Skocz do zawartości

[Cytadela] Podróże międzygalaktyczne w ekspandującym Wszechświecie


Rekomendowane odpowiedzi

Podróże międzygwiezdne to jeden z najbardziej wyczerpująco wyeksploatowanych tematów w szeroko pojętej literaturze science-fiction, jednocześnie bardzo łatwo o dojrzenie przyczyny tego stanu rzeczy, wiążącej się z odwieczną fascynacją ludzkości ogromem Wszechświata i naturalną ciekawością, motywującą ludzi od zarania dziejów do eksploracji coraz większych połaci otaczającej nas rzeczywistości. Ta sama jednak rzeczywistość niestety bardzo brutalnie rozprawia się z takimi wybujałymi marzeniami – pomyślmy choćby o tym, że po raz ostatni człowiek postawił stopę na innym obiekcie niebieskim (Księżycu, odległym średnio o maciupkie 380 tysięcy kilometrów od Ziemi) już niespełna czterdzieści lat temu (w 1972 roku w ramach misji Apollo 17), choć przewidywano wówczas marzycielsko rozkwit podróży kosmicznych; istnieją co prawda pełne zadufania zapowiedzi Amerykanów, dotyczące rewizyty na Księżycu do 2020 roku i, idąc dalej, pierwszego załogowego lotu na Marsa do roku 2030, jednak z tego, co ostatnio słyszałem i czytałem, są to deklaracje cokolwiek mocno przesadzone i amerykańska agencja kosmiczna NASA nie posiada nawet w części wystarczających funduszy, by te ambitne plany zrealizować, nie mówiąc już o innych warunkach koniecznych do spełnienia.

 

Równie ponura rzeczywistość nie przystaje za bardzo do przewidywań fantastów z początków i połowy minionego wieku, którzy przewidywali radośnie, że na początku XXI wieku podróże kosmiczne (przynajmniej takie w ramach Układu Słonecznego) będą czymś równie zwyczajnym jak podróż pociągiem nad morze i z powrotem (a nawet lepiej, bo bez znanych bywalcom PKP morderczego ścisku i duchoty). Ogrom problemów, wiążących się bezpośrednio i pośrednio z realizacją podróży kosmicznych (z tego co pamiętam, samo wyniesienie na orbitę ziemską jednego kilograma ładunku kosztuje tysiące dolarów), bariery technologiczne czy fizjologiczne (jak zadbać o zdrowie podróżników, wymykających się spod ochronnego “parasola” ziemskiego pola magnetycznego i atmosfery), w końcu potężne nakłady finansowe, z jakimi każdy “porywający się na gwiazdy” musi się z konieczności liczyć – wszystko to sprawia, że dotarcie załogowego pojazdu nawet do najbliższego nam układu gwiazdowego Alfa Centauri, odległego o zaledwie 4,3 lat świetlnych (co jest wartością śmieszną w porównaniu z odległościami do innych gwiazd, nie wspominając już o galaktykach, odległych o miliony i miliardy lat świetlnych), wydaje się czynem przekraczającym znacznie możliwości ludzkiej cywilizacji.

 

Skoro jednak rzeczywistość brutalnie poskramia nasze zapędy, zapomnijmy na chwilę o barierach finansowych czy technologicznych, przyjmijmy na moment, że takowe nie istnieją, czyli mówiąc inaczej – fundusze mamy niczym nieograniczone a technologia pozwala nam na osiąganie “dowolnych” prędkości czy przyspieszeń. Niestety – nawet uwalniając się od pęt mamony czy niedoskonałości techniki -  słowo “dowolnych” znalazło się nie bez przyczyny w znaczącym cudzysłowie – jednym z największych problemów bowiem, kłopotających entuzjastów podróży kosmicznych od ponad wieku, są srogie ograniczenia, nakładane na podróże kosmiczne przez same prawa przyrody.

 

O ile nie stanie się cud i nikt nie stwierdzi kiedyś (oraz udowodni), że prędkość światła (w próżni!) może zostać bezkarnie przekroczona, prędkość ta stanowi ostateczną barierę dla każdej cząstki o niezerowej masie, poruszającego się w naszym Wszechświecie takim, jakim go rozumiemy – to fundamentalne założenie, które w naturalny sposób wypływa ze stworzonej przez Einsteina Szczególnej Teorii Względności (STW). Od razu zastrzegam tutaj, że pozorna sprzeczność powyższego z tym, co zdarzało mi się pisywać (bardzo odległe galaktyki oddalają się od Ziemi z prędkością większą niż prędkość światła w próżni i/lub Wszechświat w hipotetycznej fazie inflacji rozszerzał się również znacznie szybciej od tej prędkości), nie wynika ze zwyczajnego poplątania z pomieszaniem – w przypadku STW mówimy o tym, że ani promieniowanie, ani materia ani też informacja (czyli dowolna forma energii) jako taka nie może przemieszczać się z większą prędkością niż prędkość światła w próżni, natomiast we wspomnianych w nawiasie przypadkach mamy do czynienia z prędkością rozszerzania się samej przestrzeni, która jako taka temu limitowi nie musi wcale podlegać. Nie chciałbym tutaj jednak dryfować w stronę dyskusji o tym, co podlega a co nie temu limitowi – ważne dla dalszej treści wpisu jest to, że ograniczenie to nie pozwala hipotetycznemu statkowi kosmicznemu rozpędzać się w nieskończoność.

 

W pewien dziwny sposób jednak w sukurs przychodzi nam ta sama teoria względności, która problem stworzyła – dzieje się tak ze względu na zjawisko tzw. dylatacji czasu, przewidziane przez Einsteina, eksperymentalnie również jak najbardziej potwierdzone – dzięki niemu można mieć ponownie nadzieję na realizację lotów międzygwiezdnych, choć, jak się okaże, tylko pozornie. Nie wnikając w szczegóły można na temat dylatacji czasu powiedzieć, że “prędkość upływu czasu” (inaczej: interwały czasowe między określonymi zdarzeniami) może być zupełnie odmienna w zależności od tego, w jakim układzie odniesienia znajduje się obserwator. O ile przez wieki takie nieintuicyjne podejście było nam obce i funkcjonowała stabilna definicja czasu jako czegoś absolutnego i niezmiennego niezależnie od obserwatorów czy czegokolwiek innego, Einstein zaburzył brutalnie takie rozumienie świata – biorąc na przykład pod uwagę dwa układy odniesienia w tym, który porusza się z jakąś prędkością w stosunku do pierwszego, czas zdaje się po prostu (czy, jeśli dobrze to rozumiem, rzeczywiście tak jest) płynąć wolniej.

 

W przypadku międzygwiezdnych wojaży to całkiem niezłe rozwiązanie, szczególnie że spowolnienie czasu rośnie w znaczący sposób wraz ze wzrostem prędkości, doprowadzając niemal do “zatrzymania” upływu czasu bardzo blisko prędkości światła. Skoro, jak przyjęliśmy na początku, nie mamy ograniczeń finansowych ani technologicznych, wyobraźmy sobie statek kosmiczny, poruszający się z prędkością bardzo, ale to bardzo bliską prędkości światła (powiedzmy 99,99999%) – podróż takiego hipotetycznego pojazdu skróciłaby się (dla załogi!) w niezwykły sposób, rozumowanie takie kryje jednak w sobie – niestety – wiele pułapek.

 

Dochodzimy wreszcie do centralnego punktu tego przydługiego wpisu – zastanówmy się nad odpowiedzią na takie oto pytanie: na jaką odległość hipotetyczny astronauta mógłby dotrzeć w ciągu swego (załóżmy długiego) życia, gdyby nie istniały żadne ograniczenia technologiczne, finansowe i tym podobne, i do tego jeszcze powrócić w calości do “domu”? Taki eksperyment myślowy został zupełnie niedawno przeprowadzony po raz nie wiadomo już który – okazało się, że jest to odległość całkiem całkiem spora – wchodzą tutaj w rachubę nawet całe miliardy lat świetlnych! W teoretycznej pracy, opublikowanej jakiś czas temu na łamach Publications of the Astronomical Society of Australia pani Juliana Kwan z University of Sydney (Australia) wraz z kolegami z jej zespołu postanowiła przyjrzeć się teoretycznym granicom, dostępnym hipotetycznym kosmonautom z napędem “podświetlnym”. Założyła ona dla nich całkiem komfortowe (pozornie) warunki – pojazd kosmiczny musiałby “jedynie” przyspieszać stale z przyspieszeniem o wartości ok. 9 m/s2 (która to wartość bliska jest swojskiemu ziemskiemu przyspieszeniu grawitacyjnemu g), dotyczy to przy tym zarówno “dodawania gazu” w trakcie podróży do gwiazd jak i “hamowania” podczas powrotu. Według wyliczeń zespołu Kwan taki podróżnik w ciągu ok. 30 lat swego życia dotarłby do granic “obserwowalnego” Wszechświata – byłby w stanie pokonać drogę ok. 15 miliardów lat świetlnych. I wrócić. W pewnym sensie nowatorstwo tej pracy – która skraca czas takiej podróży o 20 lat w stosunku do 50 lat oszacowanych we wcześniejszych pracach – polega na tym, że obliczenia Kwan i zespołu oparte zostały na najaktualniejszych danych dotyczących ekspansji Wszechświata, przyspieszenia tej ekspansji oraz “ciemnej energii”.

 

Przy założeniu uznawanych za poprawne wartości przyspieszenia ekspansji czas podróży skróciłby się znacznie (trudno jednak mi biedakowi w sumie zrozumieć dlaczego), co – teoretycznie – pozwoliłoby człowiekowi dotrzeć do krańców Kosmosu i przywieźć z powrotem “pamiątki”. Brzmi naprawdę pięknie, prawda? Niestety – jak się pewnie domyślacie, to tylko czysto teoretyczne rozmyślania nie mające żadnego przełożenia na rzeczywistość. Problemów związanych z taką wizją jest bez liku – ze względu na ograniczoną ilość miejsca na wpis (który i tak chyba będzie najdłuższym, jaki dotąd spłodziłem) wspomnę w skrócie tylko o kilku z nich.

 

Zacznijmy od tego, że bardzo, naprawdę bardzo wiele zależałoby w trakcie takiej fantastycznej podróży z astronautami pani Kwan na pokładzie od precyzyjnej znajomości – i jednocześnie stabilności – wartości związanych z akceleracją ekspansji Wszechświata, “siłą” ciemnej energii oraz całkowitą gęstością energii we Wszechświecie. Jak potwierdza pani Kwan – minimalne odchylenie od tych wartości lub związana z nimi niepewność mogłyby poskutkować tym, że powrót do domu z takiej podróży mógłby skończyć się niezłą “wpadką” – maciupki błąd skutkowałby przykładowo “minięciem” się z Ziemią o wiele milionów lat świetlnych. Przemawia z pewnością do wyobraźni taki przykład – rozpoczęcie “hamowania” z podświetlnych prędkości o 1 sekundę za późno oznaczać by mogło, że pojazd rozminąłby się z … całą Drogą Mleczną i opieszały astronauta z niesmakiem odnalazłby się w międzygalaktycznej pustce.

 

To jednak wcale jeszcze nie tak wielkie zmartwienie – kolejnych przybywa w miarę zagłębiania się w temat. Skoro zapomnieliśmy o pieniądzach i technice, możemy część z tych kłopotów pominąć, jednak nawet bajeczna technologia może nie wystarczać do rozwiązania naprawdę poważnego problemu – zgodnie z teorią względności żaden obiekt posiadający niezerową masę spoczynkową nie może osiągnąć prędkości światła (dlatego fotony, nośniki światła, nie posiadają masy), może tylko dowolnie zbliżać się do tej wartości – to ale nie jest wspomnianym zagrożeniem. Jednak – co tutaj ważne – wraz z rosnącą prędkością wzrasta również masa spoczynkowa (równoważna zgodnie z STW energii) poruszającego się obiektu. Resztę możemy już dopowiedzieć sobie sami – skoro statek naszego podróżnika zwiększa prędkość osiągając prawie prędkość światła, jego masa zaczyna w końcu zmierzać w kierunku nieskończoności. W czym tkwi problem? Ano z własnego doświadczenia bardzo dobrze wiemy, że aby popchnąć przed siebie wózek z zakupami oraz samochód osobowy potrzebujemy zupełnie odmiennego “zaangażowania” siłowego. To samo dotyczy hipotetycznego statku kosmicznego – wraz ze wzrostem jego masy spoczynkowej nakład energetyczny, wymagany do dalszego przyspieszania, rośnie niebotycznie, co wiązałoby się oczywiście z problemem paliwa, którego w trakcie podróży statek zużywałby coraz więcej i więcej na zwiększanie prędkości, aż do momentu, gdy nakład ten zacząłby również zmierzać do nieskończoności.

 

Innym problemem jest oczywiście wspomniana wyżej dysproporcja w upływie czasu – z jednej strony świetnie, że dla podróżnika czas płynie względnie wolno, bo w krótszym czasie dotrze dalej, z drugiej jednak nie wolno zapomnieć o tym, że względem tego podróżnika czas na Ziemi płynie bardzo szybko. Z tego powodu po wspomnianych wyżej 30 latach podróży pilot wróciłby w miejsce, którym byłyby po… 70 miliardach lat Układ Słoneczny, a dokładniej nierozpoznawalne od dawien dawna resztki pyłu i gazu, po nim pozostałe. Zysk z jednej strony jest więc ogromną stratą z drugiej – można sobie zadać pytanie jaki sens miałoby wysłanie wyprawy badawczej (bo taka byłaby rozsądna), z której nie ma gdzie wrócić ze zdobytymi informacjami?

 

Oczywiście to jeszcze nie koniec – przy równie ogromnej prędkości promieniowanie, które, że tak powiem, dobiegało by z naprzeciwka do statku podróżnika, byłoby bardzo silnie “przesunięte ku niebieskiemu” (w przeciwieństwie do szerzej znanego przesunięcia ku czerwieni, charakteryzującego uciekające od nas galaktyki), co powodowałoby, że nawet bardzo niskoenergetyczne promieniowanie miałoby nagle energię charakterystyczną dla zabójczych promieni gamma (choć tutaj zastrzegam, że to wiadomość zdobyta skądinąd, nie jestem pewien jej poprawności niestety); podobnie sprawa ma się z drobinkami pyłu międzygwiezdnego, czegoś dość powszechnego, które – przy zderzeniu z sunącym z prędkością 99,99% prędkości światła statkiem – potrafiłyby całkowicie go zniszczyć.

 

I warto na koniec pamiętać o poważnym problemie psychologicznym, który też tutaj odgrywa rolę – znaleźć wpierw musielibyśmy kandydatów na podróżników, którzy przez kilkadziesiąt chcieliby przebywać na niewielkiej przestrzeni statku kosmicznego, zawsze w tym samym otoczeniu, w takich samych warunkach, z tymi samymi ludźmi. Nawet jeśli ktoś to by wytrzymał, to co wówczas począć ze świadomością, że wszyscy bliscy, potomkowie, Ziemia, ba, cały Układ Słoneczny, po powrocie nie będą już istnieć? Jak uzmysłowić podróżnikom sens takiej podróży?

 

To tylko kilka z istotniejszych problemów -  na dokładkę do nich pamiętajmy cały czas o tym, że na początku poczyniłem nierealistyczne przecież założenia o bezgranicznych funduszach i doskonałej technologii, bez tych założeń nie mamy nawet co myśleć o osiąganiu prędkości będących zaledwie kilkuprocentowymi wartościami prędkości światła – a bez tego opisane powyżej problemy nie muszą być w ogóle brane pod uwagę. Cóż, dotrzyjmy najpierw na Księżyc, potem na Marsa, to już byłoby wielkim osiągnięciem dla ludzkości, o podróżach w większej skali – niestety takie jest moje przekonanie – możemy całkowicie zapomnieć.

 

 

Źródło:

 

Link 1

Wyświetl pełny artykuł

  • Lubię 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacznę od końca. Zapewne ochotnicy do takiej podróży by się znaleźli. Pewnie nawet więcej niż miejsc na statku.Ale pomijając wszystkie aspekty związane z prędkościami itp. zadałabym jedno pytanie. Które zresztą padło w Twoim tekście. Jaki to miałoby sens? Bo człowiek lubi się dzielić swoimi odkryciami, myślami, marzeniami. A na statku, który pędzi w stronę końca wszećhświata - nie ma z kim dzielić się tym wszystkim, co jest naprawdę ważne.

Ale to już zupełnie inny temat...z innej dziedziny niż astronomia;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale może rozwiązanie jest zupełnie inne. Może istnieją INNE sposoby docierania na drugi koniec wszechświata? Zakrzywienie przestrzeni? Albo zupełnie inna droga, o której do tej pory NIKT nie pomyślał. Proponuję przemyśleć mniej konwencjonalne sposoby podróżowania....Nobel z fizyki pewny...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może i masz rację, ochotników znalazło by się sporo, brałem po prostu pod uwagę ludzi, którzy trzeźwo by sprawę przemyśleli, wśród takich ochotników byłoby chyba jednak mniej:) Ale właśnie - ten aspekt dzielenia się jest w końcu bardzo ważny - nawet jeśli sportowcy, naukowcy czy pozostali ludzie, którzy coś "osiągają" ględzą o tym, że realizują samych siebie, robią to tylko dla siebie, z pewnością tkwi w tym przynajmniej częściowo chęć bycia znanym, cenionym, bo ja wiem. A w takim przypadku docenić mogą Ciebie tylko koledzy i koleżanki z pokładu statku, którzy jednak - jeszcze w końcu gorzej - dokonują przecież tego samego, więc nawet nie można się wyróżnić...

 

Czytałem wieki temu pewną ciekawą książkę (no dobra, przyznam się, była o UFO), w której rozważano możliwości podróży w odległe rejony Wszechświata. Nikt jeszcze nie słyszał wtedy o "ciemnej energii" i tym podobnych dziwadłach. Padł tam natomiast inny pomysł na rozwiązanie problemu powrotu (o którym w tak przejmujący sposób napisał chyba najlepiej Lem w "Powrocie z gwiazd"), w sumie banalny - skoro i tak możliwości technologiczne są niczym nieograniczone (zakładamy), to jak problem tkwi w tym, by w podróż posłać całą planetę, lub, przynajmniej olbrzymi statek, będący ogromną społecznością? Problem powrotu znika automatycznie - bo nie trzeba już nigdzie wracać, skoro dom zabiera się ze sobą. Na pewno byłoby to trudne do zrealizowania, ale jakieś wyjście w końcu jest.

 

Natomiast starałem się napisać ten wpis tylko o rzeczach, które znamy - jeśli wchodzimy na obszar bardzo ryzykownych hipotez jest ich wiele, problem tylko w tym, że jak na razie to tylko pomysły. Wcale nie odmawiam im prawa do egzystencji czy też - nawet bym się ogromnie ucieszył - poprawności, ale póki co...

 

Pozdrawiam!:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O to już lepiej :rolleyes:

Idziemy w dobrym kierunku. Ziemia jako statek kosmiczny....ciekawe...

A może jakieś tunele podprzestrzenne (ja też czytywałam książki fantastyczne....), ale statkiem jest nasza planeta?

A najlepiej by było, aby można z tej wyprawy wrócić! I na dodatek spotkać się z naszymi starymi znajomymi.

Wtedy zaczęłoby nabierać to sensu.

 

B)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Pewnie będzie, że się czepiam i trochę będzie w tym racji, ale...

Mam wrażenie, że każde forum astronomiczne to zbiór ludzi, których jedyną pasją jest zabawa z teleskopem i ewentualnie robienie zdjęć. Nie powiem, żeby nie było to fajne, bo sama lubię spojrzeć w niebo właśnie w taki sposób i większość zdjęć jest fajna, ale....

 

...zacznę się czepiać teraz....

 

W ogóle widzę, że nie ma chęci rozmów na tematy związane z astronomią. Wiadomo, nie wszyscy z nas są fizykami. ale dlaczego nikogo nie pasjonuje problem podróży międzygwiezdnych. boskiej cząstki, przybyszów z kosmosu lub początków świata? Trochę szkoda, że nie ma tutaj nikogo, z kim dałoby się rozwinąć te tematy.....;)

Edytowane przez tiane
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może to i czepianie ale sam to zauważyłem;) Zabawa z teleskopem (jeśli mogę to nazywać zabawą) jest z pewnością fascynująca jednak szczerze się przyznam, że nie mam do tego odpowiedniego zapału i samozaparcia, można jeszcze dodać brak odpowiednich funduszy na konkretny sprzęt oraz lokalizację (z balkonu w mieście trudno chyba prowadzić obserwacje). Muszę też przyznać że zawsze interesowały mnie znacznie bardziej mechanizmy, które kryją się za tym wszystkim a nie same obserwacje, wnioski,które płyną z obserwacji. Ale cóż, w pewnym sensie to też rozumiem.

 

Dobry pomysł naprawdę z rozwinięciem tego tematu - tak się też składa, że chętnie zasięgnąłbym informacji u kogoś, kto rzeczywiście ma pojęcie w temacie: zarzucono mi, że moje stwierdzenie, iż rosnąca w nieskończoność statku nie jest problemem, gdyż w nieskończoność rośnie również masa paliwa, które ma ze sobą taki statek. Myślałem nad tym uparcie, jednak nie wystarcza mi wyobraźni by powiedzieć, że to prawda lub fałsz. Znalazłby się może ktoś z odpowiednią wiedzą, kto mógłby mi to wyjaśnić? Z jednej strony masa paliwa rośnie, to fakt, ale jego ilość jako taka się nie zmienia. Nie potrafię się połapać i byłbym wdzięczny za wsparcie;)

 

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...)W ogóle widzę, że nie ma chęci rozmów na tematy związane z astronomią. Wiadomo, nie wszyscy z nas są fizykami. ale dlaczego nikogo nie pasjonuje problem podróży międzygwiezdnych. boskiej cząstki, przybyszów z kosmosu lub początków świata? (...)

Pozwolę sobie zarówno zgodzić się z Tobą, jak i polemizować. Zgadzam się, że się czepiasz! ;)

Ale już nie zgadzam się, że na forum nie ma chęci do rozmów, których tematy związane są z astronomią. Bo "zabawa teleskopem" czy część astrofotografii to wciąż podstawy astronomii. Natomiast metafizyczna część kosmologii ("boska cząstka") nie jest głównym nurtem tej nauki. Podobnie z międzygwiezdnymi podróżami - w czasach, gdy projekt uruchomienia bazy na Księżycu zajmuje ludzkości dziesiątki lat, rozmowy o podróżach ludzi do gwiazd są bliżej fantastyki naukowej a nie astronautyki.

 

Nie zamierzam dezawuować interesujących Ciebie tematów, chcę tylko zwrócić uwagę, że jednak w zdecydowanej większości naprawdę rozmawiamy tu o astronomii. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie neguję tego, że na tym forum rozmawia się o astronomii. Jednak rozmowy te dotyczą głównie spraw technicznych. Dlatego napisałam o "zabawie z teleskopem".

 

Ale na pewno nie mogę się zgodzić z tym, że rozmowy o "boskiej cząstce" lub na podobne tamaty nie mieszczą się w ścisłym kręgu zainteresowań astronomów.

WIĘCEJ!!!!!

To tylko dzięki takim pytaniom (na początku oczywiście znacznie prostszym, które odzwierciedlały nasz stan wiedzy o kosmosie) astronomia w ogóle się rozwinęła!!!!

 

Tylko pytanie "dlaczego" lub "jak" ma sens w astronomii.

 

Niestety, wiele osób na forum uważa, że astronomia to głównie obserwacje. Nie neguję tego. Ale nie zgadzam się z Tobą, że moje podejście wykracza poza główne tematy astronomiczne. Uważam również, że właśnie ograniczone podejście do poruszanych tematów nie ma racji bytu w tej dziedzinie nauki. Astronomia dlatego pozwoliła nam polecieć do gwiazd, bo ludzie marzyli o gwiazdach. Jest w astronomii właśnie dużo pytań filozoficznych i głównie dzięki rozmowom na takie tematy się rozwija.

Edytowane przez tiane
  • Lubię 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Dobry pomysł naprawdę z rozwinięciem tego tematu - tak się też składa, że chętnie zasięgnąłbym informacji u kogoś, kto rzeczywiście ma pojęcie w temacie: zarzucono mi, że moje stwierdzenie, iż rosnąca w nieskończoność statku nie jest problemem, gdyż w nieskończoność rośnie również masa paliwa, które ma ze sobą taki statek. Myślałem nad tym uparcie, jednak nie wystarcza mi wyobraźni by powiedzieć, że to prawda lub fałsz. Znalazłby się może ktoś z odpowiednią wiedzą, kto mógłby mi to wyjaśnić? Z jednej strony masa paliwa rośnie, to fakt, ale jego ilość jako taka się nie zmienia. Nie potrafię się połapać i byłbym wdzięczny za wsparcie;)" - cytat

 

 

Odpowiem na tyle, na ile pozwala moja znajomość fizyki (jest średnia, ale nie taka kiepska). Według mnie masz rację. Wzrost masy paliwa ma się nijak do jego objętości a co za tym idzie do potrzebnej ilości do lotu.

 

Ja mam cały czas wrażenie, że idziemy w złym kierunku. Oczywiście lot na Marsa lub Europę może się odbyć "starą" metodą tzn. klasycznym statkiem. Ale ta metoda nie ma zastosowania w locie do innych gwiazd. Zarówno w związku z paliwem (no, może coś jeszcze tutaj wymyślimy), ale przede wszystkim ze względu na terrię względności Einsteina (lot z prędkościami bliskim prędkości światła a nasi przyjaciele, którzy się starzeją na Ziemi).

 

Tutaj trzeba pomyśleć o czymś innym. Zakrzywieniu czasoprzestrzeni? Może mostami (jakieś strasznie trudne teorie zakładają takie drogi). Jeśli lecimy do gwiazd to inną drogą niż jest wyznaczona obecnie :rolleyes:

Edytowane przez tiane
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiem na tyle, na ile pozwala moja znajomość fizyki (jest średnia, ale nie taka kiepska). Według mnie masz rację. Wzrost masy paliwa ma się nijak do jego objętości a co za tym idzie do potrzebnej ilości do lotu.

 

No i dobrze, ale widzisz - zadałem to samo pytanie również na innym, stricte fizycznym forum, i tam dostałem odpowiedź, wedle której masa spoczynkowa czy to pojazdu samego czy paliwa w ogóle NIE ROŚNIE, a rośnie masa relatywistyczna. Zgłupieć można całkiem;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tiane, zacznijmy od tego, że aby zakrzywić czasoprzestrzeń i utrzymać to zakrzywienie, potrzebne jest tyle energii, że ludzkość nie będzie jej w stanie wytworzyć nawet za kilkaset lat...

 

Prawda jest taka, że duża część społeczeństwa posiada dziecięce marzenia o podróżach międzygwiezdnych wszelakimi napędami skokowymi, bramami czy tunelami. Niestety, nie ziści się to, dopóki przynajmniej nie przełamiemy bariery wytwarzania naprawdę(!) potężnych energii.

 

Science Fiction pozostanie nim do czasu, gdy ktoś nie połączy STW i Mechaniki Kwantowej w spójną całość oraz nie przełamiemy kilku barier (dla przykładu- akapit wyżej).

 

Pozdro ;).

 

PS.

Mam nadzieję, że nic nie namieszałem. Przez ostatni rok moje zainteresowania się zmieniły i fizykę traktuję jako ciekawostkę niż jeden z moich ulubionych przedmiotów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

>>> Zacznę od końca. Zapewne ochotnicy do takiej podróży by się znaleźli.

 

Tak naprawdę astro-biolodzy przypuszczają, że ekspansja kosmiczna postępuje metodą kolejnych przyczółków. Problemy z naszym słońcem zmuszą i nas do tego. Najistotniejszym kłopotem są właśnie owe drobiny materii unoszące sie kosmosie (po drodze, których energia zderzeń to niestety 0.5*m*v_względem_rakiety_do_kwadratu). Każda wyprawa będzie misją straceńców - szanse dolecenia i zagospodarowania planety docelowej i zaludnienia wyniosą na przykład 0.07%. Przy czym oczywiście dolecą dopiero pra pra wnuki - o czym ze smutkiem konstatuję. Prawdopodobnie rozsądniej będzie wysłać najpierw roboty które zasieją rośliny na sensownej planecie, a dopiero - załóżmy 500 lat potem - ludzi. Tak czy siak bez silnej astronomii (badanie widma, tranzytów itp) się nie obejdzie. Astronomia stanie sie zatem kiedyś ostatnią szansą ludzkości. I pojawią sie ludzie którzy całe życie przewegetują w rakiecie jako nośniki DNA - uff. No i jakie polityczne wyzwania. Kto zagłosuje na Partię, co zechce zbudować flotę rakiet i robotów zamiast egoistycznie doegzystować na ziemi ile się da i odejść z listy żyjących gatunków rozumnych. Jest jeszcze cień szansy, że - jesli wyślemy te roslinki, sinice itp to nawet jak ludzie nie dolecą to z nich wyewoluje z czasem nowy płaz, gad i w końcu ssak. I królem planety zostanie na przykład "słoń rozumny". Tak sądzę ;)

Edytowane przez ekolog
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.