Powiedzmy sobie szczerze - to jest zupełnie normalne i jak sam wspomniałeś ma miejsce nie od dziś i w prawie każdej dziedzinie życia. X lat temu 50% społeczeństwa (w niektórych krajach wciąż tak jest - wszyscy równo klepią biedę) trudniło się rolnictwem, w krajach rozwiniętych zwykle jest to ledwie 1-2%, ale za to wyspecjalizowanych rolników posiadających ogromne areały.
Inny "sztandarowy" przykład to pojawienie się zaawansowanych maszyn tkackich, co spowodowało lawinową redukcję etatów i wielką falę oburzenia, bo "maszyny zabierają pracę ludziom".
Jako wstęp do rozważań na ten temat można zajrzeć do książki "Ekonomia w jednej lekcji".
Tam, gdzie pracę można zautomatyzować, tam prędzej czy później to nastąpi.
Na pewno jednak postęp "przyspiesza". Kiedyś człowiek rodził się i umierał "w tych samych czasach". Uczył się jednego zawodu i wykonywał go przez całe życie. Teraz wystarczy kilka lat, by "wypaść z obiegu". Jedyne, co można przyjąć obecnie za stałe to... ciągłość zmian. Niestety, dla wielu osób to wciąż nie do zaakceptowania (w szczególności w krajach o takiej historii jak Polska). Z tego, co pamiętam, np. w USA statystyczny obywatel przekwalifikowuje się ok. 4 razy w ciągu życia i nie ma w tym nic dziwnego. Oczywiście to zupełnie inne społeczeństwo, wyznające nieco inne wartości, historia też zupełnie inna.
Można się oczywiście zastanawiać, czy praca jest wartością samą w sobie i co będzie, gdy na rynku pracy będą potrzebne tylko osoby zdolne do tworzenia nowej rzeczywistości, do pracy koncepcyjnej (i czy do takiej sytuacji może dojść). Z drugiej strony, społeczeństwo się starzeje - może ten efekt będzie kompensowany w sposób "naturalny". Nie bez znaczenia jest tu polityka socjalna w danym kraju i stopień wolności rynku - jak się uprzeć, to pracę może mieć każdy, nawet gdyby nie miała żadnego sensu, a koszty utrzymania stanowiska pracy wielokrotnie przekraczały zarobki pracownika (co już ma miejsce w Polsce).
Pozdrawiam,
Damian