Witajcie Moi Drodzy.
Zimno, deszczowy pochmurno...
Nieliczne uśmiechy czystego nocnego nieba tylko zaostrzsją apetyt miast go zaspokajać.
Ta godzinka z Księżycem pozostawiła niedosyt.
Początek obserwacji nie zapowiadał się ciekawie. Wiszący wysoko na niebie Srebrny co rusz niknał za szarą zasłoną...
A co mi tam! W 30mm jego kulisy kształt jest doskonałe widoczny. Zatopiona w świetle popielatym połowa tarczy jest doskonale widoczna z maleńką iskierką nieznanej gwiazdy tuż przy niej. Słońce dopiero co skryło się za horyzontem. Sięga promieniami nadając powierzchni złoty blask. To już nie jest srebrny glob. Jego tarcza błyszczy czystym złotem najwyższej próby i choć niknie co chwilę za chmurami, zaraz wyłania się jakby odganiając je gniewnie.
Znajduję niesłychaną przyjemność w tych krótkich chwilach.
Ale o to zachodnie niebo ukazuje się czyściutkie, zbliżając się nad dachami domów. Nareszcie. Jakbym miał czarodziejską różdżkę.
Podchodzę bliżej. Niespiesznie spaceruję wzdłuż krawędzi nocy szukając miejsca, które zwabi mnie do siebie.
Jest. Dwie długie szramy przecinają powierzchnię. Wyglądają jak blizny na twarzy wojownika po jakiejś dawno zapomnienie walce. Wzbudzają szacunek i respekt...
Rima Ariadeus, Rima Hyginus w towarzystwie kraterów Julius Cesar i Agrippa.
Pozdrawiam. Czystego nieba.