Skocz do zawartości

Jarek

Społeczność Astropolis
  • Postów

    2 225
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Jarek

  1. Potwierdzam radę polarisa -jedną z możliwych przyczyn nieostrego obrazu odległych obiektow naziemnych mogą być silne turbulencje powietrza przy ziemi. Przy obserwacjach na odległości rzędu ponad pół km potrafia nieźle rozwalać obraz już przy powiększeniach niewiele ponad 25x. Dlatego np. lunety obserwacyjne [spottery] często mają zakres powiększeń do ok. 60x, dosyć rzadko więcej. Z maksymalnych powiększeń takiego sprzętu korzysta się i tak tylko w sprzyjających warunkach, odpowiedniej porze dnia itp.

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S. Jeśli używałeś sławnej 'soczewki odwracającej', to wg. opinii użytkowników pogarsza ona jakość obrazu w zauważalny sposób. Zwykle też powoduje ona wzrost powiększenia o czynik 1.5x, co też robi swoje.

  2. Ano, zastrzegałem się,że nie wiem tak do końca, co to za cudo. W tej sytuacji zdjęcia mówią niewiele, jeśli nie widziało się nic podobnego. Z drugiej strony umieszczone tam, gdzie zwykle na tubie siedzi szukacz.Nie ma zarysu lunetki,za to zasilanie i jakieś pokrętła do regulacji. Stąd ów domysł ze jest to jakiś rodzaj telrada/starpointera. Tylko brak mi tego przeziernika/szybki. Przyjąłem,że może ułamany -aczkolwiek nie mogę na zdjęciu zidentyfikować miejsca tego ułamanego plastiku, o którym piszesz. No chyba, żeby to był po prostu pilot od montażu z niewyjaśnionych powodów przymocowany do tuby zamiast szukacza przez "pomysłowego" poprzedniego użytkownika. Ten długi kabel mnie trochę niepokoi. Jeszcze inna możliwość mi przychodzi do głowy,że to może jakiś wskaźnik laserowy -ale to już czysta spekulacja.

    Pozdrawiam

    -J.

  3. Obawiam się,że w kwestii szukacza możesz mieć rację, niestety. Z wyciągiem i ostrzeniem sprawa się wyjaśniła -też niestety. O ile szukacz łatwo czymś zastąpic, nawet muszkę i szczerbinke zastosować, to z wyciągiem grubsza kombinacja. To szajs plastik, podobny mam w travellerze 80/400. Wymiana na porządniejszy chyba odpada -koszta. Ale można spróbować naprawy we własnym zakresie. Jeśli zęby tej listwy są wyłamane gdzieś na końcu, to może wystarczy ja zamocować odwrotnie lub przesunąć -po sprawdzeniu mniej więcej, gdzie powinno ogniskować. Gorzej, że będziesz musiał dbać o parfokalność okularów do tego cacka [tzn. by ogniskowały mniej więcej przy tym samym ustawieniu wyciągu]. Wyjście [prawie] ostateczne to zastąpienie tej zębatej listwy nową, np. wyszabrowanym fragmentem plastikowego paska zębatego z jakiejś drukarki idącej na złom [pytać w serwisach komuterowych?]czy podobnego urządzenia. Trzeba będzie tylko znaleźć taki o profilu pasującym do Twojej zębatki.

    Pozdrawiam

    -J.

  4. Nastawa ostrości -na zdjęciu widać normalny wyciąg okularowy,tak samo to działa jak w Syncie z którą się zetknąłeś. A jak daleko był ten krajobraz za oknem? Jeśli to były drzewa lub budynek odległy o kilkanaście/kilkadziesiat m, to problem mógłby teoretycznie leżeć w zakresie ruchu wyciągu. Szczególnie, jeśli np. masz sporą krótko/dalekowzroczność i ogniskowałeś bez szkieł na nosie. Zakładam,że używałeś kątówki -większość małych refraktorów nie jest w stanie w ogóle na cokolwiek wyostrzyć bez niej, z okularem włożonym wprost do wyciągu. Czy wyciąg normalnie się przesuwa, jak kręcisz pokrętłem?

    Co do szukacza, to na oko to jakiś kolimatorwy celownik typu telrad/starpointer, wyświetlający wskaźnik na szybce przeziernika. Nie znam tego modelu, ale na oko mógłby być kompletny. Po kablu zasilającym ze zdjecia widać,ze zasilanie ma z montażu, więc tak jak on nie będzie działał bez baterii.

    Pozdrawiam

    -J.

  5. Wbrew pozorom zjawisko jest b. pospolite. Można też je zobaczyć z rejsowego samolotu w locie nad chmurami. Tylko trzeba siedzieć przy oknie od strony przeciwnej niż słońce. Zwykle najłatwiej zauważyć samą glorię, czyli to tęczowo-kolorowe kółko, niż sam cień maszyny.

    Ja po raz pierwszy widziałem to z samolotu, choć po górach chodzę od lat przeszło 20-tu -jakoś długo nie mogłem upolować. W tych ostatnich pierwszy raz udało mi się grudniową porą w Tatrach 2 lata temu, zjawisko było fenomenalnie intensywne, gdzieś tam mam zdjęcia. Co ciekawe, w okolicach ostatniego Sylwestra również byłem w Tatrach i znów mi się trafiło, choć słabe.

    Z tych doświadczeń pokuszę się o mała analizę szans:

    -musi to być wysokie pasmo górskie, tak aby chmury mogły się przewalać przez grzbiety poniżej obserwatora [dlatego łatwiej Tatry, niż Beskidy]

    -słońce musi być nisko, czyli jesienno zimowe klimaty rano lub przed zachodem słońca; chodzi o to,byśmy widzieli rzut naszego cienia na chmury względnie blisko nas

    -oczywiście odpowiednia pogoda, czyli w górze słońce, chmury niżej

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S. Oczywiscie gratulacje dla ade. Przy okazji, gdzie to było robione? Kosówka i widok terenu na fotkach sugerują mi albo Babią Górę [i szeroko rozumiane okolice] albo Tatry Zachodnie.

  6. Wszystko zależy od tego JAK nosisz. Noszenie ciężkiego nieporęcznego grata w rękach to nieporozumienie. Największym elementem teleskopu na Dobsonie jest zwykle tuba optyczna. Jedynym rozsądnym sposobem jest noszenie tego na plecach lub na pasie przez ramię.

    Pomysł z zakupem 130mm na EQ2 wydaje mi się średnio rozsądny. Zobaczysz przez niego mniej niż przez 6 czy 8" -praw fizyki nie oszukasz. W dodatku w transporcie to wcale nie będzie dużo łatwiejsze, ze względu na niezbyt wygodny w przenoszeniu i ciężki paralaktyk -on będzie ważył tyle samo lub więcej, niż montaż Synty 8". Nie da się go nosić na duże dystanse w ręku, bo za ciężki i nie można postawić na gruncie bez rozkładania statywu. A tuby od 130-tki też w ręku nie będziesz niósł. Więcej też będzie roboty ze składaniem tego w polu do kupy, a w Dobsonie po prostu sadzasz tubę na skrzynce montażu i jazda. Ja czasem łażę po nocy "ubrany" w montaż EQ3-2 i torbę z Makiem 127, ale ten jest króciutki, kilka razy mniejszy czy to od 130/650 czy 130/900 Newtona: tuba ma ze 30cm, a nie 70 czy 90. Na dokładkę statywy w tych EQ2, EQ3 raczej nie są zaprojektowane do łatwego przenoszenia -by móc swojego paralaktyka uczynić mobilnym, musiałem wywalić półkę na akcesoria oraz zrobić do transportu mocowanie przeciwwagi na końcu jednej nóg statywu. Inaczej nie dało się montażu wieszać na ramieniu ze względu na zbyt wysoki środek ciężkości, nawet bez przeciwwagi zamontowanej na głowicy. Po prostu statyw alu jest stosunkowo lekki, a głowica dosyć masywna, nawet po zdjęciu ciężarka. Całość miała tendencję do wywracania się do góry nogami.

    Pozdrawiam

    -J.

  7. Co do wożenia Synty na tę działkę, to może być dobry sposób. Z kolei obserwacje planet mogą być robione oprócz balkonu gdzieś z osiedla, na którym mieszkasz, pod warunkiem,że masz gdzieś kawałek przestrzeni między blokami z otwartym niebem i w dodatku jakoś bezpieczny -np. ochroniarz na parkingu obok, czy coś. Na balkon pod te Synty będziesz musiał zrobić małą podstawkę,aby podwyższyć nieco montaż -inaczej przeszkadzać będzie balustrada. No i na którą stronę świata ten balkon patrzy?

    Jeszcze dwie sprawy są istotne jeśli chodzi o transport autem i wynoszenie teleskopu z domu. Auto najlepiej jeśli 3-5-drzwiowy hatchback, inaczej będą problemy z załadunkiem tej 8". 6" ma podobna długość tuby [ok.1.2m], ale za to jest chudsza.

    No i ból największy: schody z 4 pietra. Od razu pomyśl o jakimś pasie nośnym czy worku transportowym na tubus. Bez tego nie dasz rady transportować samodzielnie sprzętu za jednym podejściem z mieszkania na parking. Waga obu tych teleskopów wyklucza przenoszenie tego po schodach w jednym kawałku -wiem, bo nosiłem tak z 3-ciego piętra małego Dobsona 130/650, który był mały i ważył ca 10kg. Powieszenie na sobie tuby w sposób umożliwiający manewry nią [by nie rozwalić teleskopu ani kwiatków na parapetach] rozwiązuje sprawę znakomicie, a sam montaż to jest skrzynka, która można nosić w ręku i w każdej chwili postawić na ziemi.

    Pozdrawiam

    -J.

  8. Niestety, w warunkach, jakie opisuje ade, nie ma szans na obiekty typu M1 -liczy się nie tyle samo magnitudo, co jasność powierzchniowa. Zwarte obiekty w rodzaju jasnych gromad otwartych, kulistych, czy nawet małe, ale zwarte jasne planetarne jak ten Eskimos dobrze odcinają się od tła nieba,zatem LP i Księżyc nie gasi ich do końca. Wszelkie rozmyte mgiełki,a do takich M1 należy, zginą natychmiast.

    Ty walczyłeś bez skutku Syntą 12" pod Księżycem i LP, a ja obserwowałem swego czasu M1 przez 130mm Newtona , czyli ok. 5". Tylko to były bezksiężycowe noce, paręnaście km za miastem. Eskimosa udało mi się tym sprzętem [choć mógł to być już Mak127] prawdopodobnie [nie jestem 100% pewny] wyłapać raz z balkonu w mieście.

    Do planetarnych to zdaje się mogą pomóc filtry, bo te obiekty mają charakterystyczne widmo, a Ty masz spory zapas apertury na zabawę z silnie selektywnymi filtrami.

    Pozdrawiam

    -J.

  9. To jeśli masz pod tym domem spore podwórko, problem stanowiska obserwacyjnego masz z głowy. Jeśli wybierzesz Syntę, pomyśl tylko koniecznie o jakimś nosidle na tubus, tak aby podróż po schodach móc łatwo przeprowadzić z całym sprzętem -tuba na jakimś pasie/w worku z pasem/nosidle na ramię lub na plecy, a montaż w ręku. Ktoś np. robił torbę nośną na Syntę z przerobionego worka bokserskiego...

    Pozdrawiam

    -J.

  10. Ja generalnie boję się REALNIE ludzi i psów. Co nie zmienia faktu, jak kiedyś koło mnie coś łaziło [pewnie lis], to się najadłem strachu czy wrzasnąłem nie za głośno,by odpędzić. Uczucie lęku w nocy jest do pewnego stopnia naturalne. Jakoś tak mam,że często mi wypada kończyć różne turystyczne wypady ciemną nocą, wiec człowiek przyzwyczajony poniekąd. Ale jak coś zaszeleści w krzakach mocno, czy inne coś nagłego i nietypowego,to adrenalina skacze :astronomer2:

    W sumie w PL to poza ludźmi i psami nie bardzo jest czego się bać nocą, mówię tu o względnie cywilizowanych okolicach. Może dziki, ale raczej nie na obserwacjach -bo to my siedzimy w jednym miejscu, a one sobie biegają, więc nas ominą szerokim łukiem. Co innego, jak sami łażąc po lasach wleziemy na lochę z młodymi. Uważałbym natomiast na komunikaty o wystąpieniu wścieklizny w okolicy. Wówczas każde chore zwierze może się zachować nietypowo i kłopot gotowy, szczególnie, jak to coś większego. Moim znajomym daawno temu na Mazurach taki wściekły jeleń próbował w środku nocy szarży na jacht u brzegu.

    Co do obserwacji samotnie: jeśli miejscówka jest dobra,z dala od tras wędrówek ludzi i w pewnej odległości od zagród, jest O.K. Ideałem są szutrowe drogi dojazdowe do oddalonych od wiosek posesji, o ile jest dość miejsca, by nas minął autem ktoś późno wracający do domu. Chodzi o to,że na takiej dróżce nie pojawia się tzw. element,a poza tym jest w zimie odśniezana, co jest b. istotne. Kiedyś wyjazd z lornetką na kometę skończył się w XI/XII na mojej starszej miejscówce [droga w środek pola] tak, że musiałem o 23-ciej biegać po domach po pomoc , bo ugrzęzłem co nieco. Ważne też, by zachować sporą odległość od domów, bo inaczej puszczone luzem psy mogą nas odwiedzić. Poza tym zbyt bliskie [<50-100m] rozstawianie się spowoduje ujadanie tych za płotami, a mieszkańcy okolicy maja jednak prawo do spokoju w nocy.

    Osobna sprawa to miejskie obserwacje. Szczęściarze z ogódkiem pod domem -wiadomo, nie muszą się martwić . Co maja jednak zrobić "blokowcy", jak ja. Mamy przechlapane lub balkon,z którego guzik widać -nie ma jak szczelnie zamknąć drzwi albo załatwia nas sąsiedzi niżej wietrząc mieszkanie, albo w ogóle bloki i drzewa dookoła. Bieganie ze sprzętem na osiedlu i rozstawianie go ma posmak ryzyka. Ostatnio wziąłem się na sposób i stawiam teleskop koło budynku, w którym siedzi dobrze widoczny ochroniarz i są kamery. To nieco odstraszy być może potencjalnych amatorów zaczepek, poza tym subiektywnie działa kojąco na nerwy...

    Pozdrawiam

    -J.

  11. Maćku, opisz swoje warunki obserwacyjne: czy musisz teleskop gdzieś przenosić/przewozić, czy stanowisko obserwacyjne masz za progiem domu czy balkon itp. Jakie niebo [miejskie, podmiejskie, wiejskie/wyjazdy na wieś].

    Masz też błędne pojecie o montażu Dobsona -w rzeczywistości jest to najprostszy w obsłudze montaż do wszystkiego, stabilny jak skała. Brak prowadzenia w układzie równikowym nie jest wielkim problemem, szczególnie w dużych teleskopach na tym montażu. Nieznacznie przegrywa z paralaktykiem tylko jeśli o komfort obserwacji planet. Wreszcie zauważ,że ten 150mm Bresser na paralaktyku będzie ważył więcej od tej Synty 8" na Dobsonie, a pokaże mniej, bo średnica lustra o 1/4 mniejsza.

    Mit o mniejszej mobilności Dobsonów powstał tylko na skutek tego,że to są niemal wyłącznie Newtony o dużej średnicy lustra, co za tym idzie sporych gabarytach tuby. Po prostu są to duże teleskopy. Za to razem z montażem są to jedynie 2 elementy do transportu. Paralaktyk ze znacznie mniejszym teleskopem będzie ważył tyle samo lub więcej i wymagał zdecydowanie więcej roboty przy składaniu/rozkładaniu na stanowisku.

    Jeśli zatem będziesz chciał teleskop wywozić za miasto, to mimo wszystko łatwiej Ci się będzie uporać z Syntą, niż z tym Bresserem. Chyba,że masz 3 pietra po schodach do pokonania, a samochód to F126p. Dobson za to sprawia spore problemy na balkonie, bo jest niski i wchodzi w kolizję z balustradą.

    Pozdrawiam

    -J.

  12. AdamS1981!

    Teleskop po pobycie na mrozie , PRZED wniesieniem do ciepłego pomieszczenia teleskopu należy zakryć tubus deklem -OBOWIĄZKOWO. Po jakiś 30 minutach, jak już sie ogrzeje, można go odkryć na chwilę,aby wysechł w srodku. W ogrzewnym pomieszczeniu jest o wiele wiecej pary wodnej w powietrzu, która na zimnym przedmiocie skondensuje natychmiast. Nie ma sensu, aby to się działo akurat na lustrze głównym. Natomiast warto go przewietrzyć potem, bo mimo zakrycia deklami nie jest przeciez hermetyczny i zawsze coś tam się dostanie.

    Pozdrawiam

    -J.

  13. Macie o tyle racje,że w lornetach kwestia wpływu gabarytów na ergonomię jest ogromna. Ja nieprzypadkowo kupiłem 15x70, a nie coś większego -po prostu duże lornety 80-100mm nie pójdą nawet na solidnym statywie foto, wymagają zupełnie innych rozwiązań, zaczyna się to robić podobne do dużego teleskopu jeśli chodzi o wagę i mobilność. 70-tka to nadal sprzet klasy grab and go,a możliwości dużo większe od 10x50.

    Z drugiej strony, jak ktoś wzorem Tacity musi mieć sprzęt ultra poręczny, to nawet 70-tka będzie za duża. Ale Budrys podręczne szkła już ma, tym samym sens zakupu czegoś większego istnieje. Np. żadna 50tka nie pozwoli mu na sensowne obejrzenie M27, początkujacy nie zidentyfikuje nawet tego obiektu, w 70-tce to już jest ładny widok, widać kształt mgławicy.Za to na jasnych gromadach otwartych różnice będą niewielkie,ze względu na inną naturę tych obiektów.

    Pozdrawiam

    -J.

  14. Witam!

    Obie odpowiedzi Bamusa są prawidłowe -to tak dla porządku. Użyłem tych przykładów i napisałem posta w reakcji na spiskowe aluzje,ale widzę,że kolega jest jednak nieźle zorientowany. Nie byłem tylko pewien, w jakim kontekście piszesz o wodorze -fuzja, czy paliwo. W tej drugiej z resztą zgadzam się niemal w całości z wywodami execa, może poza kontekstem ogniw paliwowych [kusi spora wydajność], ale i tu dąży się do uzyskania takich pracujących na węglowodorach czy alkoholu. co do przechowywania wodoru w formie ciekłej, to faktycznie nie widzę perspektyw,zostaje sprężony w butlach i wodorki alkaliczne, ale to dla pojazdów porażka z racji wagi. Chyba,ze zrekompensujemy to wysoka wydajnością, czyli zamiast spalac w cylindrach zasilamy ogniwa paliwowe.

    Co do fuzji jądrowej, to faktycznie taki Graal fizyków i inżynierów. Problem w tym,ze choć od strony teoretycznej sprawa jest prosta, to walka o uzyskanie ciągłej czy pulsacyjnej fuzji z dodatnim bilansem energii trwa już dobre 50 lat i końca nadal nie widać. Póki to się nie uda, zawsze istnieje pewne niewielkie ryzyko,że natura bramy tego sezamu zatrzasnęła przed nami na zawsze. To niestety praktycznie wykluczyłoby także poważniejszą masową eksplorację kosmosu poza nasz układ planetarny.

    Generalnie chciałem zwrócić uwagę na pewien pokutujący pogląd [którego echem była wypowiedź Bamusa], mianowicie ze wystarcza tylko drobne zmiany, aby pozbyć się uzależnienia od paliw kopalnych. A to się wiatraki postawi,a to koncerny wyjmą ukrywane w szufladach cudowne technologie i będzie super.

    Niestety rzeczywistość jest inna: Owszem, pewne technologie już istnieją, ale często we wstępnej fazie rozwoju, a ich masowe wprowadzenie będzie wymagało ogromnych zmian w dotychczasowej infrastrukturze, sposobie życia itp. dlatego tot tak powoli raczkuje. Inne z kolei [a brane serio przez opinię publiczna, polityków i media] prowadza donikąd, lub mogą pełnić rolę pomocniczą, albo starczą na ograniczony czas, tak samo jak "dzisiejsze" nafta, gaz ziemny i węgiel. Tak więc ludzkość jest w fazie poważnego kryzysu jeśli chodzi o przyszłość, a gotowej odpowiedzi wciąż nie ma, ona kształtuje się w bólach. Czas na znalezienie alternatywy jest jakoś tam ograniczony, przy czym nie sposób oszacować, jak bardzo -wszelkie dawniejsze prognozy okazywały się nieścisłe. Społeczeństwa muszą mieć świadomość konieczności zmian i jakąś tam mają, ale mocno uproszczoną - co często prowadzi do marnowania środków na rozwiązania nieefektywne lub wiary w techniczne cuda. Na szczęście życie to weryfikuje, pytanie, czy wystarczająco szybko.

    Trochę podobnie jest w temacie zmian klimatycznych, który był podstawa tej dyskusji -istnieją rozbieżne dane naukowe i poważny dylemat, jak reagować. Czy inwestować za wszelką cenę miliardy w redukcję CO2,czy też to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Ja byłbym zwolennikiem kompromisu, polegającego na rozwoju alternatyw energetycznych, bo to musimy i tak zrobić czy nam się podoba, czy nie, ze względu na kończące się zasoby. Pompowanie CO2 z elektrowni pod ziemię wymuszone jakimiś opłatami to kosztowny idiotyzm,podobnie dotowanie na siłę technologii nieefektywnych. Vide ostatnia sprawa masowych projektów małych elektrowni wodnych na Dunajcu - ekonomiczny bezsens z katastrofą ekologiczną w tle, zafundowany systemem dopłat i "proekologicznymi" przepisami, na szczęście decydenci widzą problem i chyba do tego nie dojdzie.

    Pozdrawiam

    -J.

  15. Jarku, nie bardzo wiem jak mam Ci wysłać maila na priva skoro masz ukrytego :(

    po dodaniu jako znajomego nic się nie zmienia...

    Chodziło o komunikator forum, nie e-mail, ale próbowałem Ci właśnie przesłać nim próbną wiadomość i wyskakuje błąd,że nie możesz korzystać z systemu wiadomości. Prawdopodobnie jest jakiś limit postów dla nowych, czy coś. Jeszcze nie wiem, co z tym fantem zrobić, bo nie chcę upubliczniać maila w dziale, do którego każdy ma dostęp. Może uzupełnię w swoim profilu, bo na bratnim forum astro4u akurat i tak jest.

    Pozdrawiam

    -J.

    EDIT: w profilu akurat mam nieaktualny i trochę problematyczna jest zmiana [jakieś korowody okrutne, nie mam czasu w tym grzebać] Na szczeście jest opcja -przesłałem Ci z forum e-maila na Twój [też ukryty] e-mail. Pisząc do mnie, daj jakiś odnośnik w temacie maila typu rene_zen albo astro-forum,żebym omyłkowo nie wywalił do spamu

  16. Rozumiem,ze na zorzę polarną w Szecji też się piszesz B)

    Z tym,że szukam ludzi z jakimś tam doświadczeniem w turystyce pieszej, w tym zimowej, bo to będą warunki dosyć cieżkie i spartańskie, nawet jeśli wybierzemy "łatwy" termin wczesno jesienny [wrzesień/październik]. Napisz na priva, jak z tym u Ciebie. Chociaż powiem,że wiosna [koniec marca] też mnie kusi, bo to byłby dobry trening przed zaćmieniem na Spitzbergenie w marcu 2015 :ha::ha: Co też mi po głowie chodzi :g:

    Co do Australii, to na razie nie planuję, bo chyba zostanę przy tym obrączkowym i Chinach, a 2 kosztowne wyprawy w jednym sezonie to dla mnie niewykonalne. Ale Ty sie nawet nie zastanawiaj! 2012 Australia to najbliższe czasowo zaćmienie z sensownymi warunkami obserwacyjnymi -tegoroczne w Ameryce Pd. to porażka, chyba,ze ktoś ma rezerwacje na Wyspę Wielkanocną [niezły czad,zaćmienie w takiej scenerii]. Tylko się nie zdziw, jak się potem jeszcze w 2016 pojawisz w Indonezji, w 2017-tym w USA i tak dalej :yahoo:

    Warto sprawdzić, jak wyglądaja przeciętne warunki pogodowe w rejonie półwyspu York w miesiącu, na który przypada zaćmienie i czy istnieją możliwości szybkiego przejazdu wzdłuż ścieżki zaćmienia ze wschodniego na zachodnie wybrzeże. Nawet niewielkie pole manewru potrafi czasem uratować skóre obserwatorom przy zmiennej i niepewnej pogodzie -przekonali sie o tym niektórzy boleśnie na Syberii 1.5 roku temu.

    Ja sam na swoim pierwszym zaćmieniu na Węgrzech przeżyłem niezłe chwile grozy, łapiąc bezskutecznie stopa na godzinę przed początkiem zaćmienia w padającym deszczu -podczas desperackiego marszobiegu z buta pod plecakiem, szosą w kierunku skrawka nieba na horyzoncie [sic!]. Po godzinie z wyplutymi płucami złapaliśmy w końcu wymarzoną okazję mając już granicę chmur w zenicie [wiatr tam na górze pewnie był w nasza stronę, ale w adrenalinowym amoku to MY DOBIEGLISMY DO NIEBA :ha: ], słońce było jeszcze nieznacznie schowane. To nie był koniec, ucieczkę spod chmur powtarzaliśmy jeszcze dwukrotnie, złapawszy z kolei sympatyczną węgierską rodzinę z autem. Takich emocji sie nie zapomina. Półprzytomni ze zmeczenia i podniecenia śledziliśmy powolne znikanie Słonca i NAGLE stało się TO. Mimo,że czytałem, co będzie widać, ten szok za pierwszym razem po prostu powala... Opowiadałem tę historię X razy, ale jak sobie przypominam -znów mnie bierze... :Boink:

    W Chinach w zeszłym roku to była totalna kicha, bo szedł kilkusetkilometrowej szerokosci front z opadami przez pół szerokości Chin, prostopadle do ścieżki zaćmienia i nie było zmiłuj, chyba,że ktoś miał kasę na nagły 700km skok samolotem w ostatniej chwili [coś dla forsiastych desperatów z dużym kontem]. Coś tam było widać, ale dla tych, co widzieli kiedyś zjawisko w pełnej krasie, to była jednak porażka.

    Na stronie NASA:

    http://eclipse.gsfc.nasa.gov/solar.html

    nie masz jeszcze szczegółowych danych dla roku 2012 jesli chodzi o pogodę, ale z czasem pojawią sie tam dokładniejsze mapki i opis przeciętnych warunków pogodowych.

    Proponuję też wyszperać googlem jakiś australijski instytut meteo podający prognozy i śledzić go przez końcówkę października i połowe listopada w tym roku i przyszłym. Może też będą mieli w linkach statystykę poszczególnych miesięcy dla różnych regionów Australii. Interesuje nas średnie zachmurzenie i typowy przebieg frontów atmosferycznych w danym rejonie w odpowiednim okresie roku.

    Pozdrawiam

    -J.

  17. Budrys, co nagle, to po diable. Tacita kupiła mniejsze szkła, bo są bardziej poręczne,a zobacz w jej drugim wątku, który podlinkowała, jak i gdzie tego będzie używać. Ty sam piszesz,że podręczne szkła już masz, choć to nie jest pełna 50-tka. Więc jeśli szukałeś czegoś o większych możliwościach pod wzgledem zasięgu [czyli, że można więcej zobaczyć], to szkła 70mm pobiją tego Nikona na głowę. Tylko nie da sie ich zapakować do plecaka na pieszą wycieczkę w góry czy nad jeziora.

    W astronomii liczy sie apertura sprzętu, lornetek dotyczy to w takim samym stopniu, jak teleskopów. Nigdy nie zobaczysz w lornetce 50mm, nawet od Swarovskiego czy Fujinona za grube tysiące tego, co w taniej, budżetowej [co nie znaczy,że może być dowolnie źle wykonana] 70-tce jak ten tytułowy Celestron. Tu się zasięg liczy i od tego nie ma ucieczki. Lepsze powłoki czy pryzmaty redukują nieznacznie dystans małych szkieł do dużych i nic ponadto.

    Chyba,że potrzebujesz po prostu lepszej lornetki podręcznej, czyli chcesz zastąpić swoją 44-kę czymś lepszym o podobnych gabarytach i zbliżonych, nieco tylko lepszych możliwościach. Wtedy sens wymiany na lepsze jakościowo szkła o podobnej aperturze istnieje, to oczywiste. Jeśli jednak chodzi Ci o radykalny postęp w zasięgu obserwacji -patrz na poprzednie akapity.

    Pozdrawiam

    -J.

  18. Bamus, napisałeś kategorycznie coś w tematach, o których nie amsz pojęcia, tworząc w dodatku kolejną bzdurna spiskową teorię. Jesli chodiz o atom, to niestety energetyka oparta na rozszczepialnych paliwach [uran itp.] jest perspektywą przejsciową -mozę uraotwac skóre naszejc ywilizacji na kolejne 200 lat. Co więcej, problem nierównej dostepnosci paliwa jadrowego jest nie mniej poważny jak w przypadku zasobów ropy czy gazu -a jakie to problemy ekonomiczne i polityczen rodzi, powtarzać nie trzeba.

    Teraz wodór: jeśli miałeś na mysli wodór jako nośnik [a nie źródło w sensie pierwotnym!] energii dla środków transportu [czy to jako paliw klasyccnych silników cieplnych, czy do zasilania ogniw paliwowych], to oczywiście ma to sens, choć nie stanowi rozwiazania problemu u źródeł, bo ten wodór trzeba wytworzyć, nie wydobyc jak gaz ziemny. Poslugiwanie sie wodorem jest trudniejsze i bardziej niebezpieczne niż ciekłymi/gazowymi weglowodorami.

    Osobną sprawą jest synteza termojądrowa -to byłoby pewne źródło energii dla ludzkosci "na zawsze", tylko na razie technologia nie istnieje, tylko nadizje na jej stworzenie. Problemy technologiczne są na tyle duże,że nie sposób przewidzieć, kiedy się to uda [i czy aby w ogóle, -tfu, tfu, odpukać w niemalowane!].

    Alternatywne źródła energii, poza słoneczną [o niej za chwilę], dysponują bardzo ograniczonymi zasobami i mogą byc rozważane wyłącznie jako pomocnicze. Nie da się zasilić w prąd kraju wielkosci Polski turbinami wiatrowymi -to mrzonki, podobnie jak zastosowanie u nas na szeroką skalę geotermii [poza energetyką cieplną, a nie elektroenergetyką] Tylko nieliczne kraje mogą sobie pozwolić na oparcie energetyki o hydroelektrownie -to są kraje górskie, o małej populacji na dokładkę, nasz do nich oczywiście nie należy [praca domowa nr1 dla Bamusa: dlaczego w PL nie da sie zbudować elektroenergetyki na hydroelektrownaich i geotermii]. Wykorzystanie tzw. biomasy do produkcji paliw ma sens TYLKO jako sposób zagospodarowania pewnych kategorii odpadów [np. biogaz -świetna sprawa, w końcu oczyszczalnie scieków nie pracują za darmo i też pozeraja kilowaty], pomysły typu uprawa roślin do przerobu na paliwa są w większej skali po prostu zbrodniczym marnotrawstwem zasobów rolniczych -a przecież i tego próbowano.

    Energia słoneczna -tony papieru już o tym napisano. Zatem małe podsumowanie:

    Teoretycznie jest jej dużo, wprawia w ruch cała atmosferę, łącznie ze zjawiskami, których energię często się w mediach porównuje w wielokrotnościach bomb atomowych [cyklny tropikalne itp. atrakcje]. Hydroelektrownie też tak naprawdę z niej korzystaja, bo cieki wodne skądś muszą być zasilane, a co powoduje opady? Parowanie zbiorników wodnych i kondensacja.

    Schody zaczynają się wtedy, gdy próbujemy bezpośrednio wykorzystac energie słoneczną do naszych celów. Decydują o tym 3 czynniki:

    -ograniczony strumień tej energii na powierzchni ziemi [maksymalnie ok. 1000W/m^2]

    -niewielka sprawność przetwarzania tej energii na energię elektryczną tak z zastosowaniem obecnych, jak i przyszłych, fizycznie możliwych metod

    -cykliczna [dzien/noc, pory roku] i chaotyczna [pogoda]zmienność strumienia mocy, do czego przeysłowa infrastruktura energetyczna nie jest przystosowana, z brakiem wydajnej technologii przechowywania energii w skali przemysłowej włącznie; ten problem dotyczy też energetyki wiatrowej.

    Jakie są konsekwencje? Na dziś energia słoneczna sprawdza sie najlepiej w zasilaniu pojedynczych obiektów /urządzeń, których nie opłaca podłączać się do sieci -to te fotoradary, sygnalizacja uliczna, latarnie morskie, boje nawigacyjne itp. To są małe moce.

    Niewykluczone,że ta forma rozproszonej energetyki w znacznym stopniu sie upowszechni zwiększając skalę. To jest ta wizja samowystarczalnych domów czy biurowców, którą przedstawił Adam parę postów wyżej. Ale tak zasili się tylko infrastrukturę mieszkalną, pozostają najbardziej energożerne przemysł i transport. Tu mamy problem, bo może się okazać koniecznością import energii elektrycznej ze słońca na skalę nawet międzykontynentalną,z wielkopowierzchniowych instalacji typu jakieś giga elektrownie w Hiszpanii czy na Saharze. Ci goście z Kuwejtu to mają dobrze, bo teraz wygodnie żyją z nafty, a prototypowe elektrownie słoneczne też mają za co stawiać i nawet stawiają już teraz [serio, widziałem zdjęcia i opis w monografii nt. energii słonecznej sprzed kilku lat].

    Jeśli chodzi o transport, to ze względu na specyficzne ograniczenia co do źródeł zasilania będzie skazany albo na syntetyczne paliwa wytwarzane dzięki energii z innych żródeł [choćby instalacji słonecznych,ale raczej tych wielkoskalowych], albo na akumulatory czy ogniwa paliwowe. Nie da sie po prostu zbudować samochodu o parametrach dzisiejszego rodzinnego auta zasilanego bezpośrednio ogniwami słonecznymi ani dziś,ani za tysiąc lat, bo to przeczy prawom fizyki [praca domowa nr 2 dla Bamusa: dlaczego] . Te ufokształtne, jednoosobowe ultralekkie pojazdy biorące udział w wyścigach gdzieś w Australii pozostaną li tylko ciekawostką techniczną i sportową.

    Tak wyglądają perspektywy energetyczne naszej cywilizacji, obojętnie, o ile wzrośnie poziom oceanów i czy dzieje sie to z naszej winy, czy nie. W każdym z możliwych przypadków czekają nas duże zmiany. Problem tylko właściwego inwestowania środków i nie pakowania się w ślepe uliczki, jak ta kukurydza czy rzepak na paliwa, albo pompowanie CO2 z elektrowni weglowych pod ziemię.

    Pozdrawiam

    -J.

  19. Orion nad górami Alborz... Miałem przyjemność być w Iranie w tych właśnie górach,na stokach Demavendu [dość nisko, jakieś 3800-3900m] do dziś pamiętam Strzelca wysoko nad horyzontem... Nawet wyciągnąłem lornetkę, ale wytrwałem pewnie jakieś 20 minut, mróz i ból głowy [zostałem niżej sam na biwaku z powodu problemu z aklimatyzacją] zapędziły mnie do namiotu, nim zza cielska góry wyszła M31. Ech...

    Pozdrawiam

    -J.

  20. Wprawdzie wątek dotyczy okularów,ale ponieważ chodzi o AstroMastera w wersji z montażem AZ, wtrącę 3 grosze:

    Prawdopodobnie szybko zetkniesz się z problemem, który generuje TEN KONKRETNY montaż AZ, z głowicą konstrukcyjnie naśladującą budowę i działanie głowic statywów fotograficznych. Przy powiększeniach ponad 50x po każdej zmianie kąta podniesienia tuby i ponownym wycelowaniu w obiekt, ten będzie Ci znikał z pola widzenia na skutek niekontrolowanego opadania tuby "do tyłu" pod własnym ciężarem. Praktycznie uniemożliwi to obserwacje zwartych obiektów przy powiększeniach rzędu 100x i więcej [planety]. Efekt ten nie ma nic wspólnego z jakimikolwiek luzami, małą sztywnością statywu [choć jak najbardziej wywołany jest sprężystym ugięciem całej konstrukcji]. Jest on charakterystyczny dla głowic AZ tego rodzaju [a la statyw foto], pozbawionych wyważenia w osi podniesienia i jednocześnie mikroruchów w pionie.

    W Twoim przypadku możesz sobie prosto z tym poradzić, wyważając tubę na głowicy w płaszczyźnie pionowej. Chodzi o to, aby środek ciężkości tuby teleskopu wypadał na osi podniesienia. Dwa możliwe rozwiązania:

     

    -drążek [lub dwa obejmujące okrakiem statyw] z przeciwwagą

    -alternatywne mocowanie tuby do głowicy za pomocą kątownika tak, aby wisiała ona z boku głowicy, na wysokości wspomnianej osi [to jest chyba najprostsze rozwiązanie, o ile dodatkowy element będzie dostatecznie sztywny [gruby profil].

     

    Reszta jest już kwestią przesunięcia tuby tył/przód w obejmach.

    Alternatywnie można też dorobić mikroruch w pionie, coś na zasadzie pręta ze śruba jak w tanich montażykach klasy np. AZ2, ale to może być bardziej skomplikowane dla majsterkowicza

    Pozdrawiam

    -J.

  21. No ja widziałem trzy zorze w Polsce i to był okres zimowy 2003 ta ostatnia była w zenicie kopara opada. Teraz jestem w Szwecji i latem nie było zorzy na bank !!!!!! polecam tą stronę http://www.spacew.com/plots.php

    Może i była, tylko nie widziałeś jej z powodu białych nocy latem. Poza tym jeśli siedzisz w mieście, to też sobie nie pooglądasz. W zasadzie w Skandynawii sezon na zorze zaczyna się we wrześniu, bo dopiero wtedy są wystarczająco ciemne noce. Chociaż słabą zorzę udało mi się na Islandii zobaczyć już 26 sierpnia. To był 2007 rok, a więc w okresie dość słabej aktywności Słońca. Szare to było, bez kolorów. A w listopadzie 2003 w PL to była kolorowa dyskoteka na niebie, totalny odlot...

    Pozdrawiam

    -J.

  22. Potwierdzam, jeśli to ma być pierwsza poważna wyprawa na zaćmienie,to nie ma sensu rozdrabniać się na obrączkowe. Jeśli tylko masz środki,by pojechać do Australii [to diabelnie droga impreza, podobnie jak Japonia], zasuwaj na całkowite. Szkoda,że przegapiłaś dwie doskonałe okazje, geograficznie i tym samym kosztowo dostepne, czyli marzec 2006 Turcja i sierpień 2008 Syberia [chociaż to ostatnie wielu ludziom spaskudziła pogoda, moja grupa należała do szczęściarzy]. No ale kiedys trzeba zacząć. Zeszłoroczne [lipiec 2009, najdłuższa faza całkowita w tym stuleciu!] Chiny okazały się niemal totalną klapą z powodu chmur. Prawie wszyscy pojechali na wschód, pogodę szlag trafił w przeddzień zjawiska na dużym obszarze i nie było jak uciec.

    Sprawdź jeszcze przeciętną pogodę w pn. Australii w listopadzie. Problem z tamtym zaćmieniem będzie taki,że nastąpi przy dość małej wysokości nad horyzontem. Poza tym nad lądem przechodzi tylko na b. krótkim odcinku, nad półwyspem York. To samo, tylko ZNACZNIE gorzej jest w przypadku tegorocznego [2010] zaćmienia w Ameryce Pd. - kilka stopni nad horyzontem to już spore ryzyko [większa czułość na zachmurzenie]

    Kolejne okazje to 2013 Afryka [w praktyce najłatwiej i najbezpieczniej chyba Gabon], 2016 Indonezja [mocno ostrzę sobie wstępnie zęby] no i superhit w postaci USA 2017 -przejdzie przez całą szerokość kontynentu od brzegu do brzegu.

    Jest jeszcze zaćmienie w marcu 2015,ale jedyne miejsca nad lądem to W-y Owcze [nie licz na pogodę, przerabiałem to po sąsiedzku na Islandii], no i tłok będzie upiorny na tym skrawku lądu] oraz Spitzbergen [rozważam ewentualnie w ramach marzeń ściętej głowy, jak nie wyjdzie zaćmienie, to człek liźnie Arktyki, tylko marzec to tam cholerna zima i sezon wygłodzonych niedźwiedzi polarnych!]. Za to nie ruszając się z kraju można zobaczyć spore zaćmienie częściowe, o ile u nas nie będzie chmur. Potem jest jeszcze 2x Ameryka Pd. [w 2019 i jeszcze raz w kolejnych latach], z dużo lepszymi warunkami niż obecnie. Jak dożyjemy :lol: Bo w Europie to nie będzie aż za kilkanaście czy więcej lat, chyba tylko skrawkiem Hiszpanię zahaczy [za to Maroko rzut beretem].

    Gdziekolwiek jednak nie trzeba by jechać, by zobaczyć całkowite zaćmienie -WARTO, o ile tylko warunki sprzyjają i ryzyko porażki pogodowej niewielkie. To jedyne w swoim rodzaju zjawisko, wrażenia zapadają w pamięć głęboko. Polecam serwis www.mreclipse.com a w sprawach planistycznych stronę NASA o zaćmieniach.

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S.1 Spotykałem ludzi, którzy w 1999 byli na Węgrzech, ale wczasowali na północy poza pasem całkowitego zaćmienia, nieświadomi co tracą. To jakby zrobić sobie seppuku pilnikiem do paznokci, trzymając w ręku wygrywający kupon TotoLotka :ha::Boink:

    P.S.2 Całkowita faza to nie tylko nagłe zapadnięcie ciemności [z resztą nie jakoś strasznie głębokich, a la późny letni wieczór]. Nagłe zniknięcie resztek Słońca i pojawienie się korony słonecznej to JEST widok jedyny w swoim rodzaju, wyrywający z butów [koniec zjawiska też jest dość spektakularny]. Dla koneserów w małych lunetach czy lornetkach o większym powiększeniu są protuberancje. No i to szczątkowe oświetlenie jest przedziwne, totalnie zmieniona kolorystyka całego otaczającego świata -magia po prostu. Niektóre aspekty tego ostatniego można wyłapać przy skrajnie głębokiej fazie częściowej i zapewne tym samym przy obrączce.

  23. ZAPOMNIJ o obserwacjach teleskopem przez okno. Gdybyś przeczytał na Celestii [podawałem link parę postów wcześniej: www.celestia.pl] artykuł Jak obserwować? -nie byłoby pytania. W skrócie: zamknięte okno = zniekształcenia obrazu i odblaski, otwarte okno = totalna kaszana z powodu zawirowań uciekającego ciepłego powietrza. Nawet na balkonie obowiązkowo trzeba zamknąć za sobą drzwi.

    Aha, tak, to ten teleskop [153/1200]

    Pozdrawiam

    -J.

  24. Skalak, najlepiej jakby balkon był skierowany na południe. Druga sprawa, to wspomniane piętro. Obserwacje sprzed domu są znacznie efektywniejsze niż z balkonów,ze względu na lepszą stabilność powietrza niż przy nagrzanym w dzień lub kaloryferami w zimie budynku. Najlepiej zatem teleskop wynosić na zewnątrz. Problem się robi, gdy do pokonania masz ciasną klatkę schodową i kilka wąskich drzwi. Polecana tu [i słusznie] Synta 6" na Dobsonie waży z 15kg i jest to rura długości ok.120cm średnicy 18 czy 20cm. Dla odmiany do balkonowych obserwacji warto dorobić sztywną podstawę o wys. ok. 30-40cm, bo Dobsony są dosyć niskie i przeszkadza barierka [jest jeszcze kwestia rozmiarów tego balkonu]. W Twoim budżecie ta Synta 6" [152/1200mm] to będzie idealne rozwiązanie, o ile na przeszkodzie nie stanie logistyka, czyli conocne dostarczenie teleskopu na miejsce obserwacji nie będzie koszmarem.

    Wtedy trzeba będzie wybrać co innego, ale wtedy albo stracisz na jakości/zasięgu [bo zdecydowanie mniejszy sprzęt, przez który mało zobaczysz], albo będą to rozwiązania o wiele bardziej kosztowne.

    To podwórko-ogródek to teren gdzieś blisko domu? Ogrodzony? Chodzi o dwie sprawy: żeby nie targać ciężkiego sprzętu gdzieś daleko, no i kwestia bezpieczeństwa od tzw. elementu [ludzkiego, ale ze znakiem zapytania]. Ideałem jest własny ogródek za płotem, bo zawsze można przerwać na chwilę obserwacje bez zwijania stanowiska i zagrzać się w domciu herbatką.

    Oprócz teleskopu będziesz potrzebował drobiazgów typu mapka nieba/podręczny atlas i latarka z czerwonym światłem. Można zaadaptować zwykłą [kawałek czerwonego plastiku jako filtr] albo szukać takiej z dodatkową czerwoną diodą. Za resztę budżetu może da się kupić jakiś krótkoogniskowy okular do planet, ale już 10-tka z zestawu coś tam pokaże na początek.

    Pozdrawiam

    -J.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.