Skocz do zawartości

[Cytadela] One small word for [a] man


Rekomendowane odpowiedzi

594px-apollo_11_bootprint.jpgZanim zmurszała maszyneria Cytadeli wskoczy na wysokie obroty i zacznę rozpisywać się, jak to drzewiej w szczęśliwych czasach bywało, o czasem mocno przyciężkawych i niezbyt strawnych teoretycznych fanaberiach, wykluwających się w głowach współczesnych fizyków, warto, jak sądzę, zaproponować małą rozgrzewkę w oparciu o coś znacznie lżejszego i poniekąd nawet zabawnego. Na snucie zawikłanych rozważań o ciemnej energii, ekspansji Wszechświata i zimnej fuzji przyjdzie jeszcze czas, bez obaw, w tym deszczowym i ponurym dniu proponuję jednak prostą i zabawną, do tego niesamowicie sensacyjną historyjkę.

 

No dobrze, z tą “sensacyjnością” celowo przesadziłem, bo tak naprawdę sprawa dotyczy zwykłej pierdółki. Trudno mi oszacować średnią wieku osób, które tutaj czasem zaglądają, przypuszczam jednak, że większość z Was nie dostąpiła niestety tej niekłamanej przyjemności, by przed niemal równiutko 40 laty obserwować na ekranie telewizora szaro-białe, zaszumione w diabli obrazy, które były niczym mniej i niczym więcej jak przesyłaną na żywo relacją z pierwszej wizyty człowieka na Księżycu.

 

20 lipca 1969 roku Amerykanie w końcu dopięli swego – porażeni Sputnikiem pikającym sobie melancholijnie nad ich głowami zdecydowali, że to oni jako pierwsi dosiądą wirtualnych jeszcze wtedy pojazdów i postawią pierwszy krok na Srebrnym Globie. W 1961 roku nieśmiertelny J.F. Kennedy zapowiedział buńczucznie, że stanie się to do końca lat sześćdziesiątych, czym wywołał wówczas zapewne głęboki rechot niedowierzania na Kremlu oraz mimowolne zaokrąglenie przerażonych oczu amerykańskich naukowców, którzy dostali zaledwie kilka lat na realizację tak ambitnego planu. Ogromne fundusze, nakład pracy tysięcy ludzi kosztem wielu wyrzeczeń oraz – co już nie jest tak chętnie wspominane – skwapliwe wykorzystanie wiedzy technicznej skaptowanych w trakcie II wojny światowej nazistowskich najtęższych mózgów doprowadziły jednak w końcu do sukcesu – program Apollo stał się rzeczywistością i w 1969 roku nadeszła w końcu wiekopomna chwila – jankeska flaga znalazła się na Księżycu.

 

Może zabrzmiało to wszystko dość złośliwie, jednak daleki jestem od prześmiewczej pozy – cały projekt Apollo świadczy dobitnie o tym, że kiedy tylko istnieją wielkie chęci (i oczywiście niezwykle silny nacisk polityczny, bez tego się nie może niestety w naszym spapranym świecie obejść) ludziska zdolne są do nadludzkich wyczynów. Nie zapominajmy o tym, że w ciągu kilku lat Amerykanie postawili stopę na Księżycu w oparciu o ówczesną technologię, dokonali czegoś, co i obecnie nie jest dla nikogo zwykłym spacerem – warto pamiętać choćby o tym, że komputery sterujące lądownikiem pod względem mocy obliczeniowej były o wiele słabsze niż zwyczajne komórki, z których korzystamy dzień w dzień.

 

Kiedy Neil Armstrong owego pamiętnego 20 lipca wygramolił się niezdarnie z lądownika Apollo 11, powiedział kilka słów, które na zawsze przeszły do panteonu jednych z najważniejszych wypowiedzi, jakie poczyniła ludzkość: “It’s one small step for a man, but one giant leap for mankind” (”To mały krok dla człowieka, lecz wielki skok dla ludzkości”). Któż nie zna tej sentencji? Pomijając poetyckie zapędy Armstronga dość szybko jednak pojawiły się coraz liczniejsze głosy, że Armstrong coś tutaj spaprał i tym samym zaprzepaścił tak ważny moment.

 

W ferworze całego zamieszania świadkowie – przed telewizorami jak i operatorzy lotu – nie wsłuchiwali się zbyt dokładnie w brzmienie zdania, jakie wypowiedział Armstrong. Po jakimś czasie jednak złośliwcy zaczęli wytykać Armstrongowi, iż powiedział “It’s one small step for man, but one giant leap for mankind”, co dla językowych purystów nie ma zbyt wiele sensu i niweczy poetyckość tej wypowiedzi. Bez rodzajnika nieokreślonego “a” bowiem “man” znaczy po angielsku bowiem “ludzkość” po prostu, co sprawia, iż zdanie brzmi cokolwiek kuriozalnie: “To mały krok dla ludzkości, lecz wielki skok dla ludzkości”). Hm, no ładnie…

 

A to dopiero, tak monumentalna chwila, a Armstrong spaprał ją dokumentnie! Z czasem nawet sam Neil przyznał się, z wahaniem, że chyba zapomniał rodzajnika… NASA jednak nie dawała za wygraną – upierano się, że owe nieszczęsne “a” w zdaniu jak najbardziej się znalazło, jednak ze względu na zakłócenia w przesyle sygnału nie było po prostu słyszalne. Ponieważ tak naprawdę jest to bardzo upierdliwe szukanie dziury w całym, sprawa uspokoiła się na wiele, wiele lat, do momentu, gdy w 2006 roku specjalista komputerowy i fonetyk-amator, niejaki Peter Shann Ford zabrał się za waleczną próbę rehabilitacji biednego Armstronga. Na podstawie dokonanych przez siebie analiz akustycznych Ford z przekonaniem oświadczył, że w trakcie przerwy o długości ok. 35 milisekund, jaka pojawia się pomiędzy “for” oraz “man” Armstrong to maciupkie “a” niewyraźnie wymamrotał, jednak statyczny szum złośliwie je zadusił.

 

Minęło znów kilka lat – pojawili się nowi złośliwcy, którzy są przekonani, że tym razem już naprawdę niezbicie wykazali, iż Armstrong jednak swoje “a” połknął, dopuszczając się tym samym prawdziwej zbrodni na ludzkości. Niejaki John Olsson (szef prywatnego Forensic Linguistics Institute w Walii) oraz spec do spraw lądowań na Księżycu, Christopher Riley, dorwali bowiem opublikowane niedawno przez agencję NASA nagrania z owych czasów, w bardzo dobrej, zdigitalizowanej jakości. Mordercza analiza tych nagrań, innych próbek mowy Armstronga (przykładowo “the surface is like a powder”), ba, nawet wywiadów z nim prowadzonych doprowadziły obu panów do wniosku, że Armstrong ani nie ma wady wymowy, prowadzącej do notorycznego połykania “a”, ani też jego swojski dialekt (kolega pochodzi ze stanu Ohio) nie mogły wpłynąć na zamazanie rodzajnika. Pozostało tylko jedno wyjaśnienie – Armstrong po prostu zapomniał dodać “a”, czyniąc swoje wiekopomne zdanie bezsensownym…

 

Na szczęście złośliwi panowie przyznają równocześnie, że potrafią Neilowi wybaczyć takie faux pas – przyznają również, że dopiero bez “a” całe zdanie nabiera dobrego rytmu i jednocześnie poetyckiego brzmienia. I dobrze, bo zbytnia drobiazgowość często jest szkodliwa – trudno w końcu nie wybaczyć Armstrongowi takiej drobnostki. Jak myślicie, czy nie bylibyście trochę zdenerwowani stawiając jako  człowiek pierwszy krok poza Ziemią?

 

Sławetne zdanie Armstronga (w formacie .OGG)

 

praca Olssona i Rileya

 

 

Źródła:

 

Link 1

 

Zdjęcie: To właśnie ten “one small step for man”

 

Źródło zdjęcia

 

Credit: NASA/Buzz Aldrin

Wyświetl pełny artykuł

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.