Nowy członek rodziny przyjechał z Chin.
Miesiące bez sprzętu (porządnego) do obserwacji były chyba najcięższym okresem w mojej przygodzie z astro.
Wiele ciekawych obiektów nie doczekało się złapania przez fotonową beczkę jaką jest sunia 10.
Myśli i napięcie związane z zakupem teleskopu osiągnęły swoje maksimum i rzutem na taśmę zamówiłem nowy sprzęt. Do teleskopu postanowiłem zakupić kolimator laserowy i to był strzał w dziesiątkę.
Była środa 13 lutego. W drodze z pracy do domu zadzwonił kurier i zapowiedział rychłą wizytę z dużymi paczkami.
Dawno nie stałem tyle czasu w oknie. Gdy usłyszałem dźwięk domofonu byłem już pewien - to na pewno nie będą goście namawiający mnie na zmianę przekonań religijnych tylko paczka. Paczka , która pokonała wiele tysięcy kilometrów by sprawić mi wiele radości głębszego poznania naszego domu- wszechświata.
Kurier przytargał jedną mniejszą paczkę, która swoimi rozmiarami zrobiła na mnie i córze ogromne wrażenie.
Kurier z uśmiechem mówi, że jeszcze idzie po tę szafę ze zwłokami. Gdy po kilku chwilach się pojawił wiedziałem, że już mam problem z żoną. W razie niekorzystnego rozwoju sytuacji mógłbym moją połowice bez problemu zapakować w karton po tubie i odesłać do Chin. (nawet wygodnie by miała).
Na szybko sprawdziłem przy kurierze stan optyki czy lusterka są aby całe i zostałem z problemem sam z córą. Cały misterny plan przechowywania teleskopu w miejscu jego poprzednika spalił na panewce. Wielkość tuby 10” zwaliła mnie z nóg. Szybko zabraliśmy się z córą do skręcania tego kolosa w całość.
Montowanie poszło zgrabnie i szybko bez pomyłek. Nie jedna szafę już złożyłem. Gdy sunia pokazała się w całej okazałości byłem pewien - mam prze(kicha)ne. Na szybko rozważałem ewentualne miejsca mojego i suni noclegu. Córa radośnie mi dogryzała, że mama to chyba troszkę zła będzie.
Jak niewidomy spędziłem czas macając sunię do chwili powrotu mojej żony.
Gdy zobaczyłem samochód mojej ślubnej wiedziałem, że nadchodzi chwila prawdy. Noc spędzę obok żony w łóżku lub z sunią na dworcu lub pod mostem.
Dzwonek do drzwi wchodzi moja miłość i z progu pyta gdzie ona jest (zupełnie jakbym jakąś kochankę ukrywał). Prowadzę żonę do pokoju i przedstawiam nowego członka rodziny.
Żona wita nowy nabytek spektakularnym O k(hura)… patrzy na mnie i wymownie stuka się w czoło. A ja odstawiam taniec wokół teleskopu pokazując co czym jest , tu szukacz, tu wyciąg , tu gałka do prowadzenia tuby itd.
Noc spędziłem na całe szczęście w ciepłym łóżku. Sunia wiernie stała w pokoju i jej widok walentynkowego poranka bardzo mnie ucieszył – to nie był sen.
Przed przygotowaniem romantycznej kolacji walentynowo-dziękczynnej dla mojej żonki postanowiłem sprawdzić jak wygląda sprawa fabrycznej kolimacji teleskopu.
Używając kolimatora laserowego stwierdziłem, że kolimacji nie ma w ogóle. Kręcenie śrubami lustra głównego dało dokładnie nic. Myślę sobie no to ładny beret trzeba będzie pierwszy raz w życiu rzucić się na głęboką wodę i kolimować oba lusterka. O dziwo udało się mi idealnie (wg. kolimatora) skolimować sunię w 20 minut. Uczucie bezcenne. Kolimacja nie jest czymś strasznym, a wręcz przyjemnym. Teraz już wiem, że za nic nie wolno ufać fabrycznej kolimacji.
Mając przed oczami po raz pierwszy w życiu wyciąg dwu calowy wyznaczyłem sobie kolejny cel. Muszę koniecznie kupić długoogniskowy okular (30-40mm) w tym rozmiarze i nie ma że boli musi mieć 2 cale i musi być porządny.
Doszedłem do wniosku, że choroba zwana dwucalicą złośliwą w moim przypadku nie dotyczy lustra – jak byłem przekonany - ale właśnie chęci, nieodpartej chęci posiadania okularów w tym rozmiarze.
Teraz kilka dni po przybyciu do mnie sunia się zaklimatyzowała, znalazła swoje miejsce i czeka na pierwsze światło. (Oby szybko znikły chmury, chciałbym jeszcze Oriona złapać). Żona pogodziła się z nowym lokatorem i stwierdziła, że mimo tego, że jest prawie jej wielkości może pozostać w mieszkaniu. Teraz już wiem, że na większy teleskop nie muszę zbierać (nawet bałbym się żonce napomknąć) lecz niestety chce dopieścić moją sunię fajnymi szkiełkami.
CDN