenia do co jej misji. Ale jakie wyniki sonda prześle na Ziemię ? Co zawierała w sobie "Łuna 3" ? Można powiedzieć, że było to pierwsze zautomatyzowane laboratorium fotograficzne. Ale przecież nie można było przesłać na Ziemię negatywów ! W tym celu posłużono się dodatkowymi przyrządami. Zdjęcia były wykonywane aparatem o dwóch teleobiektywach: 200mm/5.6 i 500mm/9.5. Moc nadajnika sondy uniemożliwiała bezpośrednią transmisję zdjęć na Ziemię. Trzeba było najpierw "zapisać" zdjęcia. Amerykanie, podczas misji "Marinera 4" (w 1964 roku) użyli czegoś, co przypominało dzisiejszy magnetowid - zapis obrazów na taśmę magnetyczną i potem przesyłanie zdjęcia linii po linii na Ziemię. Ale w 1959 roku ta metoda była jeszcze dla Rosjan niedostępna. Użyto więc specjalnej błony 35mm, odpornej na większe promieniowanie i wyższą temperaturę. Automat regulował czas naświetlania w zależności od jasności obiektu. Po naświetleniu błona była wywoływana, utrwalona i suszona. Nie mam szczegółów dotyczących budowy tego urządzenia, ale każdy kto zajmował się obróbką materiałów fotograficznych wie, jakie muszą być parametry kąpieli (zwłaszcza wywoływacza), aby proces przebiegł właściwie. Dla przykładu podam tu zależność czasu wywoływania błony od temperatury. Jeśli standardowa temperatura to np. +20 stopni, to ogrzanie wywoływacza o 5 stopni spowoduje przyspieszenie procesu wywoływania o około 40%, a obniżenie o 5 stopni (czyli do +15 stopni) konieczność wydłużenia wywoływania o około 60%. Wartości te zależą od rodzaju błony i składu wywoływacza. Nadmierna temperatura wywoływacza powoduje wzrost zadymienia. Do tego wywoływacz może być tylko mieszany, ale nie wstrząśnięty... Błona po całej obróbce była gotowa do kolejnego etapu -skanowania i potem wysłania na Ziemię w postaci cyfrowej. Światło lampy skanera przechodziło przez błonę i zdjęcie było przetwarzane do postaci cyfrowej w rozdzielczości 1000x1000 punktów, a więc bardzo dobrej jak na ówczesne możliwości fotoelektroniki i kamer TV. Po raz pierwszy w "Łunie 3" Rosjanie zastosowali baterie słoneczne, które miały ładować akumulatory sondy i wydłużyć jej czas działania. Trajektoria "Łuny 3" "Łuna 3" musiała być bardzo precyzyjnie wprowadzona na właściwą trajektorie już podczas startu, bowiem nie miała silników do korekty lotu. 6 października o godz. 14:16 UT "Łuna 3" minęła Księżyc w odległości ok. 7884 km (od jego środka) i zmieniła kierunek lotu tak, że znalazła się za Księżycem. Wcześniej układy orientacji sondy ustabilizowały jej ruch, czujniki znalazły Księżyc i Słońce, po czym obiektywy aparatu zostały skierowane ku Księżycowi. Zdjęcia były wykonywane od godz. 3:30 do 4:10 UT (7 października), z odległości ok. 66000 km od Księżyca. Obiektyw 200mm obejmował cały Księżyc, a 500mm tylko fragmenty jego tarczy. Patrząc z sondy, Księżyc był niemal w pełni, a niewidoczna z Ziemi część Księżyca zajmowała ok. 70% widocznej z sondy jego powierzchni.. Pierwsza próba przesłania zdjęć zakończyła się jednak niepowodzeniem ze względu na zbyt słabą moc sygnałów nadajnika. "Łuna 3" poruszała się po orbicie eliptycznej z apogeum ok. 468 000 km - tę największą odległość osiągnęła 11 października, po czym zaczęła się zbliżać do Ziemi. Perygeum (48280 km) minęła 18 października i wtedy pomyślnie przesłała zdjęcia na Ziemię. Opublikowane kilka dni później (konieczny był tzw. retusz) zdjęcia wywołały sensację, mimo iż ich jakość nie była najlepsza. Po raz pierwszy zobaczyliśmy odwrotną stronę Księżyca !! (nie ciemną, jak piszą najczęściej media - takiej strony Księżyca nie ma !!) Niektóre zdjęcia były złej jakości... najlepsze zdjęcie po korektach - ogniskowa 200mm najlepsze zdjęcie teleobiektywem 500mm Na podstawie tych zdjęć zidentyfikowano dziesiątki nowych kraterów, góry i morza. Najbardziej znanymi obiektami są: Morze Moskwy[/n] i krater Ciołkowskiego. Oczywiście pojawiły się wątpliwości, czy zdjęcia są autentyczne. Ale kiedy Amerykanie otrzymali swoje zdjęcia odwrotnej strony Księżyca z sond Lunar Orbiter, nikt nie miał wątpliwości, że zdjęcia "Łuny 3" były prawdziwe. Powyżej - mapa odwrotnej strony Księżyca na podstawie analizy wszystkich zdjęć. Ciekawy był dalszy los "Łuny 3". Krążyła wokół Ziemi po tak odległej trajektorii, że powinna istnieć przez setki lub tysiące lat. Ale jej apogeum, znajdujące się poza orbitą Księżyca sprawiło, że podczas kolejnych obiegów zbliżała się do Księżyca, ten zmieniał jej kształt orbity i po zaledwie kilku miesiącach, bo 29 kwietnia 1960 roku, "Łuna 3" zakończyła swój żywot w atmosferze Ziemi. Planowano utrzymywać łączność przez kolejne dni i tygodnie. Niestety, 22.10.1959, podczas drugiego obiegu, łączność została nagle przerwana. Interpretowano to jako skutek zderzenia z meteorytem, ale sądząc po 50 latach wysyłania tysięcy sztucznych satelitów Ziemi i ich pracy, jest to chyba mało prawdopodobne. Być może doszło do awarii nadajnika lub innego urządzenia sondy. Wydarzenie, jakim był lot "Łuny 3" został uczczony w wielu krajach m. in. poprzez wydanie znaczków pocztowych. Znalazłem w swoich zbiorach jeden z nich: Literatura: wydawnictwa Akademii Nauk ZSRR (m. in. dokumentacja wyników pt: "Odwrotna strona Księżyca"), "Urania" z lat 1957-1959, polskie książki z astronautyki i... internet (także dane NASA.
  18. Witam, tylko dla formalności - skoro była użyta soczewka barlowa, to obraz (fotografowany) nie jest już w ognisku głównym. Nie można też wykluczyć odblasku w samym aparacie - kiedy Księżyc zajmuje większą część klatki (a nawet się nie mieści), to jest możliwe, że część światła "księżycowego" odbiła się od błyszczącej krawędzi wewnątrz aparatu i dało to taki efekt. Takie przypadki się zdarzały (sam mam do dziś Practikę).
  19. Witam, Mogę powiedzieć, że w tym przypadku końcowa jakość dźwięku niemal w równym stopniu zależała od jakości nagrania magnetofonowego, jak i późniejszej cyfrowej korekty dźwięku. Inaczej mówiąc - mając złej jakości nagranie oryginalne, nie uzyskał bym wysokiej jakości dźwięku, nawet po poprawkach na komputerze. Akurat magnetofon którym dysponowałem był - jak na lata 60 ub. wieku - wysokiej jakości (sprawny do dziś). Był to "domowy", ale o półprofesjonalnej jakości, magnetofon stereofoniczny dwuścieżkowy (firmy AEG). Warto zaznaczyć, że ówczesne magnetofony monofoniczne były dwu- albo czterościeżkowe, ale stereofoniczne (np. ZK-246) - tylko czterościeżkowe. Nietypowym rozwiązaniem było także użycie niezależnych głowic - zapisującej i odczytującej, a nie tzw. uniwersalnej, powszechnie stosowanej w domowych magnetofonach. Mogę więc powiedzieć, że ten magnetofon, zwłaszcza przy prędkości 19 cm/sek, miał jakość dźwięku zbliżoną do profesjonalnego sprzętu. Korekta nagrania magnetofonowego bardzo przypomina mi współczesne opracowywanie zdjęć cyfrowych. Redukcja szumów czystej taśmy to nic innego, jak odejmowanie na zdjęciach "dark frame'ów"). Najwięcej czasu zajęło mi redukowanie przydźwięku (kable mikrofonowe było blisko kabli sieciowych...) oraz wyrównanie poziomu głośności. Domyślam się, że zdecydowanej większości forowiczów obce będą nazwy tak popularnych wówczas polskich magnetofonów, jak słynna "Melodia", "Piosenka", czy najlepszego wówczas "Tonette" (nazywanego popularnie "tonetką"). "Melodia" dziś mogła by pełnić rolę przeciwwagi w średniej wielkości teleskopie (ciężar 18 kg!) , a jej pasmo przenoszenia dla 9,5 cm/sek było "zauważalnie lepsze od pasma słuchawki telefonicznej" (o dynamice - rzędu 35 dB nie warto wspominać; dla porównania - magnetofony studyjne miały 60 dB, a dzisiaj płyta CD >90 dB !). A warto dodać, że pierwsze magnetofony w historii (choć nazywały się inaczej - tzw. "Stille"), to był sprzęt wyłacznie studyjny ! Stalowa taśma na krążku, przeznaczona do 20 minutowego zapisu ważyła jakieś... 8 kg! Trzeba było mieć także mikrofon - akurat znalazłem opis polskiego mikrofonu domowego, który z podstawką stołową ważył zaledwie 8.25 kg (!) A ja miałem nieco lżejszy, lepszy i czulszy (czasem nawet za bardzo...) Mogę dziś tylko "gdybać" co by było, gdybym miał godzinę więcej czasu na przygotowanie się do nagrań. Może "zdobył" bym drugi mikrofon, który by nagrywał zespół na drugiej ścieżce, a właściwe zmiksowanie zespołu i solisty było by potem bardzo proste. Albo gdybym miał drugą taśmę i nagrał cały koncert... Było to możliwe nawet wówczas, ale konieczna była by minutowa przerwa "techniczna" na zmianę ustawienia taśmy. Ale wtedy tego nie zdążono ze mną uzgodnić i nagrałem tylko tyle, ile się zmieściło na jednym kanale...
  20. Witam, dzisiaj (6-10-2008), zgodnie z zapowiedzią, na cotygodniowym spotkaniu w Oddziale PTMA w Warszawie, był czas na wspomnienie nagrań Marka Grechuty, w tym - puściliśmy większość piosenek nagranych przeze mnie podczas koncertu w D.S. Riviera (Warszawa) w 1969r. W kameralnym gronie wysłuchaliśmy, po zapowiedzi Grechuty, następujących piosenek: "Tańczą panowie i tańczą panie na moście w Avinion", "Koń darowany", "Pomarańcze i mandarynki", "Tango Anawa", "Niepewność", Nie chodź dziewczyno do miasta", Powrót" oraz dwóch piosenek zaśpiewanych przez Jana Pawluśkiewicza: "Bajka" i "Inez" (tylko fragment). Mam nadzieję, że mimo upływu 40 lat od tych nagrań i pewnych niedoskonałości technicznych, nagrania się podobały...
  21. Witam, szkoda, że nie ma podanego czasu naświetlania tego zdjęcia. Skoro było wykonane przy ogniskowej 2400mm (to co sprzęt o tak długiej ogniskowej, i to na balkonie ? - refraktor czy Newton ?), to obraz był ciemniejszy i czas naświetlania był pewnie rzędu ułamka sekundy, co przy tak długiej ogniskowej bez prowadzenia musiało dać w efekcie poruszenie Księżyca na negatywie. Zdjęcie jest znacznie poruszone - i to o ok. 15 pikseli ! W dodatku pod innym kątem, niż ten "obiekt" nad Księżycem. Nie może więc to być np. jasna gwiazda. Ten ślad jest dokładnie równoległy do krawędzi zdjęcia (zakładam, że odbitka nie była kopiowana "ukośnie") - prawdopodobieństwo uchwycenia samolotu poruszającego się w ten sposób względem orientacji aparatu (równoległy) jest minimalne. Może to być tzw. paproch na negatywie (lub istniejący w maszynie wykonującej odbitki), ale znów to położenie... Według mnie, jest to mechaniczne uszkodzenie negatywu (i to małe, bowiem typowa rysa była by dłuższa).
  22. Witam, tak dla przypomnienia - 9 października przypada druga rocznica śmierci Marka Grechuty. W Oddziale PTMA w Warszawie (CAMK, ul. Bartycka 18) prawdopodobnie będzie chwila, aby powspominać tego artystę, a także posłuchać jego piosenek. W tym także fragmentu koncertu z Riviery (z 1969r ?) Spotykamy się w poniedziałek, 6 października 2008r. O godz. 17 w Sali Wykładowej CAMKu będzie pierwszy (z nowego cyklu) odczyt pt: "Niebo w promieniach gamma" Sekretariat PTMA będzie czynny od godz. 18. Nagrania będziemy mogli puścić ok. 19 (w zależności od ilości interesantów do nas...)
  23. Witam, dziękuje za kolejne wskazówki. Nie wykluczam, że to mogła być Telewizyjna Giełda Piosenki lub (jak pisze E.Eri) "W latach 1963/1973 – Giełdy Piosenki w Warszawie, organizowane są - jako impreza Polskiego Radia. Najpierw, jako impreza Programu III Polskiego Radia, w latach 1963/1966. (...)" O ile sobie przypominam, piosenki biorące udział w takiej Giełdzie nie były wykonywane przez piosenkarzy i zespoły "na żywo", a głosowali na nie słuchacze Polskiego Radia. Jeśli to miał by być rok 1967, to jesień, ponieważ nagrania wykonałem na amerykańskiej taśmie, którą po raz pierwszy "zdobyłem" we wrześniu 1967 roku. Z kolei za rokiem 1969 przemawia inna okoliczność - wtedy (1968-1969) w Rivierze byłem jednym ze współorganizatorów tzw. "Koncertu muzyki mechanicznej". Studenci przynosili płyty z najnowszymi przebojami, z tego robiło się jedno nagranie i puszczało dla licznego audytorium. Ktoś, kto dzwonił do mnie w sprawie pomocy w nagłośnieniu Grechuty, był stałym bywalcem tych koncertów. I ciekawostka: na jednym z ostatnich takich koncertów (jaki prowadziłem), w drugiej części, zapowiedzieliśmy utwory... Bacha. Po sali rozległ się szmer zawodu... Puściliśmy prawie całą płytę i potem publiczność "oszalała" - zażądała powtórki!! A że Sala Widowiskowa była zarezerwowana na następną imprezę, przenieśliśmy cały sprzęt (magnetofon + wzmacniacz + kolumny) do mniejszej sali klubowej i tam poszło to wszystko jeszcze raz. Dodam, że była to jedna z pierwszych na świecie płyt, wykonanych na moogu, który był sterowany przez komputer ! A kilka lat później, kiedy puściłem płytę znajomemu muzykowi, po wysłuchaniu skrzywił się i powiedział: "Wykonane zbyt perfekcyjnie..." P.S. Dołączam jeszcze jeden fragment z koncertu Grechuty - właśnie zapowiada zespół Anawa http://members.chello.pl/r.fangor/zapowiedz.mp3 (link będzie dostępny przez kilka dni)
  24. Witam, spróbuję i tą drogą przez "Piwnicę..." Dodaję teraz fragment innej piosenki - zaśpiewanej przez Jana Pawluśkiewicza (a Marek Grechuta grał zamiast niego na fortepianie...) http://members.chello.pl/r.fangor/pawlusk1.mp3 Zdarzały się sprzężenia akustyczne między czułym mikrofonem a kolumnami głośnikowymi, co niestety tutaj słuchać. Pewna moja uwaga - ponieważ moim zadaniem było nagłośnienie solisty (a nie zespołu), dlatego sam zespół słychać na "drugim planie" (a Pawluśkiewicz w pewnym momencie "dał głos"...). Dołączam jeszcze okładkę płyty, zrobionej (w jednym egzemplarzu) przeze mnie dla siebie. Na zdjęciu - D.S. Riviera w roku 1969. P.S. Po zakończeniu jednego z utworów ("Niepewność") Grechuta informuje, że piosenka ta jest zgłoszona do wykonania na Giełdzie Piosenki (nie mówi gdzie) i że Giełda jest punktowana.
  25. Witam, z całą pewnością nie była to Riviera-Remont, ale sala widowiskowa wewnątrz Akademika - spełniajaca również rolę sali kinowej na ok. 200 osób. W latach 1967-1970 (może i dłużej) były w tej sali organizowane tzw. maratony filmowe - trzy filmy po kolei, przez całą noc.. Przed wydaniem pierwszej płyty w Polskich Nagraniach, Grechuta nagrywał dla Polskiego Radia. Od początku 1970 roku nie mieszkałem już tak blisko Riviery, więc rok 1970 odpada...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.