Witam Wszystkich. Pewnie niektórzy z Was zaproponują zorganizowanie nowego działu o nazwie "O, Dżizuuus!!!" i przeniesienie tam niniejszego postu jako przypadku klinicznego. No to do rzeczy.
Mam dylemata natury geometryczno-optyczno-astronomicznej.
Trzy punkty w przestrzeni zawsze tworzą płaszczyznę (prosta to przypadek) a konkretnie trójkąt. Jeśli jednym z tych puktów jest oko obserwatora, to widzi on ten trójkąt jako odcinek. Dwa pozostałe punkty to środek matowej kuli i żródło światła. W zależności od kąta "o" (z wierzchołkiem w oku) i stosunku odległości do kuli "k" i do źródła "s", granica oświetlonej i nieoświetlonej części powierzchni kuli będzie wklęsła lub wypukła w kierunku "s", ale zawsze punkty jej przecięcia z obwodem kuli (widzianej z daleka jako koło) utworzą odcinek (tu roboczo "ść" - światło/cień) prostopadły do odcinka k-s.
To dlaczego gdy się patrzy na księżyc w ciągu dnia, odcinek "ść" nie zawsze jest prostopadly do kierunku księżyc-słońce? Najbardziej to widać po pierwszej kwadrze - np. 30.12.2006 godz. 15:00 słońce było nad horyzontem na na SW, księżyc na wysokości 30 - 40 stopni w na E, więc odcinek "ść" powinien być pochylony w prawo w kierunku słońca, a był w lewo! Mam program "SkyMap" i tam zawsze jest prostopadły.
W programach tupu planetarium odcinek "ść" jest z grubsza prostopadły do ekliptyki, ale
1) nie da się w dzień wyznaczyć ekliptyki na podstawie mapy i gwiazd,
2) ekliptyka jest pojęciem z dziedziny ruchu ciał niebieskich a widok księzyca zależy od wzajemnego położenia księżyca, słońca i obserwatora w danej chwili, więc nie ma znaczenia, jak te trzy obiekty sie tam znalazły.
Przepraszam wszystkich, którzy z mojej winy osmarkali monitor lub dostali kolki - nie było to moim zamiarem. Gdyby działał FAQ, najpierw bym tam zajrzał.