Skocz do zawartości

Merak

Społeczność Astropolis
  • Postów

    748
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Merak

  1. Tak idealny, zwłaszcza w okolicach Wawy - lało z małymi tylko przerwami. (poniższe śpiewamy w rytm znanej melodii) Ciemnego nieba! tak mało! tak mało, Ciemnego nieba trzeba mi na ziemi! Ciemnego nieba! tak mało mi trzeba, A jednak widzę, że żądam za wiele! P.S. A ten niebieski teleskop to z Lombardu?
  2. Merak

    m109 pierwsze ccd

    Wypasione eMki, gratulacje. Widzę że C8-N spisał się dobrze. A na pewno lepiej niż kamerka która sama wygenerowała kilka mgławic pyłowych Żarty żartami ale jest obawa że przesycenie techniką może prowadzić do zboczeń zawodowych tego rodzaju.
  3. 1. Z chodzeniem dokoła żurawia to jest dopiero beznadziejna sprawa gdy ktoś chce "na leniuszka", tj. usiąć sobie albo zlec na leżaczku (rysunek zajął mi max 5 min) 2. No to gratulacje - TAJEMNICA KRĘGÓW W ZBOŻU WRESZCIE WYJAŚNIONA! 3. 'Cienki adapter' nie rozwiązuje problemu mocowania na statywie lornetkowym, tylko na foto-chybotce. A i to nagannie, bo mając dobry adapter uniwersalny (np. Yukona) muszę kupować kolejny adapter specjalnie do jednej lornetki. Spieprzyli chłopcy sprawę mocowania i tyle. A propos, logo William Optics NIE JEST wcale ściągnięte od Swarovskiego (a kto uważa inaczej, ten łże jak bura suka).
  4. Tiamacie, Wprawdzie różni koledzy już nas trochę zepsuli i rozpuścili zdjęciami coraz lepszej jakości... ale mimo wszystko - chapeau bas. A temat, chociaż ograny, nie może się znudzić miłośnikom. Poza tym jest w tym tyle zmiennych i ręcznej obróbki że każde zdjęcie jest trochę inne i czymś się różni ( np. kadrowaniem ).
  5. Żuraw nabyłem w Astrokraku jako tzw. "wzmocnioną konstrukcję Poruczki" (cokolwiek by to miało znaczyć). Sprzedawca nie raczył mnie poinformować, że konstrukcja ma uchwyt mocujący przeznaczony wyłącznie do Kronosa... ale też trzeba przyznać, że sprawnie wykonał prosty adapter który wymyśliłem aby mocować zwykłe lornetki. Już pisałem co nieco o tym statywie, np. tu: Post: Merak / Apr 15 2005, 10:14 No cóż, ten żuraw jest lepszy od (prawie) każdego statywu a już na pewno lepszy niż nic - zwłaszcza do ciężkich astrolornetek. Daleko mu jednak do ideału. Wszystko chodzi topornie a sama konstrukcja też mogłaby byc lepiej przemyślana. Jest tylko możliwości obrotu lornetki (wraz z całym ramieniem statywu) wokół osi odległej od lornetki - rys. A. To sprawia że trzeba się nachodzić. Wystarczyłaby mozliwość obrotu wokół osi przechodzącej przez lornetkę - rys. B. Ideałem byłby obrót wokół osi przechodzącej przez obserwatora (Rys. C), ale to mogłoby być trudne konstrukcyjnie.
  6. Dorzucę jeszcze kilka zdjęć z misji MA-9. Cooper miał sporo czasu i nastukał masę fajnych fotek (zwłaszcza podczas 22 okrążenia). Delta Gangesu obok Kalkuty Pustynia Gobi Himalaje w pełnej krasie Jeziora w Zachodnim Tybecie Południowa część Taiwanu Tybetańska Kraina Jezior Wyżyna Tybetańska Kaszmir źródło: archiwa NASA
  7. 1963r Czwarta i ostatnia misja w ramach programu Mercury zakładała aż 22 okrążenia trwające półtora dnia. Spośród Siódemki Merkurego oprócz Deke'a jedynie Gordo Cooper nie był jeszcze w kosmosie. Jednak NASA wywierała naciski na Slaytona aby w ostatnią misję wysłać znowu Sheparda. Oficjelom nie podobała się brawura Coopera i jego wybryki - szaleństwa na odrzutowcach, wyścigi po ulicach i na torze Daytona Beach. Ponadto krytykowano jego styl bycia i akcent "wieśniaka" z Oklahomy. Nic jednak nie mogło zmienić decyzji Slaytona, który sam przeżył uziemienie i nie chciał zrobić tego przyjacielowi. 15 maja 1963r Gordo poleciał statkiem Faith Seven na orbitę, gdzie jako pierwszy Amerykanin miał zapaść w sen. Misja szła zgodnie z planem, gdy nagle w czasie 14 z 22 zaplanowanych okrążeń Kontrola Lotu odebrała sygnał alarmujący o pojawieniu się przyspieszenia. To oznaczało początek hamowania. Gordo zaprzeczył jakoby rozpoczął manewr, a więc nastąpiła jakaś awaria, co w kosmosie pociąga z reguły następne awarie. W trakcie kolejnego okrążenia uległy uszkodzeniu niektóre instrumenty nawigacyjne, a w czasie przedostatniego okrążenia wysiadł autopilot. Oznaczało to konieczność ręcznego lądowania, co Gordo przyjął ze stoickim spokojem a nawet satysfakcją. Po godzinie w Centrum Kontroli Lotu opracowano wszystkie niezbędne procedury, które przekazywał na bieżąco John Glenn z okrętu stacjonującego u wybrzeży Japonii. Gordo wylądował z precyzją nie gorszą od automatu, o 6,5 km od czekającego nań statku ratunkowego. Było to wspaniałe zakończenie programu Mercury. Gordo Cooper i Faith Seven na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc zdjęcia: archiwa NASA
  8. 3 października Slayton wysłał na orbitę Wally'ego Schirrę w Sigma Seven. Schirra przez 9 godzin okrążył Ziemię sześciokrotnie, wykonując wszystkie zadania z precyzją robota. Mimo że miał tyle samo paliwa co poprzednicy, to jeszcze je zaoszczędził. Sigma Seven wylądowała niecałe 6 km od miejsca gdzie czekały na nią ekipy ratownicze. NASA określiła ten lot jako podręcznikowy. Wally Schirra i Sigma Seven Lot Schirry obserwowało 9 nowych kandydatów na astronautów przeznaczonych do kolejnego etapu, programu Gemini - lotów dwuosobowym statkiem wynoszonym przez potężną rakietę Titan II. Byli wśród nich: Neil Armstrong, Frank Borman, Charles Conrad, James Lovell, James McDivitt, Eliott See, Tom Stafford, Ed White i John Young. na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc zdjęcia: archiwa NASA
  9. 1962r. W drugi lot orbitalny miał polecieć Deke Slayton. I pewnie tak by się stało, gdyby na horyzoncie nie pojawił się znany nam już Jerome Wiesner, szef Naukowego Komitetu Doradczego przy Prezydencie. Jak pamiętamy, głosował za odwołaniem załogowego programu kosmicznego. Teraz Wiesner obawiał się wpływu jaki mogłaby mieć ewentualna porażka programu Mercury na notowania prezydenta Keneddy'ego. Dlatego Wiesner zwrócił uwagę Jamesa Webba, szefa NASA, na ryzyko związane z wysłaniem Slaytona. Przypomnijmy że u Deke'a wykryto podczas pomiarów okresowe zakłócenia rytmu serca (migotanie przedsionków). Wada ta nie miała żadnego wpływu na dotychczasowe życie i dokonania Deke'a, a kolejne komisje medyczne potwierdzały zdolność "do służby liniowej". Ale komisje powoływano do skutku, aż wreszcie któraś orzekła, że nie da się wykluczyć wpływu wady na sprawność podczas lotu. To wystarczyło zarządowi NASA aby odsunąć Deke'a od lotów kosmicznych. Slayton poinformował dziennikarzy na konferencji prasowej o swoim "uziemieniu". Zwyczajowo w tej sytuacji powinien polecieć jego pilot rezerwowy, Wally Schirra, ale Bob Gilruth wyznaczył Scotta Carpentera (rezerwowego Glenna), który spędził więcej godzin w symulatorze. Scott Carpenter wystartował 24 maja w statku Aurora Seven (misja Mercury-Atlas 7). Mógł korzystać z dość już bogatego doświadczenia astronautów amerykańskich i radzieckich. Dlatego poczynał sobie śmielej niż poprzednicy - sporo jadł, pił, zrobił masę zdjęć, zrealizował bogaty program naukowy. A przy tym nadużywał silników sterujących przez co groził mu wcześniejszy powrót na Ziemię. W ostatniej chwili Kontrola Lotu pozwoliła na dokończenie misji w pozycji dryfującej. W pewnej chwili Scott uradowany widokiem wschodzącego słońca uderzył ręką w ścianę. Wtedy za oknem zaroiło się od tajemniczych świetlików obserwowanych już przez Glenna. Ponownie uderzył i pojawiło się jeszcze więcej świetlików. Mimo małego zapasu paliwa uruchomił silniki, obrócił kapsułę wokół osi i odkrył, że świetliki powstają z pary wodnej wydzielanej przez ciało i usuwanej ze statku przez zawór. Gdy para wodna i gazy wpadały do próżni, natychmiast zamarzały, a część z nich przylegała do pancerza statku. Pod wpływem stukania w ścianę drobiny odrywały się a promieniowanie słońca pobudzało je do świecenia. Może to nadmiar wrażeń spowodował opóźnienia w realizacji programu lotu. Z nieznanych powodów Carpenter spóźnił się 3 sekundy z włączeniem rakiet hamujących, co spowodowało błąd 25 stopni w orientacji statku. Paliwo skończyło się przed czasem i musiał wcześniej otworzyć spadochron. Skutkiem opóźnienia hamowania Aurora Seven wodowała w miejscu oddalonym o 400 km od zaplanowanego! Kontrola Lotu straciła łączność z Carpenterem na pół godziny. W końcu odnaleziono go rozbawionego i zajadającego się czekoladą w pontonie. Scot Carpenter i Aurora Seven Tymczasem Slayton nie dawał za wygraną lecz niewiele mógł zdziałać. Pozostali astronauci z inicjatywy Glenna postanowili pomóc przyjacielowi i wpadli na pomysł, żeby uczynić go ich szefem. NASA wiedziała że Siódemka Merkurego nie zrealizuje całego programu lotów kosmicznych i że należy rekrutować nowych kandydatów. Szykowało się masę roboty i trzeba było znaleźć kogoś kto będzie kształtował elitarne szeregi astronautów. W końcu Deke'a Slaytona mianowano koordynatorem programu. Mogło to wyglądać na rekompensatę przegranej, ale Deke potraktował bardzo poważnie swoją funkcję i w krótkim czasie w jego biurze zaczęły zapadać najważniejsze decyzje, np. wybór astronautów do lotów. Deke Slayton na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc zdjęcia: archiwa NASA
  10. No nie! Pochwały są zawsze miłe, nawet jeśli przesadzone i na wyrost Nie bardzo mam czas i siły na szczegółowe i wszechstronne studia tematu. Poprzestając na podstawowym wątku, liczę na uwagi i uzupełnienia (w szczególności kanarkusmaximusa).
  11. Dziś popatrzyłem sobie na Łysego. I muszę stwierdzić, że W ŻYCIU NIE WIDZIAŁEM ŁADNIEJSZEGO! Wyrazisty do bólu, odrysowany w najdrobniejszych detalach. Ogromna skala odcieni szarości od śnieżnobiałego Arystarcha po ciemnoszarego Platona. Chromatoza nieznaczna (jeśli patrzeć jak należy). Po prostu piękny widok, którego nie są w stanie oddać poniższe zdjęcia "z ręki". (statyw foto-chybotka, WO 10x50, Canon Ixus 55)
  12. Dopisek 1. W podsumowanku zapomniałem podkreślić wyróżniającą cechę tej lornetki - wielką głębię ostrości. Osobna regulacja okularów służy więc praktycznie do jednorazowego dopasowania do wzroku, potem można o niej zapomnieć. 2. Kolejny podstawowy punkt który zbyłem milczeniem - w tej lornetce nacisk na okular nie zepsuje nam obrazu. 3. Może warto byłoby zobaczyć co ta lornetka pokaże pod czarnym niebem (jest gdzies jeszcze takie?). Ale do celów testu (nawet amatorskiego) należy zmieniać na raz tylko jeden parametr. Ja zmieniłem lornetkę, niebo pozostało to samo, do jakiego jestem przyzwyczajony. Na pewno WO 10x50 nie pokaże wszystkiego tego co 70-tka. Ale to co pokazuje, pokazuje bardziej komfortowo i obiektywnie. Gwiazdki, tło większości nocnych obserwacji i główny cel niektórych, są ładne i punktowe. Tylko najjaśniejsze z nich widać jako właśnie "gwiazdki" (*), pozostałe jako punkciki (.)
  13. William Optics 10x50 ED – pierwsze wrażenia (c.d.) Niestety, twórcy nie uniknęli ewidentnej wpadki. Mocowanie adaptera statywowego jest schowane w obudowie lornetki zamiast wystawać przed nią. Skutek jest taki, że adapter (czy mocowanie do żurawia) opiera się na obłej, gumowanej obudowie, praktycznie w 2 punktach (zamiast na równej i płaskiej powierzchni czołowej tulejki mieszczącej gwint wewnętrzny). Być może jakiś cieńszy adapter statywowy zmieściłby się pomiędzy obudową, gdyby max rozłożyć zawiasy – jak do b. szerokiego rozstawu oczu. No ale to chyba nie o to chodzi. Może twórcy posługiwali się jakimś szczególnym, cienkim adapterem albo wcale tego nie sprawdzili? Tak czy owak zaskakujący przejaw bezmyślności - wystarczyłaby tulejka dłuższa o jakieś 5mm, wystająca przed sąsiadujący fragment obudowy. Teraz jest kłopot, ale do pokonania (jeśli damy tam jakiś pierścień-podkładkę, to potrzebny będzie adapter z gwintem o 5 mm dłuższym, żeby dobrze „chwycił”). Uwaga na marginesie: zauważyłem że ogólnie liczba wyrobów, które muszę dopasowywać aby nadawały się do użytkowania, ciągle rośnie. Widać że adapter (tu nietypowy bo od żurawia ale wszystko jedno) opiera się na obudowie lornetki, a nie na zbyt głęboko osadzonej tulejce z gwintem. Obserwacje dzienne Uderzającą cechą tej lornetki jest zakres głębi ostrości. Przy ustawieniu osobnych, skalowanych pokręteł na 0, wszystkie obiekty w odległościach powyżej 50m dają ostry obraz! Granica ostrości leży chyba trochę bliżej, może nawet na 40m. Obiekty odległe ok. 25-30m nie są idealnie ostre ale całkiem „znośne”, nie rażą. To powinno wystarczyć nawet „w polu”, a już do astronomii to po prostu miodzio. Ja na tym poprzestanę i nie będę kręcił pokrętłami - obiekty poniżej 20-30m widzę i bez lornetki. Obiekty znajdują się w odległościach co najmniej: antena - 50m, lampa uliczna - 100m, ażurowy słup lini wys. napięcia - 1km słupy telef. (po lewej stronie) - min. 30m (rozmycie ażurowego słupa po prawej to zasługa aparatu, nie lornetki) Często lornetki męczą się na szczegółach. Na skutek odbić wewnętrznych i ograniczonej sprawności optycznej, obraz detali bywa, na ogół minimalnie, rozmyty i uśredniony. Świetnym sprawdzianem są tu koronkowe detale łuszczących się farb, elewacji, starego spękanego drewna itp. WO odrysowuje wszystkie szczegóły z bezlitosnym obiektywizmem. Krążek obrazu jest ogromny i sięga granic pola widzenia. Ale żeby nie było za słodko – pod warunkiem że przyciskamy oko do gumowej muszli. Jeśli oddalamy oko, obraz pozostaje ostry, ale średnica krążka maleje raptownie. Co więcej, przez tę lornetkę powinniśmy patrzeć centralnie i osiowo! W przeciwnym razie na szerokich obrzeżach pola wyłazi jakaś dystorsja oraz chromatoza... której nie nazwałbym małą, już raczej – umiarkowaną. Może ED na obudowie oznacza np. „Extra Durable”? To by nawet się zgadzało... :-) Kolory natomiast wydają się całkiem naturalne. Obserwacje nocne Trochę z ręki, głównie na żurawiu „porucznika”. Nauczony doświadczeniem patrzę centralnie, osiowo, z okiem przyciśniętym do muszli. Moja okolica: wiejsko-podmiejska, centrum Wawy odległe o jakieś 20 km, niestety na południe. Niebo takie sobie coś w połowie między widocznym z centrum Wawy, a tym znad Biebrzy. Obrazy gwiazd ładne, punktowe. * Plejady, chichotki, wieszak – na jasne że piękne! Ale to obiekty typowo lornetkowe. * Wielka Andromeda może się podobać. Widoczne co najmniej 2 poziomy gęstości – jaśniejsze jądro i bledsza obwódka. Może coś trudniejszego? * M81 widoczna niewątpliwie choć tylko jako słaby, szary kłaczek. Co do M82 wydaje mi się że coś majaczy, ale nie jestem pewien (po sprawdzeniu w atlasie, to jednak chyba M82). Przez 70-tkę te obiekty też nie powalały, ale można było odróżnić rozmyty owal M81 od podługowatego kształtu M82 Co jeszcze? * M34 widzę pojedyncze gwiazdy. * M13 tylko jako mgiełka (ale ta gromada była już dość nisko) * Pierścienica M57 – szczerze mówiąc, nie jestem pewien czy to ona czy słaba gwiazdka..? * M27 niewątpliwie widoczna. A może by tak coś rozdzielić? * Albireo – najpierw zdawało mi się że tak, a po jakimś czasie przy kolejnej próbie - że nie. Może widoczność się pogorszyła? Możliwe, podnosiła się coraz większa mgła. * South 437 w Plejadach – no tu nie ma wątpliwości, widać oddzielne, delikatne gwiazdki. Na razie tyle udało mi się pooglądać. Rozkoszowałem się bezksiężycowymi nocami, ale swoją drogą ciekawe jak lornetka odrysuje Łysego. Już zaczyna być nieźle widoczny... Słabe światło i powiększenie lornetki narzucają długie czasy ekspozycji. Żeby dać jakiś przedsmak - "star trails" Plejad widziane przez WO 10x50 ED Krótkie podsumowanie Lornetka wybitnie astronomiczna, bardzo dobrej jakości... pod warunkiem że patrzymy centralnie, osiowo i z okiem przyciśniętym do muszli. Dobrze odrysowuje wszelkie detale i niuanse. Zabierając ją ze sobą należy pamiętać o wadze i rozmiarze, imponującym jak na 50-tkę. Z tych samych względów do astronomii warto mieć możliwość posadzenia jej przynajmniej na statywie. Ale tu pojawia się kłopot, jakkolwiek producent wyposażył ją w gwint statywowy, to jednak pewnie zakładał, że nie będzie on używany (i schował go w obudowę). A czy warta swojej ceny? To kwestia gustu, ja generalnie nie żałuję. Ale ta wpadka z wyjściem na statyw istotnie zmniejsza radość i komfort posiadania tej lornetki. Jeśli idzie o jakość optyczną mam odczucie, że dostałem dokładnie to, za co zapłaciłem. Nil gratis.
  14. Lornetkę tę mam zaledwie od kilku dni. Ograniczę się do pierwszych wrażeń, bo to za krótki czas na wszechstronna ocenę. WO 10x50 ED była już zresztą obiektem fachowych testów. Ten nie będzie pewnie tak fachowy, ale może uda mi się odkryć coś nowego. I nie od rzeczy będzie sprawdzić rozrzut parametrów wśród różnych egzemplarzy tej lornetki Zakup Zakup w DO jak zwykle jest czystą przyjemnością, a klient ma rzadkie obecnie wrażenie bycia mile widzianym podmiotem, a nie uciążliwym natrętem. Przy zakupie porównywałem lornetkę z modelem Vixen Ultima 8x56, bo wstępnie wybór ograniczyłem do tych dwóch modeli. Miałem już dosyć budżetowych lornetek, które z czasem ujawniają wciąż nowe, niezliczone niedoskonałości. Mimo większej apertury zgrabny Vixen wygląda na 50-tkę, a WO na 60-tkę – to po prostu olbrzym. Mimo większego powiększenia kąt widzenia WO jest na oko nie mniejszy niż Vixena – krążek obrazu jest znacznie większy. Wybór trudny, wydaje się, że cokolwiek wybrać z tych dwóch, będzie OK. Obrazy odległych wieżowców przy ładnym niskim słońcu przed zachodem – piękne w obu lornetkach. WO nieco lepiej rysował szczegóły białej tarczy zegara na Pałacu Kultury, a także łuszczącej się elewacji ozdobnego słupka. Vixen z kolei jest zgrabniejszy i ma wygodniejszą jak dla mnie regulację centralną okularów. WO ma chodzącą bardzo opornie regulację indywidualną, tyle że... nie trzeba jej w ogóle używać! (wyjaśnienie będzie dalej) I to chyba przesądziło ostatecznie na korzyść WO. Cechy ogólne Lorneta jest duża i ciężka choć bardzo wygodna "w uchwycie". Pokryta jest dobrej jakości tworzywem, które wydziela delikatny i przyjemny zapach. Wbrew obawom, jego kolor to nie brzydki khaki, ale przyjemny odcień brązu. Dekielki / zaślepki są wszystkie. Mocowane tak, aby ich nie zgubić. Co do „samowypadających klapek” - zaślepki zostały chyba specjalnie zaprojektowane tak, aby nacisk na przytrzymujące je paski powodował ich opadnięcie. To bardzo ułatwia ich otwieranie, niestety – za bardzo. Jeśli lornetka spoczywa na brzuchu właściciela, paski są naciskane i klapki same się otwierają. Futerał nietypowy, wygodny, a wszystkie rzemyki do noszenia - komfortowe i dostatecznej długości. Nie ma tu typowej oszczędności (na zaślepkach, czy na rzemykach do noszenia), które ostatnio są tak częstym przejawem złośliwości producentów (graniczącej z głupotą). Szkoda, że te „luksusy” za parę złotych są dostępne tylko w lornetkach z wyższej półki. Najważniejsza jest jednak optyka. Amatorski pomiar suwmiarką potwierdza nominalne parametry lornetki. 50mm to efektywna wielkość otworu przed obiektywem, pomniejszanego jeszcze przez czarną, bafflowaną wykładzinę tubusów. Same soczewki muszą być oczywiście sporo większe. Okulary wyglądają jak obiektywy małej lornetki! Źrenica wyjściowa to 5 średnicy przy ok. 15-20 mm odległości (pomiary zgrubne). Jednak „bafflowanie” wokół okularów oraz zdejmowalny gumowy krążek wymuszają po prostu taką odległość oka. Widziana od strony obiektywów lornetka sprawia wrażenie jak należy - pustej, prostej rurki. W środku widoczne wewnętrzne bafflowanie, a dalej solidne mocowania pryzmatów. Żadnych zanieczyszczeń. Warstwy. Obiektywy dają 2 odbicia punktu świetlnego: niebieskie i zielono-różowe. Okulary dają 4: różowe, fioletowo-niebieskie i 2x zielone. c.d.n.
  15. Dodam jeszcze osobistą refleksję na temat przeznaczenia albo fatum. W czasie wojny koreańskiej John Glenn brał udział w ciężkich walkach, zestrzelił trzy migi, i nie raz lądował podziurawionym samolotem-wrakiem, którego potem nawet nie próbowano remontować tylko od razu przeznaczano na części. Jego "bad luck" dał znać o sobie także w locie orbitalnym. Dopiero dziesiąta próba startu powiodła się, a mistrzostwo pilotażu przydało się jeszcze raz, bo pozwoliło bezpiecznie wylądować uszkodzonym statkiem kosmicznym. Nigdy nie miał łatwo więc i tym razem też nie.
  16. 1962r. 20 lutego 1962r. udała się dziesiąta próba startu i John Glenn na pokładzie Mercury ‘Friendship Seven’ wreszcie wystartował do lotu orbitalnego. Cały personel oraz liczni obserwatorzy wspomagali go jak mogli - trzymając kciuki lub modląc się o pomyślność. Wzmocniona i zmodernizowana rakieta ‘Atlas’ dobrze zniosła ogromne parcie powietrza przy przekraczaniu bariery dźwięku i gładko wyniosła statek na orbitę. W trakcie lotu Glenn relacjonował niezwykłe widoki jakich doświadczał: zachód słońca nad Oceanem Indyjskim, zielone wody wokół Bahamów, pustynie, ognie wulkanów i pioruny rozświetlające horyzont. Po zachodzie słońca w głębokiej ciemności mógł obserwować gwiazdy w pełnej krasie. Kiedy skończył pierwszą z 3 zaplanowanych rund i podziwiał wschód słońca zauważył niezwykłe zjawisko: Friendship 7 otaczały chmary duszków z krainy baśni – świeciły jasnożółtozielono i przybierały cudowne kształty. Po chwili stwierdził że muszą to być drobinki lodu. Gdy Friendship 7 wszedł w strefę nasłonecznioną, ‘świetliki’ szybko zniknęły. Kiedy Glenn zastanawiał się nad pochodzeniem zjawiska, kontrolerzy na Ziemi stanęli przed poważniejszym problemem – czujniki sygnalizowały możliwość obluzowania się osłony termicznej. Oznaczało to możliwość spalenia kapsuły podczas wchodzenia w atmosferę, gdy tarcie rozpalało jej powłokę do 2000 C*. W trakcie burzy mózgów szybko ustalono, że szansę uratowania daje zestaw 6 silników hamujących. 3 mniejsze silniki pomocnicze odpaliły już aby oddzielić statek od rakiety gdy zgasły jej silniki. 3 większe pozostały aby spowolnić statek i zainicjować wejście w atmosferę po zakończeniu misji – wówczas miał być wysłany sygnał do rozerwania metalowych pasów spinających silniki i odrzucenia całego zestawu. Jeśli po odpaleniu silników hamujących pozostawić cały zestaw, to jest szansa że pasy spinające utrzymają osłonę termiczną na miejscu do wysokości, na której przytrzyma ją samo ciśnienie powietrza (po spaleniu się silników). Kapkom z wyspy Canton poinstruował Glenna, żeby nie odrzucał pakietu silników hamujących, ale nie wyjaśnł dokładnie o co chodzi. Problem nie tylko w tym, że nikt nie wiedział czy pomysł się sprawdzi, ale też nikt nie był w stanie przewidzieć skutków odstępstwa od zaplanowanych procedur. Jeśli nie odrzuci się silników, to peryskop nie schowa się automatycznie i nie zamknie chroniąca go klapa. Aby zrealizować pomysł kontrolerów, Glenn musiał przejść na ręczne sterowanie. John był gotów zrobić co należy, ale nie rozumiał dlaczego zmieniono doskonały plan lotu. Jego serce przyspieszyło z 86 do 96 uderzeń/minutę. Kapkom z Teksasu potwierdził żądanie pozostawienia silników i przejścia na ręczne sterowanie w 4 godzinie, 43 minucie i 53 sekundzie lotu. John wściekł się że go nie poinformowano wcześniej, gdy w końcu Alan Shepard wyjaśnił mu całą sytuację. W czwartej godz. lotu odpalono silniki hamujące gdy statek przelatywał nad wybrzeżem Kalifornii. Kiedy zaczął wchodzić w atmosferę i temperatura rosła, serce Glenna biło z prędkością 109 uderzeń na minutę. Zamknięty w płonącym pocisku Glenn był zupełnie sam, pozbawiony nawet łączności przez zjonizowane warstwy powietrza. W iluminatorze widział łamiący się i uderzający w okno pas silników, który zapalił się i odpadł. Statek kołysał się na boki, a pilot walczył aby utrzymać go w równowadze. Alan cały czas próbował nawiązać łączność z Glennem co w końcu się udało gdy statek zaczął zwalniać w gęstych warstwach atmosfery. Na wysokości 16 800 metrów, gdy już nie dało się sterować ręcznie, John przeszedł na autopilota i przygotował się do otwarcia spadochronu. Serce biło mu z prędkością 134 uderzeń/min. W końcu spadochron otworzył się a Frendship 7 wodował niepodal czekającego na niego niszczyciela Noa. John Glenn wrócił do Waszyngtonu, zaproszony do Białego Domu, jako bohater miary Lindbergha. Pomimo deszczu jego przejazd oglądało ćwierć miliona ludzi, a w Nowym Jorku oczekiwał go czteromilionowy tłum. Przewaga Rosjan zmalała do akceptowalnego poziomu. na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc
  17. Sorki, ty chcesz 2" to może raczej Hyperiony Baadera nie Vixeny. Resztę zdania podtrzymuję.
  18. A rozważałeś Vixeny? Niby jadą z daleka a mimo to prędzej je zobaczysz niż te Soligory. Idę o zakład...
  19. Wystarczy prosta modyfikacja: "Moją Wolę Znaj Matole, Jak Się Uprę Napier...lę "
  20. 1961r. c.d. Shepard odbiera nagrodę NASA Distinguished Service / przejazd tryumfalny w Waszyngtonie * * * * * * * * * * * * * * * * * * Kennedy przemawiając w Kongresie zapowiedział, że celem Ameryki do końca dekady będzie wysłanie człowieka na Księżyc, a tym samym zdobycie przewagi w Kosmosie. Kongresmani przyjęli to przemówienie owacją na stojąco. Wkrótce Kongres zatwierdził budżet NASA na rozpoczęcie projektu w wysokości 1,7 miliarda dolarów. Szef NASA, Jim Webb, rozpoczął polowanie na największe talenty w USA oraz podjął dyplomatyczne podchody chcąc zjednać wszystkich gubernatorów i kongresmanów. Misja księżycowa zmieniła naukę i przemysł całego kraju a nawet styl życia Amerykanów. Do współpracy z NASA zaproszono ponad 20 tys. kontrahentów przemysłowych oraz 400 tys. techników, inżynierów i przedstawicieli innych profesji. Cel planowano osiągnąć w 3 krokach będących odrębnymi programami opartymi na statkach: 1-osobowych – program Mercury, 2-osobowych – program Gemini, 3-osobowych – program Apollo. Jednak był dopiero rok 1961, trudności związane ze startem, nawigacją i lądowaniem na Księżycu były ogromne, a doświadczenie USA niewielkie – jak dotąd tylko jeden Amerykanin spędził 5 min w stanie nieważkości. Drugim krokiem w ramach programu Merkury było powtórzenie pierwszego lotu suborbitalnego, połączone z potwierdzeniem wyników i zebraniem dodatkowych danych. Drugą rakietą miał polecieć Gus Grissom, który przygotował swoją kapsułę do podjęcia z wody przez helikopter. Gus był bardzo wymagający wobec zespołu technicznego i nie tolerował powtarzania błędów. Kiedy wszystko było zapięte na ostatni guzik pozostał tylko jeden problem - potrzeby fizjologicznej. Rozwiązano go za pomocą ogólnodostępnej bielizny damskiej, a konkretnie – gumowych majtek wyszczuplających :-) Zestaw Mercury-Redstone Grissoma (MR-4) wystartował 21 lipca. Gus gładko wykonał w swojej kapsule ‘Liberty Bell Seven’ niemal identyczny lot jak Shepard we ‘Freedom Seven’ – 185 km wysokości i prawie 500 km zasięgu. Jednak po udanym wodowaniu z niewiadomych powodów odstrzelił właz awaryjny i fale zaczęły wdzierać się do wnętrza kapsuły. Grissom musiał uciekać z kapsuły po czym został bezpiecznie przetransportowany na pokład statku. Podjęto nieudaną próbę ratowania tonącej kapsuły (waga 1,5 t), która zabrała ze sobą swoją tajemnicę na głębokość 4,5 tys. m. Być może zewnętrzna linka detonatora zaplątała się w spadochron... Gus Grissom i 'Liberty Bell 7' / Gus na pokładzie USS Randolph / próba ratowania kapsuły Strata ‘Liberty Bell Seven’ ujęła kolejnemu lotowi część świetności a reszta sukcesu została zatarta 6 sierpnia. Tego dnia z wyrzutni w Bajkonurze wystrzeliła kolejna rakieta SS-6 wynosząc na orbitę 5-tonowy statek Wostok 2 z majorem Hermanem Titowem na pokładzie. W ciągu 25 godzin lotu, Titow 17 razy okrążył Ziemię. W tej sytuacji szefowie NASA zarzucili szkolenie astronautów w ramach kolejnych lotów podorbitalnych. Najważniejszym celem Ameryki stało się okrążenie Ziemi przed końcem roku, w którym Rosjanie zrobili to jako pierwsi i to dwa razy. Tym bardziej że Kongres przekazał NASA kolejne 1,8 miliarda dolarów jako fundusz dodatkowy, wliczając w to rozpoczęcie programu Apollo. Jednak ze wszystkich ówczesnych rakiet amerykańskich tylko jedna była dość potężna aby wynieść kapsułę Merkurego na orbitę. Międzykontynentalna rakieta ‘Atlas’ sprawnie przenosiła głowice bojowe ale jej wiotka konstrukcja nie wytrzymywała ciężaru Merkurego. Rakiety ‘Atlas’ trzykrotnie próbowały tego dokonać w testach bezzałogowych, z czego dwie próby zakończyły się eksplozją rakiety. Dyrektor Programu Mercury, Walt Williams, chciał poczekać na zakończenie prac nad nową rakietą Sił Powietrznych - ‘Titan’, ale oznaczałoby to opóźnienie realizacji programu. Dlatego Williams rozmówił się stanowczo z szefem firmy Convair grożąc rezygnacją z ich usług na rzecz ‘Titana’, jeśli szybko nie naprawią ‘Atlasa’. Zadanie powierzono najlepszemu specjaliście Convair i szefowi testów, Tomowi O’Malley, który dzięki nieugiętej postawie doprowadził do tego że ‘Atlas’ został radykalnie zmodyfikowany i wkrótce stał się niemal doskonałym wehikułem. Wtedy przyszła kolej na Glenna. Jego lot wyznaczono na 20 grudnia – miał to być ‘prezent gwiazdkowy’ dla Ameryki. Jednak przeciwności losu w postaci problemów technicznych i złych warunków pogodowych tak się spiętrzyły się, że start trzeba było przełożyć. na podstawie: Alan Shepard, Deke Slayton - Kierunek Księżyc
  21. Problem stary a wiecznie żywy. Niech by się jeszcze jacyś praktycy wypowiedzieli. Ja z racji ubóstwa własnych doświadczeń zacytuję tylko zaskakujący w swojej prostocie pomysł jednego z Mistrzów tematu: "Some advanced camera systems, such as the Nikon F5 and Canon EOS, have auto-focus mechanisms built into the camera body that work in conjunction with auto-focus lenses and are sensitive enough to focus on a star with a sufficiently fast optical system. These body / lens combinations can be used to auto-focus on a bright star or planet (1st magnitude) or object with sufficient contrast, but should be tested first for reliability."
  22. Dobrze że zdrowy rozsądek zwyciężył - to takie rzadkie w tych czasach. To podejście minimalizuje problemy taksonomiczne choć ich nie likwiduje... Po prostu atrybut "karłowaty" jest przydawką modyfikującą a nie determinującą tzn, że "planeta karłowata" to coś jak "konik polny" albo "konik morski" (w odróżnieniu od "konia bułanego" albo "konia polskiego") tj. w ogóle nie koń Kiedyś na takie subtelne rozróżnienia zwracał uwagę moją i innych studentów pewien filozof, znawca i tłumacz Wittgensteina
  23. Dzięki za info i sorki za zaśmiecanie - nie chciałem zaśmiecać ale 1) strona www.teleskopytaurus.pl przestała działać, 2) oczywiście poszukałem.... tylko źle Dopiero teraz zauważyłem, że ustawienie domyślne w forumowym searchu jest 'Show results as topics'... Aaaa to dlatego nigdy nie mogłem tu niczego znaleźć (są wątki po 32 str) :Boink: Czy nie lepiej przestawić default na 'Show results as posts' ?
  24. ... i kolegą Mirkiem? Tak obiecująco się zaczęło a teraz głucha cisza... Czy ktoś może coś wie?
  25. Wiem że rakieta ratunkowa była na paliwo stałe (pewnie kwestia bezpieczeństwa). Większa moc by mnie nie zdziwiła, bo powinna móc uciec rakiecie głównej. Za to na pewno krótkodystansowa, więc mała i zapas paliwa niewielki. Miło że ktoś się zainteresował
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.