No więc jeszcze wczoraj wieczorem byłbym pewien ze wezmę bo:
1. Jak się straci zwierze to najlepiej jest natychmiast wziąć następne.
2. ale nie straciłem...
historia jest taka...
wracam koło 23:00 samochodem do domu, zatrzymuje samochód przed bramą, otwieram pilotem bramę przesuwną, kot wraca chodnikiem od siąsiada ( dachowiec ), powoli wjeżdzam na działkę co by kota nie rozjechać, wysiadam, zamykam samochód i zamykam bramę, ide do drzwi domu i słyszę :łaaaaaaaagrrrrrrr. Odwracam się a i widzę kota zmiażdzonego przez domyakającą sie brame przesuwną.... natychamist otwieram bramę pilotem i biegne do niego. Ten w adrenalinie zaczyna uciekać przez ulicę ( jak on biegnie ?! przecież własnie został sprasowany na koci placek ? ) prosto pod koła jadącego samochodu, ledwo udaje mu się wyrobić przed rozjechaniem.
Szukam go w krzakach przez kolejne 2 godziny mając przed oczami wyobraźni kota rzygające własnymi flakami i zjadanego przez myszy, psy sąsaiada go rozszarpują a sam sąsiad łamie mu widłami pozostałe nie połamane przez bramę żebra.... powtarza mi sie w myślach co 3 sekundy ten dzwięk łaaaaaaaaagr który jestem pewien, że był odgłosem małanageo kręgosłupa...
masakra....
Ide spać.
Rano budzę się... kot śpi w moich nogach, jest cały, wypił poranne mleko, wsunął pół Whiskasa i poszedł poganiać za ptaszkami.
Pozostały ci 4 życia do końca gry...