Skocz do zawartości

Merak

Społeczność Astropolis
  • Postów

    748
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Merak

  1. Chyba to nie całkiem tak. W tej sytuacji filtry są OK w przypadku Księżyca, którego obraz jest po prostu za jasny ale nie "zmasakrowany". Masakra dotyczy tylko obiektów o b. dużej jasności powierzchniowej, duża jasność całkowita da się skorygować. Wydaje mi się że destukcja obrazu następuje przed okularem może w ognisku? Nie poprawisz prześwietlonego zdjęcia patrząc na nie przez filtr przyciemniający. Lepiej zresztą niech się wypowiedzą bardziej doświadczeni koledzy. Ale gdyby było tak jak sugerujesz, to Newtona uznawano by powszechnie za sprzęt planetarny, a tak nie jest. Jak powiedziałem, kwestia gustu. Ja tylko zwracam uwagę na różne aspekty. Ale wiem, że jak się ktoś napali to i tak dopnie swego. I bardzo dobrze - nie ma to jak własne doświadczenie!
  2. Ad tytułowe pytanie - np. recenzja C8N Moje wrażenia są nieco inne niz recenzenta, nazwa Masakrator w odniesieniu do planet jest zasłużona, ale w sensie negatywnym. Saturn, rzeczywiście ładny, Jowisz za jasny, szczegóły prześwietlone, a z filtrami - za ciemny. Mars w opozycji - masakra in minus. Może mój egzemplarz jest inny a może gorzej nim władam. Jedno jest pewne, żeby w pełni cieszyć się widokiem DS-ów tak jak to opisano w recenzji, musisz oprócz telepa mieć dobre niebo. Jeśli masz je tam gdzie mieszkasz - OK. Jesli nie to jest kłopot, bo można ten sprzęt wozić jak się ktoś uprze, ale ogólnie to taki ciężki Newton nie sprawdza się jako traweller.
  3. A propos, czy ktoś może zauważył że coś niedobrego dzieje się z heavens-above? Jeszcze w zeszłym roku lubiłem zaskakiwać znajomych, każąc im w jednej chwili spojrzeć na wskazany rejon nieba, gdzie nagle rozbłyskała jasna flara. W tym roku jest to niemożliwe choć mieszkam tam gdzie mieszkałem, a parametrów swojej lokacji w programie nie zmieniałem... I nic mi się nie zgadza! Mam wrażenie że różnice czasowe sięgają kilkunastu minut. Czy ktoś może wie o co tu chodzi???
  4. Do jednych rzeczy fajny a do innych nie, np. do planet raczej nadaje się słabo. Szanuję twój ambitny program rozwojowy ustalony na wiele lat z góry. Ale nie wiem czy masz świadomość, że są też inne podejścia do tematu. Jeśli nie, to zasugeruję alternatywne podejście: na początek książka-przewodnik po niebie (np. "Niebo przez lornetkę" P. Moore'a) plus przyzwoita lornetka (np. 10x50 lub większa na statywie, a najlepiej obie). Mniej więcej po roku nocnych obserwacji z ww. wyposażeniem lepiej poznasz niebo a wraz z nim - swoje potrzeby i preferencje. Wówczas będziesz wiedział czego szukasz, jaki "program badawczy" zaplanować na kolejny rok i jaki teleskop najlepiej ci przypasuje.
  5. Super! Na każdym zdjęciu astro - dodatkowe 3 mgławice emisyjne gratis. Może to w ramach promocji?
  6. Chyba to nie jest kwestia "starego wyjadania" jak twoja szczególna wada wzroku zagra z konkretnym modelem lornetki i czy ci ona będzie pasować czy nie - tym bardziej że to w dużej mierze sprawa subiektywna. Tak jak radzi sumas - to trzeba "sprawdzić w praniu". Ja tylko dodam, że jeśli jesteś z Wawy albo masz blisko, to możesz dokonać zakupu lornetki Silver w nowym sklepie DO na ul. Siennej 39, który ma zostać otwarty 28.08. Jeśli tam ci nie po drodze, możesz śmiało zakupić ją w e-sklepie DO, przetestować, a w razie rezygnacji odstąpić od umowy w ciągu 10 dni w formie pisemsnej i odesłać towar (zgodnie z Ustawą o ochronie niektórych praw konsumentów). DO nie robi przy tym kłopotów.
  7. 1961r. c.d. Wznowiono odliczanie i... niecałe trzy minuty przed startem znów je wstrzymano - pojawił się problem z komputerem. Wkrótce i ten problem rozwiązano a odliczanie wznowiono. Na 2 min przed startem Shepard usłyszał uspokajający głos nowego Kapkoma, Deka Slaytona. Gdy włączono pompy paliwowe rakiety, kabina zaczęła wibrować. Paliwo popłynęło do komór spalania, gdzie połączyło się z utleniaczem. Głuchy ryk przeniknął Redstone a Alan poczuł pod sobą ruch. Żona Alana, Louise, obserwowała transmisję telewizyjną wraz z córeczkami. Wally Schirra i Scott Carpenter obserwowali Redstone pilotując odrzutowce F-106. Jeszcze przed startem rakiety wysłano wojskowe helikoptery ratunkowe nad ocean w okolice Wielkiej Bahamy jakieś 480 km od Przylądka - miejsce planowanego wodowania. Samoloty, okręty i łodzie patrolowe marynarki krążyły po okolicy w stanie gotowości. Drogi prowadzące do wyrzutni były pełne migających światłami wozów strażackich, policyjnych i karetek. W środkowej części przylądka tłoczyli się dziennikarze ze sprzętem transmisyjnym. Na okolicznych plażach i drogach zebrał się wielki tłum ludzi chcących zobaczyć na własne oczy epokowe wydarzenie. Kiedy Redston uniosła się a jasne płomienie stały się wyraźnie widoczne, mieszkańcy Cocoa Beach zgromadzeni na ulicach zaczęli klękać i modlić się. Wszystko szło gładko. Alan składał bazie rzeczowe meldunki o odczytach przyrządów. Redston drgała i kołysała się a przeciążenie 2,5 g to była pestka. Kiedy jednak rakieta zaczęła przebijać barierę dźwięku, drgania stały się tak potężne, że obraz kabiny rozmazywał się w oczach i Alan nie był wstanie odczytać przyrządów. Chwila wymagała odwagi, postanowił wytrzymać i nie łączyć się z bazą póki najgorsze nie minie. Jakby w odpowiedzi Redstone przeszła do spokojnego lotu. Przeciążenie wzrosło do 6 g. Alan zameldował o tym Dekowi, gdyż w czasie prób ćwiczył techniki pozwalające operować głosem w takich warunkach. Kolejny kluczowy moment lotu - wyłączenie silników. Od Freedom Seven odłączyła się już zbyteczna rakieta ratownicza a potem rakieta Redstone. Alan jeszcze przed chwilą ważył 450 kg a teraz nagle znalazł się w cudownie odprężającym stanie nieważkości, którego tłem była cicha symfonia dźwięków urządzeń pokładowych. Poczuł że kapsuła zaczyna obracać się, a posłuszne programowi lotu silniczki manewrowe utrzymały przestrzenną orientację statku. Rozpoczęła się najbardziej przyjemna część lotu, w której Alan zamienił automatycznego pilota na ręczne sterowanie. Był to istotny krok do przodu w porównaniu z lotem Rosjan, w którym Gagarin był tylko biernym pasażerem automatycznie sterowanego Wostoka. Shepard był zaskoczony precyzyjną sterownością swego małego statku. Po przećwiczeni manewrów pozostała chwila czasu na podziwianie widoku Ziemi z tej niezwykłej perspektywy. Po osiągnięciu apogeum na wys. 185 km statek zaczął opadać a Alan ustawił go do próby silników hamujących. Potem przeszedł na sterowanie ręczne dopóki małe silniczki korekcyjne dawały sobie radę z rosnącym przyciąganiem, po czym włączył autopilota. W tym czasie bezużyteczna rakieta koziołkowała bezwładnie poniżej kapsuły, a drobne części które odpadły rozgrzewały się od tarcia. Redstone zakończyła efektownie żywot w oceanie wzbijając gejzer wody i wprawiając w osłupienie załogę przepływającego nieopodal statku. Wkrótce Alan miał za sobą najbardziej uciążliwe etapy hamowania, gdy przeciążenie sięgało 9g a temperatura w kabinie rosła do 39*C. Kiedy po kolei rozwinęły się spadochrony - pilotujący i główny, Alan mógł wreszcie odetchnąć. Dalej wszystko poszło jak na ćwiczeniach. Kabina wodowała pomyślnie w zaplanowanej strefie lądowania, a astronauta został wkrótce wciągnięty na pokład helikoptera Rescue One i przetransportowany na pokład lotniskowca US Champlain, gdzie powitano go z honorami. na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc Start rakiety z kapsułą Freedom Seven (MR-3) Shepard wewnątrz kapsuły / widok Ziemi z wnętrza Shepard - znaleziony przez helikopter Rescue One / na pokładzie US Champlain
  8. 1961r. c.d. 12 kwietnia 1961r. rosyjska rakieta balistyczna SS-6 wyniosła w przestrzeń 5-tonowy statek Wostok z kosmonautą Jurijem Gagarinem na pokładzie. Wostok wszedł na orbitę o perygeum 181 km i apogeum 327 km. Człowiek okrążył Ziemię w 89 min z prędkością 28 000 km/h. Czarne chmury zebrały się nad amerykańskim programem kosmicznym, wg którego pierwszy lot załogowy miał odbyć się 2 maja. Po sukcesie Gagarina prasa amerykańska uderzyła w pesymistyczny ton, na szczęście wyważone oświadczenie Johna Glenna poprawiło nieco nastroje. Nowo mianowany prezydent, J.F. Kennedy, był wielkim zwolennikiem podboju kosmosu, ale pod wpływem sukcesem Rosjan zawahał się i rozważał nawet możliwość wycofania się Ameryki z wyścigu kosmicznego. Za odwołaniem załogowego programu kosmicznego Mercury opowiadał się szef Naukowego Komitetu Doradczego, Jerome B. Wiesner. Na szczęście Kennedy nie chciał łatwo rezygnować i powierzył kierownictwo NASA wiceprezydentowi Lyndonowi Johnsonowi, zwolennikowi eksploracji kosmosu. Oprócz frakcji przeciwników programu w rządzie, projektowi nie sprzyjały też kolejne awarie techniczne. 25 kwietnia rakieta Atlas, unosząca pustą kapsułę Merkurego, zboczyła z kursu i eksplodowała. Trzy dni później rakieta Little Joe, której zadaniem było przetestowanie systemu ratowniczego, wymknęła się spod kontroli i uległa zniszczeniu. Nieoczekiwanie programowi Mercury pomogła nieudana inwazja na Kubę 17 kwietnia. Wojsko amerykańskie miało wesprzeć oddziały emigrantów kubańskich podczas desantu inwazyjnego. Kennedy z niewiadomych względów w ostatniej chwili radykalnie ograniczył wsparcie, skazując na śmierć tysiące ludzi. Po tym zdarzeniu poparcie dla prezydenta spadło drastycznie. Kennedy potrzebował teraz odważnych i przełomowych działań, żeby pociągnąć za sobą Amerykanów. Dlatego polecił zbadać Johnsonowi, jakie wykonalne osiągnięcie dałoby Ameryce szansę na zdobycie przewagi - stacja na orbicie, lot wokół Księżyca, a może wysłanie człowieka na Księżyc? Na zebraniu z doradcami w Gabinecie Owalnym Kennedy zdecydował w końcu, że program będzie kontynuowany a NASA dostanie zielone światło. Nazwisko pierwszego astronauty w dziejach Ameryki przekazano prasie 2 maja na 3 godz. przed planowanym terminem startu. Niestety tego dnia pogoda popsuła się i lot przesunięto. 5 maja Alan Shepard wstał bardzo wcześniej obudzony przez swego lekarza. Jak co dzień po śniadaniu udał się na badania lekarskie. Tuż po godz. 4 rano, ubrany w kombinezon, wyruszył minibusem do hangaru w towarzystwie lekarza i Gusa Grissoma. Widok rakiety Redstone gotowej do startu (lot MR-3), z masą podłączonych przewodów i wśród unoszącej się pary, niemal go zahipnotyzował. "Nigdy więcej nie zobaczę tej rakiety" - pomyślał. Wkrótce Alan zajął miejsce w swoim fotelu w kapsule statku, na którego burcie widniała nazwa "Freedom Seven" (siedmiu astronautów i siódma kapsuła zbudowana dla programu Mercury). Zamknięto właz i Shepard znalazł się sam w kabinie, mniejszej od budki telefonicznej. Na kwadrans przed rozpoczęciem odliczania nad Cap Canaveral napłynęły chmury a odliczanie wstrzymano. W międzyczasie wykryto awarię. Była niewielka, ale należało przysunąć rusztowanie i ją naprawić, co spowodowało opóźnienie lotu o godzinę. Shepard siedział na szczycie Redstone na tyle długo, że zaczął odczuwać potrzebę fizjologiczną o czym powiadomił Gordo Coopera, pełniącego rolę Kapkoma (Capsule Communicator). Okazuje się, że tego aspektu nikt nie brał pod uwagę - być może dlatego, że lot suborbitalny miał trwać tylko 15 min. Po wyłączeniu zasilania czujników oplatających ciało astronauty, Alan mógł sobie ulżyć. Problem sam się rozwiązał, gdyż dzięki pozycji półleżącej, ciecz spłynęła do tyłu, gdzie została wchłonięta przez grubą bieliznę i osuszona tłoczonym tlenem. Shepard podczas ćwiczeń w centryfudze / w stroju prózniowym przed lotem MR-3 Kokpit kapsuły Merkury - wnętrze i panel sterowania Konstrukcja zespołu rakietowego Redstone-Merkury na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc
  9. Drogi zbigu, czy po prostu nie pomyliły ci się fora? Są na pewno różne fora specjalistyczne: różancowe, jehowe, spiskowe teorie dziejów itp. gdzie takie wątki byłyby jak najbardziej na miejscu. Ale tu mamy FORUM ASTRONOMICZNE co nie powinno umknąć naszej uwadze. Uważam że sprawa jest b. prosta. Generalnie lepszy jest nadmiar wolności niż nadmiar ograniczeń i przeregulowań, ale wolność jak i wszystko (np. ubik) - dobre ale z umiarem. Trudno byłoby zresztą sprecyzować formalnie co wolno na takim lużnym forum jak Hyde park a czego nie, ale w skrajnych przypadkach admini muszą miec prawo zamrożenia albo wycięcia wątku a piszący - świadomość istnienia takiego ryzyka. Ale na codzien najlepsza strategia to nie podsycać złej krwi i nie podejmować dyskusji w takich wątkach. Spoko - bez dopływu paliwa w postaci "złej energii" same uschną.
  10. Malina! Choć nie-warszawiakom to rybka!
  11. A propos uwag zjelon'a... Czy nie mógłbyś potestować tych dużych astro-lornet? Kolejny mały MAK średniej jakości nie wydaje się niczym ciekawym - pełno tego na rynku. Natomiast nie ma praktycznie podaży astro-lornet i żurawi (a jedno nie idzie bez drugiego), no może poza jednym dość drogim zestawem w D.O. A takie astro-lornety - z okularami wymiennymi, szukaczami itp. bajerami - naprawdę zakręcą niejednego... Statywy widać też mają obiecujące. Przydała by się tu jakaś jakaś konkurencja o przyzwoitej jakości i w dobrej cenie.
  12. To wiesz tyle co ja. 1) i 3) to pewne na 100%. Co do 2) to miałem nadzieję że się dowiem od kogoś...
  13. To ja wpasuję się idealnie w temat z małym quizem: 1) Jaki asteryzm nazywano kiedyś w potocznej polszczyźnie Kwoczką albo Babami? 2) A jaki - Laską Jakuba? 3) A jaki asteryzm po spolszczeniu okaże się Dżdżownicami?
  14. "- Najwyższy czas, by stworzyć definicję „planety” - stwierdził Alan Stern, przewodniczący ... wydziału ds. badań kosmicznych .... - To wstyd, że my, astronomowie, takową nie dysponujemy." Nic dodać, nic ująć - najwyższy czas zrobić z tym porządek. Definicja planety jest kwestią umowy ale im będzie mniej arbitralna i polityczna, za to bardziej obiektywna i naturalna tym lepiej. Na pewno podstawowe znaczenie będzie miała kombinacja wielkości względnej i odległości od gwiazdy macierzystej. Ale może budowa i skład chem. będą brane pod uwagę? Ciekawa jest kwestia systematyki układów wielokrotnych (np. kiedy mamy do czynienia z parą planet, a kiedy z planetą i księżycem). Jeśli idzie o moje gusty to problemy pojawiają się wraz z uznaniem Plutona za planetę (a to wiadomo - z respektu przed amerykanami). Dobra definicja powinna kończyć się na Neptunie. Chyba że ktoś wskaże zupełnie naturalną i narzucającą sie logicznie definicję. Wtedy warto ją przyjąć z "bogactwem inwentarza" - nawet jesli okaże się. że jest więcej planet niż nam się wydawało
  15. 1961r. c.d. Od początku roku prowadzono intensywne próby z rakietami oraz w symulatorze więc astronautów zakwaterowano w bazie na przylądku Canaveral. Dawniej tereny te były świętą ziemią Indian, zamieszkałą przez niedźwiedzie, jelenie i aligatory. Przylądek opierał się cywilizacji, bo kolonizatorów odstraszały węże i plagi komarów. Ale już w latach sześćdziesiątych pod palmami i na plażach stały tam bunkry, hangary, wieże startowe i biura, które łączyła podziemna sieć kabli elektrycznych. Nieodłączną częścią życia astronautów na przylądku Canaveral były konflikty. Liczne i uciążliwe ćwiczenia w niewygodnym symulatorze, przeciągające się oczekiwanie na pierwszy lot w kosmos oraz konflikty z urzędnikami stanowiły stałe źródło stresów. Piloci szukali więc ujścia dla swych frustracji. Siódemka Merkurego zaprzyjaźniła się z lokalnym sprzedawcą aut General Motors (kierowcą rajdowym), który sprzedawał im niedrogo samochody sportowe. Po ciężkim dniu treningowym organizowali wyścigi i zawzięcie konkurowali ze sobą. Spięcia były jednak nieuniknione dlatego, że byli przede wszystkim pilotami, a rozkład zajęć ustalony przez NASA nie przewidywał ćwiczeń w powietrzu. A piloci MUSZĄ latać! Astronauci pod byle pretekstem wyrywali się z Langley czy Przylądka aby polatać gdzieś małymi odrzutowcami. Warunki zakwaterowania w hangarze S też pozostawiały wiele do życzenia. Ale ostatecznym upokorzeniem była bliskość klatek z małpami, które jako pierwsze miały "wykonać" lot podorbitalny. Dlatego astronauci przeprowadzili się do Holiday Inn w Cocoa Beach, gdzie spędzali długie godziny na pięknych plażach oraz... na wymyślaniu coraz bardziej śmiałych żartów i wygłupów. Był to rodzaj terapii na potężny stres jakiemu podlegali. Np. pewnego razu Gordo Cooper wpuścił do basenu hotelowego żywe ryby a potem usiadł z wędką na jego brzegu. Inni też wykazywali dużą inwencję w płataniu figli. Pod koniec stycznia sytuacja stałą się bardziej napięta - zbliżał się termin lotu. Denerwujące było utrzymywanie w tajemnicy przed prasą nazwiska pierwszego astronauty. Jeszcze bardziej drażniło to, że tak naprawdę jako pierwszy poleci w kosmos... szympans. Włożono wiele wysiłku setek inżynierów oraz wiele milionów dolarów w przygotowanie małp do lotu. Skonstruowano specjalny symulator dla małp. Małpa miała pociągać za odpowiednie dźwignie w reakcji na zapalające się lampki. Jeśli wykonywała polecenia prawidłowo, dostawała przez otwór banana. Jeśli źle - czekał ją wstrząs elektryczny w stopę. Astronauci byli przeciwni wysyłaniu w kosmos małp, ale ekipa medyczna wolała nie ryzykować życia ludzkiego wobec tylu niewiadomych jakie w owym czasie wiązały się z kosmosem (jak np. wpływ nieważkości i przeciążeń na organizm). 31 stycznia 1961r. Siódemka Merkurego wzięła udział w wystrzeleniu w kosmos pierwszej małpy o nazwie Ham. Lot ten okazał się klapą gdyż wiele systemów zawiodło, np. silnik rakiety przegrzał się i zużył paliwo za szybko o 5 s. Małpa przeżyła ale została poddana większym przeciążeniom niż planowano, porażona niezasłużenie prądem oraz poturbowana i podtopiona przy niezbyt udanym lądowaniu. szympans Ham z biosensorami (gdybym był złośliwy rzekłbym - pierwszy amerykanin w kosmosie) Shepard po przejrzeniu zapisów telemetrycznych zrozumiał, że i on przeżyłby tę przygodę a usterki były niewielkie. Współpracując z inżynierami stwierdził, że w czasie lotu Hama zawinił jeden mały przewód elektryczny, który szybko naprawiono. Shepard nalegał na urzędników NASA by kolejny lot wykonał człowiek. Przesądziła jednak nieoczekiwana opinia von Brauna, absolutnego guru w temacie rakiet, który zarządził jeszcze jeden bezzałogowy lotu statku Mercury-Redstone. na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc
  16. Witam w szkółce niedzielnej nt. historii podboju księżyca i wyścigu USA-ZSRR. Upały i wakacje trochę zbiły mnie z tropu ale spróbuję się poprawić. Tyle się teraz dzieje... Ale w sumie jest to trochę przyczynkarstwo... Oczywiście ważne i potrzebne, ale obawiam się że w przyszłej historii podboju kosmosu zostanie to pewnie sprasowane do krótkiego akapitu. A wystrzelić pierwszego człowieka w kosmos albo postawić pierwszy raz nogę na Srebrnym Globie można TYLKO JEDEN JEDYNY RAZ w całej historii cywilizacji ziemskiej. Jeśli więc to kogoś interesuje, zapraszam do dalszego ciągu lektury. I do zgłaszania uwag, dygresji i uzupełnień. Dziś spróbujemy oddać niepowtarzalny klimat treningu pierwszych astronautów i przygotowań do wystrzelenia pierwszego człowieka w kosmos. A przynajmniej tak się wtedy wydawało ze pierwszego... 1960r. Rozpoczął się drugi etap rywalizacji kosmicznej - wyścig kto jako pierwszy wyśle człowieka w kosmos. Etap pierwszy, kto jako pierwszy umieści satelitę na orbicie, wygrali Rosjanie. Zaraz po konferencji prasowej astronautów wraz z rodzinami przeniesiono do Bazy Sił Powietrznych w Langley, Wirginia, które było siedzibą Grupy Roboczej Operacji Kosmicznych NASA. Dowodzenie grupą objął Robert Gilruth - zdolny inżynier i menedżer, były szef Programu Samolotów Bezzałogowych. Szefem Programu Mercury w ramach grupy mianowano Walta Williamsa. Przez ten rok piloci mieli zdobywać kwalifikacje astronautów, a inżynierowie - pracować nad doskonaleniem statku kosmicznego i rakiet. Przyszli astronauci często podróżowali: - do fabryki samolotów McDonnella w St. Louis, gdzie budowano statek Mercury; - do zakładów General Dynamics w Convair, gdzie modyfikowano rakietę dalekiego zasięgu Atlas; - do kosmodromu na przylądku Canaveral na Florydzie, gdzie przeprowadzano testy w symulatorze oraz próby rakiet i statku. Nic nie przychodziło od razu i bez problemów; rakieta Atlas eksplodowała zaraz po starcie, rakieta ratunkowa odpalała sama zostawiając moduł Merkury i rakietę Redstone na wyrzutni itp. Jakby tego nie dość, u Deke'a Slaytona wykryto arytmię serca. Według opinii lekarzy, nie powinna ona wpłynąć na jego wydolność czy jakość pracy. W połowie grudnia nastąpił wreszcie przełom - rakieta Redstone precyzyjnie wyniosła kapsułę Merkurego na zaplanowaną trajektorię. start rakiety Merkury-Redstone kapsuła Merkury z rakietą ratunkową 1961r. W owym czasie w centrum uwagi stanęło pytanie: KTO BĘDZIE PIERWSZYM AMERYKANINEM W KOSMOSIE? Dziennikarze nie ustawali w podchodach i spekulacjach. Astronauci mieli podpisany kontrakt z czasopismem "Life" na wyłączność, ale przede wszystkim obowiązywała ich tajemnica służbowa. Wybór "pierwszego" należał wyłącznie do jednego człowieka, Roberta Gilrutha. 19 stycznia 1961r. (w przeddzień zaprzysiężenia J.F.Keneddy'ego na prezydenta) Gilruth ogłosił astronautom, że Alan Shepard wykona pierwszy lot podorbitalny, Gus Grissom wykona drugi lot podorbitalny, a John Glenn będzie pilotem rezerwowym w obu misjach. W oświadczeniu dla prasy podano jedynie, że Shepard, Grissom i Glenn to kandydaci do pierwszego lotu rakietą Redstone. Gilruth chciał w ten sposób ochronić prywatność Sheparda. Wybór Sheparda wywołał pewne tarcia w zespole, gdyż każdy pragnął zostać "tym pierwszym". Jednak szef grupy roboczej twardo przypomniał kto tu rządzi i potwierdził nieodwołalność decyzji. Od tej pory astronauci pogodzili się i połączyli siły rozumiejąc, że tylko powodzenie pierwszego lotu pozwoli im spojrzeć na Ziemię z góry. I to już wkrótce. na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc
  17. Dzięki za słowa zachęty... Mistrzu.
  18. Wszystko to prawda (ale tylko prawdopodobnie :-); Kudriawkę przezwano krótko przed startem bo ponoć najbardziej obszczekiwała Korolowa, pies padł dość szybko z powodu przegrzania do czego rosjanie przyznali się dopiero w latach 90-tych itp. Mi chodziło przede wszystkim o zwięzły konspekt najważniejszych wydarzeń. Ale będzie mi bardzo miło, jeśli ten konspekt będzie żył i stopniowo obrastał uwagami i przypisami innych forumowiczów - z korzyścią dla wszystkich zainteresowanych tematem.
  19. 1958r. c.d. Po sukcesie rosyjskiego Sputnika Amerykańska Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej (National Aeronautics and Space Administration, NASA) przejęła od Krajowej Komisji Doradczej d.s. Aeronautyki odpowiedzialność za tworzenie najnowocześniejszych technik kosmicznych i wysłanie człowieka w kosmos. W 1958r. NASA rozpoczęła program naboru i selekcji pierwszych astronautów. Wybierano ich spośród wojskowych pilotów-oblatywaczy, gdyż w tej grupie było najwięcej osób spełniających wyśrubowane kryteria (*). Miejscem selekcji była Baza Sił Powietrznych im. Edwardsa na pustyni Mojave w Kalifornii, ok. 240 km od Los Angeles. Pobliskie płaskie dno wyschniętego jeziora oferuje pasy startowe najdłuższe na świecie. Zgłosiło się 508 pilotów oblatywaczy w służbie czynnej. 110 z nich spełniało wymagania Agencji Badań Kosmicznych. Wybrano siedmiu (sic). ----------------------------------------------------------------------------- (*) Z zarządzenia NASA: "Ogłaszamy że oblatywacze powinni spełniać określone wymagania. Każdy musi udokumentować co najmniej 1500 godz. latania. Jest konieczne aby kandydat miał doświadczenie w pilotowaniu odrzutowca i wykształcenie wyższe co najmniej na poziomie licencjatu. Chętni mają się poddać krajowym standardom lustracyjnym. Wzrost do 180 cm, waga do 80 kg, wiek do 40 lat." Dodajmy, że w owych czasach kobiet nie brano pod uwagę. Oprócz ww. wymagania obejmowały szereg ulotnych i "miękkich" cech, których znaczenie w pierwszych misjach kosmicznych trudno przecenić, jak np.: duch koleżeństwa, inteligencja, odwaga, talent, wiedza z pokrewnych dziedzin itp. 1959r. 09 kwietnia odbyła się uroczysta konferencja prasowa w tymczasowej siedzibie NASA w Dolly Madison House w Waszyngtonie, na której Agencja przedstawiła Ameryce pierwszych astronautów tworzących tzw. Siódemkę Merkurego – od nazwy programu pierwszych amerykańskich lotów załogowych „Mercury”. Byli to: - Malcolm Scott Carpenter, porucznik Marynarki Wojennej, weteram wojny koreańskiej i oblatywacz; - Leroy Gordon Cooper jr., kapitan Sił Powietrznych, oblatywacz i pilot myśliwców; - John Herschel Glenn jr., podpułkownik Piechoty Morskiej, uczestnik ok. 150 lotów bojowych podczas obu wojen (II Światowej i Koreańskiej); - Virgil Ivan Grissom, kapitan Sił Powietrznych, weteran 100 lotów bojowych w Korei; - Walter M. Schirra jr., komandor porucznik Marynarki Wojennej, także weteran z Korei; - Alan Barlett Shepard jr., komandor porucznik Marynarki Wojennej; - Donald Kent Slayton, kapitan Sił Powietrznych, weteran obu wojen; Na zdjęciu: Wally Schirra, Alan Shepard John Glenn, Scott Carpenter, Deke Slayton Gordo Cooper, Gus Grissom
  20. 1957r. 4 października rosyjska rakieta R-7 wyniosła na orbitę pierwszego satelitę Ziemi o nazwie Sputnik (ros.- towarzysz podróży). Sputnik ważył 84 kg i okrążał Ziemię co 96 min przy apogeum 941 km oraz prędkości ponad 27 tys. km/h. Przelatując nad danym obszarem Sputnik wysyłał prosty sygnał radiowy (bip) i mógł być obserwowany gołym okiem na nocnym niebie (w sprzyjających warunkach) jako obiekt 6 wielkości gwiazdowej. Był to cios dla amerykanów przekonanych o swojej wyższości technologicznej nad rosjanami. 03 listopada wystrzelono na orbitę o wys. 1660 km satelitę Sputnik 2 z psem Łajką na pokładzie (od rasy - łajka syberyjska). Funkcje życiowe psa były monitorowane i przesyłane drogą radiową na Ziemię. Po kilku dniach zapas tlenu skończył się a Łajka bezboleśnie usnęła na zawsze. Ten eksperyment dostarczył odpowiedzi na podstawowe pytania jakie stawiał przed badaczami lot człowieka w kosmos. W reakcji na sukces Rosjan i pod naciskiem Eisenhowera zespół rakiety Vangard przyspieszył i zintensyfikował prace. 06 grudnia nastał czarny dzień w Ameryce - rakieta Vanguard eksplodowała przy starcie. Przytłoczony krytyką Eisenhower dał wreszcie wolną rękę armii i zespołowi von Brauna. 1958r. 31 stycznia odpalono rakietę Jupiter-C (przemianowanej pod naciskiem administracji prezydenckiej na Juno 1), która wyniosła na orbitę pierwszego satelitę amerykańskiego o nazwie Explorer 1. Oprócz van Brauna ojcami sukcesu byli dr William Pickering, szef Jet Propulsion Laboratory oraz dr James Van Allen z Uniwersytetu Iowa, który odpowiadał za specjalny licznik Geigera do badania promieniowania kosmicznego. W wyniku udanego eksperymentu von Braun z dnia na dzień stał się bohaterem narodowym. Nazwisko Van Allena weszło trwale do nauki za sprawą odkrycia pasów radiacyjnych otaczających Ziemię, nazywanych od tamtej pory pasami Van Allena. na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc
  21. 1950r. Nieopodal miasteczka Huntsville w Alabamie leży baza wojskowa Redstone, zamknięta po II wojnie światowej. W czerwcu 1950r. otwarto ją ponownie z zamiarem prowadzenia badań rakietowych. Wśród nowego personelu znalazło się 118 osób z tzw. zespołu rakietowego III Rzeszy, z Wernerem von Braunem na czele. 25 czerwca Korea Płn. zaatakowała nieprzygotowaną Koreę Płd, do której H. Truman wysłał wsparcie wojskowe. W tym czasie armia zleciła zespołowi von Brauna skonstruowanie pierwszej amerykańskiej rakiety balistycznej, która miała przenosić głowice konwencjonalne lub nuklearne na dystans 300 km. 1953r. Po 3 latach badań i testów w sierpniu wystrzelono pierwszą rakietę „Redstone” z przylądka Canaveral na Florydzie. Rakieta planowo przeleciała 8 km i spadła do morza. 1954r. Marynarka wojenna przeznaczyła 88 tys. USD na program badawczy Orbiter, którego celem było wysłanie małego satelity służącego do obserwacji wyższych warstw atmosfery. Miał to być wkład USA do badań w ramach Międzynarodowego Roku Geofizycznego '57-'58. D. Eisenhower chciał odciąć się od wojennej przeszłości zespołu von Brauna. Zespół naukowców wybranych przez Biały Dom zdecydował, że planowanego pierwszego satelitę wystrzeli rdzennie amerykański zespół naukowy za pomocą nowej rakiety Vanguard o cywilnym rodowodzie. Jednak pace bardzo się przeciągały, gdyż w owym czasie żaden zespół nie był tak zaawansowany w technice rakietowej jak grupa von Brauna. 1955r. Rosja rozpoczyna budowę pierwszego na świecie portu kosmicznego na pustkowiu Bajkonur w Kazachstanie nieopodal jeziora Aralskiego (w centralnej Azji). Głównym konstruktorem rakiet został Siergiej Korolow. 1956r. Rakieta Jupiter-C (przebudowana rakieta Redstone) osiągnęła w locie testowym pułap ponad 1 tys. km., dystans ponad 5 tys. km. i prędkość 25 tys. km/h. Tym samym zespół von Brauna wywiązał się z zadania zbudowania rakiety do przenoszenia międzykontynentalnych głowic balistycznych, jakie otrzymał od armii na początku konfliktu koreańskiego. Największym problemem było znalezienie takich materiałów na głowicę rakiety, które nie roztopią się przy wchodzeniu w atmosferę z olbrzymią prędkością. Gdy udało się pokonać wszystkie problemy techniczne, "Gang z Huntsville", jak zwano grupę rakietową von Brauna, poprosił Pentagon o zgodę na dodanie ostatniego członu rakiety (tzw. pocisk 29), który mógłby umieścić satelitę na orbicie okołoziemskiej. Eisenhower, nieprzychylny von Braunowi, nie zgodził się na to. Prezydent i jego administracja ignorowali doniesienia o szybkim rozwoju rosyjskiego programu kosmicznego i utrudniali pracę grupie von Brauna, a tym samym dobrowolnie ustąpili pierwszeństwa rosjanom. opracowano na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc
  22. Podziwiam liczne i arcyciekawe tematy "księżycowe" na AF z wątkiem "Bliski Księżyc" na czele. Osobiście odczuwam czasem brak jakiegoś szkieletu czy rudymentu wiedzy, do którego mógłbym "przypiąć" licznie zgromadzone tu ciekawostki, tak żeby jakoś móc je kojarzyć i pamiętać, lokalizować. Krótko mówiąc - żeby te fakty i ciekawostki budowały jakąś wiedzę a nie tylko przelatywały bez śladu przez głowę. Wyznam że bez tego każdy zbiór luźnych informacji prędzej czy później wywołuje u mnie przesyt i znużenie. Aby się zdziebko dokształcić chwyciłem za książkę Alana Sheparda i Deke Slaytona "Kierunek Księżyc" (Moon Shot). W końcu to wiedza z pierwszej ręki! W trakcie lektury przyszło mi do głowy, że nawet te pasjonujące treści ulatują dość szybko z głowy, wypierane "bieżączką" zawodową, prywatną i polityczną. Żeby temu przeciwdziałać postanowiłem spisywać zwięzły konspekt chronologiczny w miarę lektury. Ale jeśli już brać się za taką robotę, to dlaczego nie podzielić się tym z innymi? Oczywiście, wszystko można gdzieś znaleźć w internecie. Ale tego jest aż za dużo... Nie mam tyle siły jak kolega Sumas, żeby przeczytać i zaindeksować całe zasoby internetowe Wolę jakiś wybór, wiedzę w pigułce. Dlatego postanowiłem zaryzykować i wrzucić tu próbkę moich wypocin. Najwyżej przerwę w trakcie jeśli okaże sie to kompletnie nieprzydatne.
  23. Przejrzałes moje intencje. A jednak trochę krecę co jakiś czas okularem. Swoją drogą brak porządnej muszli ocznej odczuwam jako spory dyskomfort. Z łatwością dałoby się ja tak zaprojektować i umocować fabrycznie aby pozostawała nieruchoma mimo regulacji w okularze. Ale jakoś nikomu się nie chce. Tak w ogóle to oszczędności które robią producenci są tragiczne. Wszyscy oszczędzają po 5 cm na pasku od lornetki i od futerału przez co nie mozna ich wygodnie przełożyć przez ramię i głowę. Kupiłem sobie nie tak dawno małego Olympuska 8x21. Zaskakująco dobra jakość optczna jak na taką małą aperturę i cenę (poziom nieosiągalny dla lornetkowych "wynalazków" z D.O.). Ale co za oszczędności - brak pokrywek na obiektywy i luźne, niedopasowane i spadające na okulary. No żesz w mordeczkę - co za głupota jakaś!?! Ile na tym oczędzą? 3 centy?
  24. W przygniatającej większości lornetek co najmniej jedna muszla oczna obraca się zapewiając kontrolę dioptryczności. Czy nie czułbyś się trochę dziwnie gdyby ci te klapki mające teoretycznie osłaniać boki wypadły np. na nosie?
  25. Przepraszam za głupie pytanie - a do czego konkretnie byś dokleił ten kawałek gumy?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.