Dobry kawał powinien być krótki, ale tu się nie da.
Apollo 11 poleciał na księżyc. Ruskie dowiedzieli się i "Co??!! Oni pierwsi?!" Do rakiety, w rurę i za nimi. Przylecieli prawie razem, już się mieli wziąć za łby, kto był pierwszy, ale patrzą - ktoś trzeci ich wyprzedził. Jakieś bunkry, maszty, anteny. Chodzą, macają, a tu z jednego bunkra wyłazi takie małe zielone, włączyło urządzenie tlumaczące i pyta kim są.
- A ty skąd jesteś?
- A z układu tej gwiazdy - o, tej.
- Ale to nasz Księżyc, koło naszej Ziemi lata.
- No i co z tego? Do tej pory nie umieliscie przylecieć. Miejsca nie brakuje, stawiajcie sobie swoją bazę. Albo wiecie co, ja już się miałem stąd zbierać a nie chce mi się tego wszystkiego zwijać. Powiem swoim, że już przylecieliście, może dostanę zgodę żeby wam wszystko zostawić.
Poszedl się połączyć, wraca i mówi:
- No, dobra wasza, dostałem zgodę. Ale ... zgodnie z prawdą zameldowałem, że wy coś nie bardzo jednakowi jesteście, chociaż z jednej planety. Gadacie inaczej i patrzycie na siebie bykiem, więc dostaną wszystko tylko jedni z was.
- Którzy?
- A ci, co mają lepszą technikę.
- A jak to sprawdzisz?
- A bardzo prosto. Macie tu dwa jednakowe bunkry. Którzy pierwsi wejdą do środka (oczywiście kluczy wam nie dam) dostaną całą bazę.
Zamknął się w trzecim i patrzy. Po paru godzinach "dzwoni" do swoich:
- Szefie, weśli jedni i drudzy.
- Którzy pierwsi?
- Ci z niebieską gwiazdą i paskami.
- O ile wcześniej?
- Parę sekund.
- Niedobrze, to przypadek. A jak weszli?
- Najpierw próbowali rozszyfrowac zamek. Ale się uśmiałem z ich komputera. Potem próbowali przeciąć drzwi laserem. Z laserem na nasze materiały - myślałem, że pęknę. Potem próbowali palnikiem plazmowym, też się uśmiałem. W końcu przekopali się od spodu.
- Przez piach?
- Nie, przez skałę.
- Dobrzy są, daj im tę bazę.
- Ale szefie, ci drudzy - z czerwoną gwiazdą - co prawda ciut później, ale weszli przez drzwi.
- Rozszyfrowali?
- Nie, rozbili.
- CZYM ??!!
- Nie wiem, trudno się rozeznać w obcej technice. Ogólnie przy pomocy zwykłego młota i jakiegoś pola siłowego, które w swoim języku nazywali "job twaju mać".