Skocz do zawartości

Jarek

Społeczność Astropolis
  • Postów

    2 225
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Jarek

  1. Moge tylko dodać, że w 100% zgadzam się z argumentami z ostatniego postu Execa, doskonale uzupełnia to moje wczesniejsze wywody...

    Dorzuce tylko tyle,że głebokie składowiska beda wymagały nadzoru czy kontroli przez relatywnie krótki czas, potrzebny na rozpad wysokoaktywnych nuklidów. Potem beda to tylko pokłdy niskowzbogaconej rudy z niewielką domieszką plutonu, o ile ten nie będzie odzyskiwany jako paliwo już przy przeróbce odpadów.

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S. Na deser:

    http://en.wikipedia.org/wiki/Yucca_Mountain_nuclear_waste_repository

    Tam jest histria projektowanego centralnego składowiska dla USA w g. Yukka, o którym wspominał Exec. Pokazuje, jak spory polityczne generuja koszty i opóźnienia. Na końcu jest też trochę o innych metodach składu, jak kopuły solne, patrz cytowana wypowiedź urzędnika rządowego w akapicie Alternatives:

    "Some of the waste is already vitrified. There is, in my mind, no economical reason why you would ever think of pulling it back into a potential fuel cycle. So one could well imagine—again, it depends on what the blue-ribbon panel says—one could well imagine that for a certain classification for a certain type of waste, you don't want to have access to it anymore, so that means you could use different sites than Yucca Mountain, such as salt domes. Once you put it in there, the salt oozes around it. These are geologically stable for a 50 to 100 million year time scale. The trouble with those type of places for repositories is you don't have access to it anymore. But say for certain types of waste you don't want to have access to it anymore—that's good. It's a very natural containment. ...whereas there would be other waste where you say it has some inherent value, let's keep it around for a hundred years, two hundred years, because there's a high likelihood we'll come back to it and want to recover that.[...]"

    Poza tym:

    http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_nuclear_waste_treatment_technologies

  2. Ten Mak 127 Black Diamond którego podlinkowałeś to jakaś lepsza wersja popularnego Maka 127, którego mam na EQ3-2. Tamten to dobry teleskop, ale w nowej wersji poprawiono kilka rzeczy. Przede wszystkim na fotce widać normalnego dovetaila, zamiast tej listwy na śruby, jak u mnie. Poza tym jest normalny szukacz lunetkowy [choc tylko 6x30], ja mam tylko starpointera [to rodzaj celownika kolimatorowego z wyświetlonym punktem]. Generalnie starpointerem daje się w mieście celować jedynie w jasne obiekty widoczne gołym okiem, a na miejskim niebie jasnych gwiazd odniesienia raczej brak. Lunetka 6x30 i tak jest w zasadzie za mała na miejskie warunki, ale to już i tak postęp [można zawsze zmienić na 9x50]. To ma z resztą tylko znaczenie, gdy chcesz obserwować coś poza planetami i Księżycem, do nich wystarczy cokolwiek, nawet muszka i szczerbinka albo celowanie "po lufie".

    127mm pójdzie doskonale na EQ3-2 na standardowym statywie alu, co więcej, gdybyś chciał ten sprzet nosić gdzieś dalej, da się to zrobić po paru prostych adaptacjach montażu. Likwidujesz fabryczną półkę na akcesoria [dałem w to miejsce małą podstawke pod doniczki], aby dało sie złożyc nogi statywu. Poza tym jakiś prosty patent [stosuję gume do mocowowania bagażu], aby przywiązać zdjętą przeciwwagę do nogi statywu [konieczne przys tatywie alu, środek ciężkosci!!!]. W takim stanie montaz można przenosić na ramieniu na kawałku nylonowej taśmy szerokosci 2cm [taka na paski do plecaków] zamocowanej do szczytu trójnogu. Sam teleskop ma torbę z pasem nośnym i tu nic nie kombinujesz.

    Wersja Maka 127z dovetailem będzie łatwiejsza w obsłudze od mojej, bo nie trzeba się chrzanić ze śrubami po ciemku. Uważaj tylko przy zakupie EQ3-2, bo niektóre [wcześniejsze?] wersje nie mają głowicy z gniazdem dovetaila, tylko płaską listwę z otworami pod śruby obręczy mocujacych tuby innych teleskopów. Pasuje też tam ta dziwna listwa [jakby anty-dovetail] w mojej niebieskiej 127-ce, ale już dovetaila tam nie przykręcisz, bo głowica ma występy/profile, które to skutecznie uniemożliwiają. Warto sprawdzić wersję montażu, jesli kupować go będziesz oddzielnie.

    Pod 127 raczej nie kupuj EQ5, chyba,że planujesz kiedyś większa tubę. Gdybyś jednak zdecydował się na Maka 150mm, to EQ5 to minimum.

    Jesli starczy Ci gotówki, to brałbym na Twoim miejscu 150-tkę,szczególnie jeśli nie wchodzi w grę przenoszenie tego gdzieś daleko. Z drugiej strony z otwartego terenu wyniki bywają lepsze -balkonowy seeing nie jest optymalny zwykle, chociaż wczoraj WCP na Jowiszu widziałem w 127 bez trudności, może dlatego,że zanikł pas atmosferyczny, na którym normalnie ona siedzi. Większa apertura na planetach oznacza większą rozdzielczość i czasem żałuję,ze nie mam 150-tki. Być może EQ5 da sie też umobilnić jak EQ3-2 [czasem myślę o takim rozwiązaniu], ale to już będzie sporo dźwigania. Pozostaje jeszcze kwestia jak EQ5 poradzi sobie na tak małym [chodzi o głębokość, nie długość] balkonie. U mnie przy podobnych wymiarach z EQ3-2 jest dość ciasno, ale da sie żyć. Rozmiary trójnogu EQ5 nie są chyba jakoś drastycznie wieksze, ale jak to w praniu wyjdzie, powiedzieć mogą tylko koledzy, którzy w praktyce bawili się EQ5 na balkonie. Mam znajomego [nie pisuje tutaj], który na balkonie trzyma Maka 150 na EQ5, tu masz jego stronę z recenzją:

    http://tytan.umcs.lublin.pl/~zrzepka/skymak0.htm

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S. Warto przewidzieć mozliwosć obserwacji nie tylko z balkonu, bo czasem na niebie trafiaja się jednorazowe krótkie zjawiska, jakieś zakrycia, tranzyty czy zaćmienia, a jesli wypada to akurat poza Twoim polem widzenia z balkonu, to kicha.

  3. O rany, WRESZCIE zrozumiałem [dzięki wyjasnieniom Exec-a], skąd u licha wytrzasnałeś to mityczne ciągłe przelewanie odpadów z kubika do kubika... Po prostu chodzi chyba o te remanenty po wyscigu atomowym z l. 50-tych i 60 tych, gdzie pełno było prowizorki i rabunkowej gospodarki. Jak ładowali odpady do byle beczek, no to nic dziwnego,ze trzeba je wymienić po tych 50 latach i zrobić porzadek na dobre. To jest sprawa historycznie jednostkowa, dziś już nikt nie robi takich głupot jak wtedy. Spory artykuł o tym sprzątaniu w kontekście kompleksu w Hanford w USA był kiedyś w Scientific American/Świecie Nauki, wspominałem z reszta o nim w tej dyskusji ileś wątków i stron temu...

    Co do kosztów rzekomo niedoszacowanych... Otóż pozwolę sobie twierdzić,że to bujda. Energetyka jądrowa funkcjonuje w iluś tam krajach od kilku dekad. Stąd już tylko można wyciagnac wniosek, że te koszty są znane i tu nie ma niespodzianek. Czy naprawde myslisz,że tacy Francuzi oparliby wieszkość swojej elektroenergetyki o EA, gdyby było to horrendalnie nieopłacalne? Bzdura! Co do problemu kosztów przesunietych w czasie, takich jak rozbiórki elektrowni czy owo rzekomo nieszczęsne składowanie odpadów: aczkolwiek inżynieryjne doświadczenie w tej dziedzinie jest jeszcze dość skromne, to jednak kilka(naście?) siłowni nuklearnych już rozebrano do gołej ziemi. W tym jedną małą na Antarktydzie, nie wiem, czy wiesz. Był to obiekt eksperymentalny,w amerykańskiej bazie polarnej Mc Murdo. Mieli tam jakąś niedużą w sumie awarię, ale był mały wyciek radioaktywny, zrobił sie szum i zapadła decyzja o likwidacji [reaktora, nie bazy oczywiście]. To bardzo stara historia, jeszcze z czasów pierwszej fali entuzjazmu wobec energii jądrowej. Jakoś nie słychać, aby w każdą rocznicę jeździł tam Greenpeace wieńce żałobne składać -bo i nie ma powodu. Oprócz siłowni jadrowych na lądzie dodaj jeszcze reaktory nuklearne demontowane z okretów wojennych [i kilku jednostek cywilnych też]. No, ale budżet armii rzadzi się swoimi prawami... Pomyśl jednak o tym,że koszt rozbiórki elektrowni atomowej i związane z tym problemy technologiczne raczej nie będą bardzo różne od likwidacji dużej fabryki przemyslu chemicznego, wytwarzającej w dużych ilościach toksyczne zwiazki o dużej trwałości, które zalegająw kilometrach instalacji. Jest tego do licha i ciut, a jakoś sobie z tym radzimy lepiej lub gorzej. Lepiej współcześnie i w krajach rozwinietych, gorzej dawniej i w krajach III Świata-kwestia norm prawno-technicznych, ich przestrzegania i ogólnie poziomu tzw.kultury technicznej. W dodatku tam odpada pewien prosty zabieg stosowany przy demontażu instalacji jądrowych i przeróbce/transporcie/składowaniu odpadów -wystarczy poczekać te kilka lat, aby rozpadły się najaktywniejsze nuklidy i sprawa robi się o wiele prostsza, tańsza i bezpieczniejsza. Z tego m. in. wzgledu zużyte elementy paliwowe składuje się przez okres miesiecy czy naet paru lat bezpośrednio przy reaktorze -raz,że sa dosłownie gorące od wytwarzanego ciepła, dwa są piekielnie radioaktywne, co bardzo utrudniałoby wszelkie poważniejsze operacje transportowe czy przetwórcze.

    Koszty długotrwałego składowania odpadów na razie są znane dla istniejących składowisk, które w wiekszosci maja status tymczasowy. Po prostu ze względu na wyśrubowane normy opóźnia się wybór/budowa składowisk docelowych, a obecne wystarczają na razie, z racji niewielkiej stosunkowo ilości tych odpadów.

    W sprawie wymywania przez wodę -też ten problem fetyszyzujesz. Każda formacja geologiczna podlega jakims zmianom, istnieje obieg substancji w przyrodzie. Tylko jest kwestia w jakim tempie to sie odbywa i gdzie. Czy naprawde sadzisz,że jakimkolwiek zagrożeniem dla np. wód gruntowych mogą być relatywnie niewielkie ilosci radioaktywnych izotopów w postacji zwiazków trudno rozpuszczalnych w wodzie, zamkniete w otoczeniu nieprzepuszczalnym dla wody? Jakie może byc ich tempo migracji? Żadne z punktu widzenia bezpieczeństwa, o ile miejsce jest dobrane odpowiednio. Przecież nikt tego nie bedzie wrzucał na oślep do jakiegoś rowu czy byle wyrobiska. W przyrodzie istnieją skoncentrowane zasoby lotnych czy łatwo rozpuszczalnych w wodzie minerałów -owej soli, ale także gazu czy ropy naftowej, stabilne w skali nie tysiecy, a milionów lat -kwestia odpowiedniej struktury otoczenia, musi stanowić rodzaj pułapki.

    Tak jak już tu ktoś napisał, spore ilości radionuklidów są uwalniane ze skał przy okazji normalnej działalności górniczej przy eksploatacji wegla, czy rud metali [hałdy, kanały wód kopalnianych itd.]. Lokalnie stanowi to z resztą problem ekologiczny, ale też jakoś potrafimy/musimy z tym żyć. A projektowane składowiska wysokoaktywnych odpadów radioaktywnych [zużyte paliwo jadrowe] mają być pod tym względem o wiele lepiej zabezpieczone -bo takie m. in. jest żądanie opinii publicznej.

    Pozdrawiam

    -J.

  4. Ekologu, Exec juz Ci te broszurke wypunktował. Zerknąłem krótko i roi się tam od demagogii. Wysuwanie tego dziełka jako argumentu w naszej dyskusji jest żenujące. Pomijam już fakt,że jest tam pełno bzdur i przeinaczeń, ale przede wszystkim nie jest to opracowanie argumentacyjne, jakaś analiza itp., tylko manifest czy apel, więc z natury nie zawiera szczególowychmerytorycznych agumentów, obojetnie jakiej jakości one by nie były.

    Do Execa mam tylko pytanie, co to jest ten wsp. efektywności. Rozumiem,że nie chodzi tu o sprawność, bo wtedy wartość podana dla siłowni jądrowych nie małaby sensu. Z postu o elektrowniach wiatrowych wnoszę,że chodzi tu o jakies powiązanie mocy nominalnej z czasem realnej pracy? Przydałoby się wyjaśnienie.

    O odpadach jądrowych uparcie piszesz Ekologu, jakbyś nic kompletnie nie przeczytał, co ja i inni pisali Ci w tym wątku. Skonfrontuj podane przez nas tezy z fachową literaturą, a nie broszurkami propagandowymi. I wyrób sobie wreszcie opinię opartą na wiedzy, a nie na mitach i stereotypach.

    Jeszcze raz krótkie podsumowanie sprawy odpadów z paliwa jądrowego:

    -najbardziej radioaktywne nuklidy znikną w przeciagu 200-300 lat całkowicie

    -długożyciowe izotopy w tym uran mają znikomą radioaktywnosc i w praktyce nie stanowią zagrożenia, przy czym uran z wypalonego paliwa z elektrowni mozna odzyskiwać; całkowita masa odpadów jest wileokrotnie mniejszado masy odpadów z konwencjonalnych eletrowni, tkore również [hałdy] zawierają trudno degradowalne substancje o dużej szkodliwości [ciężkie metale w postaci zwiazków czesciowo rozpuszczalnych w wodzie.

    -największy problem stanawią izotopy o średnim czasie życia, mierzonym w tysiącach lat, przede wszystkim Pu239, bo jest go relatywnie dużo; to one powodują,że niezabezpieczone odpady pozostają mimo wszystko potencjalnie szkodliwe przez długi okres czasu,rzędu < 80 tys. lat; po tym czasie zmieniaja się w pokłady niskoradioaktywnej rudy, całkowicie bezpieczne.

    -tempo zaniku radioaktywnościodpadów jest okreslone, niezalezne do jakicholwiek czynników zewnetrznych, co ułatwia planownaie procesu składowania

    -rozwiązaniem jest składowanie rzeczonych odpadów w formie trudno rozpraszalnej w stabilnych formacjach geologicznych, zapewniających w długim czasie brak szybkiej migracji składników do środowiska, bez z wiazku z trwałościa ewentualnych pojemników. Odpowiednie do tych celów środowiska są łatwe do wytypowania, a procesy którym podlegają w odpowiedniej skali czasowej dobrze poznane [geologia jest raczej dojrzała nauką i obejmuje odpowiedni zakres zjawisk, w odpowiednim horyzoncie czasowym]

    -w związku z powyższym twierdzenia o rzekomej nierozwiazywalności problemu odpadów jądrowych [a takie padają m.in. w tamtej broszurce] są wyssane z palca. Sens ma conajwyżej [i jak najbardziej] dyskusja o tym, która z proponowanych metod składowania okaże się najlepsza pod względem tak bezpieczeństwa, jak i ekonomicznym w skali przemysłowej.

    Pozdrawiam

    -J.

  5. Miałem sie włączyć ponownie w odpowiedzi na ten rozpaczliwy :icon_wink: apel o krytyke, ale exec i szuu napisali niemal wszystko.

    Ekologu, nadal jak jakis fetysz przytaczasz mit o problemie zagospodarowania odpadów radioaktynych -to już było omawiane, a dorzuć jeszcze sobie porównanie z problemem niektórych trwałych odpadów chemicznych, nie poddających sie utylizacji [metale ciężkie, dioksyny itp.], a które wytwarzane są w ilosciach hurtowych.

    Co do sprężonego powietrza: owszem, to jest na oko dość obiecująca technologia. Ale jest nowa, nie zastosowana na szerszą skalę jeszcze. Co oznacza [jak w każdym tego typu przypadku!],że nie znamy wszystkich technologcznych i ekonomicznych ograniczeń, jakim podlega. Może się sprawdzi w skali makro, może nie. Hydroelektrownie szczytowo-pompowe są stosowane na dużą skalę od lat, znamy ich wszelkie wady i zalety.Jest to zatem na dziś [niestety!] jedyna sprawdzona technologia tego typu, o wiele nie wystarczajaća do oparcia znacznej części energetyki o źródła mające dużą fluktuację mocy. To są powazne problemy, których rozwiazanie potrwa jeszcze dziesiątki lat zapewne.

    Co do przesyłu energii na skalę miedzkontynentalną to jest problem, ale potrzebne technologie w mniejszej skali już stnieją. Np. podmorskie linie przesylowe, pracujące na prądzie stałym [długie kablowe linie dużej mocy nie moga być na prąd przemienny -straty]. Nie jestem 100% pewien, ale chyba tego typu kabel łączy nas ze Szwecją. Tylko znów problem skali: tak jak dziś koncentracja zasobów paliw kopalnych [głownie ropa i gaz]w niektórych tylko rejonach świata rodzi ogromne reperkusje społeczne i polityczne, tak ten sam problem będzie dotyczył energetyki słonecznej wysokiej mocy i przesyłu [eksport/import] na skalę miedzykontynentalną. Dziś mamy wojny o piaski Kuwejtu czy Iraku oraz spory o budowe rurociagów, jutro o piaski Sahary i linie energetyczne do Europy.

    Pozdrawiam

    -J.

  6. Aberracja chromatyczna w refraktorach jest obiektywnym faktem. Jej wielkość zależy od czynników które już tutaj przypomniano. Co do teorii o kompensacji przez mózg -no to to są wnioski za daleko idące, bo co innego przetwarzanie wad optycznych naszego narządu wzroku [co istotnie ma miejsce], a co innego interpretacja sygnału przetworzonego dodatkowo przez zewnętrzną optyke w postaci teleskopu... Zapewne istnieja też jakieś osobnicze różnice w czułości oka na poszczególne barwy, co moze mieć wpływ na subiektywnie dostrzegane pogorszenie kontrastu przez chromatyzm teleskopu -trochę podobny efekt jak dzialanie filtrów. Pewnie nie bedą to jakieś znaczące różnice. Z drugiej strony faktem jest też [niezależnie od przyczyn], że w wizualu subiektywnie obraz nie wydaje się zły i "da się oglądać" [pomijam, co widać, a co już nie],zaś zdjecia z achromatów wyglądają koszmarnie nieestetycznie.

    Nikt przytomny nie uważa chyba jednak,że przy podobnej światłosile można ze zwykłego achromatu uzyskać jakość obrazu APO, i że jest to nawet w wizualu sprzęt dobry do planet [chociaż F/10 i wiecej przy odpowiedniej aperturze na pewno już tak, ale to inna sprawa]. Wydaje mi sie jednak,że ta dyskusja ma pewien sens, o ile skupimy sie na tym, co w praktyce można zobaczyć na planetach w jasnym achromacie pomimo jego wad. Dlaczego? Pamiętajmy,że temat tego wątku dotyczy(ł)wyboru travellera. To nie przypadek -to jedna z dwóch sytuacji, gdy krótki refraktor może i powinien być rozważany jako sprzęt ogólnego użytku. Drugim jest podobna sytuacja osoby nie mającej środka transportu i stanowiska obserwacyjnego pod domem, która potrzebuje ultramobilnego sprzetu [noszenie na większe odległości] o uniwersalnym charakterze, nie majac szans na eksploatacje "normalnego" teleskopu. Różnica bedzie tylko w aperturze i wielkości montażu, za to obie te grupy użytkowników mają dylemat: tani światłosilny achromat, nieduży Mak, czy też drogie [ale jeszcze przy 80mm wzglednie dostepne] APO/ED. Jakoś tak niedawno na forum była koleżanka należąca do tej drugiej grupy -interesowaly ją głównie DS-y, więc skończyło się chyba na 102/500, ale wątku dawaliśmy jej rady, jak dobrac akcesoria [okulary, filtr FK], aby możliwa była również obserwacja planet.

    Dlatego warto moim zdaniem zebrać gdzieś zespół praktycznych doświadczeń co można, a co nie z achromatami F/5, F/6 o danej aperturze, od 80mm w górę. Najlepszym obiektem do takiej analizy wydaje się Jowisz,ze wzgledu na najwiekszą ilość czy zróżnicowanie szczegółów/zjawisk potencjalnie dostępnych w zależnosci od parametrów posiadanego sprzętu. Myslę,że takie zestawienie byłoby przydatne dla części osób celowo szukających małego teleskopu.

    Pozdrawiam

    -J.

    • Lubię 1
  7. Nawet mi nie mów. Na przełomie sierpnia i września miałem być na Islandii, ale wyjazd diabli wzięli. Szlag mnie trafia, jak widzę takie zdjęcia...

    Widziałem dotąd dwie zorze, jedna fantastyczna w maksimum, ale z terenu PL (2003), druga na Islandii (2007), ale ta druga szara bez kolorów przed minimum cyklu słonecznego. W każdym razie silna zorza jest niesamowicie barwna i dynamiczna, "kolorowa dyskoteka na niebie". Jedno z dwóch zjawisk astro wyrywających z butów astroamatorów na równi z laikami. Drugie to całkowite zaćmienie Słońca. Śladem autora wątku zachecam GORĄCO do zobaczenia każdego z nich chociaż raz w życiu.

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S.1 Wtedy na Islandii niespodziwalem siez orzy doteog stopnia,że faktycznie urwałem podeszwę od sandała o linkę namiotu, miotając się w poszukiwaniu aparatu. A przecież własciwie była to tylko namiastka porządnej zorzy.

    P.S.2 Dmitrimaksutov, gdzie siedzisz teraz: Norwegia, Szwecja, Finlandia?

  8. naprawdę powinieneś więcej pisać w dziale Dowcipy

    zostałbyś moim idolem :ha:

    jak długo muszę wpatrywać się w fotkę zrobioną achromatem żeby mój mózg skompensował chromatyzm? :lol:

    ZbyT, ale zdajesz sobie sprawe,że on o wizualu pisze, a nie foto, co jest różnicą zasadniczą, bardzo delikatnie mówiąc? Twoje uwagi o dowcipach są trochę nie na miejscu, nawet jeśli niektóre wnioski wariaga moga się wydawac kontrowersyjne. Jak na razie przytaczanym przez niego konkretnym argumentom trudno coś zarzucić,zwłaszcza,ze powołuje się też na solidną praktykę porównawczą. Bardzo cenna i przydatna jako praktyczna wskazówka jest ta tabela wzglednego krążka rozproszenia ws tosunku do obrazu dyfrakcujnego w ognisku [indeks obiektywu, tak?] dla różnych obiektywów achro. Przydałoby się więcej tych danych lub ich źródło, to naprawde fajne porównanie.

    Aberracja chromatyczna to nie jakaś magia, tylko efekt fizyczny zależny od określonych parametrów optyki i korygowany w zakresie dostępnych stopni swobody. Jednym z nich jest światłosiła. Można wziaść b. długi achromat F/kilkanaście albo zrobić soczewki z innego zestawu szkieł [a la dublet ED] przy F/7 i efekt będzie podobny [pomijam sprawy aberracji geometrycznych, wpływających na "całokształt" obrazu].

    To, co wariag pisał nt. sposobu działania achromatu to prawda. Koryguje on chromatyzm dla dwóch określonych, wybranych barw/długości fali. To znaczy,ze te dwie barwy ogniskuja w tej samej plaszczyźnie. Reszta ma ognisko przesuniete mniej lub bardziej wdłuż osi optycznej i to przesuniecie zmienia sie z długością fali. To jest ten "odrzucony placek" -rzecz jasna z płaszczyzny ogniskowej dla korygowanych barw , dlatego "widzimy" go jako rozmazany leciutko obraz obiektu [stad ta kolorowa obwódka]. W książkach o optyce instrumentalnej można znaleźć stosowny wykres. Jasne jest,że te dwa punkty idealnej korekcji widma dobrano arbitralnie tak, aby zminimalizowac rozrzut reszty kolorów w możliwie szerokim zakresie, no i żeby te najbardziej rozogniskowane kolory miały najmniejszy wpływ na widzenie.

    Przy okazji, apochromat formalnie oznacza korekcję dla 3 barw. Oczywiście skutkuje to też zmniejszeniem dyspersji widma wtórnego w pozostałym zakresie. Konstrukcyjnie wymaga to uzycia co najmniej 3 soczewek [tryplet]. Obiektywy dubletowe ED mają widmo wtórne zmniejszone dzieki mniejszej dyspersji szkła, ale nadal sa skorygowane dla dwóch barw.

    P.S.1 Swoja droga, ciekawe, jaką w praktyce rolę odgrywają osobnicze róznice w barwnym widzeniu u poszczególnych ludzi - może tu też jest jakieś wytłumaczenie tak różnego subiektywnego odbioru obrazów dawanych przez światłosilne achromaty.

    P.S.2 Chyba w końcu ruszę to wyczernienie wyciagu w tej mojej travel-lunetce, z czystej ciekawości czy da się znacząco poprawić kontrast.

  9. Uroki ustawiania ostrości dziadowskim wyciagiem przy 400mm ogniskowej znam z autopsji. Co do wymiany okularów,jest tak jak mówisz-koszt porównywalny z sama tubą. Poniewaz używam tego tylko do zaćmień, jakichś koniunkcji czy okazjonalnej obserwacji Słońca [bo akurat do tego mam filtr, no i szybko na balkon można wystawić] to jakieś takie inwestycje mają dla mnie sens umiarkowany [chociaż wyczernienia wyciągu nie wykluczam].

    Natomiast jeśli chodzi o autora wątku... Istnieją krótkie refraktory 80mm APO i Semi APO. Poza tym bywały tu i ówdzie [niekoniecznie w PL] achromaty z ciut dłuższa ogniskową 80/480 czy 80/500. Lepsze z nich miały wyciag z mikrofocuserem itp. Problemem jest tylko cena i ew. waga. Ten mój plasti-fantastik z TS waży poniżej 1.5kg. Tamte po 2-2.5kg Dla mnie to była różnica, także ze względu na wymagania co do statywu. Dawid może mieć zupełnie inne ograniczenia gabarytowe. Wg. mnie takie 80mm [refraktor] to jest dobry kompromis -jest pakowalny do plecaka, a coś tam daje sie zobaczyć. Z krótkiego 70 mm to się nie wyciśnie więcej niż z lornetki, co jest niewarte bardziej skomplikowanej obsługi w polu i przy tej samej lub większej masie zestawu. Ale najwazniejsze jest, jka i gdzie ten mobilnysprzęt będzie wykorzystywać. Jeśli am tylko jeździć w bagażu autem, to spokojnie poszedłbym w większa aperturę lub soldiniejszy montaż. AZ3 niekoniecznie się nada, bo jest zbyt mało składalny i trzeba go nosić oddzielnie[chyba,że to nie problem]. Ale zawsze można przerobić jakiś solidny statyw foto [uzyskując wyważenie tuby lub dodając jakis prymitywny mikroruch w pionie], poza tym widziałem w dawnym teleskop-service przyzwoite małe głowice azymutalne możliwe do zainstalowania na trójnogu foto w miejsce oryginalnej głowicy.

    Pozdrawiam

    -J.

  10. Mój TS 80/400 prawdopodobnie ma kiepsko wyczerniony wyciąg w porównaniu z analogicznym modelem od SW. Informował mnie o tym z resztą sprzedawca tego cacka, który zna oba modele. Niewątpliwie coś jest w tym, co pisze wariag. Moje doswiadczenie też ogranicza sie raczej do tanich modeli, wyposażonych w ekonomiczne akcesoria. Do wyciagu tego 80/400 wsadzałem jedynie Plossle.Z drugiej strony, biorąc pod uwagę ceny, ale także i gabaryty okularów dających dobre efekty w takim światlosilnym sprzęcie, to koszt takiego travellerka robiłby się spory,a i transport akcesoriów w małym bagażu [plecak] staje się problematyczny. Serio, średnica jednego z okularów w zestawie wwieksza o 1 cm wymusza większe pudełko i zaczyna się robić ciasno [mówię o pakownaiu akcesoriów razem, zeby nie trzeba było wydłubywać każdego okularka z plecaka. Przytoczone tu małe refraktorki długoogniskowe mimo małej apertury paradoksalnie mają pewną zaletę w postaci niewielkiej światłosiły, mniejszej niż F/10. Problem aberracji chromatycznej prawie nie istnieje, poza tym działają dobrze niemal z każdym okularem. Całkiem niezła i tania optyka. Tylko na traveller sa za długie.

    Z drugiej strony: z achromatu 80/400 nawet po wyposażeniu w lepsze akcesoria nie zrobi sie planetarnego wymiatacza. Ze standardowym wyposazeniem w moim ledwo są dostrzegalne zarysy 2 pasów w atmosferze. Z lepszym okularem [katówkę mam ponoć przywoitą] i po poprawie wyczernienia wyciagu pewnie byłoby je widać wyraźniej i tyle. Na tranzyty cieni księżyców Jowisza już bym nie liczył, aczkolwiek wiem, że w 80mm [ta sama apertura] refraktorze ED są one widoczne. WCP jest detalem nieporównanie trudniejszym. Krótko mówiąc, jeśli teleskopem o względnie małej aperturze mamy zobaczyć cokolwiek [inaczej nie ma sensu go brać], to musi miec doskonałą optykę, a to mocno ogranicza wybór i podnosi koszty. W końcu 80/600 ED [a to byłby niezły traveller] kosztuje znacznie więcej niż Synta 8" na Dobsie. Jakimś rozwiazaniem byłyby faktycznie MC 90 i 102, ale małe pole ogranicza je mocno w zastosowaniach DS.

    Na mój punkt widzenia wpływa z pewnoscia fakt,że mieszkam w mieście. Obserwacje planet jest mi zatem łatwiej dokonywać niż DS,zatem zabieranie na wyjazd wakacyjny choćby lornetki ma dla mnie sens -sprzętu planetarnego niekoniecznie. Dla kogoś innego to nie musi być oczywiste.

    Pozdrawiam

    -J.

  11. Ekologu, cenię Twoje zaangażowanie, ale śledząc ten wątek jak i wspominajac poprzednie uważam, zę jesteś na najlepszej drodze do zyskania miana "ekologa". Zajmujesz zdecydowane stanowisko w kwestiach, w których orientujesz sie często dość pobieżnie, co stosunkowo łatwo zweryfikować. Moim zdaniem dlatego,że wiedzę czerpiesz głównie od ludzi/organizacji o b. podobnym profilu, nie zawsze o wysokim poziomie kompetencji.

    Odnosnie tego, co napisałeś: rozważania nt.przeludnienia, które przedstawiłeś są mocno oderwane od rzeczywistości, co już Ci ktoś wytknął wczesniej. Istnieja różne czynniki ograniczające, niekoniecznie tak drastyczne. Wreszcie realnie dynamika wzrostu demograficznego w skali globalnej spada, w krajach rozwinietych [także i u nas] pojawia się problem zastępowalnosci pokoleń, więc bajania o konieczności administracyjnych ograniczeń a la Chiny, które snujesz, są mocno nie na miejscu. W krajach rozwijajacych się wygląda to nieco inaczej [to one generują cały wzrost światowej populacji], ale i tam widać trend do stabilizacji. Problem stanowi nierównomierny poziom życia i dostep do zasobów, co skutkuje m . in. napieciami zwiazanymi z masową migracją. Wreszcie kraje biedne i do-niedawna-biedne staraja sie nadgonić cywilizacyjnie tzw. Zachód czy raczej Północ -i ten własnie trend powduje zaostrzenie problemu paliw kopalnych i emisji zanieczyszczeń. W końcu te 2 milardy ludzi w Chinach i Indiach też chce żyć na tej samej stopie, co Amerykanie lub Europejczycy, prawda? Tylko że przy obecnych zasobach naturalnych i wydaności źródeł energii oznacza to katastrofalne skutki uboczne i kryzys paliwowy. Oznacza to też dwie rzeczy: raz,że postulowana przez Ciebie racjonalizacja zużycia energii jest koniecznością, bo za dużo marnujemy i w ogóle mamy za mało na obecne luksusy, a dwa,że sama w sobie oszczędność nie wystarczy, bo wzrost zapotrzebowania w najbliższej perspektywie jest nieuchronny.

    W tej kwestii jest jeszcze jeden ważny aspekt: nie da się po prostu obniżyć zapotrzebowania ot, tak. Nasz egzystencja jest niestety uzależniona od technologii i nie mam tu na myśli tego,że siedzę sobie w oświetlnym elektrycznością pokoju przed komputerem czy TV. Mam na myśli produkcję żywnosci -nie da się tego robić tak jak kiedyś, bez maszyn, nawozów sztucznych itp. A to się równa przemysł czyli zuzycie energii. Powrót do metod sprzed 200 lat nie jest realny, bo oznacza mniejszą wielkorotnie wydajność. Czyli np. w takiej Polsce mogłoby żyć nie 38 mln ludzi, a tylko tyle, ile można było wyżywić przed rewolucja przemysłową, czyli pewnie z 10-15 mln [nie znam dokładnych danych]. W skrócie -przysłowiowy powrót do jaskiń czy też masowe przejscie na tryb życia amiszów nie są możliwe bez gwałtownego wymarcia znacznej części ludzkości.

    Wspominałes też o magazynowaniu energii. Tu też powinienes uzupełnić wiedzę.Otóż w tej chwili, niezależnie od kwestii wielkosci zasobów, nie jest możliwe przejście na energetykę ze źródeł o niestabilnej w czasie mocy typu wiatr, słońce. Po prostu obecnie NIE ISTNIEJĄ technologie magazynowania energii elektrycznej na skale przemysłowa, poza elektrowniami szczytowo-pompowymi [zakładam,że wiesz co to takiego]. Akumulatory to sa dobre przy rozproszonych instalacjach o znikomo małej mocy. Gdy zaczynamy mówić o megawatach, robi sie dramat. Na mała skale owe elektrownie szczytowo-pompowe wystarczą, ale tej technologii nie da sie już usprawnić -a jest jedyną, która na dzisiaj w ogóle istnieje! W dodatku tak jak cała hydroenergetyka ma ogromne ograniczenia ze wzgledu na warunki geograficzne. Jeśli w przyszłości nie da sie wykorzystać fuzji jądrowej, to oparcie energetyki w skali światowej czy regionalnej o energię słoneczną [jedyne z odnawialnych źródeł teoretycznie dające odpowiednie zasoby w skali globalnej] wymagałoby przede wszystkim rozwiązania problemu magazynowania pozyskanej energii na ogromną skalę.

    Pozdrawiam

    -J.

  12. Dawid, nie ma siły, aby statyw od AZ3 wszedł do jakiegokolwiek plecaka. To zupełnie inna konstrukcje niż statywy foto, same nogi są dwusegmentowe, o długości minimalnej ponad 73cm. Poza tym ich podwójne profile sa b. szerokie [szerokość ponad 6cm] i nie składaja sie tak wąsko, jak nogi statywu foto. Akurat pomierzyłem swój statyw od EQ3-2, który jest identyczny

    Co do tych lunetek z zoomem, to tych akurat też bym nie brał. Sa absolutnie za małe. Jeśli nie bedą miały apertury 70-80mm, to w ogóle nie dają żadnych korzyści w stosunku do lornetki 50-60mm. Z kolei ta lorneta 70mm z zoomem... Zajmie więcej miejsca niż taki 80/400. Obsługa niby prostsza niż refraktorek z wymiennymi akcesoriami. Tylko ten zoom 12-36x w zasadzie nieprzydatny, a za to prawie pewna strata pola widzenia w stosunku do stałoogniskowej 15x70. No jakość tanich lornet Bressera jest oględnie mówiąc ogólnie kiepska.

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S. Wprawdzie po częsci to już próbowałeś określić, ale spróbuj jeszcze raz dokładnie przemysleć/zdefiniować, jakie obserwacje chcesz wykonywać na wyjazdach i jakie gabaryty/waga sprzętu są dopuszczalne, tudzież stopień komplikacji obsługi. Może się zarówno okazać,ze optymalna bedzie jednak lornetka, albo też jakiś mały [nie za mały] mobilny teleskop na przerobionym [głowica!] statywie foto. Może być też tak, że wypadkowa tych zamierzeń i ograniczen bedzie nie do pogodzenia i będziesz musiał zmodyfikować preferencje.

  13. Problem alternatywy energetycznej ma jednak moim zdaniem charakter głównie technologiczny. Chodzi o to,że poza atomem nie ma własciwie alternatwy na szeroka skalę dla klasycznych paliw kopalnych. Zródła odnawialne na dzien dzisiejszy po prostu nie wystarczą. Czasem jest to spowodowane wględami technologicznymi/ekonomicznymi czy ekologicznymi [skutki uboczne, stnieja w kazdej technologii stosowanej na duza skalę], ale czasem po prostu niewystarczajacymi zasobami z tych źródeł,a tego żaden postęp nie zmieni. Nie da sie kraju wielkosci Polski zasilić w prąd z turbin wiatrowych. Z elektrowni wodnych też czerpiemy w PL bodaj kilka procent i nigdy nie bedzie więcej, bo jestesmy krajem nizinnym mało zasobnym w wodę. Tu rządzi geografia: Szwajcarzy, Norwedzy, Islandczycy moga sobie ciagnac do 80% pradu z hydroelektrowni, bo tak im pozwalaja warunki geograficzne. Tak samo w Kuwejcie [sic!], Kalifornii czy Hiszpanii moga się już teraz bawić w elektrownie słoneczne, nam to raczej nie grozi na szerszą skalę.

    Co do fuzji jadrowej i ITER... Fuzja jest takim Św. Graalem energetyki. Ale od 30 lat słuchać,że za 30 lat będziemy mieli elektrownie termojądrowe... Wpakowano w te badania miliardy -całkiem słusznie, bo potencjalne korzyści są prawie niewymierne. Ale problemy nadal sa ogromne i moim zdaniem wciąż nie ma 100% gwarancji,że to się w końcu uda wykorzystać na skale przemysłową. Byłaby to dla naszej cywilizacji dość fatalna perspektywa, gdyby nie wyszło.Przeżyć jako ludzkość to pewnie byśmy przeżyli nawet po wyczerpaniu złóż uranu, zapewne dzięki energetyce słonecznej + jakieś nowe technologie magazynowania i przesyłu [prąd z Sahary w domu i zagrodzie], ale już o poważnym podboju kosmosu [wsesnie kolonizacji itp.] raczej trzeba by zapomnieć.

    Pozdrawiam

    -J.

  14. Ale ze mnie osioł, nie popatrzyłem na Twoje dane, żenada... :Boink::Boink::Boink:

    Więc jesli chodzi o traveller, to faktycznie mały Mak 90 albo jakaś krótkogniskowa luneta. Tego Celestrona 70mm ogladałem w MediaMarkt i nie za bardzo mi sie spodobał. Ogniskowa 400mm, czyli to samo co w wiekszym 80/400, za to odrośnik ewidentnie przewymiarowany na średnicy. Równie dobrze w plecak wejdzie 80/400.

    Taki teleskopik może być do pewnego stopnia zamiennikiem astro lornety 50-60mm na wakacyjnych wyjazdach, o ile będze istotna różnica w aperturze, uzasadniajaca targanie pudełka z kątowką i okularami.Przy wyjazdach typowo stacjonarnych to nie problem, ale w podróży mocno ruchomej a la tramping to już jest kłopotliwe -wiem z doswiadczenia [3 wyjazdy do Azji na zaćmienia z 80/400 w plecaku]. Lornetka jest jednak bardziej "user friendly". Dlatego lepiej 80 niż 70mm.

    Mak 90 da lepszą jakość obrazu przy obserwacji z dużym powiekszeniem niż te krótkie refraktorki, ale korzyść jest czesciowo pozorna, bo z racji apertury na planetach się nie powalczy. Z drugiej strony pokaże na takim Jowiszu czy Ksiezycu więcej niż tamten 80/400... Spakować go też chyba łatwiej. Zostaje kwestia montażu do takich obserwacji, targanie AZ3 na wakacje z plecakiem raczej odpada, a o urokach statywu foto do planetarnych powiekszeń pisałem. No i te małe pola to bedzie klęska na DS - 70/400 i 80/400 da się z okularem 25mm użyć bez szukacza od biedy. Naziemne obserwacje też preferują szerokie kąty.

    W sumie na Twoim miejscu podczas wyjazdów nastawiłbym się raczej na obserwacje typu jasne DS-y i Księżyc. Mały teleskop na statywie w pewnych warunkach może miec przewage nad lornetką [z ręki], szczególnie jeśli chcesz coś na niebie pokazać swojej drugiej połowie.

    Jeszcze jedna rzecz przychodzi mi do głowy: spotter z zoomem [średnicy też 70-80mm], ale KONIECZNIE doposażony we własnym zakresie w jakikolwiek szukacz. Choćby star pointer czy jakiś laserek, bez tego przydatność takiego spottera w astro jest wg. mnie bliska zera [sam sie tak kiedyś zrobiłem kupujac 20-60x60]. Za to odpada montowanie w polu tych wszystkich kątówek, wymiennych okularów, tylko statyw musisz rozłożyć. Jakość obrazu zbliżona do tych F/5 lunetek, bo to mniej więcej to samo. Bardzo należy przemyślec sprawę zakresu powiększeń takiego zooma, bo np. 30-90x da Ci fajny Ksieżyc, ale z szerokich pól nici,a zoomowanie Jowisza, M13 czy Plejad przy małej aperturze niewiele daje. Z kolei taki 15-45x od biedy da sie użyć z ręki przy dziennej obserwacji zamiast lornetki,za to kraterków na Księżycu się nie policzy.

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S. Albo jednak lorneta i same DS-y + krajobraz... Jeśli waga bagażu nie jest zbyt ostro limitowana, zawsze można statyw dla wygody dorzucić. Z moich doświadczen związanych głownie z turystką plecakowo-trampingową i górską maksymalny rozmiar lornety "wędrownej" to 10x50, ale zdarzało mi sie łazić po górach i z 60-tką. W przypadku bardziej stacjonarnej czy zmotoryzowanej turystyki można by jako podróżne potraktowac szkła 56, 60 czy nawet 70mm, tylko te ostatnie wymuszają statyw [w dodatku większy i cięższy niż taki dla 50-tki]-no i te gabaryty, przede wszystkim z powodu problemów z ochroną tak dużej lornety rzed uszkodzeniami w transporcie. Moja 10x50 Fomei-a mimo że zawsze starannie pakowana miedzy śpiwór a ubrania zdążyła już sie rozkolimować kompletnie.

  15. Teścik refraktor 90/900 kontra Mak 90 sie przyda, bo teoria teorią, a praktyka praktyką. Ale raczej nie postawię na Maka, bo obstrukcja przy tej samej aperturze zrobi swoje. Fizikie nie na... jak mawiają Rosjanie. Makowi do konkurencji z soczewą przydałby się ten centymetr średnicy więcej.

    Jeszcze mała uwaga dla Dawidapl w kwestii statywu foto -ZAPOMNIJ o tym rozwiązaniu w obserwacjach planet. Statyw foto wystarczajaco sztywny by uniknąc trzęsienia ziemi w okularze przy 100x i więcej trudno znaleźć -wybór ograniczony i drogo. Statywy od tanich montaży AZ mają zupełnie inną konstrukcję niż 3-segmentowe składaki foto z centralną kolumną. PRAWDZIWA PORAŻKA statywu foto w obserwacjach astro polega jednak na konstrukcji głowicy, która z z powodu braku wyważenia w osi podniesienia z jednoczesnym brakiem mikroruchu w tej osi skutkuje efektem opadania sprężystego głowicy po każdej zmianie kąta podniesienia [co przy dużym powiekszeniu robisz non-stop, goniac za ruchem obiektu na niebie]. Jest to zmora już przy powiększeniach rzędu >50x, a próba obserwacji szczegółów planet [>100x] jest NIEWYKONALNA. Teoretycznie można kombinować dorabiajac jakiś uchwyt pozwalający powiesić tubę teleskopu z boku głowicy, na wysokości osi -ale wtedy pojawiaja sie problemy ze sztywnością takiej dodatkowej konstrukcji itp. Ogólnie nie warto, chyba tylko w jakiś rozwiązaniach typu lunetka-traveller o ograniczonych zastosowaniach. Nie rób sobie tego.

    Pozdrawiam

    -J.

  16. Masz dwa wyjścia:

    1) zmajstrować we własnym zakresie jakiś uchwyt, obejmujacy całą lornete albo jeden z tubusów, badż chwyt za te środkową ośke -drążek.

    2) zdobyć fabryczna złaczkę do lornety 20x60 BPC, miała zacisk na ten srodkowy drążek. Kiedyś można było te złaczki dostać w Astrokraku lub na allegro, ale teraz to moze być "biały kruk"

     

    Co do samoróbki, możliwosci masz jak wyżej. Szczęki czy dyby na całą lornete lub jeden z tubusów moga byc z racji rozmiarów wykonane z drewna czy sklejki. Wspólnym elementem [prawie] wszystkich możliwych rozwiazań jest jakaś metalowa płytka czy inny element, w którym wykonasz gwintowany otwór 1/4"-20 [1/4 cala] pod śrubę w głowicy statywu. Gwintowniki 1/4" są do zdobycia w hurtowniach z narzedziami, jeśli nie chcesz przepłacać, to poszukaj warsztatu mechanicznego, który ma takie narzędzie [a mają nieliczne]. Alternatywa istnieje, jeśli Twój statyw ma tzw. płytkę szybkowymiennąw głowicy. Wtedy kupujesz zapasową i w dowlony sposób trwale mocujesz do niej uchwyt dla lornety i calowe gwinty masz gdzieś.

    Poszukaj googlem pod hasłem binocular mount adapter. Luźny przykład, jakoś mało w necie home-made rozwiązań:

    http://www.alicesastroinfo.com/2009/10/binocular-mount/

    http://spottingscopeprices.savebargain.com/nikon-binoc-u-mount-universal-tripod-adapter/ [ten akurat fabrycny pod małe szkła]

    A tu jeszcze statyw na ramiona:

    http://www.skyandtelescope.com/howto/diy/Image-Stabilize-Your-Binoculars.html

     

    Pozdrawiam

    -J.

  17. Dawidpl, moim zdaniem tak sformułowane kryteria wyboru nie mają sensu. Oto uzasadnienie:

    1) Do obserwacji planet NIE POTRZEBUJESZ dobrego [ciemnego] nieba. Potrzebujesz tylko kawałka przestrzeni, gdzie niebo nie będzie zasłonięte. Ale na wieś jeżdzić nie musisz. Planety najlepiej obserwować spod domu. Owszem, jest problem, gdy np. mieszka się w bloku na ciasno zabudowanym, zadrzewionym osiedlu [znam to z własnej perspektywy]. Dochodzi jeszcze problem bezpieczeństwa nocna porą na jakims placyku, parkingu czy trawniku w okolicy. Ale da sie z tym żyć -jakims rozwiązaniem jest czasem balkon, choć to półśrodek.

    2) Małym teleskopem prawie NIC nie zobaczysz na planetach, tak samo jak lornetką. Krótkoogniskowe refraktory średnicy 70-80mm nie zawsze pokażą nawet 2 pasy na Jowiszu. Co prawda czytałem relację,że ktoś ponoć widział WCP w lunecie -spotterze 90mm,ale nie zakładałbym się,że to każdemu i zawsze sie uda. Aby nie byc gołosłownym: w refraktorku 80/400 [woziłem go kilka razy na zaćmenia Słońca za granicę]z najwyższą trudnością i tylko czasami mogłem sie dopatrzyć pasów na Jowiszu [czyli widok nie lepszy niż w lornetce]. WCP na pewno widziałem w Maku 127. W krótkim Newtonie 130/650 już ta sztuka mi sie nie udała, choć tranzyty cieni jowiszowych księżyców widoczne bez problemu w dobrych warunkach.

     

    Podsumowując: wybór skrajnie małego teleskopu do planet to pomyłka. Wożenie się z nim daleko samo w sobie nie ma sensu. Jedynym uzasadnieniem mogą być skrajnie niekorzystne warunki w miejscu zamieszkania: brak balkonu,zero odkrytego nieba dookoła. Nawet wtedy jednak, powinno sie wybrać teleskop o możliwie dużej aperturze. Z najmniejeszych to byłby Mak 102mm, refraktor długoogniskowy achromat 90/900. Ale to jest nadal mało. Przyzwoite obrazy daje Mak 127mm, a to jest sprzęt który nadal można przenosić na duże odległości. Pójdzie na montażach AZ typu Porta [najlepiej] lub AZ4 [na AZ3 z kolei nie da sie bez przeróbki polegającej na powieszeniu tuby z boku głowicy, by obniżyć srodek ciężkości względem osi ALT]. Do transportu piechotą da sie też przystosować parlaktyk EQ3-2, ale jak każdy paralaktyk jest trochę kłoptliwy w ustawianiu na stanowisku, więc w praktyce wykorzystuję ten zestaw częściej na balkonie. Sa jeszcze krótkoogniksowe refraktory srednicy 100-120mm [102/500, 120/600] ale nie bardzo nadaja sie do planet- wymagają kosztownego oprzyrządowania [filtr obcinajacy fiolet, dobry Barlow lub b.drogie okulary krótkoogniskowe do światłosilnych teleskopów],a i tak efekty nie musza być rewelacyjne. Za to nadają się też do innych celów niż planety.

    Rady j.w. podaję tylko dlatego,że podejrzewam, ze masz problem ze stanowiskiem obserwacyjnym w domu. Jeśli nie, to zakup do planet czegokolwiek poniżej 100-120mm mija sie z celem. Apertura to nie tylko więcej światła, ale też rozdzielczość. Rodzaj i jakość optyki decyduje o kontraście. Refraktor 90/900 wygra z Makiem 90mm. Mak 127 daje lepsze obrazy niż Newton 130/650 -itp.

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S. Z mojego Mak 127 jestem zadowolony, ale gdyby udało mi się umobilnić montaż EQ5, bez wahania zrobiłbym upgrade do Maka 150. Gdyby nie fakt,że mieszkam na 3-cim pietrze i do odkrytego terenu mam czasem daleko [drzewa, bloki], to najlepszym [także ekonomicznie] teleskopem do planet byłaby... Synta 8" F/6 na Dobsonie 200/1200]. Tylko to jest propozycja dla kogoś, kto na obserwacje wystawia teleskop za próg domu do ogródka, a nie targa go po pietrach schodami a potem jeszcze 100-200m.

  18. Ze wszystkich możliwych sposobów proponujesz nie wiedziec czemu najgłupszy [z tym pompowaniem do oceanów]. Tak się Sowieci pozbywali po barbarzyńsku rozcieńczonych ciekłych odpadów, przy wielkich z reszta [i słusznie!] protestach na świecie. Zamiast pisać o lobby [jakby ich niewątpliwe istnienie tłumaczyło wszystko] poczytaj troche publikacji fachowych, skonfrontuj to z podstawową wiedzą z zakresu chemii, geologii, fizyki, jaką też możesz na poziomie podstawowym czy popularno naukowym zdobyć. Jest to jakaś forma weryfikacji, nieprawdaż?

    Pokłady soli o ile sie nie mylę rozważano dlatego,że to są formacje geologiczne o charakterze pułapki [tworzą sie w układach warstw nieprzepusczalnych], o długotrwałej stabilności. W popularnych dyskusjach o składowaniu odpadów wystepuja jako dyżurny przykład, aprzeciez nieejst to jedyna opcja. Każda zwarta formacja geologiczna zbudowana z nieprzepuszczlnych skał się nadaje, problemem może być tektonika i ewentalne spękania. Czyli trzba albo wybrać jakis ogromny masyw górotworu i w nim robić sztolnie,albo zamykać nasz "towar"w jakiś platycznych, miekich utworach odpornych na wodę.

    Wspominałem o koncepcji skałdowania pod dnem basenów oceanicznych. Akurat tu znam szczegóły, wiec jako ilustracja zagadnień:

    Chodzi o płaskie przestrzenie dna oceanicznego,z dala od zjawisk tektoniczych typu grzbiety ryftowe, czy rowy oceaniczne powstające w strefach subdukcji. To są formacje geologiczne stabilne przez miliony lat, pokrywane w tym czasie rosnaca warstwą osadu. W tym osadzie wiercimy zapomocą pływajacej platformy wiertniczej szyby na głebokość ponad 100m pod dnem i tam umieszczmy odpady, w zestalonej stabilnej postaci, w hermetycznych pojemnikach i zasklepiamy odwiert. Ilość miejsca nieograniczona, płytki [licząc w dnie oceanu] odwiert nie generuje wielkich kosztów, technologia ogólnie znana. Głebokość basenów oceanicznych [ponad 4000m] gwarantuje,że nikt niepowołany takiego składowiska nie rozkopie. Głebokość składowania odpadów w samym dnie jest dobrana poniżej poziomu żerowania bezkręgowców ryjacych w dnie. Brak tam też zjawiska transportu wody jak w skałach na obszarze lądów, bo mamy rownowagę hydrostatyczną. Po rozpadzie pojemników z odpadami utworzą one w wyniku powolnej dyfuzji przez trudno przepuszczalny ośrodek stabilne złoże w warstwie otaczajacego osadu. Wg. autorów koncepcji po okresie 80 000 lat, koniecznym do rozpadu plutonu materiał ten przesączy sie w promieniu co najwyżej pojedynczych metrów. Ta metoda pozostaje na razie ciekawostką, bo trzeba by zmodyfikować konwencję międzynarodową, zakazującą składowania odpadów na dnie mórz.

    Czestym błedem popełnianym rzez dyskutujacych kwestie skladownaia odpadów jest skupianie się na problemie pojemników. W długoczasowej skali istotniejsza jest forma fizykochemiczna odpadów i środowisko, w jakim je umieszczamy. Albo umożliwiają one migrację pierwiastków zawartych w odpadach, albo je stabilizują na miejscu w przewidywalnej skali setek tysiecy i wiecej lat. I tylko to się liczy.

    Pozdrawiam

    -J.

  19. Tylko przechowywanie długożyjących aktywnych odpadów jest problemem nierozwiązanym. Żadne tam pojemniki z czegoś w soli. Jedyne znane rozwiązanie to ciągłe profesjonalne przelewanie do profesjonalnych nowych. Przez setki lat. A to kosztuje majątek majątków. I tu mnie najbardziej boli że budowlańcy EA i politycy decydeńci za to kurcze nie zapłacą. To będzie problem budżetu państwa.

    Jest Uralska alternatywa. Promienne rzeczki i wody gruntowe.

    Ekologu, proszę Cię, abyś uzupełnił swoją wiedze w tym zakresie. Bo to co napisałeś, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, To są mity. Popytaj trochę inzynirów, fizyków -niekoniecznie z dziedziny nuklearnej. Na temat problemu składowania odpadów radiaktywnych napisano całe tomy fachowej literatury i rzetelną wiedze możesz też pewnie zdobyć w internecie, o ile nie ograniczysz sie wyłącznie do źródeł powielających mity. Tworzone przez pełnych może dobrej woli "ekologów" [celowo cudzysłów tutaj!], ale nie mających elementarnej wiedzy merytorycznej o przedmiocie!

    W dużym skrócie:

    Rzekoma nierozwiazywalność problemu przechowywania nie istnieje. Jest wiele koncepcji uzasadnionych naukowo, spory sa na temat wyboru konkretnych opcji, głównie ze względów politycznych, a częściowo ekonomicznych. Przykładowo Amerykanie od lat tocza spory dotyczące planowanego centralnego krajowego składowiska [w jakimś skalnym masywie, już nie pamietam nazwy miejsca]. Ze wzgledu na spory polityczne robione sa ciagle dodatkowe studia, budowa sie przeciąga, rosną koszty. Innym problemem są [paradoksalnie] pewne konwencje prawne, które z racji b. szerokiego zakresu restrykcji wyeliminowały na razie pewne obiecujące koncepcje i trzeba by je nowelizować -tu mam na myśli bardzo ciekawy koncept ze składowaniem płytko pod dnem oceanicznym metodą wierceń.

    Jesli chodzi o kwestię czysto techniczną, to wystarczy zapewnić 4 rzeczy: trudno rozpraszalna postać odpadów [nierozpuszczalne związki lub stopy/ceramika/zeszklone], stabilna formacja geologiczna w przewidywanym okresie rzedu 100 000 lat [jedna z koncepcji to te poklady solne, ale jest wiele innych], szczelne pojemniki na okres kilkuset-tysiąca lat [wykonalne technicznie bez problemu], zabezpieczenie przed łatwym dostępem z zewnątrz [lokalizacja pod ziemią].

    Wbrew temu co pisałeś, charakter, przemiany oraz tempo rozkładu odpadów nuklearnych są b. dobrze przewidywalne, bo całkowicie niezależne od czynników środowiskowych [inaczej niż niektóre odpady chemiczne!!!], oparte na jednym, dobrze poznanym i ścisle obliczalnym procesie fizycznym. W dodatku obowiazuje prosta zasada: najbardziej radioaktywne nuklidy likwidują sie najszybciej.

    Co zatem jest w wypalonym paliwie jadrowym, traktowanym jako odpad?

    -najwięcej jest uranu 235,238. Jego radioaktywnosć jest znikoma, bo to pierwiastek o czasie życia wiekszym od wieku Ziemi. U235 można odzyskiwać jako paliwo nuklearne

    -dużą ilość nuklidów o czasie połowicznego zaniku rzędu kilkudziesieciu, stu lub wiecej lat, zatem silnie radioaktywnych; z tych najwiecej jest Cs137 i Sr90, których okres połowicznego zaniku jest rzędu 30 lat.

    -3-cia grupa to izotopy o czasie połowicznego zaniku liczonego w tysiącach lat. Tu najwięcej występuje plutonu Pu239 [T1/2 rzędu 24 000 lat]

    Pozostała częśc tablicy Mendelejewa nie ma znaczenia, bo albo to są nuklidy o bardzo krótkim czasie życia, albo produkowane w pomijalnie małych ilościach.

    Jakie z tego są praktyczne wnioski? A no takie,że po okresie przechowywania liczacym 100-300 lat pozbywamy sie najwiekszej ilości silnie radioaktywnego paskudztwa. Uran i inne nuklidy o czasie życia mierzonym w milionach czy miliardach lat utworza po prostu pokłady wzbogaconej rudy uranowej, nie bardziej szkodliwe od naturalnych pokładów. Prawdziwym wyzwaniem jest wspomniany Pu239 i [w niewielkim stopniu] inne nuklidy o zbliżonym czasie życia. Chodzi o to,że są one na tyle aktywne,że dzieki nim odpady wykazują znaczącą [zatem potencjalnie niebezpieczną] radioaktywność, a zarazem będa istnieć w mierzalnych ilościach przez dziesiatki tysiecy lat. W przypadku plutonu istotnym czynnikiem ryzyka jest wysoka toksyczność chemiczna tego pierwiastka. W literaturze poświeconej problemowi odpadów radioktywnych znalazłem kiedyś 80-88 000 lat jako okres, po którym można uznać składowisko odpadów za wolne od Pu239 [jako funkcja jego tempa rozpadu, jak i poczatkowej zawartości].

    Skonstruowanie szczelnych pojemników, które wytrzymają kilkaset czy nawet kilka tysiecy lat składowania nie jest problemem. Resztę załatwi odpowiednie środowisko składowania i wspomniana trudno rozpraszalna forma odpadów. Nawet gdy po jakimś czasie zaczną one erodować to będzie proces niezmiernie powolny, w geologicznej skali czasu, a migracja składników ograniczona praktycznie do obszaru samego składowiska. Zagrożenie dla środowiska po spełnieniu tych warunków zerowe. Plus oczywiście naturalny rozpad.

    Konkretne rozwiązania wymagają zatem znajomosci fizyki, geologii i normalnej inżynierii. W zakresie dobrze zbadanym, więc nie grożą tu jakieś niespodzianki -wiemy, które materiały są odpowiednio odporne, jakie formacje geologiczne sa stabilne w skali tysiecy i milionów lat, które skały są przepuszczalne lub silnie erodowane przez wode itp. To nie jest żadna magia ani wiedza tajemna! Potrzebne technologie są ogólnie dostępne.

    Te historie o ciągłym przelewaniu z pojemnika do pojemnika przez setki lat itp. to bajki! Zupełnie, jakby te odpady to był jakiś tajemniczy gaz lub fluid, który w niezbadany sposób przesącza się przez każdą materię i w dowolnie małych ilosciach jest zabójczy, albo jak jakaś choroba zakaźna czy inne morowe powietrze. Co to ma wspólnego z rzeczywistością?

    Te historie o radioaktwnych jeziorach na Uralu itp. są prawdziwe -ale to sa skutki rabunkowej gospodarki nuklearnej z lat 50-tych i może 60-tych, gdy Rosjanie, Amerykanie i jeszcze parę krajów na potęge produkowało pluton do bomb, przerabiając ogromne ilości wypalonego paliwa jądrowego. Problemem było nie tylko to,że o odpady w ogóle nie dbano, wręcz spuszczno ten syf dośrodowiska [jak wspomniane jezioro]. Chodzi o to,że procesom technologicznym przy tej produkcji towarzyszą ciekłe odpady o dużej objetosci, które trudno przechowywać bezpiecznie. Stąd np. katastrofa pod Czelabińskiem [na skale Czernobyla lub większą], gdzie eksplodował przegrzany zbiornik z silnie radioaktywnym roztworem azotanów. Czy prakyki z wylewaniem rozcieńczonych ciekłych odpadów do mórz, jezior, rzek] Nawiasem mówiac, nie tylko Rosjanie zostawili w tamtym okresie nieły śmietnik. Prawie to samo [choć bez jakiejś wielkiej katastrofy] robili Amerykanie w ośrodku w Hanford -miałem okazję wiele lat temu czytac o tym artykuł, poświecony współczesnym pracom porządkowym na tamtym terenie. Jest co sprątac do dziś. To było w którymś numerze Świata Nauki, czyli polskiej edycji Scientific American. Z tego samego czasopisma pochodziły też niektóre artykuły o składowaniu odpadów nuklearnych, z tych które czytałem.

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S. Tak naprawdę prawdziwym problemem energetyki jadrowej nie są same odpady czy np. bezpieczeństwo reaktorów, co kwestia przeróbki zużytego paliwa i odzysku uranu -bo tu mamy największe potencjalne zagrożenie katastrofą nuklearną [choć na ograniczoną skalę przy odpowiednich zabezpieczeniach czy technologii],a przede wszystkim problem proliferacji broni jądrowej, czyli każdemu jego atomówkę. Przeróbka zużytego paliwa do reaktorów jest znakomitym źródłem plutonu 239.

  20. Wożenie w plecaku na rowerze tuby jakiegokolwiek wiekszego teleskopu, czy to 130/650, czy 150/750 to utopia. Tak ze względu na bezpieczeństwo astro-cyklisty, jak i sprzętu. Nosić piechotą, to można na plecach znacznie większe tuby. Ale rower to samobójstwo.

    Co innego przyczepka. Nie wiedziałem, ze są tak tanie jak ta, co podlinkował JarekDabrowski. Solidny statyw pod lornetkę potrafi wiecej kosztować. Moim zdaniem to najlepsze rozwiazanie. Idealnym teleskopem do takiego transportu bedzie właśnie 150/750. Dlaczego? Bo tuba jeszcze krótka,a spora apertura [a więc i jej osiągi]. Można niby wziąść 150/1200 Dobsona, ale przy tej długości tuby będzie problem z wystawaniem takiego ładunku i stabilnością -każda dziura po drodze grozić bedzie wywrotką, albo wystającą z przyczepki rurą [długosc 120cm] walniesz o słup na zakręcie.

    Montaż pod to 150/750 najtaniej AZ4, choć mógłby być i paralaktyk, ale ten wyjdzie drożej, bo potrzebny byłby EQ5. Wprawdzie te teleskopy sprzedaja czasem na EQ3, ale to kompletna pomyłka [wieszałem na tym 130/650 o dość masywnej tubie]. Sprawdź tylko np.w DO [lub u innego dystrybutora] czy teleskop tej średnicy będzie pasował do tego montażu we wszystkich położeniach tuby, czy gdzieś coś w jakimś położeniu nie bedzie zahaczać.

    Pozdrawiam

    -J.

    P.S. Albo jak radzi Krzysiek -znaleźć ciemne miejsce dostępne piechotą

  21. Wspominając o rowerze miałem na myśli, że wpakuję tubę, przeciwwagi i resztę drobnych rzeczy do jakiegoś plecaka podróżnego, statyw wezmę do łapy i jakoś tam na przód będę próbował przeć. Nie chodziło mi o jakieś przytwierdzanie do rowera czy też mocowanie na bagażniku.

     

    No to jesteś magik albo cyrkowiec. Sorry, ale to nierealne. Jeszcze raz powtarzam: sprawdź wage i rozmiary elementów, które chcesz transportować!

    Złożony statyw od EQ3-2 bez głowicy to 80cm długości, a przekroje "trochę" większe niż dużych statywach foto. Waga paru kg conajmniej. Głowica z prętem przeciwagi ma 50cm długości i waży więcej od statywu [bez ciężarków!] Cały montaż waży ze 13kg.

    Teraz teleskop: najmniejsza tuba jaką zaserwowałeś to Newton 130/650. To jest rura średnicy 15cm, długości minimum 65cm, wagi jakieś 3.5-4.5kg

    Niestety, ale realnie to możesz tak lornetkę wozić w plecaku i statyw foto przymocowany do ramy/bagażnika lub w tym samym plecaku Odpowiedni nawet do lornetki aluminiowy składany statyw bedzie ważył 2-3kg, więc w ręku go wieźć nie będziesz, mając jeszcze na grzbiecie plecak ze sprzętem.

    Z teleskopów to tak jak Ci pisałem: coś naprawde małego + AZ3 przytroczony do ramy [statyw jak w EQ3-2, tylko głowica mała i zero ciężarków]. Refraktor 80/400 wejdzie do plecaka. Wiem, bo nosiłem taki w plecaku nawet po górach. Ale on nie ma sensu, lepsza duża lornetka. Refraktor 102/500 mógłbyś przewieźć w styropianowym pudle na bagażniku. To są w zasadzie wszystkie dostępne opcje, jesli myślisz o rowerze [bez przyczepki].

    Alternatywą jest normalny duży teleskop i obserwacje spod domu. A lornetka na wypady rowerowe niezależnie.

    Pozdrawiam

    -J.

  22. Do autora wątku:

    Jeżeli myślisz, że którykolwiek z proponowanych przez Ciebie teleskopów na paralaktyku da sie przewieżć rowerem, to niestety nie masz zielonego pojęcia, w co się pakujesz. Chyba,że masz solidna przyczepkę-dwukółkę do tego roweru. Inaczej jest to całkowicie nierealne. Pierwszym problemem są rozmiary i kształt transportowanych elementów, drugim [zdecydowanie mniejszym] ich waga. To nie chodzi nawet tylko o to, że to jest za duże na rower, ale przede wszystkim fakt,że rower może się przewrócić lub wystajacy ładunek zahaczyc o coś. Czyli musiałbys tubę takiego 130/650 wsadzić najpierw w duże styropianowe pudło, a potem na rower. Głowicę paralaktyka też by jakoś wypadało zabezpieczyć przed połamaniem. Nierealne w codziennej praktyce. Co prawda widziałem nie takie rzeczy na jednośladach, ale to były motocykle/skutery. No i to było w Iranie -grupy Laokoona po 3-6 osób albo 2 metrowy stos powiązanych pudeł z tyłu (*).

    Od biedy rowerem mógłbyś przewieźć solidnie zapakowany [j.w.] jakiś krótki refraktorek 80/400, 102/500, może 120/600 [???]. Do tego przytroczony gdzieś [ale gdzie???] prosty montaż AZ3 [uwaga na delikatne, wystające elementy, np. śruby blokady nóg, ciegła mikroruchów]. Tylko,że 80/400 nie wygrywa w konkurencji z lornetką -planety w nim to totalna porażka, zaś DS jak w lornecie.

    Pozdrawiam

    -J.

    (*) Ale i tak najlepsza była matrona karmiąca z tyłu na motorze niemowlę pod czadorem...

  23. Mam EQ3-2. Zakładam Karolu,że chodzi Ci o wizual, bo o astrofoto z EQ3-2 to lepiej zapomnieć. Montaż ten po pewnych modyfikacjach jest przenośny na większe odległości,co sam praktykuję z Makiem 127.

    ALE! Jeśli to ma być do refraktora 80mm jako szybki, wygodny sprzet wypadowy, to zapomnij o EQ3-2, bo dowolny przyzwoity montaż AZ pobije go na głowę wygodą w przenoszeniu [waga, ale nie tylko!] jak i prostotą w ustawianiu na stanowisku. Oczywiście bonusem paralaktyka jest napęd, ale z tak małym teleskopem jak 80-tka, gdzie maksymalne sensowne powiekszenie nie przekroczy 160x, ta zaleta schodzi niemal całkowicie na drugi plan.

    Dlatego moim zdaniem najlepszym użytkowo wyborem będzie Porta [wyważenie tuby w pionie + mikroruchy] , a nawet, przy braku kasy, nieśmiertelne AZ3 [mikroruchy, brak wyważenia]. Z tym,że w tym ostatnim dla wygody należy nieco go zmodyfikować, by poprawić wyważenie. Z kolei AZ4 nie ma mikroruchów, za to ma wyważenie tuby w pionie, będzie się sprawował jak Dobson z bardzo krótkim tubusem. Prawdopodobnie, bo osobiście nie sprawdzałem, a diabeł tkwi w szczegółach, przed wszystkim w mozliwości precyzyjnej regulacji siły tarcia w osi alt. Z małym teleskopem trudno o 100% wyważenie [zmiana okularu, przeogniskowanie wyciągu].

    Pozdrawiam

    -J.

  24. Czyli jesli chodzi o wyszukiwanie danych obiektow na niebie to sie bardziej korzysta z map nieba niz z poprostu wspołrzednych podanych w stopniach i godzinach czy minutach?

     

    TAK, używa się map nieba.Najpierw celujesz szukaczem w jakąś gwiazdę widoczną gołym okiem. Potem już w szukaczu identyfikujesz pobliskie słabsze gwiazdy prowadzące do szukanego obiektu i po nich wycelowujesz szukacz [a zarazem teleskop] w miejsce , gdzie znajduje się szukany obiekt. Przydatne jest wyszukiwanie na mapce charakterystycznych, łatwo rozpoznawalnych układów geometrycznych: pary gwiazd, trójkąty itp. figury ułatwiajace identyfikację i wyznaczające kierunek, w którym przesuwamy teleskop. Na tym etapie celowania trzeba odwrócić mapkę, bo obraz w szukaczu jest odwrócony.

    Pozdrawiam

    -J.

  25. W sumie nic wczoraj nie złapałem, ale dziś przeglądam te zdjęcia i na 2 są jakieś "smugi". Pewnie to niestety samoloty, chociaż szczerze mówiąc nie widziałem samolotów w czasie naświetlania. Zdjęcia trochę zepsute w gimpie ale widać takie kreski. To samoloty, nie? Zdjęcia naświetlane po 15 sekund.

     

    Moim zdaniem złapałeś Perseidy. Jakie były ustawienia aparatu? To są po prostu słabo naświetlone meteory. Identycznie wyszło u mnie, przy 30s, F/3.2, ISO400 z kompakta. Niebo było dość kiepskie, słaba przejrzystość i w związku z tym silna łuna miejska od północy.

    Pozdrawiam

    -J.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.