5,05 funta to minimalna stawka jaka jest mozliwa w prawie brytyjskim. Zreszta przy wyjazdach za granice raczej na kokosy od razu nie licz. Wiec jesli cale wakacje bedziesz zapiep...., malo jesc, znajdziesz jakies tanie miejsce do spania (co wcale takie latwe nie jest, ale mozliwe ze znajdziesz cos za 60-80 funtow/tydzien), nie dasz sie porwac tudziez obrabowac, to moze i cos uda ci sie uzbierac.
Mozliwe, ze rowniez aby legalnie pracowac 'gdzies tam' bedziesz musial sie zarejestrowac, zalozyc konto i zameldowac (a to zajmie troszke czasu i na dodatek troszke moze kosztowac).
Procz tego bez znajomosci angielskiego - i to na jakims wyzszym poziomie niz 'aj kam flom Polend' - ani rusz. Do tego pamietaj ze od czasow wstapienia Polski (i nie tylko) do UE, sporo delikwentow* sie wybiera na wyspy (i nie tylko), a czesc z nich pracuje za mniej niz owe 5,05 funciaka (czyli na czarno).
Z moich znajomych wracajacych z wakacyjnych wypadow pracowniczych, kilku jest bardzo zadowolonych (czyt znalezli nie meczace prace i jeszcze dostali jakies premie), inni sa zwyczajnie zmeczeni a jeszcze inni musza dokladac do calej zabawy (kilka przypadkow wsrod moich znajomych - niewiele zarobili a koszta okazaly sie byc wyzsze niz zakladali).
Tak wiec polecam wszystko na trzezwo przemyslec. Czasem naprawde nie warto sie pchac.
*Z gdanskiego osiedla, gdzie mieszkalem, wszystkie dresy i wszystcy narkomani wyjechali do Anglii. Zrobilo sie spokojnie, czysto i bezpiecznie. I jak tu UE nie kochac??