Około 1:00, 40 km na północ od Warszawy, w trakcie obserwacji wspólnie z koleżanką widzieliśmy to fantastyczne zjawisko. Nie udało nam się dostrzec początku - za to około 3-4 sekundowy, bardzo powolny i krótki przelot zielonej kuli o o maksymalnym rozbłysku sięgającym spokojnie - 10 mag. Po chwili rozpadła się ona na kilka pomarańczowych fragmentów, znikając bez śladu. Pierwszy raz natomiast widziałem podobną rzecz pod taaakim kątem - bardziej z przodu. Wystartował poniżej czworoboku Wlk. Wozu - a zniknął raptem na granicy Psów Gończych, lecąc minimalnie do góry. To nasz trzeci bolid w przeciągu kilku ostatnich sesji - czyżby nadchodził przecudny armageddon? Pozdrawiam wszystkich.