Może to nie rozsądne optimum a otrzeźwienie? Zgadzam się jednak z tą trójką, miałem podobnie.
Najpierw - cokolwiek, byle nie drogo, jednak z sensem: budżetowa lornetka DO 12x60.
Zaraz potem - marzenie o wielkości: lorneta prosta DO 22x100, wtedy odczuwana jako szczyt rozrzutności, teraz wiadomo, że też budżetowa. Wkrótce okazała się zbyt delikatna, nieporęczna, za wielka. Teleskopy też mi "przeszły" przy okazji.
Kolejna, już nie budżetowa, mniejsza, kątowa Miyauchi 20x77. Świetna, ale brak czegoś do ręki.
Więc po długich studiach Oberwerk 15x70. Z czasem też okazał się za duży.
Dążenie do doskonałości z poręcznością: Docter 15x60 porro. Potem wymiana na jeszcze poręczniejszą dachówkę.
Także najlepsza z najlepszych (optycznie) Nikon 12x50SE. Nie przyjęła się - była dla mnie nadwymiarowa - mało wykorzystywana. Poza tym już chorowałem na dachówki.
Sprzęt jasny, pod wiejskie niebo - nowoczesna dachówka: Fujinon HB 10x60.
Jakość, jakość, jakość - ale obrona przed Zeissem i Swarovskim (ciężkie walki): Vortex Kaibab 15x56. Strzał w dziesiątkę.
No i jeszcze coś szerokokątnego, przeglądowego, jakościowego: idąc za ciosem Vortex Talon 8x42 (przedtem była porro Swift 8,5x44, też niezła).
Oczywiście, statywy, najpierw chińskie trzęsidło, potem żuraw Poruczki/Astrokraka, statyw Slik (lekki), Goliat (ciężki, stacjonarny na wsi), Garret (pośredni, stacjonarny w Warszawie), Giottos (lekki, na wypady z noszeniem lub pod lornetę kątową w Warszawie), głowice foto wymienne.
Na zmianie lornetek nie można nie stracić, ale jak się wpadnie w ten amok, nic nie jest ważne.
Ważne jest natomiast, że wreszcie osiągnąłem nirwanę: 3 świetne, poręczne, odporne na złe warunki lornetki dachowe w jednej torbie, lornetka kątowa w drugiej, statyw w futeraliku na pasku, leciutki fotelik w ręku i da się przenieść za jednym razem
Uważam, że każdy ma swoją drogę do przejścia. Pewne etapy są nie do ominięcia - zakup budżetowy, pogoń za wielkością, w końcu odnalezienie swojego miejsca pod gwiazdami.