Od zawsze ciągnęło mnie w stronę astrofoto (to ta jasna strona mocy :) ), a więc postaram się wyłuskać z czeluści pamięci to co widziałem po ciemnej stronie.
Największy zachwyt na początku: Newton Uniwersał No5 zdecydowanie Księżyc (to już 20 lat temu) - tak miałem taki sprzęt.
Największy zachwyt teraz (oraz do 10 lat wstecz): od czasu do czasu zerkam przez lornetkę i zawsze jest to super wrażenie, że jesteśmy małą drobiną w bezmiarze kosmosu. Ale niezapomniane wrażenie było jak obserwowałem kometę Holmes, która z dnia na dzień „rosła“ oraz Saturn obserwowany na jakimś zlocie przez jakiegoś TEC’a (chybaTEC 140MM F/7 ED APO z super okularami), to mnie powaliło - takiej miazgi nie widziałm nigdy wcześniej i później.
Największe rozczarowanie: tak trudno trafić i znaleźć niektóre obiekty, a tyle ich jest. Galaktyki i mgławice wyprane z koloru i taaaakie słabe.
Największa niespodzianka: w czasie OZMY w Królikowie (nie wiem kiedy), M57 przez chyba 50 cm teleskop, prawie w kolorze