Dołożę tutaj moją dzisiejszą (2009-07-30) historię.
Krótki raport o nocnych i porannych obserwacjach. Wstałem bez budzika. Jakoś nie umiałem spać. Spoglądam przez okno. Chociaż już 3 rano to widać Drogę Mleczną. Jest dobrze, myślę sobie.
Teleskop schłodzony, żadnego wiatru.
Najpierw próba z Veilem. Trzeba się spieszyć, Słońce zaraz rozświetli niebo. Bez filtra UHCS ledwo, ledwo. Zakładam filtr. Bez problemu widzę obie części. Widzeniem na wprost, a nie zerkaniem! Jak jest tak dobrze, to może mój obiekt fatum: M33. Obracam teleskop i celuję.
Spostrzegam nikłą mgiełkę w szukaczu synty. Patrzę w okular i jestem w innej galaktyce. Ramion nie widać, ale jądro wyraźnie odcina się od reszty obiektu. Wydaję się nawet, że nie jest jednorodne. Chwilkę cieszę się tym widokiem i ruszam do Wielkiej Mgławicy. Pięknie widoczny pas pyłowy, jądro i obydwa satelitarne maluchy. Z uśmiechem na ustach kieruję teleskop na Jowisza. Powoli zwiększam powiększenie. Seeing jest wspaniały! Widać pasy chmur. Co tam pasy! Widać pasy w pasach!
Jakbym oglądał NASA Solar System Simulator, tylko bez kolorów. Dodam, że Wielka Czerwona Plama majestatycznie przebiega tuż przed moim nosem. Do pełni szczęścia brakuje tylko śladu po niedawnej kolizji. Niestety nie widzę tej plamy.
Obracam teleskop na wschód. Celuję w Wenus. Wyraźnie widoczna faza (więcej niż 50%). Kieruję się lekko na południe i łapię Marsa.
Oj, malutki ci on, lichutki. Wyraźnie rumiany jak jabłka w ogrodzie. Próbuję dostrzec coś na maleńkiej tarczy. Na pewno jest niejednorodna. Widać ciemną plamkę. Może jest trójkątna, a może tylko mi się wydaję.
Powoli świta, na niebie robi się jasno i widać obłoki srebrzyste. Taki miły początek dnia.
Uważam, że jasne noce mamy definitywnie za sobą. Zachęcam do rannych obserwacji, kiedy powietrze czyste i spokojne a Księżyc jeszcze się nie wtoczył na arenę zdarzeń.