Skocz do zawartości

Motorek w tyłku.


Hans

Rekomendowane odpowiedzi

Akt I – aperitiff ;)

 

Jest taki typ pacjentów, co nie mogą usiedzieć na miejscu. Szlajają sie kiedy sie da i gdzie sie da. Im większe zadupie, tym większy fun :szczerbaty: . Jak taki gościu jeszcze ma mega farta polegającego na tym, że pracuje dla firmy, która go po tych zadupiach rozsyła do roboty, to mamy petarde energetyczną w trakcie odpalenia. Heh! Czas się znowu nakręcić! Posłali mnie w nowe miejsce! ;)

 

Na razie jeszcze w biurze... jesze palcem po mapie... jeszcze przy kuflu wyrąbistego piwa knuje gdzie... Ale powiem jedno, klimat juz podłapałem.

 

IMG_2364.jpg IMG_2369.jpg IMG_2376.jpg

 

IMG_2378.jpg IMG_2379.jpg IMG_2388.jpg

 

IMG_2393.jpg IMG_2395.jpg IMG_2410.jpg

 

Ja tym ośnieżonym kamolcom nie popuszcze... a może kurna będzie nocka na lodowcu? Hihihi, zaczyna mi rosnąć ciśnienie, w ten weekend będzie akcja typu „wpuść narwańca w strefe lawin”... Ten tego, jak wróce w jednym kawałku, to nie omieszkam skrobnąć relacji ;)

 

Pozdrawiam.

 

Ps. Zgadnie ktoś gdzie mam baze wypadową?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, no i zaczyna sie robić ciekawie :) Ogłosili pomarańczowy alarm na wietrzysko ( http://www.meteoschweiz.admin.ch/web/en/danger/danger.html ), faktycznie troche trąbi...

 

Ogłosili, że słońca nie będzie ( http://www.meteoschweiz.admin.ch/web/en/weather.html - ten tego, tam gdzie planuje sie wystrzelić, to temperaturze odejmujcie 15*), tia, trza bedzie jakieś makabryczne czasy i ISO ustawiać... choć z drugiej strony, pewnie nie bedzie czego focić... hihi 100 fotek mgły jako dokumentacja, to średni pomysł.

 

Na radarach wygląda, że cały syf zatrzymuje sie właśnie na rejonach gdzie sie wybieram, zwalając balast na Alpach... a makaroniarze mają słoneczko...

 

http://tages-anzeiger.ch/dyn2/wetter/satelliten/index.html

http://tages-anzeiger.ch/dyn2/wetter/niederschlag/index.html

 

A może kurde, kopnąć sie nieco dalej... włosi są podobno takimi samymi wariatami jak my... będzie większa szansa na jakieś porąbane akcje :) Hmmm, trza przemyśliwnąć, jutro decyzje.

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akt drugi. - Z szacunkiem prosze, z szacunkiem.

 

 

- Heloł. Tjurist informejszyn?

- Słis sac informejszyn. Hałajken helpju?

- Chciałbym wiedzieć czy są jakieś ograniczenia na szlakach turystycznych w rejonie Goshenen.

- ...

- Przykro mi, ale warunki narciarskie w całym rejonie Oberwaldu są bardzo złe. Wyciągi nie pracują, trasy zjazdowe są zamknięte.

Ale... ale... No dobra, jeszcze raz.

- Rozumiem. Chciałbym się dowiedzieć, co ze szlakami turystycznymi. Interesuje mnie HIKING not SKIING.

- ...

- Przykro mi, ale warunki narciarskie w całym rejonie Oberwaldu są bardzo złe. Wyciągi nie pracują, trasy są zamknięte.

Wrrrr... Kobieto, skup sie. Ja wiem, że dzwonią do ciebie non stop z jednym pytaniem, ale ja sie pytam o co innego. No dobra , trzecie podejscie.

- Przepraszam, niezrozumieliśmy sie. Chciałbym sie dowiedzieć, czy są jakieś ograniczenia na pieszych szlakach turystycznych. Nie będę jeździł na nartach.

- ...

- Nie mam żadnych informacji o jakichkolwiek ograniczeniach w pieszym ruchu turystycznym, ale warunki narciarskie w całym rejonie Oberwaldu są bardzo złe. Wyciągi nie pracują, trasy są zamknięte.

Uh, no dobra, więcej się tu nie dowiem.

- tenkjuwerymacz.

 

W morde. No po prostu bomba. Dobra, nie ma sie co zamartwiać, rano w cuga i jadziem w góry.

 

No, jestem na miejscu.

 

1.jpg

 

Kurna, ciasnawo tu... Znacznie zimniej niż w Lucernie, troche podmuchuje. Heh, mam bojowy nastrój, nie ma to tamto, napieramy. Mam do wyboru dwa szlaki. Spacerówke dnem doliny, albo normalny szlak górą jednego ze zboczy... Niee... nie przyjechałem tu na spacer do Morskiego Oka i spowrotem, tylko połazić po górach. Idziemy górną trasą.

 

Hihi, co robi szwajcarski drwal jak sie nudzi? ;)

 

2.jpg

 

A może?... Nie, nie mój sajz. Idziem dalej. Na razie sielanka.

 

3.jpg

 

Aha, no i 100m wyżej po sielance,

 

4.jpg 5.jpg

 

Snieg pokrywa mniej więcej dwu centymetrowa wartewka lodu. Slisko jak cholera, ale dzięki tej warstewce nie zapadasz sie... To znaczy nie zapadasz sie na każdym kroku, tylko na co dziesiątym. Cholera by to wzięła. Moment nieuwagi, zbyt gwałtowny ruch i wpadsz po półdupki w śnieg, przy okazji zaliczając zębami glebe (ręce chronią aparat ;) pocharatany ryj sie zrośnie, a pęknięty obiektyw? :szczerbaty: )

 

Klnąc i szamocząc się ze sniegiem głebokim na ponad metr, z oszałamiającą prędkością ok. 2 km na godzine pełzne w góre doliny. Przecieram te cholerną trase. Ostatnie ślady skończyły się jakiś kilometr temu. Kurna, wyrabiście tu.

 

6.jpg 7.jpg 8.jpg

9.jpg 10.jpg

 

Pełzne sobie dysząc, słoneczko przypieka (miało padać ;) ) powoli zdobywamy kolenje poziomice...coś mi tu nie gra. Mam na ukos strawersować to zbocze przede mną? Przecie to ma nachylenie ze 40*... Swieci sie jak psu jajca... Aż sie prosi... Uno mometo, trza zrobić testa.

 

Hiiip, hop!

 

Uh, wjechałem po pas. Teraz delikatnie wycofać sie z dziurdzi. Co my tu mamy... Trzy centymetry lodu, ze 30 centymetrów firnu, potem wyraźna granica, metr, ciężkiego mokrego śniegu, a pod nim bez wyraźnej granicy sucha, ubita, twarda warstwa która mnie zatrzymała... Dupa. Nie wiejde w to, jeszcze nie zgłupiałem. Nie bede hojrakował. I co teraz? Chyba widze symbol szlaku po drugiej stronie zbocza. eLka w puszke, zoom na 200 i... tak :) jest! Czyli wiemy już gdzie nam trza dojść... Niby można by tym grzbietem podejść pod turnie... Jakieś 100 metrów. Tam trawersik i wrócić granicą lasu na przecinke... Łatwo powiedzieć...

 

hrrrrr, zbrą! hrrrrrrrrr zbrą.... hrrrrrr yyyyy khe khe yyyyy hilfe! Zaraz wypluje płuca. Co mnie kurna podkusiło. Czajnik sie znalazł, trza było napierać na ukos przez zbocze... hyyyyy, zbrą, hyyyyy mamo, umieram. Gleba. Hilfe, uh. Przerwa. Obejście tego zbocza zajęło mi półtorej godziny rycia się przez snieg... W morde... Dobra, teraz kawałek lasem. Mniej śniegu. Złapie oddech i brniemy dalej.

 

11.jpg

 

Straciłem czujność, Kolosy nad głową skutecznie odciągnęły moją uwage od tego co pod nogami

 

12.jpg 13.jpg

 

Hihi, jaką smieszna karbowaną fakture ma śnieg w tym miejscu... Zupełnie jakby coś pod nim... uuuups.

 

Hrup! Łaaaa! Chlup.

 

Uh, w morde. Co sie stało? Gdzie ja jestem? Snieg przede mną, śnieg nade mną, woda pode mną... Woda pode mną? Łaaaaa! Siedze dupą w górskim strumieniu! #@!%##@! Wyleźć z tąd! Buty mam już pełne, leje mi sie z plecaka, Kieszenie kurki pełne wody. W morde, w morde w morde!

 

Wylazłem... Odpełzłem kikanascie metrów... Ale wtopa! Dosłownie. Spiwór jak gąbka, piankowe gacie przemoczone na dupie i od kolan w dół, W butach bajoro, Aparat zamoczony, ale chyba żywy. Kit mokruteńki, eLka upaprana, ale wględnie sucha. O cholera, nie ma GPSa i całej drobnicy z kieszeni! Nawet podjąłem próbę dostania sie spowrotem do dziury, ale po tym jak plecak zjechał mi 30 metrów w dół po lodzie odpuściłem. W cholere, to tylko kawałek elektroniki. Teraz mam inny problem. Musze się gdzieś wysuszyć w sensowym czasie, bo będzie niewesoło... Mapa.

 

Delikatnie, trzęsącymi się rękami, rozkładam wilgotną mape na śniegu (jedyny przedmiot który w trakcie nieoczekiwanej teleportacji do strumienia nie wyleciał mi z kieszeni ;) ) Dobra, jestem tu, schronisko jest tam. Najsensowniej będzie przebić się ok 500 metrów w dół pobliskim jęzorem lasu do spacerówki i tą drogą jakieś 3.5 km do schroniska... 300m róznicy wysokości... pikuś. Dwie , dwie i pół godziny. Serpentyna drogi wijącej się dnem doliny migała mi czasem w dole, więc prawdopodobnie coś nią jeździ (znaczy jest względnie odśnieżona).

 

No i kurna czułem, że nie należy ufać panience z informacji turystycznej!

 

14.jpg

 

Cholera! Z butów zrobiły mi się dwie skorupy lodu, ale moje piankowe gacie obserwacyjne stukrotnie przerosły moje oczekiwania! Kochane Baltsporty. Najbrzydsze spodnie narciarskie w sklepie okazały sie wyrobem najwyższych lotów. Sprawdziły się za kregiem polarnym, a teraz nie puściły w gacie ani kropli z ciurkającej kurki. Całkiem nieźle trzymają też wilgoć zdala od ciała, jajka prawie suche. ;) W sumie to jestem w lepszej kondycji niż by to się jeszcze pół godziny temu wydawało... ale nalot spacerówką sobie odpuszczam, jeszcze mi tylko brakuje pyskówki z miejscową strażą leśną... Za dobrze znam schematy wedłóg których postepuja ci ludzie ;) od drugiej strony barykady :szczerbaty: . Wracam na szlak. Przed trzecią bede w schronisku.

 

Naiwny.

 

15.jpg 16.jpg

 

Kurde, tendy nikt przede mną nie szedł... To którędy przemykają się miejscowi? Pewnie tą zamkniętą drogą popylają sobie jakby nigdy nic skuterami...

 

Chwile potem, wszedłem w strefe ekspresów.

 

17.jpg

 

 

Akt trzeci. - Ucz sie dziecko jezyków ucz. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akt trzeci, Ucz sie dziecko jezyków ucz.

 

 

Dotelepałem się w rejon na którym moja wymięta mapa (za którą w Polsce można by kupić znośny okular, wrrrr) pokazuje kilka budynków. Jednym z nich jest podobno schronisko... No faktycznie, za kolejnym purchlem śniegowym pojawiła się bryła tamy i ze trzy dachy... z jednego nawet dymi... No to wypas :)

 

18.jpg 19.jpg

 

Kilkaset metrów przed zabudowaniami, szlak którym się kopałem dołączył do zamkniętej drogi. Tiaaa... tak czułem, że zakazy i nakazy miejscowi mają głęboko. Na drodze było kilkanascie śladów skuterów. Heh, no, po takim ubitym przez skuter śnieżny traku to w ogóle jak po autostradzie... normalnie ekspresówka.

 

Kurde, co tu jest grane... Przy drodze siedzi... Heidi... :blink: Czesze wielkiego łataciego bernardyna i wpatruje we mnie wielkimi oczętami... Eeeee... Na wszelki wypadek obejrzałem sie za siebie, ale żywego ducha. Stopy mnie bolą jak cholera, więc to nie omamy... Coraz wolniej podchodzę do nieoczekiwanego zjawiska. Teraz wpatruje sie we mnie w całkowitym bezruchu i dziewcze i bernardyn. Z intensywnością raczej nie spotykaną na codzień w mieście... khem...

 

- Haj… Skjuzmi, in majmap ajsi tatis a hostel hir... Kudju telmi łicz łan….

 

No kurna az mi słów zabrakło. Dziewcze uśmiechnęło się do mnie rozbrajająco przekrzywiając głowe i podkręcając intensywność wpartywania do poziomu z jakim się jeszcze nie zetknąłem... Jak nic jaja sobie ze mnie robi. :szczerbaty:

 

- Eeee... Khem, ajem luking for a rum for łan najt... eeee….

 

Dziewcze nie zmieniło pozycji nawet na centymetr, sytuacja, mówiąc szczerze, zaczynała mnie nieco przerastać. Za to pies wywalił jęzor na całą długość i zaczął dyszeć, nawet jakby delkiatnie drgnął ogonem... uh, dobry piesio, też cie lubie.

 

No to sobie stoimy... Dwie niemowy i dyszący bernardyn... To znaczy ja stałem, reszta żywych stworzeń w zasięgu wzroku siedziała gapiąc sie na mnie.

 

No kurde, już miałem zacząć od nowa gdy Heidi, ciągle z rozbrajającym uśmiechem na ustach wskazała mi ręką jeden z domów... O rany, ale akcja.

 

- tenkju werymacz, znaczy sie dziękuje... eee no chciałem powiedzieć danke! O! Danke szen!

 

Pies machnął ogonem... To ja już pójde dobra?

 

Obszedłem wskazany budynek. No faktycznie nad trasem wisi sobie piekny szyld „Gasthaus Goscheneralp”, znaczy się to tutaj. Wdrapuje się schodkami do wejscia i pukam... Cisza... Gdy tylko dotknąłem klamki, drzwi z cichym skrzypnięciem otworzyły się prawie na całą szerokość. No dobra, nie bede szopek odstawiał, wchodze. W środku cicho i ciemno. Sciągam zalodzone buciory, coby nie narobic syfu. Człap, człap. O cholera, zapomniałem ze mam stawy chodowlane karpia zamiast skarpet. Wycofałem się i po krótkiej nierównej walce z wycieraczką doprowadzam skarpetki do stanu w którym zostawiam na drewnianej podłodze tylko delikatne ślady wilgoci. Nad mijanymi drzwiami drewniane tabliczki z niemieckimi napisami. To chyba bedzie kuchnia, o, to chyba biuro. No trafiłem bezbłędnie tylko, że w środku żywego ducha. Halo? Kurde, próbuje dalej. Aha znalazłem stołówkę. Heh, nasi tu są? Na jednym ze stolikow stoi mniej więcej w połowie pełna flaszencja jakiejś pieprzówki i dwa kielonki, ze ścian spoglądają na mnie wypchane pyski kozłów i ptaszyska

 

20.jpg 21.jpg

 

Halo? Kurde, przed oczami screeny z Alone in the Dark. No ja piernicze ale klimaty podłapałem.

 

- Aaa!

- Aaa!

- Sorry, ajem luking...

- Szwargot, szwargot! Szwargot? Hohen bohen szwargot!

 

Wpadłem na starowinkę w kwiaciastym fartuchu. O rany nie wiem kto był bliższy zawału, ale chyba oboje byliśmy niedaleko. Starowinka po otrząśnięciu się z szoku wpadnięcia na obcego myszkującego po domu z którego buchają kłęby pary, a dźwięk sapania przeplatają rzężenia gdzieś z głębi trzewi (autentyk :szczerbaty: , para kłebiła się ze mnie jak z Riddicka po numerze z liną na powierzchni planety Crematoiria) na gesty dała mi znać, że idzie po kogoś kto będzie wiedział co robić. Ufff, no mogło być gorzej. Mogłem na przykład wrypać się na córke gospodarza w negliżu i dopiero było by tłumaczeń (skąd mi takie mysli w głowie... Heidi?) Przysiadłem sobie na moment. Po kilku chwilach w drzwiach stanał Rumcajs z uśmiechem od ucha do ucha na brodatej facjacie

 

22.jpg

 

No i zaczął szwargolić do mnie...

 

- Ajem looking for łan room for najt. If itisposible ofkors.

- Ja ja, ja wol.

 

I dalej nawija. Kurde. No takiej przeszkody sie nie spodziewałem. Rozbestwiłem sie w tej Szyszkolandii i zapomniałem, że angielski nie jest językiem który rozumie każdy i wszędzie.

 

- ejn zimer, ejn person, ejn naht pliiiis.

- ja ja ja, ja wol.

 

I dalej szwargocze. No zeszło się nam... Z pietnaście minut. Ale w końcu dostałem pokój i kubek wyrabiście gorącej pachnącej herbaty. Bomba!

 

Widoczek z okna po prostu genialny (fota w technice hdr)

 

hdr_a.jpg

 

Po pół godzinie wiszenia na farelce skarpeki były suchutkie i miały radosne ze 60 stopni. Mój duch bojowy znowu urósł. Hmmm... Jutro ma lać.... Do zmierzchu mam ze dwie godziny... Do lodowca daleko jeszcze, ale może by tak spobowac? Do tamy było by ubitą przez skutery trasą... A co tam, zyje sie raz. Gorące skarpetki wbiłem w nasiąknięte buty i wylazłem napierać ku lodowcowi. Dojde do tego budynku przy tamie i choć zobacze jak sytuacja na froncie.

 

23.jpg 24.jpg

 

25.jpg 26.jpg

 

Niestety, byłem tak blisko , a jednak musiałem wrócić na tarczy. Na górami w ciągu dosłownie kilkunastu minut rozciągnął się welon jakiegoś syfu, a zejście z ubitego przez skutery szlaku kończyło się natychmiastową i nieuniknioną windą do pasa w śnieg.

 

A kurcze tak blisko byłem... Z pod tego wodospadu, do czoła lodowca jest w prostej linii jakieś 3500m no kurna Widać go z tamtąd... Ale nie dojde, do zachodu słońca kilkadziesiąt minut, a wyjec nad głowa zaczyna naprawde grasowac i dokazywac... Nie, bez rakiet śnieznych w przemoconych butach i trawersem po tym grożacym lawiną stoku nie bede sie kopał. Zawalcze jutro.

 

27.jpg 28.jpg 29.jpg

 

Zmierzch zapadł bardzo szybko. Niesty kumulusy zwałusy zanim zwaliły się do mojej doliny (a to właśnie one zwałusy lubią robić najbardziej - zwalać sie nieproszone całą bandą na imprezkę) pozwoliły mi cyknąć tylko jedną fotkę astro. Trudno miałem w planach focnąć odbicie gwiazd w górskim jeziorze, skończy się na gaciach Oriona zalewanych chmurwami.

 

tama.jpg orion.jpg

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akt trzeci - Na tarczy

 

Z samego rańca zerwałem się z wyra pod ciśnieniem natychmiastowego napadu na lodowiec. Równie natychmiastowo zostałem zgaszony widokiem przez okno.

 

30.jpg

 

Tiaaa... No nic, mam troche czasu, jak się w godzinę wyklaruje, to ruszam. No i sie wyklarowało.

 

31.jpg

 

No to z lodowca nici. Zanim się ubrałem i pożegnałem dowaliło ze trzy centymetry świeżego śniegu. No tak, wyżej d. nie podskoczysz, jedyny sensowny kierunek to w dół. Wychodząc na szlak zaliczyłem dosyć nietypowy wschód Słońca ;)

 

32.jpg

 

Doszedłem do miejsca gdzie górny szlak oddzielał się od zamkniętej drogi. A może zaryzykowac? Znowu się kopać tyle godzin, w dodatku w taką syfiastą pogode? Wszelkie dywagacje definitywnie przecieło charakterystyczne chrupnięcie które przeszło w ten jeden jedyny rodzaj łoskotu, którego nie da sie pomylić z niczym innym. No tak, nie bede szedł zamkniętą drogą. Nieznana mi dolina nie pozwoliła mi określić gdzie dokładnie poszedł ekspres, ale nie było to jakoś specjalnie daleko. 5 minut później kolejny łomot lawiny przetoczył się walcem przez mgłe. Nieźle ten padający śnieżek dociążył stoki. Aha, tuś mi, tego tu wczoraj nie było. :rolleyes:

 

33.jpg

 

Hihi, mamy i drugą. :szczerbaty:

 

34.jpg

 

Kwadrasik później wyszedłem z chmury. Kurcze, gdyby dziadyga wisiała z 500 metrów wyżej to bym zaliczył tego glaciera.

 

35.jpg

 

Powiem wam, ze właśnie takie góry lubie najbardziej. Klimaty naprawde niesamowite.

 

36.jpg

 

Wracając po własnych śladach poruszałem się dosyć szybko. Już pół godziny później wyszedłem zupełnie ze strefy opadów. Nawet kurna słoneczko się zaczeło przedzierać.... Czyżbym za szybko się poddał? Nie, za mną ciągle kłąb waty, w górze doliny kisi się twardo. Nad głową zaświszczał mi lord tej doliny. O w morde, szczękoopad. Ale bydlak! I w dodatku z panienką!

 

or_y.jpg

 

Nieśpiesznie człapałem w dół podziwiając zamglone piki

 

37.jpg

 

No i wróciłem, nawet kurcze w jednym kawałku. Szkoda, bo pogoda jakby zaczeła przeważać ku błekitowi.

 

38.jpg

 

Oczekiwanie na powrotny pociąg umilały mi hałaśliwe liliputy schodzące regularnie z po bliskiego bergu

 

39.jpg

 

No nic, może mnie tu jeszcze przygna w lato. Tym razem dałem ciała.

 

Pozdrawiam.

 

Ps.

Poględze troche.

 

Taka mała refleksja na koniec. Taka w sumie dosyć niestandardowa włóczęga nie jest do końca bezpieczna, nie tylko w Alpach. Nasze Tatry potrafią być równie groźne. Ja niby przeszkolony. Niby wiem co i jak i którędy może zejść... a i tak już byłem kilka razy zaskoczon kompletnie. Nawet takie prozaiczne łażenie z mokrymi nogami po górach, może być fatalne w skutkach. Wstrzeliwując się w tą eskapadę dobrałem trasę tak, aby mieć możliwość wycofu do jakiegoś schronu, w sensownym czasie. Gdyby tu tego schroniska nie było, inaczej bym w nocy spewał, oj inaczej. Znaaaacznie cieniej. No i te moje festyniarskie pingle na jednej z fotek. Na dużych wysokościach, w rejonach z pokrywą śnieżną, wedrówka bez googli to karkołomny pomysł. Po godzinie macie gwarantowany ból oczu i ograniczoną jakość widzenia. Na drugi ddzień naprawdę duży problem. Ja już raz się tak załatwiłem w Słowackich Tatrach. Tak se ględzę troche, ale w realu to wygląda nieco inaczej, niż gdy się czyta w fotelu przy browarze ;) Może nie starczyć zaparcia i nie każdemu się spodobać.

 

~Gościu z odmrożoną prawą nogą i chorymi oczami po przejściu ślepoty snieżnej. (z własnej głupoty)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.