Około godziny 23:30 wystawiłem lunetę na balkon i skierowałem ją na Księżyc. Najbardziej w oczy rzucała się Zatoka Tęczy, której wierzchołki wyłaniały się z ciemności. Ładnie prezentowały się cienie tuż przy granicy ciemnej i oświetlonej części srebrnego globu.
Gdy już się napatrzyłem, popatrzyłem na Plejady, jednak silne LP, nie pozwoliło mi na obserwację większości gwiazd tej gromady.
Wybiła północ, pojechałem windą do suszarni, która znajduje się na dziesiątym piętrze bloku. Tylko tam mam sporą panoramę wschodniego nieba.
Moją uwagę przykuł bardzo jasny, czerwonawy kolor, niemigoczącego punktu wysoko nad horyzontem. Oczywiście jak się domyślałem punkt okazał się Marsem.
Tarczka malutka, szczegółów brak, a gejzery ciepłego powietrza wylatującego z kaloryferów pod parapetem, wpadające prost przed lunetę co chwilę całkowicie rozmazywały obraz.
Poczekałem kilka minut aż Saturn wyjdzie ze smogu, który obejmuje cały horyzont i kilka stopni nad nim. Saturn na powiększeniu 90x w ogóle nie chciał się wyostrzyć, na powiększeniu 60x całkiem, całkiem. Tarczka widoczna, pierścienie majaczą od czasu do czasu, ale i tak słabo je widać. Na powiększeniu 30x pierścienie prezentują się lepiej niż na większych, jednak wygląda to jedynie jak poświata pierścieni, a nie pierścienie.
Obserwacje są jakie są, jednak jestem z nich bardzo zadowolony, zwłaszcza że niebo ostatnio przez długi czas było zachmurzone.
Mam nadzieję że teraz będzie coraz więcej takich bezchmurnych nocy!