Wczorajszego wieczoru, koło godziny 20, po powrocie z zakupów patrzę w górę... a tutaj piękne, rozgwieżdżone niebo W związku z rosnącą warstwą kurzu na teleskopie, stojącym u teściów postanowiłem niezwłocznie go przewietrzyć Nie wdając się w zbędne pogaduszki ze starszyszną plemienną, wytargałem rurę przed dom, sprawdzając, czy w międzyczasie nie zdążyły pojawić się chmury - ale nie! Niebo jest moje! Szybka kolimacja (podczas zaćmienia Księżyca Krzysiek Ś. zwrócił mi na nią uwagę - dzięki), czekam aż lustro się wychłodzi (różnica temperatur pomiędzy domem, gdzie stała Synta a temperaturą na zewnątrz budynku to ponad 20*), oczywiście już Eesik 14 ląduje w wyciągu i delektuję się pięknym widoczkiem M42 w 82 stopniowym polu tegoż okularku Potem Jowisz, ale obraz troszkę zamazany, gwiazdy też trochę odbiegają od ich standardowego, punktowego wyglądu. Po wychłodzeniu lustra w wyciągu ląduje 2 calowy Scopos i zostaje wycelowany w Oriona, pokazując bogactwo jego pasa i miecza. Dodatkowo, przy obserwacji mgławic pomagam sobie Ultrablockiem ORIONA (zbieżność nazw przypadkowa ), żeby wyciągnąć jak najwięcej z myśliwskich mgławic Później w wyciągu ląduje LVW8 i nadal zagłębiam się w szczegóły M42, ale ciekawość nie daje mi spokoju i powiększam dalej: zmieniam ukular na Eesa 4.7 i ... "opad szczeny"! M42 w powiększeniu 255x to niezapomniany widok! Żałuję jedynie, iż obserwacje odbywały się w mieście, tak więc LP dało znać o sobie. Niemniej jednak wycelowałem tubę w Alnitaka, próbując odnaleźć Płomień w kompilacji Scopos+Ultrablock, jednak moje wysiłki skazane zostały na porażkę Może innym razem i pod innym niebem. Ale zaraz, zaraz, przecież na wschodzie widoczny jest Lew, przecież gdzieś w jego okolicach znajdował się ostatnimi czasy czerwonokrwisty bóg wojny - Mars! Szukam go rozbieganym wzrokiem i ... jest! Nisko, nad wschodnim horyzontem, nie da się go pomylić z niczym innym. No to bez wachania go potraktowałem Eesem 14-tką- piękna, czerwona kuleczka, ale przy tej wysokości nad horyzontem mieniła się miejscami wszystkimi kolorami tęczy - zbyt gruba warstwa atmosfery znajdowała się pomiędzy nami, ale że wrodzona ciekawośc nie dawała mi spokoju spróbowałem większych powerów, niestety, obraz się rozmazywał - planeta jest jeszcze zbyt nisko. Nagle, kątem oka zauważyłem coś, co przyprawiło mnie o dreszcz - to chmury! Ratuj się kto może! Na szybkko przeniosłem teleskop kilka metrów dalej, żeby złapać Jowisza, chowającego się za domem sąsiada, kilka spojrzeń i pojawił się nieoczekiwanie filtr neodymowy (czyt. sąsiad dołożył do pieca i dym z komina spowił całego jupka). Mimo wszystko nadciągające chmury zaczęły spowijać coraz większą połać nieba, zasłaniając Jowisza, Oriona, Wielkiego Psa, gdzie bezskutecznie usiłowałem złapać M41 - za nisko i za dużo drzew po drodze, o LP nie wspomnę Obserwacje zakończyłem o 22, obserwując wznoszącego się coraz wyżej Marsa, który również wkrótce został całkowicie spowity chmurami. Miał piękny ciemnoczerwony kolor i już nie mienił się tak kolorkami, mimo tego na duże powiększenia trzeba jeszcze chwilę poczekać, ale warto było zobaczyć te widoki, po prawie 2 miesiącach posuchy pogodowej Z niecierpliwością oczekuję, kiedy wkrótce się spotkamy na wspólnych obserwach, tymczasem mam nadzieję, że mój opis pozwoli wszystkim cierpiącym na brak pogody obserwacyjnej rozpalić w serrcu iskierkę nadziei na ciemne, zimowe niebo wraz z jego skarbami Pozdrawiam wszystkich, Piotrek