Witam.
Tak sobie ostatnio dumałem i doszedłem do wniosku, że założę temat, gdzie będzie można opisywać swoje zepsute obserwacje, poprzez małą rzecz. Oczywiście wszystko z lekką dawką śmiechu. Topic ma za zadanie wywoływać uśmiech na twarzy, nie ma na celu nabijania się z kogoś. A i jakiś morał będzie można wyciągnąć.
No to zaczynam.
Ostatnio byłem w sadzie u dziadka, obok wioski Jarosław koło Środy Śląskiej. Lornetka gotowa, teleskop z 25mm okularem też*. Wszystko się ładnie chłodzi, niebo "miód, malina" i kiedy miałem zamiar podejść do teleskopu... Półtora miesięczny owczarek niemiecki, który będzie przyszłym strażnikiem sadu nie dał mi podejść do sprzętu... Dosłownie! Podchodząc na bliżej niż 3 metry, rzucał się na mnie i szczekał, raz zaatakował! To samo było, kiedy wychodziłem z pod wiaty z lornetką. Na dodatek, cały sprzęt mi zaparował jak jasny gwint, a jakby tego było mało, to jeszcze seeing był znakomity, a zasięg w ciągu nocy osiągnąłby zapewne 6mag.
Także obserwacje były spalone, a dało się coś wyciągnąć, bo Łyssy był 2 dni przed I kwadrą...
Pozdrawiam
*Okazało się, że okular 25mm przetrwał, bo tam na soczewce była rysa, którą uważałem za pęknięcie... Jakoś się udało mu przeżyć.