No dobra, to porozmawiajmy o czymś naukowym a jednocześnie zrozumiałym dla wszystkich.
Wystartował wczoraj pierwszy kosmiczny okręt żaglowy. Co prawda wciąż nie wiemy, co się z nim stało, krąży gdzieś na nieznanej orbicie, czy przepadł, dyskusja na ten temat toczy się na zaprzyjaźnionym forum astro4u. Chociaż muszę przyznać, że pomysł wystrzeliwania satelity z okrętu podwodnego w przerobionej rakiecie nauklearnej był dla mnie co najmniej szokujący:
Ale załóżmy, że wejdzie na orbitę i polata przez miesiąc. Chętnie odszukam go na nocnym niebie.
Czy sądzicie, że z takim napędem da się gdzieś dolecieć? Rozumiem, że przy odpowiednio dużych żaglach da się osiągnąć lepsze przyśpieszenie niż 1 mm/s^2, które zakładano dla Cosmos 1. Oczywiście, są tu problemy wytrzymałości materiałów.
Ale, policzyłem właśnie ze szkolnego wzoru s=at^2/2, że nawet z a=1 mm/s^2 da się przelecieć te 55 mln km do Marsa (przy opozycji) w 121 dni. To nie brzmi tak przerażająco.
Oczywiście, masa takiego statku załogowego byłaby wielokrotnie większa, niż te 100 kg Cosmosa. Tyle samo razy musiałaby się zwiększyć powierzchnia żagli.
Z drugiej strony, przyjemną sprawą odróżniającą żeglowanie w kosmosie od żeglowania w wodzie jest fakt, że nie trzeba halsować. Wystarczy obrócić się dziobem do Słońca, żagle zmienią się w hamulec i wskutek spadku prędkości orbita się ścieśni i znajdziemy się bliżej Słońca.
Czytałem też o planach popychania takiego statku laserem z Ziemi. To już zupełnie brzmi jak s-f.
No i co wy na to, astronauci statku kosmicznego Ziemia?